środa, 8 maja 2013

13 Tego zranię, tego wykorzystam

        Pojawili się przy domu Bobby’ego. Nicole cicho syknęła i bez słowa ruszyła w stronę drzwi. Zobaczyli palące się w kuchni i w salonie światła. Watson słyszała, że Winchesterowie są tuż za nią.
- Zwolnij księżniczko. Wszystko w porządku?  - zapytał Dean, doganiając ją.
- Będzie w porządku, jak usunę to dziadostwo z ramienia – odpowiedziała, a następnie uśmiechnęła się złośliwie i dodała. – A będzie jeszcze lepiej, jak dorwę Samuela i urządzę mu jego osobiste piekło.
       Miała gdzieś to, że Samuel jest człowiekiem, łowcą i krewnym Winchesterów. Oszukiwał ją i Sama od samego początku. Kręcił na boku z Crowley’em, a gdy przyszło, co do czego, potraktował ich, jak śmieci. Kipiała z wściekłości, bo zaufała mu. Zaufała na tyle, że powiedziała kim tak naprawdę jest.
- Bobby! – krzyknął Sam, kiedy weszli do środka.
- W salonie.
- Mamy do pogadania –ciągnął Dean.
        Nastała chwila ciszy. Po chwili do kuchni wszedł Bobby, poprawiając czapkę, którą miał na głowie.
- A tej co? – zapytał, wskazując na Nicole, która usiadła przy stole i przysunęła bliżej siebie butelkę z whisky.
- Ktoś ją ustrzelił – odpowiedział Dean.
- Kto?
- Nie wiem. Gwen albo Samuel. Było ciemno – odezwała się Watson.
- Jak wygląda sytuacja? – dopytywał się Singer.
- Gówniano – prychnął Dean i usiadł obok Nicole.
- No, to zamieniam się w słuch – powiedział i również usiadł przy stole.
        Winchesterowie i Watson zaczęli opowiadać o tym, co wydarzyło się, gdy odnaleźli kryjówkę Campbellów. Bobby nie przerwał im ani razu. Widać było, że od razu analizował ich słowa.
- Pieprzony sukinsyn – syknęła Nicole i skrzywiła się, kiedy Sam usunął z jej ramienia kulę. – Dzięki.
- Trzymaj. – Przyłożył do jej rany białą gazę. – Uciskaj. – Następnie zrobił jej opatrunek.
- Od dawna robił nas w konia – ciągnęła Watson.
-Myślisz, że Czyściec istnieje naprawdę? – zapytał Dean, a wszystkie oczy skierowały się w stronę Bobby’ego.
- Są pogłoski i plotki. Większość łowców wierzy w to, że po śmierci te kreatury muszą gdzieś iść. Ludzie mają do wyboru piekło lub niebo, a oni jakieś inne miejsce. Choć nigdy nikt z naszych nie wspomniał o Czyśćcu, jako o tym właśnie miejscu. Skoro jednak Crowley tak bardzo chce je znaleźć, być może naprawdę istnieje.
- Trzeba będzie to sprawdzić – powiedział Sam.
- Jeszcze jedno – odezwał się ponownie Singer. – Jesteście pewni, że Crowley ma duszę Sama?
- Całkiem możliwe – odpowiedział Dean. – A znając go, nie odda jej od tak.
- Będziemy musieli znaleźć jakieś inne wyjście z tej sytuacji. Nie możemy pozwolić, aby ta gnida znalazła to, czego szuka. Zrobi się wtedy nieciekawie.
        Między nimi znów zapadła cisza. Każde z nich patrzyło w inną stronę, starając się jakoś to wszystko sobie poukładać. Nicole zaczynała się zastanawiać, czy faktycznie krąży nad nimi jakieś fatum, bo z jednej beznadziejnej sytuacji wpadają w drugą. Rzadko mieli okazję wymierać między dobrem a złem. Zawsze musieli stawiać na mniejsze zło, które później i tak przeradzało się w kolejną katastrofę, z którą musieli się mierzyć. I tak w kółko. Dziwiła się, że żadne z nich jeszcze nie oszalało.
        Ciszę w kuchni przerwał dzwonek telefonu. Wszyscy drgnęli i spojrzeli w stronę Deana. Ten wyciągnął telefon, spojrzał na wyświetlacz i podniósł się z miejsca. Naciskając zieloną słuchawkę, wyszedł do salonu.
- Lisa? – Usłyszeli jego głos.
        Nicole spięła się. Ta kobieta działała na nią, jak płachta na byka. Zazgrzytała cicho zębami. Na szczęście ani Bobby ani Sam tego nie słyszeli. Chwyciła, więc butelkę z alkoholem i wypiła z niej kilka większych łyków.
- Nie, nie przeszkadzasz… - Kontynuował rozmowę starszy Winchester. – Tak, pracujemy nad czymś… Nie dam rady… Tak, wiem… Nic się nie zmieniło… Ty też na siebie uważaj i na Bena… Jasne… Do usłyszenia. – Rozłączył się i wrócił do kuchni. Usiadł z powrotem na swoje miejsce. Rozejrzał się po pozostałych.
- Na czym staneliśmy? – zapytał.
- Że jesteśmy w czarnej dupie – odparła Nicole i wstała z miejsca. – Skoro i tak zatrzymaliśmy się w martwym punkcie, to pozwolicie, że pójdę na górę i zregeneruję siły. – Wstała i złapała za butelkę, w tym samym momencie, kiedy zrobił to Bobby. – No, co?
- Nie przesadzasz?
- Oj, przestań. To mi dobrze zrobi.
         Niechętnie puścił butelkę i pozwolił by z nią odeszła. Dziewczyna pewnie ruszyła przez kuchnię, przeszła przez salon i zaczęła wspinać się po schodach. Dochodząc do pokoju, w którym zawsze spała, pociągnęła zdrowo z butelki. Weszła do środka i usiadła na łóżku.
         Zaczęła się zastanawiać, w jakie jeszcze bagno zdążą wdepnąć zanim wszystko runie im na głowę. Oprócz goryczy zawodu, czuła także złość. Miała wrażenie, że te uczucia wypełniają każdą komórkę jej ciała. Otarła dłonią usta i ponownie przysunęła do nich butelkę. Wzięła kolejne kilka łyków i aż się skrzywiła.
        Kiedy opróżniła niemalże całą butelkę alkoholu, wstała i podeszła do swojej torby. Postawia pustą butelkę na stole. Schyliła się i poczuła lekki ból w okolicy klatki piersiowej. Powoli wyprostowała się. Zakręciło jej się w głowie. Starając się złapać równowagę, oparła dłonie o szafkę. Wzięła kilka głęboki oddechów. Wszystko ustało. Jednak po chwili ból wrócił ze zdwojoną siłą. Nicole skrzywiła się i zacisnęła zęby. Starała się wyrównać oddech, który przyspieszył. Doszła do łóżka. Ogarnęła ją panika, kiedy nie mogła złapać powietrza. Miała wrażenie, że jeszcze trochę, a się udusi. Ból z klatki piersiowej promieniował na całe ciało. Chciała usiąść, ale przewróciła się na łóżko i straciła przytomność.

        Sam wyszedł z łazienki. Przeciągając się ruszył w kierunku drzwi od sypialni Nicole. Odkąd pamiętał zajmowała zawsze ten sam pokój w domu Singera. Delikatnie zapukał, ale nie otrzymał żadnej odpowiedzi. Nacisnął na klamkę i wszedł do środka. Uniósł lekko brwi do góry. Nicole leżała w poprzek łóżka, kompletnie ubrana i pogrążona w głębokim śnie.
        Bez słowa wszedł do środka, a do jego nosa doszedł zapach alkoholu. Wziął pustą butelkę po whisky, raz jeszcze rzucił okiem na śpiącą i wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Był zdziwiony, że Nicole tak szybko się upiła. Należała do osób z twardszą głową, a to za sprawą jej – jak to ona określała – drugiej natury. On sam nic nie czuł, więc mógł sobie tylko wyobrazić, co musiała czuć Nicole, kiedy dowiedziała się o umowie Campbella. Choć Watson należała do osób nieufnych, to jednak zaufała Samuelowi na tyle, że zdradziła swoje korzenie. Teraz niestety jego prawdziwe ja wyszło na jaw, więc Sam nie dziwił się, że była po prostu wkurzona i zawiedziona. Z pewnością gdyby miał duszę, reagowałby na tą sytuację całkiem inaczej. Teraz jakoś nie przejmował się tym, co będzie dalej.  Nie był nawet pewny tego, czy chce tą swoją duszę z powrotem. Z drugiej jednak strony, gdyby ją odzyskał, znów stałby się stuprocentowym człowiekiem, takim z uczuciami i emocjami. Z pewnością wtedy jego podejście do życia było by inne, nie tak proste, jak teraz.
         Wszedł do kuchni, machając pustą butelką w powietrzu. Bobby zerknął na nią znad gazety, ciężko westchnął i pokręcił głową.
- Śpi – powiedział Sam, wyrzucając butelkę do kosza. – Może jak się obudzi, to jej przejdzie.
- Albo wróci do Samuela i wyrwie mu flaki – odpowiedział Bobby.
- Daj spokój – prychnął Sam. – To przecież Nicole.
- Tak. Ale w związku z Samuelem, to wam kompletnie nie wyszło. Po tej całej sprawie z tobą – wskazał młodszego palcem –to się nie dziwię, czemu nic nie zauważyłeś, ale ona? Ona przeważnie ma dobry instynkt.
- Instynkt zawodzi.
- Chyba już dawno powinienem się przyzwyczaić do tego, że zarówno wy, jak i ona robicie durne rzeczy.
- Witaj w naszym świecie Bobby – powiedział Sam z uśmiechem. Usiadł na wolnym krześle i przysunął bliżej siebie kubek z parującą kawą. 

           Usiadła na łóżku, przecierając dłonią oczy. Poczuła niesmak w ustach, który był skutkiem wczorajszej whisky. Dźwignęła się na nogi i ruszyła w stronę drzwi. Wyszła na korytarz i przeszła do łazienki. Zrzuciła ubrania i wskoczyła pod prysznic. Następnie owijając się ciasno ręcznikiem, stanęła przed umywalką. Chwyciła za swoją kosmetyczkę i wygrzebała z niej szczoteczkę do zębów. Po umyciu zębów i nałożeniu balsamu, ponownie stanęła przed umywalką. Przetarła dłonią zaparowane lustro i spojrzała w swoje odbicie. Wzięła głęboki oddech, a na jej twarzy pojawił się uśmiech. Zabrała się za makijaż.
          Czuła się bardzo pewna siebie, naładowana energią i przepełniona różnymi emocjami, których nie chciała się pozbywać. Miała wrażenie, że wszystko idzie w dobrym kierunku i że w końcu nic jej nie ogranicza, że może robić to, co chce. Wysuszyła włosy, planując jednocześnie ten dzień. Nie chciała myśleć o Samuelu i Crowley’u. Chciała czegoś innego, czegoś o czym marzyła od dawna. I dzisiaj wiedziała, że może zrobić wszystko. Spojrzała raz jeszcze w swoje odbicie, a następnie zniknęła.
          Pojawiła się w pokoju. Szybko zlokalizowała swoją torbę. Odrzucając ręcznik w bok, nachyliła się nad nią. Wyciągnęła z niej czyste rzeczy, które przeniosła na łóżko. Zdążyła założyć tylko bieliznę, kiedy ktoś zapukał do pokoju. Kąciki jej ust wykrzywiły się w uśmiechu.
- Co? – zapytała, odwracając się w stronę otwierających się drzwi.
         Dean podniósł głowę i zatrzymał się, widząc Nicole w samej bieliźnie. Nie mógł się powstrzymać i zmierzył ją wzrokiem. Od czarnych rozpuszczonych włosów, do czekoladowych oczu, po biust zasłonięty przez czarny stanik, zaokrąglonych biodrach, czarnych figach, kończąc na smukłych nogach. Dla niego Nicole zawsze była piękną kobietą, która posiadała pewien rodzaj magnetyzmu, którym go do siebie przyciągała. Jednak dopiero teraz przypomniał sobie, jak bardzo pociągała go fizycznie.
- Co? – powtórzyła niecierpliwym tonem. Niechętnie oderwał wzrok od koronkowej bielizny.
- Skoro już nie śpisz, to śniadanie jest na stole.
- Dzięki. Zaraz zejdę.
- Spoko.
        Pokiwał głową, a następnie wyszedł z pokoju. Nicole prychnęła pod nosem i wciągnęła na siebie czarne rurki i czerwoną tunikę.
- Faceci… Patrzą na ciebie, jak na mięcho do zjedzenia – skomentowała, wskakując w buty na obcasie. Odgarnęła włosy, chwyciła za cienką kurtkę i pewnym krokiem ruszyła w stronę drzwi.


        Stukot jej obcasów niósł się echem po całym domu, wiec nic dziwnego, że trójka łowców spojrzała w stronę wejścia, jeszcze zanim Nicole znalazła się w kuchni. Kiedy usiadła przy stole, nadal czuła na sobie badawcze spojrzenia pozostałych. Wyciągnęła rękę w stronę talerza z kanapkami zrobionymi przez Sama. Wzięła jedną i ugryzła kawałek, przekręcając oczami. Zerknęła po kolei na każdego i teatralnie westchnęła.
- Co znowu jest nie tak? – odezwała się, odrywając kanapkę od ust.
- W porządku? – zapytał Sam.
- W jak najlepszym – odpowiedziała. Bobby i Dean wymienili spojrzenia. – Widziałam to. Byłabym wdzięczna gdybyście zajęli się swoimi sprawami i odczepili się ode mnie.
- Po prostu widzieliśmy, jak zareagowałaś na drugą twarz Samuela – skwitował Bobby.
- Tak wkurwiłam się na maksa – syknęła, machając w jego stronę palcem. – Ale odreagowałam, więc nie drążcie tematu i nie wkurzajcie mnie na nowo.
- Właśnie widać, jak odreagowałaś – odezwał się Dean.
- Jak macie mi tak truć, to dziękuję za takie śniadanie – warknęła i poderwała się ze swojego miejsca. Obrzuciła ich wściekłym spojrzeniem, wzięła do ręki jeszcze dwie kanapki i rozpłynęła się w powietrzu.
- Nieźle, całkiem nieźle – powiedział Sam.
- Ta… przeszło jej – skwitował Bobby. – Właśnie widzę.
- Nie dziwię się jej, że jest wkurzona – odparł Dean.
- Czy ja mówię, że nie może być wkurzona? Sam bym się wściekł, ale litości, nie można już normalnie o tym porozmawiać?  - ciągnął Bobby. Bracia pokiwali tylko głowami i zajęli się swoimi kanapkami, które leżały na ich talerzach.

          Nicole zjawiła się dwie godziny później. Oparła się o ścianę między kuchnią i salonem. Wlepiła oczy w Singera i Sama, którzy pochylali się nad jakimiś książkami. Dopiero kiedy głośniej westchnęła, podnieśli głowy i spojrzeli w jej stronę.
- Wróciłaś? – Nicole już zamierzała otworzyć usta, ale Sam ciągnął dalej.-Nie będziemy o tym gadać jeśli nie chcesz.
- Jestem pod wrażeniem- odparła. – Będę wdzięczna.
- W takim razie jeśli wszystko jest już w miarę normalnie, to może ruszysz tyłek i pomożesz nam szukać czegoś na temat Czyśćca? – Odezwał się Bobby. Dziewczyna przekręciła oczami.
- Serio? Nie możemy zrobić sobie dnia wolnego?
- Ty się słyszysz?- zakpił Singer.
- Dobra. Niech ci będzie – powiedziała, machając ręką w jego stronę.
           Bobby pokręcił głową i poprawił czapkę z daszkiem. W tym samym momencie rozdzwonił się telefon komórkowy. Singer wcisnął rękę w kieszeń i wyciągnął swoją komórkę. Zerknął na wyświetlacz, a następnie odebrał.
- Co się stało?... Co?... Rany… Gdzie jesteś?... Dobra, zaraz będę. – Odłączył się i wstał z miejsca. Spojrzał na Sama i Nicole.
- Musicie na razie radzić sobie sami.
- Co się stało?- zapytał Sam.
- Rufusowi rozkraczył się samochód i ten pierdoła nie potrafi go uruchomić. Jest godzinę drogi stąd. I tak tu jechał, więc postanowił, że go doholuję do warsztatu i pomogę naprawić jego grata.
         Zarzucił na siebie granatowy bezrękawnik i ruszył w stronę drzwi. Zatrzymał się w połowie drogi i odwrócił do nich.
– Mam nadzieję, że przez ten czas coś znajdziecie.
- Ta, ale masz życzenia – odparła Nicole.
- Wrócę za jakieś dwie godziny. – Kiwnął im głową i wyszedł z domu.
          Nicole uśmiechnęła się i spojrzała na Sama, który jeszcze przez chwilę wpatrywał się w miejsce, w którym niedawno stał Singer. W końcu odwrócił się i napotkał wzrok Nicole.
- Nie mówiłam, że będzie wolne – powiedziała, podchodząc do niego.
- Też mi się nie chce, ale chyba…
- Sammy – zaczęła i ponownie uśmiechnęła się do niego. – Dean grzebie w samochodzie, a my mamy odwalać czarną robotę? Chyba należy nam się, choć odrobina wolnego. Świat się od tego nie zawali.
- Nie poznaję cię – odparł, kiedy nachyliła się nad nim. Oparła dłonie o jego kolana tak, że ich oczy znalazły się niemalże na tej samej wysokości.
- Tyramy. Ciągle tyramy. A nam też przyda się odrobina rozrywki.
- Rozrywki?
- Dokładnie. Pamiętasz, jak fajnie było przedtem?
- Pamiętam, ale teraz jest inaczej.
- Wcale nie inaczej – ciągnęła swoje.
         Przybliżyła się do niego, kładąc mu ręce na ramionach. Jej usta znalazły się przy jego uchu. Czuł jej ciepły oddech na skórze.
- Zabawmy się, jak dawniej Sam – wyszeptała, a on poczuł przyjemny dreszcz, który przebiegł po jego plecach.
- Nie zapominaj, że teraz jest z nami Dean.
         Odsunęła się i spojrzała w jego zielone tęczówki. Z jej twarzy zniknął uśmiech. Wiedział, że nie spodobało jej się to, że wspomniał o swoim bracie.
- On cię nadal kocha.
- Nie bądź śmieszny Sam. A nawet jeśli, to mam to gdzieś. – Na twarzy Sama pojawiło się niezrozumienie. – Jestem wolna Sammy i mogę robić, co mi się podoba. On ma swoją ździrowatą Lisę, więc niech nie wpycha się tam, gdzie go nie chcą.
- Ale… - Nie zdążył nic więcej powiedzieć, bo Nicole zamknęła mu usta pocałunkiem.
- Dean to temat zamknięty – wyszeptała, ponownie uśmiechając się szeroko. – Mam gdzieś to, czego on chce. – Dotknęła dłonią jego policzka, a następnie przejechała palcem wzdłuż szyi. – Postanowiłam być egoistką. Ważne wiece jest to, czego ja chcę.
- A czego chcesz?
- W tym momencie chcę ciebie Sam – powiedziała, przybliżając się do niego. – I dostanę to, czego chcę.
- Tak?
- Tak. Czuję, jak twoje ciało reaguje i dlatego wiem, że ty też tego chcesz.
          Ponownie spojrzeli sobie w oczy. Sam złapał ją za nadgarstki i przyciągnął do siebie. Usiadła na jego kolanach, wsuwając dłoń w jego włosy. Jego ręce błądziły po jej plecach, kiedy ich pocałunki zmieniły się w bardziej zachłanne. Jej usta zjechały w dół jego szyi. Poczuła, jak dotyka jej ud. Zaśmiała się cicho, wiedząc, że dostaje to, czego chce. Słyszała, jak jego oddech przyspieszył. Nakręciła się jeszcze bardziej. Jego dłonie znalazły się pod jej pośladkami. Uniósł ją i przewrócił na plecy. Książki upadły na podłogę.
- Poczekaj – powiedziała, a on podniósł głowę. Odgarnęła z jego twarzy brązowe kosmyki włosów. – Zmieńmy miejsce.
- Bo?
- To salon Bobby’ego, to jest... hmm… nieodpowiednie miejsce na tego typu rozrywki.
- Ta, coś w tym jest – powiedział i musnął ustami jej usta. – To gdzie idziemy?
- Akurat nie musimy nigdzie iść –odparła i oboje rozpłynęli się w powietrzu.
          Dean jeszcze przez moment stał z otwartymi ustami, wpatrując się w kanapę, na której niedawno znajdowali się Sam i Nicole. Jego dłonie zaciśnięte były w pięści. Ogarnęła go wściekłość, która wypełniała każdą komórkę jego ciała. Miał ochotę krzyczeć, a także przyłożyć Samowi za to, co zrobił. Że go zdradził. Zdradził zbliżając się do kobiety, którą kocha. I choć ją stracił, to miał nadzieję, że w końcu ją odzyska. Teraz jednak wszystko to legło w gruzach.  Zazgrzytał zębami, odwrócił się i wyszedł z domu.
          Szybko znalazł się obok Impali. Ciężko dysząc, rozglądał się dookoła. Czuł, że zaraz wybuchnie. Złapał za najbliższą butelkę z piwem i roztrzaskał ją o maskę pobliskiego granatowego samochodu. Otworzył drzwi od Impali. Usiadł na siedzeniu i ukrył twarz w dłoniach.

          Pojawili się piętro wyżej, w pokoju zajmowanym przez Nicole. Szybko pozbywali się swoich ubrań, w dalszym ciągu obsypując się pocałunkami. Ich oddechy były co raz szybsze. Sam ponownie przewrócił Nicole na plecy. Opadła na poduszki, a po chwili jęknęła, kiedy w nią wszedł. Uniósł jej ręce nad głowę i przycisnął do pościeli. Co chwila przyspieszał i zwalniał, nie spuszczając wzroku z jej twarzy.
         W końcu uwalniając się z jego silnego uścisku, znalazła się na górze. Dotknął jej piersi, a następnie usiadł i objął ją w pasie, przyciągając dziewczynę mocniej do siebie. Ich oddechy przyspieszyły jeszcze bardziej, kiedy i oni zwiększyli tempo. W tym momencie nie istniało nic, poza nimi i tym pokojem.
         Wbiła mu paznokcie w plecy, a on wpił się w jej usta. Oboje doszli w tym samym momencie. Ciężko dysząc, opadli na poduszki. Przez chwilę między nimi panowała cisza. W końcu Nicole przewróciła się na bok i oparła głowę o rękę.
- Dzięki Sam – powiedziała z uśmiechem, który wcale mu się nie spodobał.
- Co jest?
- Dostałam właśnie to, czego chciałam. Nie jesteś mi już potrzebny. – Podniósł się do pozycji siedzącej i spojrzał na nią.
- Mogę wiedzieć, co zrobiłaś?
- Niedługo się dowiesz –powiedziała tajemniczo i udała, że się przeciąga. – Teraz wyjdź.
- Nicole?
- Wynoś się Sam – warknęła i przekręciła się na plecy. Zamknęła oczy, w dalszym ciągu uśmiechając się.
          Winchester wstał i podniósł swoje ubrania. Szybko ubrał się i spojrzał na leżącą dziewczynę. Miał dziwne wrażenie, że był tylko narzędziem w jej rękach. Z pewnością gdyby mógł, to właśnie tak by się czuł. Wykorzystany do jakiegoś celu. Kompletnie nie rozumiał całej tej sytuacji. Nie miał też pojęcia, co się dzieje z Nicole. Była po prostu inna. Ponownie zerknął na jej twarz, na której malował się złośliwy uśmieszek triumfu. Zmarszczył brwi i bez sława wyszedł z pokoju.

          Chodził po salonie, to w jedną to w drugą stronę, analizując całą sytuację. Coraz bardziej utwierdzał się w tym, że Nicole nie jest sobą. Czyżby to zdrada Samuela tak na nią wpłynęła? A może było coś jeszcze? Coś, czego nie zauważył lub przeoczył? To nie była ta sama Nikki, którą była jeszcze wczoraj.
         Podniósł głowę i spojrzał na zegarek. Niedługo powinien wrócić Bobby. Nicole w dalszym ciągu siedziała w pokoju. Nie chcąc, aby słyszała ich rozmowę, ruszył w kierunku drzwi. Po chwili znalazł się na zewnątrz. Rozejrzał się po zawalonym samochodami podwórku i powoli skierował się w stronę garażu, w którym Dean miał grzebać w Impali. Zatrzymał się widząc siedzącego brata. Miał zamknięte oczy, a z głośników leciała głośna muzyka. Mimo zamkniętych drzwi i okien, słyszał wyraźnie słowa wokalisty. Sam był przekonany, że już kiedyś słyszał tą piosenkę.
          Przez chwilę nie ruszał się, ale kiedy doszedł do niego odgłos silnika vana Bobby’ego, który wjeżdżał na podwórko, ruszył w stronę brata. Zapukał w szybę. Dean otworzył oczy i wyłączył radio. Otworzył drzwi i spojrzał z nieukrywaną wściekłością na młodszego brata.
- Musimy pogadać – powiedział Sam.
- Owszem musimy.
         Zanim Sam zdążył się zorientować, Dean uderzył go w twarz. Zrobił kilka kroków do tyłu, starając się złapać równowagę.
- Odbiło ci!
- Jak mogłeś mi to zrobić! – warknął i po raz kolejny uderzył brata. Sam zatoczył się i upadł na ziemię. Dean złapał go za koszulkę i przyciągnął do siebie. Znaleźli się twarzą w twarz, wpatrując się w siebie w milczeniu. W końcu Dean nie wytrzymał i odezwał się po raz kolejny.
- Dlaczego akurat ona Sam? – powiedział zawiedzionym głosem i dopiero wtedy do Sama dotarło, o co mu tak naprawdę chodzi.
- Dean ja…
- Ej, ej… Przestańcie natychmiast! - Usłyszeli głos Bobby’ego. Mimo to w dalszym ciągu spoglądali na siebie, ignorując słowa Singera. Ktoś odciągnął Deana, a Bobby pomógł wstać Samowi. Dopiero teraz obaj bracia zorientowali się, że jest z nimi także Rufus, który badawczo spoglądał na każdego z nich.
- O co wam do cholery poszło? – warknął Bobby. Dean wyrwał się z uścisku Rufusa i zerknął na brata, zaciskając usta.
- No, czekam.
- To nie twoja sprawa – prychnął Dean. Singer przewrócił oczami.
- Mylisz się – powiedział cicho Sam. – To też jest jego spawa. 
- Wysilcie się trochę do cholery, bo nie mamy ochoty bawić się w jakieś zgadywanki –odparł Rufus.
- Chodzi o Nicole…
- Przespał się z nią – wtrącił Dean, wskazując Sama palcem i kręcąc z niedowierzaniem głową.
- Hej, czy to jakaś pieprzona telenowela? Mam gdzieś, kto co robi z kim, ale chyba macie jadaczki żeby to załatwiać w bardziej cywilizowany sposób – powiedział Rufus.
- Chodzi o to, że coś się z nią dzieje – ciągnął Sam. – Ona nie jest sobą.
- Jak nie jest sobą? – dopytywał się Singer.
- Dziwnie się zachowuje. Mówi rzeczy, których w życiu by nie powiedziała.
- Co na przykład? – drążył dalej Bobby.
- Na przykład to, że ma gdzieś, czego chce Dean. Że ma gdzieś, co on do niej czuje. – Mówiąc to, wpatrywał się w brata, na którego twarzy malowało się zaskoczenie, ból i niedowierzanie. – Że dostała to, czego chciała i że nie jestem już jej potrzebny – cokolwiek to znaczyło. To jest dziwne. Mimo wszystko jest dziwne. Nicole w życiu by czegoś takiego nie powiedziała. Może takie rzeczy sobie myślała, ale nigdy nie powiedziałaby tego na głos, bo wie, że stanowimy drużynę. Zresztą ostatnio dogadywała się z Deanem całkiem nieźle, więc nagle tak jej się wszystko odwidziało?
- Nicole zawsze należała do osób szczerych do bólu, ale faktycznie to do niej nie podobne. Szczególnie w stosunku do was.
- W stosunku do nas?- odezwał się Dean.
- Gdyby wcześniej miała cię gdzieś, to w życiu by ci nie pomogła z Benem i Lisą – powiedział Rufus, spoglądając na Deana. – A ciebie… Ciebie może faktycznie wykorzystała – odparł wskazując na Sama.
- Teraz tobie zebrało się na zagadki – prychnął Bobby.
- Nie widzisz tego? Dlaczego od tak postanowiła wziąć się za Sama, wiedząc, że Dean jest w pobliżu?
- Bosko, teraz będziesz analizował nasze życie seksualne – odparł starszy Winchester.
- Bo jesteś ślepy – warknął łowca. – Jeśli wszystko, co mówi Sam się sprawdzi i faktycznie z Nicole jest coś nie tak, to można wywnioskować, że zrobiła to specjalnie. Bobby wyszedł, więc zostaliście w trójkę. A najlepszym sposobem na dokopanie byłemu jest wykorzystanie jego brata. Zastanawiam się tylko, w jakim celu to zrobiła? Bo myślę, że jest coś jeszcze oprócz tego, że chciała cię porządnie zranić.
- Przerobiłeś jakiś kurs dla psychologów, czy co? – zakpił Bobby.
- Nieraz w telewizji pokażą coś pożytecznego – odpowiedział Rufus. – Jedno jest pewne. Musimy sprawdzić, co się dzieje z Watson. Nie możemy ignorować jej zdolności. Mam jednak plan, jak to możemy zrobić. Nie będzie to miłe i Nicole z pewnością się wścieknie. Wchodzicie w to? – Pozostali wymienili spojrzenia, a potem pokiwali głowami.

         - Nicole! – Skończyła się ubierać, kiedy usłyszała głos Sama. Odgarnęła czarne kosmyki włosów, wyprostowała się i odwróciła w stronę lustra. Uśmiechnęła się do swojego odbicia.
- Nicole!
- Czego?! – warknęła, otwierając drzwi i wychylając się z pokoju.
- Możesz na chwilę? Chyba coś znalazłem, ale potrzebuję twojej pomocy.
- Nie możesz poprosić kogoś innego? – odparła poirytowana. Nie miała ochoty ślęczeć nad książkami. Miała inne ważniejsze rzeczy do roboty.
- Kogo?
- Przecież Bobby i Rufus już wrócili. Niech oni ci pomogą!
- Są na zewnątrz i naprawiają samochód!
- Dobra. Idę – odparła niezadowolona.
          Zacmokała pod nosem, poprawiła kurtkę i wyszła z pokoju. Przeszła przez korytarz, klnąc pod nosem. Nie miała zamiaru znów wertować różnych podań i legend, które mogły mówić o Czyśćcu, bo tym zajmowali się od niemalże dwudziestu czterech godzin. Zeszła po schodach i zatrzymała się przed Samem, który stał z otwartą książką w ręku.
- Co jest takie pilne, że nie może poczekać? – zapytała zniecierpliwiona.
- Zobacz tutaj – zaczął sam, kładąc książkę na biurku. – Może znasz ten język.
         Nicole uniosła brwi do góry i podeszła od niego. Nachyliła się i spojrzała na stronę, którą wskazywał palcem.
- To przecież łacina – odparła, spoglądając na Sama.
- Może jakaś jej starsza odmiana, bo nic nie mogę zrozumieć – ciągnął swoje Winchester.
- Po prostu łacina – upierała się Watson.
- Nigdy nie byłem w tym dobry.
- Ani ja- usłyszeli głos Rufusa.
         Nicole odwróciła się i zrobiła wielkie oczy. Na ścianie namalowany został odsyłacz aniołów. Chciała się ruszyć, ale Sam przetrzymał ją. Rufus przyłożył dłoń do odsyłacza. Błysnęło jasne światło, a Nicole upadła na podłogę, dławiąc się krwią.
- Pożałujecie tego – wydusiła z siebie, kiedy stróżka czerwonej posoki wypłynęła z jej nosa.
- Z pewnością tak – powiedział Sam i uderzył ją w głowę. Nicole straciła przytomność.
- Dobra chłopcy, pospieszmy się. Nie wiadomo, kiedy nasza panna się obudzi – odparł Rufus, podchodząc do nieprzytomnej dziewczyny.

          Dean wyszedł z piwnicy. Skręcił w stronę kuchni. Minął próg i zatrzymał się. Przy lodówce stał Sam. Młodszy Winchester odwrócił się i spojrzał na brata. Dean zacisnął usta i już miał zamiar wyjść, kiedy odezwał się Sam.
- Poczekaj, nie możemy normalnie pogadać?
- Pogadać? – Sam kiwnął głową. - Ta… Będzie świetna pogadanka.
- Przestań Dean – prychnął Sam. – Ty też nie jesteś taki święty. Też popełniałeś błędy. Nie chciałem cię zranić. Nie myślałem o tym, co robię.
- Jasne. I mówi mi to ktoś, kto nic nie czuje.
- Może nic nie czuję, ale wiem, jak powinienem się zachować w takiej sytuacji. Zresztą to nie tylko moja wina. Nicole sama…
- Tak, zwal to teraz na nią.
- Nie zwalam – powiedział poważnym i spokojnym tonem. – Mówię, jak było. Będziesz mógł się sam o tym przekonać. Popełniłem błąd. Duży błąd pozwalając się wciągnąć w tą jej dziwną grę. Ale chcę to jakoś naprawić. Jesteś w końcu moim bratem. Dlatego obiecuję ci, że już nigdy więcej się to nie powtórzy. I mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz.
          Dean przez chwilę wpatrywał się w Sama w milczeniu. Następnie kiwnął głową, odwrócił się i wyszedł. Chciał wierzyć w to, że z Nicole naprawdę coś się stało i celowo wykorzystała jego brata. Brata, który działa na jakimś automacie i póki nie odzyska duszy będzie robił inne głupie rzeczy. Brata, który na chwilę obecną ma problemy z odróżnieniem tego, co jest słuszne, a co nie. Jednak gdyby Nicole się zmieniła, gdyby faktycznie coś jej się stało, to jak oni poradzą sobie z Crowley’em i Samuelem bez takiego mocnego sojusznika?  Czy może zaistnieć taka sytuacja, że będą musieli ją zamknąć, bo będzie zagrażać innym? A co z jej duszą? Czy przez to, co się stało pękła na dobre?
          Dean potrząsną głową, mając nadzieję, że to pomorze mu uwolnić się od coraz czarniejszych scenariuszy. Wiedział natomiast jedno: musi, jak najszybciej ściągnąć tu Cassa. W tej chwili tylko on wydawał się szansą dla Nicole. On mógłby jej jakoś pomóc. Z tym przeświadczeniem, otworzył drzwi od piwnicy i powoli zaczął schodzić na dół. W myślach zaczął szybką modlitwę do anioła.
***

Znów musieliście długo czekać na kolejną część. Nie wiedziałam, jak tą cześć podzielić, więc wklepałam ją w całości. Dlatego wyszło tak długo. Mam nadzieję, że ten rozdział się wam spodobał. Kolejna cześć z pewnością pojawi się szybciej niż ta, a to za sprawą tego, że będę mieć do was małą prośbę :D Nie będzie to nic strasznego, ale o tym w kolejnej notce. A tak poza tym dziś też miałam problemy ze wstawieniem notki na bloga. Nie wiem, co się dzieje, ale jest to wkurzające. Dlatego nadrobię zaległości u was jutro. Na pewno :)

Teraz jednak chcę wam oznajmić, że ja Lexi założyłam kolejnego bloga. Po ciężkich przeprawach przez bloggera, aby nowy blog wyglądał "po ludzku", w końcu mi się udało. I mam też nadzieję, że po przeczytaniu prologu, opowiadanie wam się spodoba. Od razu uprzedzam, że nie będzie tam wampirów i duchów, a i kochani bracia W nie pojawią się na horyzoncie. Więcej odpowiedzi na pytania typu - czemu to zrobiłaś - znajdziecie pod prologiem.

Adres dortmund-story.blogspot.com  - ta, wiem... Bardzo wyszukana nazwa :D

Mam nadzieję, że odwiedzicie mnie także na tamtym blogu.  Pozdrawiam!

11 komentarzy:

  1. O jasny gwint! Nicole po prostu zrobiła się dziwna. Nie wiem co mam o tym powiedzieć. I to z Deanem. Aż sama jestem ciekawa co się z nią stalo i co tak na prawdę nią kieruje. Idę na Twoj nowy blog. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie muszę pisać, że wyjaśnienie przyjdzie z kolejnym rozdziałem, bo jest to do przewidzenia :D A zapraszam, zapraszam :)

      Usuń
  2. Twoje notki wzięłam na dwa razy, bo wczoraj przypuszczam, że mogłoby niezłe jaja wyjść z mojej interpretacji SPN ;P
    No... z długością poszalałaś. Boże, kiedy ja pisałam takie notki!
    Już od początku czuć te napięcie! W sumie to ma sens tzn to z czyśćcem.
    Nicole ma racje. Po tylu wpadkach każdy mógłby oszaleć, a oni jednak muszą naprawia swoje błędy i starać się na nich uczyć... chociaż każdy wie jak im to wychodzi ;P
    Lisa -,- <- to wyjaśnia wszystko haha
    Co jej się staało?
    Śpi? Tak po prostu? To coś podejrzaaaane jest.
    Nie wiem czemu ale się zaśmiałam podczas rozmowy Sam/Bobby :P Po co w ogóle wchodzić w gadkę z Samem, jak on i tak nic nie czai?
    Ey, ciekawe jak wygląda śniadanie takich łowców haha Fajne przemyślenia nie ;P Ale no ciekawe jak jadali gdy mieszkali u Bobbyego... Dean kanapek nie odpuści, mogłoby się walić, ale kanapka to kanapka.
    Tak czy siak. Jej zachowanie coś jest podejrzane. Nie wierze, że to jej główka brzuszek, boli to było po alkoholu. Ooo kuuurde hahaha ten pierdoła, aż widzę Bobbego jak to mówi! Taaak coś tu zdecydowanie jest nie tak. Prowokuje Sama, (który o dziwi na początku myśli całkiem logicznie). Coś mi się zdaje, że to nie jest Nickol. A Dean skąd to niby wiedział?....
    Rufus też ma niezłe teksty :D Jak słuchałam tzn czytałam gadkę Rufusa to od razu przypomniało mi się, że Bobby ogląda „Tory i Dean” haha
    No ładnie. Jak ona się ocknie to będzie jazda...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh tak mi jakoś wyszło, ale jak pisałam wyżej, nie za bardzo wiedziałam, jak to podzielić. Więc wolałam nie kombinować. Czy tak po prostu? Się okaże. Hehe i dobrze :D Miało tak wyjść, niby poważnie ale z lekką nutką dowcipu. Hmm jak wygląda - krzywe kromki i byle jak ponakładane na nie inne produkty typu ser czy szynka - tak mi się wydaje :D Hahaha dzięki, że mi o tym przypomniałaś, bo ja całkowicie zapomniała o tym "hobby" Singera :D

      Usuń
    2. I dobrze, od czasu do czasu mózgownica może popracować ciężej haha No to Ci się udało :D Lubie te ich gadki, można się pośmiać :D W ogóle cenie za to SPN, z jednej strony w niektórych momentach można na zawał zejść (pamiętam jak pierwszy raz oglądałam Bloody Mary potem bałam się pójść spać haha) a z drugiej zawsze znajdzie się element śmieszny, który rozładowuje napięcie :D
      Tak, to całkiem możliwe :D Albo te takie puszkowe żarcie jak fasola z puszki ;) "hobby" dobre określenie, ciekawe jakie jeszcze ma... zainteresowania :D

      Usuń
    3. Moja mózgownica pracuje aż nad to ahahaha :D Zgadzam się, SPN to mieszanina - nieraz jest dramatycznie, innym razem strasznie, a potem śmiesznie. O właśnie tak - zapomniałam o puszkowym gotowym żarciu. No i oczywiście różnego rodzaju śmieciowe jedzenie na wynos :D Heheh Bobby zagorzały fan :D

      Usuń
  3. corka-trenera.blogspot.com zapraszam serdecznie na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow takiego obrotu sprawy się nie spodziewałam;D
    Przez cały czas kiedy czytałam ten rozdział dręczyła mnie myśl, że ten ból jest związany z popękaną duszą Nicole. Może przez zdradę Samuela i przez telefon Lisy, Nicole tak się wkurzyła, że jej dusza się po prostu rozpadła? No ale odpowiedź na to pytanie pewnie poznam w następnym rozdziale:)

    Zapraszam do siebie na http://supernatural--story.blogspot.com/ gdzie dzisiaj popołudniu powinien pojawić się następny rozdział:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Punkt dla ciebie za dobre powiązanie :D I tak odpowiedź będzie w kolejnej części. Pozdrawiam :)

      Usuń
  5. Nieźle. Nicole naprawdę się wściekła. Nic w tym dziwnego. Tak sobie myślę, że chyba wszystko to co się z nią dzieje, ma jednak związek z jej duszą - na początku pomyślałam, że może coś ją opętało, ale kiedyś pisałaś, że jest to niemożliwe. Porobiło się... Ale Ona i Sam? Dobra wykorzystała go. Będę mieli ciężkie życie, jak Nicole się obudzi. Ekstra część naprawdę. Jestem ciekawa co jeszcze "odwali" Nikki, więc z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy.
    Pozdrawiam M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze kombinujesz :D Fakt kiedyś coś takiego napisałam, gdzieś na samym początku. Hehe tylko nie mów, że myślałaś, że połączyło ich jakieś wielkie uczucie :D Odwali :D i to nie jedno :D

      Usuń