środa, 19 września 2012

23 Ukryte prawdy

       Nie mogła zasnąć. Mimo iż czuła się potwornie zmęczona, sen nie chciał przyjść. Zamiast tego, na zmianę przed jej oczami stawał Dean i Lucyfer.
       Usiadła na łóżku i spojrzała w stronę okna. Na niebie jasno błyszczały gwiazdy. Odwróciła głowę zerkając w stronę śpiącego Deana. Zacisnęła zęby starając się walczyć z pokusą obudzenia go i wyrzucenia wszystkiego, co ją boli.
       Nagle zrobiło jej się gorąco. Miała wrażenie, że zaraz się udusi. Wyskoczyła z łóżka i podeszła do drzwi. Otworzyła je, a następnie cicho zamknęła. Oparła się o nie plecami i starała się uspokoić oddech. Stojąc w ciemnym korytarzu, nie wiedziała, co się z nią dzieje. Dlaczego tak reagowała? Czy wpadała w panikę czy może ogarniało ją coś innego? Znów poczuła, jak drżą jej dłonie.
       Chwiejnym krokiem ruszyła w stronę schodów. Zeszła po cichu na dół. Przeszła przez salon i weszła do kuchni. Jej wzrok zdążył przyzwyczaić się do ciemności. Podeszła do szafki i wyciągnęła z niej szklankę. Podstawiła ją pod kran i nalała do niej zimnej wody. Przyłożyła ją do ust i wypiła całą jej zawartość. Odstawiła ją do zlewu i odwróciła się.
       Podskoczyła i zrobiła krok do tyłu, wpadając na szafki. Ktoś przed nią stał. Miała wrażenie, że serce zaraz wyskoczy z jej piersi. Stróżka zimnego potu spłynęła po jej plecach. I nagle usłyszała znajomy głos, który ją uspokoił.
- Nicole? Nic ci nie jest? 
- Wszystko w porządku – odpowiedziała, choć zdradził ją jej głos, który zadrżał. Rozbłysło światło, które ją oślepiło. Po chwili spojrzała na zaspaną, a jednocześnie zatroskaną twarz Sama. Zmierzył ją wzrokiem.
- Boże – wydusił z siebie. – Wyglądasz, jak byś miała się zaraz przewrócić. – Ruszył w jej kierunku.
- Nie podchodź – jęknęła, wyciągając przed siebie ręce.
- Nikki, co się stało? – zapytał Sam, który wpatrywał się w nią przerażony jej dziwnym zachowaniem.
- Ja… Ja sama nie wiem – odpowiedziała i znów poczuła tę dziwną falę gorąca. Zrobiło jej się słabo. Zachwiała się, a Winchester znalazł się tuż obok niej. Podtrzymał ją, a ona nachyliła się w stronę zlewu i zwymiotowała. To, co działo się w jej organizmie zaskoczyło ją i jednocześnie przestraszyło.
- Hej, spokojnie jestem tu – powiedział Sam, kiedy ponownie dostała dreszczy. Z jej oczu pociekły łzy.
       W końcu, kiedy przestała zwracać, oparła się o zlew i starała się brać powolne, głębokie oddechy.
– Już dobrze. – Jego głos był cichy, ale dawał jej ukojenie. Odkręciła kran. Szybko obmyła zlew, a następnie zimną wodą przemyła twarz i wypłukała usta. Sam podał jej ręcznik papierowy. Wytarła się i wyrzuciła go do kosza.
- Jesteś zimna, jak lód – powiedział, dotykając jej ramion.
- Już mi lepiej – odpowiedziała słabym głosem. Poczuła, jak Winchester się jej przygląda. Odwróciła twarz i spojrzała na niego. – Naprawdę.
- Chodź.
       Złapał ją pod rękę i zaprowadził do kanapy, która służyła mu, jako łóżko. Posadził ją i okrył szczelnie kocem. Zajął miejsce obok niej. Przez chwile milczeli.
- Obudziłam cię? – zapytała, zerkając na niego.
- Nie. Nawet nie wiedziałem, że jesteś w kuchni. Mało zawału nie dostałem – odparł ze śmiechem.
       Kąciki jej ust lekko uniosły się do góry. Sam westchnął.
– Czy jest coś, co jako twój przyjaciel powinienem wiedzieć? – Nicole spojrzała w głąb ciemnego pokoju i przetarła rękami twarz. – Chodzi o Deana? – dopytywał dalej.
- Nie chce rozmawiać o Deanie – powiedziała cicho.
- Tak myślałem. Domyślam się jednak, co mógł zrobić. Zranił cię, choć na pewno tego nie chciał. On cię kocha. To widać. – Widząc wzrok Nicole na sobie, szybko dodał. – Nie chcę go usprawiedliwiać. Popełnił błąd i teraz musi sam to naprawić. Jednak myślę, że powinniście to załatwić, jak na dorosłych ludzi przystało. – Dziewczyna uniosła brwi do góry. – Porozmawiać ze sobą.
- No, tak – wydusiła z siebie i znów spojrzała na salon.
- Czy jest coś, co jako twój przyjaciel powinienem wiedzieć? – ponowił pytanie. Nicole westchnęła. – Bo to chyba nie chodzi tylko o mojego brata kretyna? – Watson spojrzała na swoje dłonie, a następnie znów na Sama.
- Czy ja jestem normalna?
- Normalna? I o to się pyta dziewczyna, która ugania się za demonami i próbuje powstrzymać Apokalipsę? – zapytał ze śmiechem. Nicole uśmiechnęła się szeroko. – Chyba nikt z nas tutaj nie jest normalny. – Oboje zaśmiali się. – Chociaż z drugiej strony, jest pełno naprawdę zbzikowanych łowców, więc myślę, że spokojnie możemy zaliczyć się do grona normalnych ludzi.
- Czy jeśli coś ci powiem, to może to zostać między nami?
- Oczywiście.
       Nicole wzięła głęboki oddech i przyciszonym głosem zaczęła mu opowiadać o spotkaniu z Lucyferem. Pominęła tylko dziwne słowa odnośnie jej osoby, które padły z jego ust. Sam był doskonałym słuchaczem. Nie przerwał jej ani razu, tylko uważnie wyłapywał jej słowa. Po jego minie doszła do wniosku, że już zaczął wszystko analizować. Kiedy skończyła, poczuła się o wiele lepiej. Oparła się i zerknęła na Winchestera.
 - Nie powiem, ale to jest dziwne – zaczął Sam. - Ale chyba nie staniesz po tej drugiej stronie?
- No, co ty – rzuciła szybko. – Za nic na świecie nie przyłączyłabym się do Lucyfera.
- Dobrze to słyszeć.

      
       Obudziła się i powoli podniosła do pozycji siedzącej. Rozejrzała się po salonie. Ciepłe promienie słońca wpadały przez okno, rozświetlając pomieszczenie. Zerknęła na Sama. Spał również w dziwnej pozycji. Poczuła ból w plecach. Próbowała sobie przypomnieć, kiedy zasnęła. Jednak nie potrafiła. Oboje musieli usnąć w czasie wspólnej rozmowy.
       Wstała z kanapy i przeciągnęła się. Podeszła do Sama i delikatnie nim potrząsnęła.
- Co jest? – zapytał zaspanym głosem. Otworzył oczy i spojrzał na nią. Usiadł i skrzywił się. – Mój kark.
- Ta kanapa jednak nie jest dla dwóch osób- zaśmiała się Nicole. – Połóż się normalnie i śpij dalej. Ja idę do siebie. – Uśmiechnął się do niej i położył głowę na poduszce. – Sam?
- Tak?
- Dzięki za wszystko.
- Nie ma sprawy. W razie, czego wiesz gdzie mnie szukać. – Rozciągnął się na całej kanapie, złapał za koc i zamknął oczy. Dziewczyna uśmiechnęła się i spojrzała w stronę schodów. Wzięła głęboki oddech i ruszyła na górę.
       Przeszła cicho przez hol i weszła do pokoju. Dean spał odwrócony twarzą w jej stronę. Nicole jeszcze przez chwilę stała w miejscu i wpatrywała się w niego. Następnie podeszła do łóżka i nie zwracając uwagi na śpiącego, usiadła obok.
       Dean instynktownie przesunął się, a następnie otworzył oczy. Zamrugał, a kiedy jego wzrok się wyostrzył, zobaczył siedzącą obok Nicole.
- Wczoraj nie dopuściłam cię do słowa. Czas porozmawiać normalnie – powiedziała, nie patrząc na niego. Zbliżył się do niej, a ona poderwała się z miejsca. Ominęła łóżko i podeszła do komody. Chwyciła za czarną spinkę i spięła włosy.
       Dean wstał i podszedł do niej. Złapał ją za rękę i odwrócił twarzą do siebie.
- Nic mnie nie usprawiedliwia. Zachowałem się, jak dupek – odparł jednym tchem, bojąc się, że mimo wszystko mu przerwie. Ale ona tego nie zrobiła. W jej oczach widać było rozczarowanie i smutek. Tak bardzo pragnął żeby się uśmiechnęła.
- Dlaczego Dean? – wyszeptała.
- Nie mam pojęcia, co się stało. Kiedy mnie pocałowała, wszystko przewróciło mi się do góry nogami.
- Ona? To ona cię pierwsza pocałowała? – zapytała Nicole, a następnie prychnęła pod nosem.
- Myślałaś, że to wyszło ode mnie?
- Nie obchodziło mnie, kto zaczął. Stało się… I to bolało Dean. 
- Przepraszam – powiedział, dotykając jej twarzy.
- Zostaw mnie – odparła, odchodząc od niego. Usiadła na łóżku. – I co teraz mi powiesz, że to już więcej się nie powtórzy?
- Bo się nie powtórzy.
       Znów znalazł się obok niej. Ukucnął i ponownie złapał ją za dłonie.
– Możesz mi nie wierzyć, ale myśl o tym, że mogę cię stracić, jest najgorszym, co może mnie spotkać. Oddałbym wszystko by cofnąć czas. Oddałbym wszystko żeby, choć przez jeden dzień było, jak dawniej. Potem mogłyby mnie na nowo rozerwać ogary piekielne, a ja wróciłbym do piekła. Mógłbym tak tkwić, ale to, że mi wybaczyłaś było by najważniejsze. Nie obchodzi mnie nic innego. Chce po prostu być z tobą. 
       Przez chwile spoglądali na siebie. Nicole widziała w jego oczach rosnącą nadzieję. Czuła, że wszystkie jego słowa były prawdziwe. Kiedy wspomniał o piekle, coś ścisnęło ją w środku. Był gotowy tam wrócić, byle by tylko ona mu wybaczyła.
- Obiecaj mi coś – powiedziała cicho.
- Wszystko, co chcesz – odparł, delikatnie ściskając jej ręce.
- Obiecaj, że już nigdy do niej nie wrócisz.
- Oczywiście, że nie. Lisa to przeszłość. Nic mnie przy niej nie trzyma. To było nieporozumienie.
- Dean?
- Tak?
- Obiecujesz?
- Obiecuję.
       Nicole wzięła głęboki oddech i spojrzała na niego. Przez chwilę nie ruszał się, czekając na jakąś jej reakcję. W końcu podniósł się, usiadł obok i objął ją. Poczuł jej ciepły oddech na szyi. Jej serce biło tuż przy jego sercu. Odsunęła się od niego i zatopiła się w jego zielonych tęczówkach.
- Mam cię na oku – powiedziała, a on uśmiechnął się. Po chwili dostrzegł, że i ona delikatnie się uśmiecha. – Masz okres próbny.
- Oj, weź – jęknął, a ona zaśmiała się. Wstała z miejsca i wzięła głęboki oddech.
- O rany – powiedziała, rozglądając się po pokoju. Znów poczuła to dziwne uderzenie gorąca.
- Nicole? Co jest? – Nie usłyszał odpowiedzi.
       Dziewczyna uniosła tylko palec do góry, a następnie wybiegła z pokoju w stronę łazienki. Znów zwymiotowała. Dłonie opierały się o deskę. A stróżka potu spłynęła jej po twarzy.
- Co się do cholery dzieje? – zapytała samą siebie w myślach.
       W tym momencie tuż obok niej pojawił się Dean. Odgarnął z jej twarzy kosmyki jasnych włosów, które zdołały się wydostać spod klamry. Czuła jego dłoń na swoim ramieniu. Był z nią. I to się liczyło. Drżącą ręką nacisnęła na spłuczkę i oparła się o chłodne kafelki. Spojrzała na przestraszoną twarz Deana.
- Nic mi nie jest – powiedziała cicho.
- Bo ci uwierzę – odpowiedział. Pojedynczy dreszcz przeszedł po jej ciele. – Lepiej ci?
- Chyba tak. Chyba się czymś zatrułam.
- Bobby mówił, że nigdy nie chorowałaś- rzucił Dean, nie spuszczając z niej swoich zielonych oczu.
- Chyba musi być ten pierwszy raz – odparła i delikatnie się uśmiechnęła.


       - Nic mi nie jest – powtórzyła po raz setny. Trzej mężczyźni spojrzeli na nią. – Widocznie już mi przeszło. Wiedzieliście zjadłam normalnie śniadanie i nic mi nie było.
- Przypominam ci, że ty nigdy nie chorowałaś – powiedział Bobby, machając w jej kierunku palcem. Przekręciła oczami.
- Może to przez Zarazę coś mi się tam poprzestawiało – odpowiedziała.
- O ile dobrze pamiętam, zmiażdżył ci kości w nadgarstku, a ty normalnie się zregenerowałaś. Wątpię czy ma to coś wspólnego z Zarazą – rzucił zamyślony Dean. 
- Ja myślę, że to może chodzić o coś innego – odezwał się pewnym głosem Sam. Nicole prychnęła. Czuła się, jak szczur w laboratorium. – Pamiętasz, jak w Grecji zrobiłaś się taka dziwna?
- No?
- Może ta moc tak na ciebie oddziałuje. Może dopóki jej nie opanujesz będzie mieć wpływ na twój organizm.
- Więc coś we mnie jest? – zapytała.
- To tylko spekulacje Nikki – odpowiedział uśmiechnięty Sam. – Ale skoro już ci lepiej myślę, że powinniśmy zostawić cię w spokoju.
- Będę wdzięczna – rzuciła i wstała z miejsca. – Czy teraz zajmiemy się Śmiercią? – Cała trójka kiwnęła głowami. – Super. To zaraz wracam.
       Odwróciła się na pięcie i ruszyła żwawym krokiem w stronę schodów. Wbiegła na górę i wleciała do swojego pokoju. Namierzyła torbę i podeszła do niej. W pośpiechu szukała swojego notesu.
       Nagle na podłogę wyleciał jej mały kalendarz. Wzięła go do ręki i otworzyła. Spojrzała na powypisywane daty, a następnie szybko zaczęła liczyć. Zrobiła wielkie oczy. Policzyła raz jeszcze, i kolejny. Pokręciła głową. Nie mógł się spóźniać, jej cykl zawsze był regularny. Wyprostowała się.
- To niemożliwe…


       Zbiegła szybko po schodach i zatrzymała się w kuchni. Starała się wyglądać normalnie, a co najważniejsze – nie podejrzanie. Cała trójka spojrzała na nią.
- Nie mamy mapy – powiedziała przepraszającym tonem. – Spaliła się razem ze stołem.
- Cholera. Zapomniałem – syknął Bobby.
- Spoko pójdę i kupię – rzucił od niechcenia Sam.
- Siadaj. Ja i tak chciałam skoczyć do sklepu – powiedziałam i jednym ruchem palca sprawiła, że młodszy Winchester z powrotem usiadł. Dean zaśmiał się i zerknął na nią rozbawiony.
- Chyba ci już lepiej skoro tryskasz taką energią – odparł Bobby.
- Mówiłam, że nic mi nie będzie – powiedziała pewnym głosem. – Chcecie coś ze sklepu?
- Weź mi jakieś ciastko – rzucił Dean.
- Jeszcze jakieś życzenia? –Sam i Bobby pokręcili głowami. – Świetnie. Niedługo wracam.
- Chcesz kluczyki do samochodu? – zapytał Bobby, wyciągając je z kieszeni.
- Nie, wole swój transport – odpowiedziała szybko i zniknęła.
- Nikt mi nie powie, że kobiety nie są dziwne – powiedział Dean ze śmiechem.


       Wyszła z apteki, która mieściła się w niewielkim centrum handlowym. Minęła rzędy kolorowych wystaw. Zrobiła slalom między klientami, którzy taszczyli w rękach wypchane zakupami torby i siatki. Skręciła na prawo i weszła do damskiej łazienki, która była pusta. Zamknęła za sobą drzwi od kabiny i wyciągnęła z kieszeni niewielkie, podłużne opakowanie. Spojrzała na test ciążowy i przełknęła ślinę. Wzięła głęboki oddech i otworzyła go.


       Miała wrażenie, że te trzy minuty ciągną się w nieskończoność. Cały czas powtarzała sobie, że to nie może być prawda. W końcu niepewnie zerknęła w stronę testu, który trzymała w dłoni. Zamarła wpatrując się w wynik. Dwie kreski zamajaczyły jej przed oczami.
- To nie możliwe – powiedziała cicho sama do siebie. Zacisnęła zęby.
       Pospiesznie zebrała pozostałości po opakowaniu, a także instrukcję. Zerknęła raz jeszcze na test, a następnie wyrzuciła to wszystko do kosza. Wyskoczyła z kabiny i wyleciała z łazienki, jak oparzona. Szybkim krokiem przeszła przez centrum handlowe.
       Dopiero, kiedy znalazła się na zewnątrz, zimne powietrze nieco ją otrzeźwiło. Rozejrzała się i przeszła na drugą stronę ulicy. Weszła w niewielki zaułek, tuż przy sklepie spożywczym. Przetarła dłońmi twarz, a następnie podniosła wzrok do góry.
- Cass… Muszę z tobą pilnie porozmawiać – rzuciła szybko. Zaczęła się przechadzać to w jedną, to w drugą stronę.
       W końcu poczuła, że ktoś stoi za nią. Raptownie odwróciła się i spojrzała w spokojne oczy anioła.
- Witaj Nicole.
- Dobrze cię widzieć – powiedziała, podchodząc do niego.
- Co to za pilna sprawa? – zapytał, unosząc brwi do góry.
        Przez chwilę dziewczyna nie wiedziała, co ma powiedzieć.
-Nie wiem czy wiesz, ale dorwaliśmy Zarazę – zaczęła. Ten kiwnął głową. – Teraz zabieramy się za Śmierć. Jak byś coś wiedział, koniecznie daj nam znać.
- Oczywiście. Bądźcie ostrożni. Myślę, że Śmierć jest najpotężniejszym z Jeźdźców.
- Domyślałam się, że to powiesz – jęknęła Nicole.
- Rozglądaj się za kosiarzami. Bo tam gdzie oni są, tam jest i Śmierć.
- Jasne. Dzięki – odpowiedziała, spoglądając na niego.
        Castiel spokojnie obserwował ją. Czuł, że Watson chce zapytać się o coś jeszcze.
– I jeszcze jedno – odezwała się po chwili ciszy.
- Tak?
- Chodzi o naszą podróż do Grecji. Te twoje czarodziejskie podróże w czasie.
- Co z nimi?
- Czy one mają jakiś wpływ na organizm człowieka? – zapytała, a przed jej oczami stanął pozytywny wynik testu ciążowego.
- Sądzę, że tak. Myślę, że wasz organizm najpierw się cofnął o jakiś tam czas. Nie duży… Może o kilka tygodni. A potem, kiedy wróciliście nadrobił go.
- Czyli chcesz powiedzieć, że najpierw odmłodziliśmy się trochę, a potem o trochę się zestarzeliśmy? – zapytała z niedowierzaniem.
- Myślę, że tak.
- Dzięki. Będziemy w kontakcie, ok?
- Oczywiście. W razie, czego…
- Damy znać, jak będziesz potrzeby. Działamy w jednej drużynie. – Castiel uśmiechnął się szeroko.
- Do zobaczenia Nicole.
- Trzymaj się Cass.- Anioł skinął jej głową i rozpłynął się w powietrzu.
       Dziewczyna westchnęła i oparła się o ścianę. Zaczęła powoli analizować każde słowo anioła. Powrót do swojego czasu to postarzenie organizmu o kilka tygodni. Jeśli więc Nicole zaszła w ciąże w Gracji, to także jej dziecko postarzało się o ten krótki czas. Do tego te skoki ciśnienia i wymioty, mogą się wiązać właśnie z tym stanem.
- O Boże – jęknęła, kiedy zdała sobie sprawę, że może być już w trzecim miesiącu. – Kilka tygodni do przodu – ciągnęła dalej. – Kurwa! – syknęła pod nosem, a następnie pokręciła głową. Trwa Apokalipsa, a oni są w samym jej centrum. To nie jest dobry czas na dziecko.


       Postawiła siatki na nowym stole Bobby’ego. Wyciągnęła najnowszą gazetę i usiadła na wolnym krześle. Otworzyła ją na pierwszej lepszej stronie i utkwiła wzrok w tekście. Do kuchni weszli pozostali mieszkańcy domu.
- Mapa jest w środku – wskazała palcem na zakupy.
- Wzięłaś mi ciastko?- zapytał z Dean.
- Jest wszystko – odpowiedziała i podniosła głowę. Spojrzała na nich.
        Postanowiła nic im nie mówić. Przynajmniej nie teraz. Dopiero, kiedy wszystko się skończy, wyjawi im swoją tajemnicę. Nie wyobrażała sobie, aby mogła ich teraz zostawić. Nie chciała być najsłabszym ogniwem w ich grupie. Potrzebowali jej. Szczególnie teraz, kiedy są tak blisko zakończenia Apokalipsy.
- Co jest? –zapytał Sam. Nicole ocknęła się.
- Gadałam z Cassem – odpowiedziała. – Poinformowałam go, że szukamy Śmierci. Powiedział, że da znać, jak coś znajdzie.
- Mówił coś jeszcze? – odezwał się Bobby.
- Według niego Śmierć jest najpotężniejsza z Jeźdźców.
- Pocieszające – rzucił Dean, wyciągając z siatki swoje upragnione ciasto.
- Do tego poradził, aby rozglądać się za kosiarzami. Bo tam gdzie są kosiarze, tam jest i Śmierć.
- Nasz skrzydlaty kumpel nie wziął jednego pod uwagę. Aby zobaczyć kosiarza trzeba być już jedną nogą na tamtej stronie – prychnął Singer i pokręcił głową. – I zapomnijcie o tym, że któreś z was będzie się narażać w taki sposób – dodał, zezując na każdego po kolei.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz