Miała wrażenie, że coś jest nie tak. Że czegoś brakuje lub coś się
zmieniło. Powoli otworzyła oczy. Najpierw widziała gęstą mgłę. Dopiero
po chwili, kiedy jej wzrok się wyostrzył, zobaczyła nad sobą ciemny
sufit. Leżała na czymś, ale nie wiedziała, czy jest to twarde czy
miękkie, ciepłe czy zimne. Po chwili usłyszała ciche szepty i to
skłoniło ją do wstania.
Poderwała się na równe nogi. Zachwiała się i oparła o ścianę. W
pomieszczeniu panowała ciemność, ale ona doskonale widziała, stojącą po
drugiej stronie, piątkę kobiet. Z początku wydawały się być nieznajome,
jednak po krótkiej chwili Nicole uświadomiła sobie, że już je widziała.
Widziała je na fotografiach i w szpitalu. Piątka pogrążonych w śpiące
kobiet, stała tuż przed nią.
- Co do cholery – wydusiła z siebie, rozglądając się po pomieszczeniu. Było puste, nie licząc drewnianego, starego i dziwnie wyglądającego krzesła. Na drugim końcu znajdowały się drzwi, a w nich niewielkie okienko z kratami.
Jedna z kobiet niepewnie wyszła z ciasnego kręgu i spojrzała na Nicole. Była tak samo blada, jak jej towarzyszki. Podniosła rękę, jakby chciała z daleka poklepać łowczynię po plecach, dodając jej otuchy, po czym przeniosła ją na usta i ciężko westchnęła.
- Tak mi przykro – powiedziała smutnym głosem.
- Mówisz, jakbym umarła – odparła Nicole, unosząc brwi do góry.
- Bo praktycznie tak jest. Żadna nigdy nie wróciła do swojego życia. Każda odeszła przez niego.
Jej słowa dodały pewności pozostałym kobietom, które przybliżyły się do niej, aby lepiej widzieć nową zdobycz mściwego ducha. Nicole badawczo przyglądała się pozostałym i starała się znaleźć powód, przez który trafiła do tego grona.
- Zdradziłaś, prawda? – Było to bardziej stwierdzenie niż pytanie. Watson spojrzała na drugą kobietę. – On wybiera tylko te, które zdradziły.
- Bo sam został zdradzony – odpowiedziała Nicole. Kobiety kiwnęły głową. – Todd Rivenson.
- Słyszałaś o nim? – odezwała się kolejna z kobiet.
- Miałam okazję.
Gdzieś nad nimi coś trzasnęło. Kobiety znów ścisnęły się i przesunęły bliżej ściany. Nicole widziała przerażenie w ich oczach. Przełknęła ślinę i spojrzała w stronę drzwi.
- Idzie tu – powiedziała ta, z którą rozmawiała najpierw. – Idzie po ciebie.
- Po mnie? – Nicole zrobiła duże oczy.
- Zawsze kiedy pojawi się nowa, inne mają spokój. Przykro mi.
- Czekaj, co on… - zaczęła Nicole, ale nie dane było jej skończyć.
Rozległ się ponowny huk, a potem coś załomotało w drzwi. Kobiety ze strachem spojrzały w ich stronę. Klamka powoli zjechała na dół. Drzwi stanęły otworem.
Nicole spojrzała na sinego mężczyznę. Jego oczy były zimne, jak lód. Jasne włosy pozlepiane były w strąki. Na niegdyś kremowej koszuli, widać było ślady krwi. Wąskie usta miał lekko rozchylone. Widać było popsute zęby. Wyciągnął żylaste ręce w stronę łowczyni.
- Odwal się – wysyczała przez zęby.
Todd warknął i ruszył w jej stronę. Złapał za ręce i pociągnął w stronę krzesła. Zrobił to szybko i sprawnie tak, że aż zaskoczył Nicole, która chciała stawić mu opór. Kiedy tylko znalazła się na krześle, momentalnie przestała się ruszać. Dziwna siła nie pozwoliła na jakikolwiek ruch.
- Wszystkie jesteście winne – odezwał się głębokim głosem. – Wszystkie nie potraficie być wierne.
- A twój męski gatunek to niby taki święty, co? – warknęła Nicole.
- W twoim przypadku jest inaczej – ciągnął, ignorując jej słowa. – Prawdziwa mistrzyni manipulacji. Tylko ty z tego zacnego grona potrafiłaś zabawić się uczuciem rodzeństwa. Ty stanęłaś miedzy nimi. Gdy jeden próbował zebrać się po twojej niby śmierci, ty zajęłaś się jego bratem. Mimo że ten pierwszy nadal cię kochał, ty mając to gdzieś, pieprzyłaś się z jego bratem. A potem, jak gdyby nigdy nic, zostawiłaś by wrócić do pierwszego. – Jego twarz zatrzymała się przed twarzą Nicole. Spoglądał na nią z pogardą i obrzydzeniem. Następnie splunął na jej koszulkę.
- Pieprz się – wyszeptała.
- Przyszedł czas, abyś zapłaciła za to, czego się dopuściłaś.
I zanim Nicole zdążyła zareagować, podniósł rękę do góry i położył ją na jej głowie. Poczuła przeszywający ból, który rozchodził się po całym jej ciele. Nie był to jednak ból fizyczny, a psychiczny. Ból, który z każdą sekundą nasilał się. Ból, którego nie można było w żaden sposób kontrolować. Miała wrażenie, że znów jest w piekle, a torturuje ją Alastair. Z ust Nicole wydobył się krzyk, który rozniósł się po całym pomieszczeniu.
Znów leżała na podłodze. Była wyczerpana i dziwnie pusta. Czuła jakby odrętwienie. Dopiero po chwili zorientowała się, że kobiety pochylają się nad nią. Poczuła czyjąś dłoń na czole. Jedna z nich odgarnęła z jej twarzy włosy, druga pomogła usiąść.
- Tak jest przez siedem dni – powiedziała pierwsza. – Torturuje w taki sposób każdą z nas. Dzisiaj nam się upiekło, a to tylko dlatego, że pojawiłaś się ty. Gdy zjawia się nowa, inne mają spokój.
- Cóż za pocieszenie – wyszeptała Nicole. – Dlaczego tak…
- Dziwnie się czujesz? – Watson kiwnęła głową. – Bo jeszcze żyjesz. Jeszcze masz ten mały kontakt ze swoim ciałem, które pogrążone jest w śpiące.
- Jestem pieprzonym duchem? – Kobiety pokiwały głowami. – Ekstra.
- To dlatego może baz problemu nas dotknąć. To dlatego tak łatwo przychodzi mu zadawanie bólu – odpowiedziała inna.
- Gdzie my jesteśmy?
- Tego nie wiemy.
- Można stąd wyjść?
- Coś nie pozwala nam przekroczyć progu. Drzwi dadzą się otworzyć, ale nie da się wyjść.
- Jak często się zjawia?
- Każdej nocy. Dokładnie o północy. Wychodzi około piątej. – Kobieta odwróciła się i spojrzała gdzieś w dal. Nicole podążyła za nią wzrokiem i dopiero wtedy zobaczyła wiszący na ścianie stary zegar. Wcześniej jakoś nie zwróciła na niego uwagi.
- Przez cały dzień go nie ma – powiedziała inna.
- Ale nadal czuć jego obecność – rzuciła Nicole.
- Bo jego ciało nadal tu jest – odpowiedziała, wskazując na ścianę. – Jego żona zamurowała go pod podłogą. Dokładnie na środku pokoju.
- Skąd wiesz?
- Zawsze to powtarza zanim wyjdzie. Przymroczyło cię. Naprawdę się nad tobą znęcał, więc nic dziwnego, że nie byłaś w stanie zapamiętać tego, co mówił.
- To była jego ostatnia tortura – wyszeptała Nicole.
Dean otworzył powoli oczy. Do pokoju wlewały się ciepłe promienie słońca, które nieco go oślepiły. Skrzywił się i wyciągnął rękę. Złapał za telefon i sprawdził godzinę. Następnie podniósł się i zaczął zakładać buty. Spojrzał na sąsiednie łóżko. Sam nadal pogrążony był we śnie.
- Wstawaj – rzucił i klepnął brata, który jęknął i prawie natychmiast otworzył oczy. – Rusz się i załatw nam śniadanie.
- Wal się Dean – mruknął Sam. – Nich Nicole idzie.
Starszy Winchester raz jeszcze klepnął brata, tym razem nieco mocniej. Sam wydusił kolejne: wal się, ale posłusznie usiadł. Szeroko ziewając spojrzał na stół. Uśmiechnął się widząc pogrążoną we śnie dziewczynę. Jej głowa oparta była o skrzyżowane ręce. Oddychała powoli i spokojnie.
- Kogoś będą boleć plecy – zażartował Dean. – Hej! Księżniczko! – Zero reakcji. – Nicole wstawaj! Sam przekazał ci pałeczkę i masz skołować śniadanie. Zjadłbym dużego burgera, więc wstawaj!
- Co do cholery – wydusiła z siebie, rozglądając się po pomieszczeniu. Było puste, nie licząc drewnianego, starego i dziwnie wyglądającego krzesła. Na drugim końcu znajdowały się drzwi, a w nich niewielkie okienko z kratami.
Jedna z kobiet niepewnie wyszła z ciasnego kręgu i spojrzała na Nicole. Była tak samo blada, jak jej towarzyszki. Podniosła rękę, jakby chciała z daleka poklepać łowczynię po plecach, dodając jej otuchy, po czym przeniosła ją na usta i ciężko westchnęła.
- Tak mi przykro – powiedziała smutnym głosem.
- Mówisz, jakbym umarła – odparła Nicole, unosząc brwi do góry.
- Bo praktycznie tak jest. Żadna nigdy nie wróciła do swojego życia. Każda odeszła przez niego.
Jej słowa dodały pewności pozostałym kobietom, które przybliżyły się do niej, aby lepiej widzieć nową zdobycz mściwego ducha. Nicole badawczo przyglądała się pozostałym i starała się znaleźć powód, przez który trafiła do tego grona.
- Zdradziłaś, prawda? – Było to bardziej stwierdzenie niż pytanie. Watson spojrzała na drugą kobietę. – On wybiera tylko te, które zdradziły.
- Bo sam został zdradzony – odpowiedziała Nicole. Kobiety kiwnęły głową. – Todd Rivenson.
- Słyszałaś o nim? – odezwała się kolejna z kobiet.
- Miałam okazję.
Gdzieś nad nimi coś trzasnęło. Kobiety znów ścisnęły się i przesunęły bliżej ściany. Nicole widziała przerażenie w ich oczach. Przełknęła ślinę i spojrzała w stronę drzwi.
- Idzie tu – powiedziała ta, z którą rozmawiała najpierw. – Idzie po ciebie.
- Po mnie? – Nicole zrobiła duże oczy.
- Zawsze kiedy pojawi się nowa, inne mają spokój. Przykro mi.
- Czekaj, co on… - zaczęła Nicole, ale nie dane było jej skończyć.
Rozległ się ponowny huk, a potem coś załomotało w drzwi. Kobiety ze strachem spojrzały w ich stronę. Klamka powoli zjechała na dół. Drzwi stanęły otworem.
Nicole spojrzała na sinego mężczyznę. Jego oczy były zimne, jak lód. Jasne włosy pozlepiane były w strąki. Na niegdyś kremowej koszuli, widać było ślady krwi. Wąskie usta miał lekko rozchylone. Widać było popsute zęby. Wyciągnął żylaste ręce w stronę łowczyni.
- Odwal się – wysyczała przez zęby.
Todd warknął i ruszył w jej stronę. Złapał za ręce i pociągnął w stronę krzesła. Zrobił to szybko i sprawnie tak, że aż zaskoczył Nicole, która chciała stawić mu opór. Kiedy tylko znalazła się na krześle, momentalnie przestała się ruszać. Dziwna siła nie pozwoliła na jakikolwiek ruch.
- Wszystkie jesteście winne – odezwał się głębokim głosem. – Wszystkie nie potraficie być wierne.
- A twój męski gatunek to niby taki święty, co? – warknęła Nicole.
- W twoim przypadku jest inaczej – ciągnął, ignorując jej słowa. – Prawdziwa mistrzyni manipulacji. Tylko ty z tego zacnego grona potrafiłaś zabawić się uczuciem rodzeństwa. Ty stanęłaś miedzy nimi. Gdy jeden próbował zebrać się po twojej niby śmierci, ty zajęłaś się jego bratem. Mimo że ten pierwszy nadal cię kochał, ty mając to gdzieś, pieprzyłaś się z jego bratem. A potem, jak gdyby nigdy nic, zostawiłaś by wrócić do pierwszego. – Jego twarz zatrzymała się przed twarzą Nicole. Spoglądał na nią z pogardą i obrzydzeniem. Następnie splunął na jej koszulkę.
- Pieprz się – wyszeptała.
- Przyszedł czas, abyś zapłaciła za to, czego się dopuściłaś.
I zanim Nicole zdążyła zareagować, podniósł rękę do góry i położył ją na jej głowie. Poczuła przeszywający ból, który rozchodził się po całym jej ciele. Nie był to jednak ból fizyczny, a psychiczny. Ból, który z każdą sekundą nasilał się. Ból, którego nie można było w żaden sposób kontrolować. Miała wrażenie, że znów jest w piekle, a torturuje ją Alastair. Z ust Nicole wydobył się krzyk, który rozniósł się po całym pomieszczeniu.
Znów leżała na podłodze. Była wyczerpana i dziwnie pusta. Czuła jakby odrętwienie. Dopiero po chwili zorientowała się, że kobiety pochylają się nad nią. Poczuła czyjąś dłoń na czole. Jedna z nich odgarnęła z jej twarzy włosy, druga pomogła usiąść.
- Tak jest przez siedem dni – powiedziała pierwsza. – Torturuje w taki sposób każdą z nas. Dzisiaj nam się upiekło, a to tylko dlatego, że pojawiłaś się ty. Gdy zjawia się nowa, inne mają spokój.
- Cóż za pocieszenie – wyszeptała Nicole. – Dlaczego tak…
- Dziwnie się czujesz? – Watson kiwnęła głową. – Bo jeszcze żyjesz. Jeszcze masz ten mały kontakt ze swoim ciałem, które pogrążone jest w śpiące.
- Jestem pieprzonym duchem? – Kobiety pokiwały głowami. – Ekstra.
- To dlatego może baz problemu nas dotknąć. To dlatego tak łatwo przychodzi mu zadawanie bólu – odpowiedziała inna.
- Gdzie my jesteśmy?
- Tego nie wiemy.
- Można stąd wyjść?
- Coś nie pozwala nam przekroczyć progu. Drzwi dadzą się otworzyć, ale nie da się wyjść.
- Jak często się zjawia?
- Każdej nocy. Dokładnie o północy. Wychodzi około piątej. – Kobieta odwróciła się i spojrzała gdzieś w dal. Nicole podążyła za nią wzrokiem i dopiero wtedy zobaczyła wiszący na ścianie stary zegar. Wcześniej jakoś nie zwróciła na niego uwagi.
- Przez cały dzień go nie ma – powiedziała inna.
- Ale nadal czuć jego obecność – rzuciła Nicole.
- Bo jego ciało nadal tu jest – odpowiedziała, wskazując na ścianę. – Jego żona zamurowała go pod podłogą. Dokładnie na środku pokoju.
- Skąd wiesz?
- Zawsze to powtarza zanim wyjdzie. Przymroczyło cię. Naprawdę się nad tobą znęcał, więc nic dziwnego, że nie byłaś w stanie zapamiętać tego, co mówił.
- To była jego ostatnia tortura – wyszeptała Nicole.
Dean otworzył powoli oczy. Do pokoju wlewały się ciepłe promienie słońca, które nieco go oślepiły. Skrzywił się i wyciągnął rękę. Złapał za telefon i sprawdził godzinę. Następnie podniósł się i zaczął zakładać buty. Spojrzał na sąsiednie łóżko. Sam nadal pogrążony był we śnie.
- Wstawaj – rzucił i klepnął brata, który jęknął i prawie natychmiast otworzył oczy. – Rusz się i załatw nam śniadanie.
- Wal się Dean – mruknął Sam. – Nich Nicole idzie.
Starszy Winchester raz jeszcze klepnął brata, tym razem nieco mocniej. Sam wydusił kolejne: wal się, ale posłusznie usiadł. Szeroko ziewając spojrzał na stół. Uśmiechnął się widząc pogrążoną we śnie dziewczynę. Jej głowa oparta była o skrzyżowane ręce. Oddychała powoli i spokojnie.
- Kogoś będą boleć plecy – zażartował Dean. – Hej! Księżniczko! – Zero reakcji. – Nicole wstawaj! Sam przekazał ci pałeczkę i masz skołować śniadanie. Zjadłbym dużego burgera, więc wstawaj!
Zamilkł i powoli podszedł do niej. Dotknął jej ramienia i delikatnie potrząsnął dziewczyną. Żadnej reakcji.
– Nicole?
- Nicole? – Obok niego pojawił się Sam. – Co jest?
- Nie wydurniaj się, bo to nie jest śmieszne! – Ryknął Dean i mocniej potrząsnął dziewczyną. Następnie podniósł głowę i spojrzał na Sama. – Kurwa! Jak to możliwe?!
- Przenieśmy ją na łóżko – zaproponował młodszy.
Dean powoli odciągnął ją od stołu. Oparł ją na ramieniu, a drugą rękę włożył pod jej kolana. Wziął ją na ręce i zaniósł na łóżko. Delikatnie położył ją na plecach.
- Dlaczego ona? – zapytał, odwracając się do Sama.
- Pamiętasz, jak w szpitalu poczuła to dziwne coś?
- To, co niby na nią chuchnęło?
- Dokładnie.
- Ale… Ona mnie zdradziła?
- On mógł ją wziąć dlatego, że grzebała przy tych wszystkich śpiączkach. Mógł uznać ją za zagrożenie. – Dean nadal wpatrywał się w brata. – Zresztą nie sądzę, by cię zdradziła. – Starszy pokiwał głową. – Trzeba znaleźć miejsce, gdzie pochowała go Maria. Inaczej nie pomożemy Nicole.
- Nicole? – Obok niego pojawił się Sam. – Co jest?
- Nie wydurniaj się, bo to nie jest śmieszne! – Ryknął Dean i mocniej potrząsnął dziewczyną. Następnie podniósł głowę i spojrzał na Sama. – Kurwa! Jak to możliwe?!
- Przenieśmy ją na łóżko – zaproponował młodszy.
Dean powoli odciągnął ją od stołu. Oparł ją na ramieniu, a drugą rękę włożył pod jej kolana. Wziął ją na ręce i zaniósł na łóżko. Delikatnie położył ją na plecach.
- Dlaczego ona? – zapytał, odwracając się do Sama.
- Pamiętasz, jak w szpitalu poczuła to dziwne coś?
- To, co niby na nią chuchnęło?
- Dokładnie.
- Ale… Ona mnie zdradziła?
- On mógł ją wziąć dlatego, że grzebała przy tych wszystkich śpiączkach. Mógł uznać ją za zagrożenie. – Dean nadal wpatrywał się w brata. – Zresztą nie sądzę, by cię zdradziła. – Starszy pokiwał głową. – Trzeba znaleźć miejsce, gdzie pochowała go Maria. Inaczej nie pomożemy Nicole.
***
Miałam
długą przerwę od blogów, ale wróciłam. Najpierw męczyłam się przez
ponad dwa tygodnie z chorobą, a potem jak na złość mój kochany komputer
odmówił współpracy. Straciłam prawie wszystko, co miałam przygotowane na
blogi. Uratowały się nagłówki i jedna jedyna notka - ta którą
przeczytaliście. Nie była dokończona, dlatego postanowiłam wrzucić ją w
takiej formie - czyli bez dopisywania kolejnych akapitów. Tekst krótki,
ale mam nadzieje, że kolejny rozdział będzie dłuższy.
Nie
powiem, ale awaria komputera i kasacja danych mnie wkurzyła, dlatego
postanowiłam zrobić sobie wakacje od pisania i blogowania. Dzięki temu
wracam teraz z podwójną motywacją i chęcią do pracy :D Mam nadzieję, że
zastoi będzie o wiele mniej niż przedtem.
Pozdrawiam :)
Ha! Miałam rację, że Nicole zachoruje... biedna Nikki. Oby bracia szybko wpadli na jakiś trop, choć czuję, że nie będzie łatwo. A może i Nicole coś zdziała, wątpię, żeby siedziała i czekała z założonymi rękami. Pozdrawiam i życzę weny :)
OdpowiedzUsuńNo... taki mściwy duch to musi mieć nieźle nie halo pod kopułą, pewnie za życia nie było z nim za dobrze. Nie jest za ciekawie, coś czuje, że Niki ma przechlapane. Nie jest zbyt bystry skoro sprowadza łowcę do pokoju w którym jest zamurowane jego ciało ;) Ale tym lepiej dla Nikol i dziewczyn, bo jakoś sobie poradzą. No a Sam udaje głupka. Tak czy siak, prędzej czy później Kacperek będzie miał przerąbane.
OdpowiedzUsuńOjjj żeby tylko zdążyli. I sama ciekawa jestem co wymyśliła Nicole żeby wyrwać sie ze szponów Todda. Bo wiem, że będzie z przytupem.
OdpowiedzUsuńI już sie nie mogę doczekać! :D
zapraszam Cię serdecznie na corka-trenera.blogspot.com na kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuń