środa, 19 września 2012

12 Słońce i księżyc

       W dalszym ciągu Nicole czuła się niezręcznie, kiedy wszyscy się im kłaniali. Nie lubiła być w centrum uwagi. Jednak nie tylko ona miała z tym problem. Na twarzy Sama, który szedł tuż obok niej, malowała się niepewność. Natomiast Dean był w swoim żywiole i dumnie wypinał pierś do przodu i uśmiechał się promiennie do wszystkich „poddanych”. 
       Właśnie zamierzali wyjść z pałacu, kiedy zza ostatniego zakrętu wyłonił się Aleksander. 
- Dobrze, że was widzę – powiedział z uśmiechem. – Aresie, bogu wojny, czy uczynisz mi ten zaszczyt i weźmiesz udział w naszych obradach? Oczywiście ty Hermesie i Afrodyto również czujcie się zaproszeni. – Cała trójka wymieniła szybko spojrzenia. – Bardzo nalegam. – Sam zerknął na Nikki i wskazał głową na Deana. Ta zacisnęła usta.
- Ja i Ares z chęcią weźmiemy udział w obradach – odpowiedziała Nicole. 
- Tak? – zapytał się zdezorientowany Dean. 
- Tak – syknęła cicho. 
- Oczywiście- rzucił starszy Winchester. – A ty? 
- Nie mogę. Muszę rozejrzeć się po mieście – odpowiedział Sam. 
- W takim razie zapraszam – odezwał się ponownie Aleksander i jako pierwszy ruszył w stronę okrągłej sali. Za nim podążył Dean. 
- Pospieszcie się z tym i pilnuj go żeby nie walnął czegoś głupiego – wyszeptał Sam. 
-Zakneblujmy mu usta, to będzie po problemie – prychnęła. Sam przekręcił oczami i pokręcił głową.
- Sprawdzę kilka miejsc. 
- Jasne- odpowiedziała i niechętnie ruszyła w za oddalającą się dwójką. 
- Jakie to będą obrady? – zapytał Dean, wchodząc do środka. 
- Wojenne – odpowiedział Aleksander. 
       Cała trójka zatrzymała się przy długim stole. Po przeciwnej stronie stali wodzowie z wojska króla. 
– To moja mapa, która ukazuje podbite miejsca. - Nicole i Dean spojrzeli po sobie, a następnie na mapę. – Jesteś genialnym strategiem Aresie – zaczął Aleksander. – Chcę zaciągnąć od ciebie porady na temat tego, gdzie wyruszyć na kolejną bitwę. 
       Dziewczyna zagryzła wargę, widząc zakłopotanie na twarzy Deana. Zamknęła oczy. Wiedząc, że nie mogą za bardzo naginać historii, próbowała przypomnieć sobie ten okres i podpowiedzieć, co nie co Deanowi. 
       W końcu uśmiechnęła się szeroko i delikatnie wsunęła swoją dłoń w rękę starszego Winchestera. Zanim zdążył zareagować, Nicole przekazała mu dokładne informacje. Na szczęście tym razem Dean nie zareagował gwałtownie. Uśmiechnęła się szeroko. 
- I jak Aresie? Masz jakąś propozycję dla króla? – zapytała. 
- Za rok podbój Persji. Pierwsza bitwa nad rzeką Graniak – wyrecytował Dean. 
- Wspaniale – odparł Aleksander i klasnął z zachwytem w dłonie. – Trzeba odliczać czas. – Odwrócił się i zaczął o czymś dyskutować z wodzami. 
- Mało brakowało – szepnął Dean.
- Tak. Mało. 
-Dzięki – rzucił i uśmiechnął się. Dziewczyna odwzajemniła uśmiech. 

       Pospiesznie zeszli po schodach. Nicole zaczęła rozglądać się dookoła w poszukiwaniu Sama. W końcu z daleka dostrzegła jego bujną czuprynę i charakterystyczny kolor ubrania. Puknęła Deana w ramię, a następnie pociągnęła go w stronę młodszego Winchestera.
       Ignorując kłaniających się ludzi, dotarli do niewielkiego straganu, przy którym stał. Sam właśnie nachylał się w stronę sędziwego kupca, wybierając kilka owoców. Dostrzegł ich kątem oka. 
- Jesteście – odezwał się pierwszy. Szybko podziękował kupcowi i podszedł do nich, wręczając każdemu po owocu. 
- Znalazłeś coś? – zapytała Nicole. 
- Nie. A jak wam poszło?
- Udało nam się trzymać historii, więc chyba dobrze – odpowiedziała dziewczyna. 
- Powinniśmy się rozdzielić – zaproponował Dean. - Spotkamy się w pokoju Nicole, jak tylko zacznie się ściemniać. 
- Dobry pomysł – odparła Nicole. 
- Jestem pod wrażeniem, że się ze mną zgadzasz – rzucił teatralnie Dean. 
- Nie chwal dnia przed zachodem słońca – skwitowała i odwróciła się. – Do zobaczenia później. 
- Teraz dopiero doceniam telefony komórkowe – jęknął Sam. 
- A ja jestem głodny. 
- Nic nowego, stary. Do później. 
- Do później – odpowiedział Dean i poszedł w przeciwnym kierunku.
 
       Doskwierało jej zmęczenie powodowane brakiem snu, a także czuła, że robi się naprawdę głodna. Oprócz tego frustrowało ją błądzenie po mieście w poszukiwaniu tych piekielnych podziemi, które jak na złość nie chciały zostać odkryte. 
       Usiadła na schodach starając się nie wybuchnąć, bo wściekłość z każdą sekundą wzbierała na sile. Ukryła twarz w dłoniach licząc na to, że nieco ochłonie i weźmie się w garść. Do tego ten nieustający upał, zabierał podwójne porcje jej energii. Czuła na sobie wzrok Greków, ale w tej chwili miała to gdzieś. 
       Podniosła głowę i spojrzała na bezchmurne niebo. 
- Pieprzona Apokalipsa – syknęła pod nosem i zerwała się z miejsca. Obserwujący ją mieszczanie odsunęli się, aby nie być zbyt blisko wkurzonej bogini. 
       Spojrzała na budynek, do którego prowadziły schody, na których przysiadła. Była to bogato zdobiona świątynia Zeusa. Powoli zaczęła wspinać się po nich, aż w końcu zatrzymała się przed wejściem. Bez większego namysłu weszła do środka.
       W pomieszczeniu nie było nikogo. Echo jej kroków odbijało się od marmurowych kolumn i ścian. Zadarła głowę do góry, aby spojrzeć na wyrzeźbioną sylwetkę Zeusa, który zasiadał na olbrzymim tronie. Zaczęła się zastanawiać czy Zeus, naprawdę mógł tak wyglądać i jak mógłby wyglądać ten słynny Olimp. Po chwili jednak potrząsnęła głową, aby wrócić na ziemię i ponownie skupić się na robocie. 
       Przechadzając się po świątyni, starała się nie przeoczyć niczego, co mogłoby mieć jakiekolwiek znaczenie. Nagle tuż za posągiem spostrzegła niewielkie wejście. Kucnęła i zajrzała do środka. Blade światło oświetlało niewielkie i strome schody, które prowadziły w dół. Ściągnęła brwi, zastanawiając się, jak zejść na dół. Otwór w posągu sięgał jej do pasa. Wiedziała, że w takiej pozycji nie uda jej się zejść po schodach. Wyprostowała się i zaczęła rozglądać się dookoła. Mogła tam po prostu się pojawić, jednak nie lubiła takich niespodzianek, a nie wiedziała co ją może tam spotkać.
       Kiedy jej wzrok natrafił na rząd wojskowych posągów, uśmiechnęła się szeroko. Bowiem każdy z nich trzymał w swojej zastygłej dłoni okrągłą tarczę. Podeszła do jednego z nich i wzięła jego tarczę. Następnie wróciła do tajemniczego otworu. Położyła ją na ziemi, a następnie usiadła na niej. Wzięła głęboki oddech i odepchnęła się.
       Zjazd nie był taki zły, jak się spodziewała. Myślała, że nieźle się potłucze. Jednak schody były tak strome, że ledwie dało się je wyczuć pod tarczą. Kiedy wstała, wyciągnęła ręce przed siebie. W środku panowała ciemność. Po omacku doszła do ściany. Jej wzrok powoli zaczynał się przyzwyczajać. Pomrugała kilka razy i zaczęła się rozglądać. 
        Po chwili na podłodze tuż obok siebie dostrzegła coś białego. Schyliła się i obróciła w dłoni, na wpół spaloną świeczkę. Pstryknęła palcami, a knot zapalił się. Żółte światło lekko ją oślepiło. Uniosła świeczkę nad głową i powoli małymi krokami przeszła przez niewielki łuk, który prowadził do kolejnego pomieszczenia. 
       Wśród rozerwanych pajęczyn, na ziemi leżał stos potłuczonych wazonów, figurek i innych rzeczy, które ciężko było zidentyfikować. Nicole ściągnęła brwi i zagryzła dolną wargę. Wszystko, co mogło dotykać ścian, zostało powalone na ziemię. Ktoś, kto tu był, najwyraźniej czegoś szukał. I to coś musiało znajdować się na ścianie.
 – Symbol słońca i księżyca –wyszeptała, wchodząc w głąb. Przełknęła ślinę. Castiel mówił, że nie tylko oni szukają klejnotu. Demony również. Sądząc po tym, co tu zastała. Dotarli do Grecji. Ich limit czasu skurczył się. Dziewczyna zaczęła się zastanawiać ile już wiedzą, czy coś już mają? Czy ona i Winchesterowie szukają już klejnotu na próżno? Nie… Wiedzieliby o tym. 
       Wzięła kolejny głęboki wdech, a jej nos poczuł zapach stęchlizny zmieszany z siarką. Spojrzała po raz kolejny na bałagan. Jej wzrok przykuło coś czarnego, leżącego pod rozbitym wazonem. Podeszła i ukucnęła. Była to książka. Chwyciła ją i otworzyła na pierwszej lepszej stronie. Widząc język angielski, zatrzasnęła ją. Szybko zgasiła świeczkę i rzuciła ją na podłogę. Zamknęła oczy. Po chwili poczuła mrowienie w całym ciele. 
       Kiedy otworzyła oczy, zobaczyła, że znajduje się w pokoju, który przydzielił jej Aleksander. Odwróciła się i wsunęła książkę pod poduszkę. Zerknęła w stronę okna. Na dworze zaczęło się ściemniać. Usiadła na łóżku i zaczęła analizować, wszystko to, co zdołała wymyślić w świątyni Zeusa. Nie zorientowała się, kiedy do środka wszedł Sam. 
- Dobrze, że jesteś – powiedział na jej widok z uśmiechem. – Mamy zjawić się na uczcie. Dean już tam jest. – Już chciała się odezwać, jednak wyprzedził ją żołądek. Była naprawdę głodna. Zerknęła pospiesznie w stronę poduszki. Książka musi poczekać. Spojrzała na Sama, a następnie kiwnęła głową. 
– Znalazłaś coś? 
- Tak, ale o tym później. 
- Jasne. 

       - Czemu nam nie powiedziałaś?! – warknął Dean, spoglądając na nią, kiedy ta powiedziała Winchesterom o książce i świątyni. 
- Miałam ogłosić ci to w samym środku uczty?! Trzeba było ruszyć tyłek i przyjść do pokoju szybciej! 
- Nie przyszło ci do głowy, że może to być ważne?! 
- Nie musiało. Bo to jest ważne! 
- I tak po prostu otworzyłaś książkę, którą porzuciły demony?! 
- Tu cię boli?! 
- Mój ojciec niczego cię nie nauczył?!
- Tak, wiem książka może zabić! Ale żyje! I co teraz, panie ważniaku?! 
- Słuchajcie, cały zamek nie musi was słyszeć – powiedział Sam, wstając z łóżka. Nicole i Dean raptownie odwrócili się do niego.
- Nie wtrącaj się! – krzyknęli jednocześnie. Młodszy przekręcił oczami. 
- Wiecie… Wszyscy jesteśmy zmęczeni. Skoro są tu demony musimy przerobić nieco nasz plan działania. Proponuje dobry sen na początek, bo wam najwidoczniej nieco się poprzestawiało. – Oboje zmrużyli na niego oczy. – Ja idę spać. Widzimy się rano. – Kiwnął głową i wyszedł z pokoju. 
       Nicole odwróciła się i spiorunowała Deana wzrokiem.  
- Jesteś totalnym dupkiem –powiedziała przez zaciśnięte zęby. 
- Też cię kocham – odparł. – Co nie zmienia faktu, że postąpiłaś jak idiotka. 
- Jak ty mnie wkurzasz! 
- Bardzo? – zapytał, a na jego twarzy pojawił się uśmiech. W Nicole wszystko się zagotowało. Musiała opanować chęć urwania mu głowy. 
- Tak bardzo, że gdybyś o tym wiedział, to sam byś sobie przywalił! 
- Jestem twoim problemem? – Kiwnęła głową. – Z problemami najlepiej się przespać. 
- Jesteś beznadziejny – odparła i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej. – Spadaj do siebie. Mam cię dość. 
- Tak? Mam sobie iść? 
- Chyba, że mam cię przetransportować do pokoju osobiście, ale nie obiecuję, że trafisz tam w jednym kawałku- powiedziała sycząc. Dean uniósł brwi do góry. – Idź sobie! Mam ci to przeliterować? 
- Nie wiem czy potrafisz-odparł, wlepiając w nią swoje zielone oczy. Nicole zazgrzytała zębami i zrobiła kilka kroków do przodu. 
- Słuchaj Winchester… Policzę do pięciu, jeśli jeszcze tu będziesz, to przysięgam, że stracę cierpliwość i cię uszkodzę, a twój brat ci na pewno nie pomoże! – Ostatnie słowa prawie wykrzyczała, kiedy Dean się do niej zbliżył. Nim zdążyła zareagować, pocałował ją. 
       Na początku chciała go odepchnąć, jednak kiedy poczuła jego ciepłe wargi na swoich, wszystko zawirowało. Po chwili odsunął się i spojrzał na nią. Ta stała sparaliżowana przez to, co się stało. Poczuła dziwną siłę, która ciągnęła ją do niego. Był czymś w rodzaju jej osobistej grawitacji. Podniosła głowę i zatopiła się w jego zielonych tęczówkach. 
       Niewiele myśląc zrobiła krok do przodu, stanęła na palcach, oplotła jego szyję rękami i pocałowała go. Objął ją w pasie, przyciągając bliżej siebie i oddając pocałunek, który z delikatnego przerodził się w bardziej zachłanny i namiętny. Nicole przywarła plecami do chłodnej ściany. Ich oddechy równocześnie przyspieszyły. Dean opierając się o ścianę rękami, spojrzał na twarz dziewczyny. Wymalowane na niej było pożądanie. Uśmiechnęła się do niego. Był zaskoczony jej reakcją. Nicole chwyciła go za przednią część ubrania i przyciągnęła do siebie, tak aby znów mogli zatracić się w pocałunkach. Do końca nie wiedziała co robi, ale nie chciała, aby ta chwila się skończyła. 
       Kiedy usta Winchestera znalazły się na jej szyi, zakręciło jej się w głowie. Jej serce przyspieszyło, gdy poczuła jego dłonie na swoich udach. Naparł na nią bardziej. Wtuliła się w niego, obdarzając jego szyję pocałunkami. Dłonie powędrowały w stronę spinek, które utrzymywały warstwę materiału, w który był ubrany. Na oślep odczepiła je. Dean odsunął się tak, aby mogła go rozebrać. Przejechała dłońmi po jego nagim torsie, badając palcami wyrzeźbione mięśnie. Spojrzał na nią, kiedy ta odpięła swoje spinki. Pomógł jej ściągnąć granatowy materiał. Nie spuszczając z niej oczu, pałał się tą chwilą, kiedy mógł oglądać jej delikatne ciało, a jego dłonie swobodnie po nim wędrowały. 
       Podniósł ją i położył na łóżku. Pociągnął za dwa rzemyki, uwalniając ją z sandałów, które miała na nogach. To samo zrobił ze swoimi butami. Kiedy znów oplotła jego szyję dłońmi, ich pieszczoty stały się bardziej odważne. Przyspieszył, słysząc jej ciche jęki. Teraz był przekonany, że Nicole jest najwspanialszą istotą, jaką mógł pokochać. Nie obawiał się już tego słowa. Nie chciał z tym walczyć. Nie w tej chwili. 
       Przewróciła go na plecy i usiadła na nim. Wykonując płynne ruchy, spoglądała w jego oczy, a na jej policzkach widniały urocze rumieńce. Przejechał dłońmi po jej brzuchu, a następnie złapał za nadgarstki i przyciągnął do siebie, tak aby ich usta ponownie się połączyły. Ich oddechy przyspieszyły jeszcze bardziej, zbliżając się do finału. Kiedy ten moment nastąpił, w dalszym ciągu obejmowali się ciasno, jakby ta chwila miała się nigdy nie skończyć. 
       Po wszystkim Nicole położyła się obok, splatając swoją dłoń z jego dłonią. Spojrzała mu w oczy. Zobaczyła, że się uśmiecha. Odwzajemniła uśmiech i wtuliła się w niego, aby w jego ramionach pogrążyć się we śnie. 
- Kocham cię. – Usłyszała jego szept, po kilku długich minutach, które przerwały ciszę. Może myślał, że zdążyła już zasnąć. Jednak ona zdołała wyłapać te najpiękniejsze słowa, które można usłyszeć od drugiej osoby. 
       Uśmiechnęła się sama do siebie i zamknęła oczy. W myślach wciąż odtwarzała głos Deana, który raz zarazem powtarzał to, co sprawiało, że czuła się szczęśliwa. 

1 komentarz: