środa, 19 września 2012

17 Nie poddawaj się

       Otworzyła oczy i powoli usiadła na łóżku. Słońce wdzierało się do pomieszczenia zwiastując kolejny dzień. Przy oknie plecami do niej stał Castiel. Przeniosła wzrok na śpiącego obok Sama. Zwilżyła językiem suche wargi i ponownie spojrzała na anioła.
       Zastanawiała się, czy już wie o umowie z Zachariaszem. Czy powie o tym Winchesterom? Wolała, aby jednak nikt o tym nie wiedział. Przed oczami stanęła jej zdenerwowana twarz Bobby’ego. Wiedziała, co sądzi o zawieraniu jakichkolwiek umów z innymi istotami. Martwiła się także o Deana. Była pewna, że Zachariasz dotrzyma umowy, jednak wolałaby przekonać się na własne oczy, że nic mu nie będzie i wyliże się po tym, co zrobił mu Alastair.
- Dużo w tobie wątpliwości i pytań – powiedział Castiel, nie odwracając się w jej stronę. Zacisnęła usta.
- Tak myślisz?
- Tak czuję- odpowiedział.
       Cicho wstała z łóżka i podeszła do niego. Spojrzała na budzące się do życia miasto, a następnie na spokojne błękitne oczy Cassa.
- Jedno z ważniejszych to, to co mi się stało tam na dole. – Usłyszała za plecami podnoszącego się Sama. Castiel odwrócił się i spojrzał to na niego, to na nią.
- Ciężko to wyjaśnić – zaczął.– Nie ma drugiej takiej osoby, jak ty Nicole. Jesteś jedna jedyna.
- I jak widać nic w tym dobrego – rzuciła, opierając się o okno.
- Ta moc, której doświadczyłaś w walce z Alastairem – ciągnął swoje anioł, ignorując jej komentarz. – Myślę, że ona od zawsze w tobie była. I jest nadal, ale nie potrafisz do niej dotrzeć. Zatrzymałaś się w jednym punkcie, a może powinnaś zrobić krok do przodu.
Dziewczyna ściągnęła brwi.
- Czyli to była Nikki? – zapytał niepewnie Sam.
- Jej ciała nikt nie może opętać – odpowiedział Castiel. – To była Nikki. Silniejsza i potężniejsza niż zawsze. Jesteś pół człowiekiem, pół aniołem. Myślę, że to była twoja druga natura. Ta, o której nie miałaś pojęcia. Ta, która ukrywała się głęboko w tobie.
- Nowa ja?
- Całkiem możliwe. Jeśli tak jest musisz nauczyć się ją kontrolować – powiedział Cass.
- Nie powiem, ale byłaś przerażająca – rzucił ze śmiechem Sam.
- Wielkie dzięki – odpowiedziała.
- Pożegnajcie się z królem. Czas wracać do domu – odparł Castiel, odwracając się z powrotem do okna.
- Dasz radę? – zapytała cicho Nicole, kładąc mu rękę na ramieniu.
- Tak. Zebrałem siły. Poczekam tu na was.
       Dziewczyna odwróciła się i spojrzała porozumiewawczo na Sama, który wstał z łóżka. Winchester skinął głową i oboje opuścili pokój w milczeniu.


       Nicole nigdy nie lubiła pożegnań. Może, dlatego wolała znikać bez słowa. Starała się omijać takie sytuacje, w których występowałyby słowo żegnaj. Choć byli w Grecji naprawdę krótko i głównie zajmowali się swoją sprawą, zdążyła polubić Aleksandra Wielkiego.
       Po krótkim pożegnaniu, wrócili z Samem na górę. Weszli do środka, a Cass odsunął się od okna.
- Jesteście gotowi? – zapytał, podchodząc do nich.
- Chyba bardziej nie będziemy – odpowiedziała z uśmiechem. Anioł kiwnął głową i przyłożył im palce do czoła. Cała trójka zamknęła oczy, a następnie rozpłynęli się w powietrzu.


       Otworzyła oczy i rozejrzała się dookoła. Stali po środku zagraconego salonu Singera. Coś uderzyło ją w bok. Odwróciła się widząc, jak Sam podtrzymuje Castiela. Z jego nosa popłynęła krew.
- Cass? W porządku?- zapytała, łapiąc go za ręce.
- Nic mi nie będzie – powiedział, starając się złapać równowagę.
- Trzymam cię stary – odparł Sam. – Posadzimy cię na kanapie.
- Musisz odpocząć- ciągnęła Nicole.
       Wyprzedziła Sama i doskoczyła do kanapy. Odgarnęła z niej stare księgi, aby zrobić na niej trochę miejsca.
 – Te podróże w czasie naprawdę cię wykończą – powiedziała, podając mu chusteczkę.  Anioł drżącą ręką wytarł spływającą po ustach krew.
- Nic mi nie będzie – powtórzył spokojnym głosem. Sam i Nicole wymienili szybko spojrzenia. Castiel oparł głowę o oparcie i zamknął oczy.
- W końcu jesteście! – Usłyszeli głos Bobby’ego, a następnie jego kroki. Wyłonił się z piwnicy i podszedł do nich. Uniósł brwi do góry mierząc ich od góry do dołu.
– Wyglądacie idiotycznie. – Nicole spojrzała na siebie, a następnie na Sama. Nadal byli ubrani w greckie stroje.
- Też się cieszymy, że cię widzimy – odpowiedziała szybko.
- Co nie zmienia faktu, że wyglądacie, jak byście się wyrwali z jakieś balangi dla popaprańców.
        Sam przewrócił oczami i poszedł do kuchni. Zaraz po nim ruszyła Nicole i Bobby. Oboje usiedli na krześle, a Singer wyciągnął z lodówki trzy butelki piwa, które postawił przed nimi. Nie spuszczał z nich swoich brązowych oczu. Poprawił nerwowo czapkę z daszkiem, którą jak zwykle miał na głowie.
- No, pytaj, bo zaraz cię rozniesie – rzuciła Nicole, otwierając wszystkie trzy butelki jednym machnięciem palca. Bobby obszedł stół i usiadł naprzeciwko nich.
- Macie go?- zapytał, łapiąc za butelkę. Wypił kilka dużych łyków zimnego piwa. Nicole kiwnęła głową i wyciągnęła klejnot. 
– I o to tyle zamieszania?
- Dokładnie – odpowiedział Sam. – Teraz musimy znaleźć jeszcze Śmierć i Zarazę, a potem połączyć pierścienie.
- Tak, kaszka z mleczkiem- rzuciła Nicole z sarkazmem.
- A co się tam stało? – ciągnął swoje przesłuchanie Singer.
- Co masz na myśli? – zapytała szybko Nicole.
- Na przykład to, czemu Dean wrócił w takim stanie- odpowiedział Bobby, wlepiając w nią swoje brązowe oczy.
- To długa historia – powiedział Sam.
-Świetnie. Ja mam czas – odparł Bobby i usiadł wygodniej na krześle.
       Sam i Nicole ponownie wymienili spojrzenia. Winchester zacisnął usta i zaczął wszystko opowiadać. Bobby przeważnie był idealnym słuchaczem. Kiedy chciał, umiał się powstrzymać od zadawania pytań. Jednak tym razem bombardował ich nie tylko pytaniami, ale także komentarzami odnośnie wszystkiego, co robili w Grecji.
– I tyle? – zapytał Singer.
- Tyle.
- Skurwysyny – syknął na myśl o demonach. – Dzieciaki mieliście kupę szczęścia – powiedział,machając w ich stronę palcem.
- Wiesz może, co z Deanem? – zapytał Sam, a Nicole raptownie odwróciła się w jego stronę.
- Wyjdzie z tego, choć jak byłem u niego dziś rano, to był jeszcze nie przytomny. Stracił bardzo dużo krwi, ma złamane żebra, wstrząs mózgu i jest nieźle poobijany. Powiedziałem lekarzowi, że musiał oberwać na zabawie przebierańców, na którą się wybrał.
- Zabawa przebierańców?- odparł ze śmiechem Sam.
- A jak niby miałem mu wytłumaczyć ten dziwaczny kostium, który miał na sobie? – warknął Bobby. Młodszy zrobił przepraszającą minę i wstał z miejsca. Poszedł do salonu.
- Castiel zniknął – poinformował ich.
- Pewnie poczuł się lepiej – stwierdziła Nicole. Sam kiwnął głową i wyszedł z kuchni.
       Przez chwilę ona i Bobby siedzieli w milczeniu wsłuchując się w kroki Winchestera, które zmierzały na górę. Dziewczyna miała dziwne wrażenie, że Bobby nie skończył swojego przesłuchania. Po chwili przekonała się, że miała rację. Singer spojrzał na nią i ponownie poprawił czapkę. Nicole zacisnęła usta i również przeniosła na niego swoje oczy.
- Możesz mi coś wytłumaczyć? – odezwał się, a ona cicho zaczerpnęła powietrza.
- Co? – zapytała, starając się przybrać swobodny ton. Mężczyzna nachylił się w jej stronę.
- Co mają z tym wspólnego anioły? – Nicole ściągnęła brwi nie rozumiejąc, o co mu chodzi.
-Jest Apokalipsa. To normalne, że tkwią w tym anioły.
- Chodzi mi o Deana…
- Tak?
- Dlaczego o tym, że Dean jest w szpitalu poinformował mnie Zachariasz? – Nicole przełknęła ślinę, a następnie dopiła swoje piwo. Wstała z miejsca.
- Tak jakoś wyszło.
- Tak wyszło?
- Bobby –jęknęła. – Musimy drążyć ten temat? Chciałaby się przebrać i pojechać do Deana. – Przez chwilę mężczyzna lustrował ją wzrokiem. Wiedziała, że coś już wie. Nie była tylko pewna ile wie. Czy Zachariasz wspomniał o ich umowie? Miała nadzieję, że nie.
- Jasne – rzucił i również wstał z miejsca. – Spotkamy się na zewnątrz. - Kiwnęła głową i bez słowa wyszła z kuchni.


       Szli w milczeniu przez śnieżnobiały korytarz. W końcu zatrzymali się przed salą. Przez szklane drzwi dostrzegli leżącego w łóżku Deana. Miał rozciętą skroń i wargę, kilka zadrapań na policzkach. Jego ręce oplatały gumowe rurki i kabelki. Dziewczyna wzięła głęboki oddech. Mężczyzna stojący nad nim wyprostował się, powiedział coś i wyszedł z sali.
- Państwo z rodziny? – zapytał, wskazując na drzwi.
- Tak – odparł szybko Sam. – Co z nim?
- Jakieś trzy godziny temu odzyskał przytomność. Jego stan się polepszył. Wyjdzie z tego. – Nicole odetchnęła z ulgą.
- Dziękuję – rzucił młodszy i jako pierwszy wszedł do środka. Za nim ruszyła reszta.
       Kiedy tylko znaleźli się w sali, Dean podniósł głowę.
- Na reszcie – powiedział zachrypniętym i słabym głosem. – Myślałem, że umrę tu z nudów. 
       Nicole uśmiechnęła się lekko. Ciężko jej było patrzeć na niego w takim stanie. Teraz jednak miała pewność, że nic mu nie będzie. Spoglądając w jego zielone tęczówki wiedziała, że umowa z Zachariaszem była słuszna.
– Powiedzcie, że załatwiliście tych skurczybyków.
- Załatwiliśmy – odpowiedział Sam, podchodząc do niego bliżej. Dean wsparł się na łokciach chcąc podciągnąć się wyżej. Cicho syknął z bólu. Bobby i Sam pomogli mu podnieść się do pozycji pól siedzącej. 
- Było ciężko, ale daliśmy radę.
- Zdobyliście klejnot?
- Tak – odpowiedział Sam.
       Nicole w dalszym ciągu stała kawałek dalej. Bez słowa wpatrywała się w starszego Winchestera. Choć wiedziała, że teraz będzie lepiej trudno było jej się pozbyć tego obrazu, kiedy Dean leżał w kałuży krwi, a ona załamywała ręce nie wiedząc jak mu pomóc.
- A Alastair? – zapytał Dean, a głos lekko mu zadrżał.
- Nie żyje – powiedział Bobby. – Nicole go załatwiła. – Dean spojrzał na nią.
- Naprawdę?
- Zasłużył na śmierć – odpowiedziała cicho.
- Więc co teraz? – ciągnął dalej Dean.
- Teraz to ty musisz dojść do siebie, a my zaczniemy poszukiwania Zarazy i Śmierci- powiedział Sam.
- Może w końcu się nam poszczęści – rzucił Bobby.
- Nie bądź takim pesymistą – odparła Nicole, klepiąc Singera po ramieniu. Mężczyzna westchnął i pokręcił głową.


       Rozmawiali o wszystkim. O ich pobycie w Grecji i o tym, co teraz będzie ich celem. Nicole mało się odzywała. Wolała analizować każde ich słowo i skupić się na poszczególnych elementach układanki, które musieli znaleźć i do siebie dopasować. Stała oparta o okno i co jakiś czas zerkała na trójkę mężczyzn. Czasami przyłapała się na tym, że wraca myślami do Grecji, ale nie skupiała się na demonach, a raczej na chwilach spędzonym z Deanem. Gdzieś w środku czuła, że zostało jej mało czasu. Była przekonana, że zadanie przyszykowane przez Zachariasza, jako spłata długu, nie będzie należało do najłatwiejszych. Że może znów będzie musiała balansować na granicy życia i śmieci, a jej każdy ruch będzie zależał od tego, czy to przetrwa. Mimo wszystko czuła wewnętrzny spokój.
       Nagle usłyszała, jak Bobby i Sam wstają. Odwróciła się w ich stronę, a oni spojrzeli na nią.
- Zostawimy was samych- powiedział Singer. – Poczekamy na ciebie w samochodzie. Nie spiesz się. 
- Nie musicie.
- Jasne. W takim razie widzimy się w domu – odparł Singer. Pożegnali się z Deanem i wyszli z sali, zostawiając ich samych. 
- Wygoniłeś ich telepatycznie?- zapytała ze śmiechem. Winchester wzruszył ramionami. Lekko zacisnęła usta i podeszła do niego. Usiadła na skraju łóżka i delikatnie ujęła jego dłoń.
 - Co się stało? Wiesz, że mi możesz powiedzieć wszystko – powiedziała cicho.
- Wiem – odpowiedział po chwili ciszy, jaka nastała.
       W środku czuł, jak uczucie klęski i porażki rozrywa go od środka. Zawiódł wszystkich. Teraz, kiedy został z nią sam na sam, a w pomieszczeniu panowała nieznośna cisza, słyszał nadal jego głos. Te słowa, które sprawiały, że wątpił we wszystko, co robił. Spojrzał w jej czekoladowe oczy, w których widniało współczucie oraz miłość do jego osoby. Odwrócił głowę będąc pewnym, że na to nie zasługuje. Nie zasługuje na nią. Nie zasługuje na nic.
- Dean? – Usłyszał jej głos, który dawał ukojenie. W dalszym ciągu trzymała go za rękę, dodając mu jednocześnie siły. 
– Powiedz mi proszę… - Ponownie spojrzał na jej zatroskaną twarz.
- Wtedy, kiedy się odłączyliśmy, kiedy pobiegłem za Alastairem… - Zaczął i urwał starając się dobrać odpowiednio słowa. – Powiedział… I miał rację. – Dziewczyna ściągnęła brwi. Wziął głęboki oddech.
 – Jestem słaby. Tak szybko się poddaję, tak łatwo mnie złamać. – Pokręcił głową, a jego głos drżał. – Udowodniłem to łamiąc pierwszą pieczęć. Ja to zacząłem, ale nie dam rady tego zakończyć. Jestem pusty w środku. Jestem taki, jak oni.
- Wcale nie – odpowiedziała cicho, nie spuszczając z niego oczu. – Nie jesteś taki, jak oni.
- Torturowanie mi się podobało. Miałem z tego satysfakcję – powiedział, a jego oczy zaszkliły się. – Ogromną satysfakcję. Miał rację…
- Kto? Alastair? – Kiwnął głową. – Demony kłamią Dean. Przecież wiesz.
- Ale miał rację, że jestem słaby. Ty i Sam macie to coś… Ja tego nie mam. Nie mam tej siły, co wy.
- Dean zrobiłeś już tyle dobrego. –Kiedy to powiedziała, z jego oczu wpłynęło kilka słonych łez. – I nadal robisz. Pomyśl sobie ile osób udało ci się uratować.
- Nie jestem wart tego wszystkiego…
- Nie mów, że chcesz się poddać – powiedziała, ściskając jego dłoń mocniej. Wolną ręką otarła łzy z jego twarzy. – Nie możesz tego zrobić.
- I tak jestem bezużyteczny. Pakuję nas tylko w jeszcze gorszy syf.
- Dean, my liczymy na ciebie. Jesteś nam potrzebny. – Ujęła jego twarz w dłonie. – Obiecaj, że nas nie zostawisz.
- Nicole ja nie dam rady. Nie jestem wstanie…
- Nie jesteś w tym sam. Masz mnie, Sama i Bobby’ego.
- Jesteście moimi kolejnymi słabymi punktami.
- Ale kiedy jesteśmy w grupie, jesteśmy silniejsi. Wiem, bo nie raz pracowałam w pojedynkę. Wtedy możesz liczyć tylko na siebie. Doceniam wsparcie, jakie w was mam.
- To się nie uda – powiedział, kręcąc głową.
- Może nie, ale nie możemy tego tak zostawić. Jesteśmy na półmetku. Wiem, że jesteś tym wszystkim wykończony. Kiedy jednak wszystko się skończy, może uda nam się, choć na trochę zasmakować normalnego życia.
- Nie mamy szans.
- Ja jednak uważam, że jakiś cień szansy jest. Pomyśl sobie ile każdy z nas przeszedł, ile ty przeszedłeś, chcesz teraz tak po prostu odpuścić? Nie jesteś słaby Dean. – Pogłaskała go po policzku, a następnie nachyliła się, składając na jego ustach delikatny pocałunek. – Obiecaj, że nas nie zostawisz.
- Obiecuję – odpowiedział po chwili ciszy. Nicole lekko się uśmiechnęła.


       Weszła do pokoju, który zajmowała u Bobby’ego. Zamknęła cicho drzwi i oparła się o nie plecami. Zasłoniła usta dłonią, a drugą przyłożyła do klatki piersiowej. Z jej oczu pociekły słone łzy. Teraz po tym całym dniu, mogła w końcu przestać udawać. Zjechała po nich, siadając na podłodze. Podkurczyła nogi i pogrążyła się w cichym szlochu. Nie chciałaby któryś z domowników ją słyszał. Płacz sprawił, że jej oddech przyspieszył, a ona dalej wyrzucała z siebie kolejne porcje łez.
       Widząc i słysząc Deana nie mogła uwierzyć w to, że uwierzył demonowi. Kiedy mówił o tym wszystkim czuła, że go traci. Jego słowa i łzy sprawiały, że i ona odczuwała ból, który w nim siedział. Mimo iż starała się go podtrzymać na duchu, w środku wszystko w niej krzyczało. Obiecał jednak, że się nie podda. Ona chciała mu wierzyć. Jednak do końca nie miała pewności. A bez niego… Bez niego, to ona nie da rady. Zdążyła się od niego uzależnić. Był jej osobistym narkotykiem. Kimś, bez kogo ona już nie umiała żyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz