środa, 19 września 2012

13 Zamek

       Leżała na łóżku i spoglądała w stronę okna, podziwiając wschód słońca. Odwróciła głowę, aby spojrzeć na śpiącego Deana. Na jego twarzy wymalowany był spokój. Miała wrażenie, że mężczyzna uśmiecha się przez sen. Wzięła głęboki oddech. Teraz, kiedy emocje po wczorajszym wieczorze opadły, mogła wszystko przeanalizować na trzeźwo. Uczucie szczęścia, które jej towarzyszyło, kiedy Dean powiedział te dwa magiczne słowa, odpłynęło. Teraz czuła narastający lęk. Nie była pewna, czy będzie umiała odwzajemnić takie uczucie. W końcu kiedyś była zimną suką. Coś z tamtej Nicole jej zostało. Wszystko było łatwiejsze, kiedy nie wiedziała kim tak naprawdę jest. Nie bała się kochać. Teraz kiedy te dwie, tak skrajne osoby, połączyły się ze sobą, powstała całkiem nowa ona. Nie była pewna, jaka jest naprawdę.
       Wątpliwości dotyczyły nie tylko jej, ale także i jego. Czuła coś do Deana, a on do niej. Jednak, jaką miała pewność, że będzie w tych uczuciach stały? Bardzo dobrze wiedziała, jaki jest. W jaki sposób działa. Podrywa panny, a potem wyjeżdża wyrzucając je z pamięci. Bała się, że to samo stanie się z nią. Nie chciała cierpieć. Z drugiej strony Dean miał w sobie coś takiego, że sprawiał, że czuła się przy nim bezpiecznie. Oprócz tego pokochał ją, choć tak naprawdę jej nie zna. Pozwolił, aby i ona poczuła do niego to samo. Musiała też przyznać, że pociągał ją fizycznie.
       Wzięła ponownie głęboki oddech i wstała z łóżka. Na palcach przeszła przez pokój i chwyciła za granatowy materiał leżący na podłodze. Niechlujnie zawinęła się w niego i wyszła z pokoju, aby się odświeżyć. 

       Dean nadal spał, kiedy wróciła do pokoju. Nie wiedziała, która jest godzina, ale mieli coraz mniej czasu na poszukiwania. Podeszła do łóżka i chwyciła za poduszkę. Ze złośliwym uśmiechem na twarzy wymierzyła w starszego Winchestera.
- Wstawaj Dean! – powiedziała głośniej i cisnęła w niego poduszką. Podskoczył na łóżku, wyrwany ze snu. Rozejrzał się zaspany po pomieszczeniu. Jego zielone oczy natrafiły na dziewczynę ubraną w bordową sukienkę do kolan. Uśmiechnął się szeroko.
- Nie można delikatniej? – Prychnęła pod nosem, poprawiając spięte włosy. Przekręcił oczami. Od dawna nie czuł się tak dobrze, jak tego ranka. Miał obok najwspanialszą kobietę, jaką mógł wymarzyć. Dla niego była idealna pod każdym względem. Nie był jednak pewny czy słyszała to, co powiedział wczoraj. Kiedy z jego ust padły te dwa słowa, o których istnieniu prawie zapomniał.
       - Wstawaj mamy robotę – rzuciła przez ramię i podeszła do okna. Zauważyła, że miasto powoli budziło się do życia. Usłyszała, jak Dean wypowiada jakieś słowa, których nie zrozumiała. Odwróciła się w jego stronę. Kąciki jej ust uniosły się do góry, widząc, jak nieporadnie stara się ubrać w czarny materiał.
- Pieprzone coś – warknął pod nosem, a ona zaśmiała się. Pokręciła głową i podeszła do niego, aby mu pomóc.
- Nie ruszaj się.
- Przecież się nie ruszam.
- Jak się nie ruszasz, jak się ruszasz.
- Pieprzone coś – powtórzył, kiedy Nicole zapinała materiał spinkami. Kiedy to powiedział, dziewczyna ponownie wybuchła śmiechem. – Bosko, że cię to bawi.
- Zawsze tak zrzędzisz po seksie? – zapytała, odsuwając się od niego. Przez chwilę zatkało go, a następnie na jego twarzy wymalował się szeroki uśmiech.
- Zawsze, jak mam się wbić w coś durnego, jak to wdzianko- odpowiedział, podchodząc do niej.
- Co butów też sobie nie założysz? – Spojrzał na nią spod łba. Odwrócił się i usiadł na łóżku, chwytając za obuwie.
- Chciałem powiedzieć ci coś miłego, ale się rozmyśliłem – powiedział tonem małego obrażonego dziecka.
- Jak wczoraj?
- Zależy, kiedy wczoraj.
- O ile dobrze pamiętam nazwałeś mnie idiotką – odpowiedziała, wpatrując się w niego.
- Ty mianowałaś mnie dupkiem, więc jesteśmy kwita – rzucił, zawiązując rzemienie.
- Czekaj, czekaj… - Zaczęła Nicole i zrobiła kilka kroków w jego stronę. – Powiedziałeś zależy, kiedy wczoraj. Mówiłeś coś jeszcze?
- Teraz to nie pamiętam – odparł, bo wyznawanie uczuć nie było jego mocną stroną. Obawiał się też, że Nicole może go wyśmiać.
       Podeszła do niego z szerokim uśmiechem. Oparła się o jego kolana i wlepiła w niego swoje czekoladowe oczy.
- Odświeżyć ci pamięć, panie sklerozo? – Przełknął ślinę, ale szybko kiwnął głową.
       Nicole przez chwilę zastanawiała się, czemu to robi. Nie była pewna, czy tego chce. Jednak dość szybko podjęła decyzję. Nie mogła odwlekać tej rozmowy.
– Więc? – dopytywał się Winchester, a ona wyprostowała się.
- Powiedziałeś…- Zaczęła, ale te dwa słowa nie chciały przejść jej przez gardło. Potrząsnęła głową. – Powiedziałeś COŚ po wszystkim. 
       Dean zrobił wielkie oczy. Kiedy Nicole uniosła brwi do góry, zorientował się, że zauważyła jego reakcję.
- Ach TO… To chyba należało do miłych rzeczy?
- To prawda? – zapytała, przygryzając wargę. Dean zerwał się z miejsca i podszedł do niej. Złapał ją za ramiona i odwrócił, tak aby stanęła z nim twarzą w twarz.
- Wątpisz w to?
- Znając twoje dotychczasowe podboje, mogę mieć wątpliwości.
- Jakie podboje?
- Nie udawaj Dean – powiedziała i strząsnęła jego ręce z ramion. Odsunęła się od niego. – Na czole masz napisane: podrywacz.
- Kto zrobił mi taką reklamę?
- Sam sobie ją zrobiłeś – odpowiedziała ze śmiechem. – No… Może inni też coś o tym wspominali i uprzedzali.
- Bobby? Sam?
- Nie ważne kto – powiedziała szybko.
       Wpatrywała się w Deana, na którego twarzy wymalowane było niedowierzanie. Nie uśmiechał się. Widać było, że traktuje to poważnie. Momentalnie i ona przestała się uśmiechać.
- Po prostu świetnie.
- Jaką mam pewność – zaczęła, pochodząc do niego. – Że mnie nie spotka taki sam los, jak tamte dziewczyny? Nie zamierzam być kolejnym twoim trofeum.
- Trofeum?!
- Jaką mam pewność Dean? – ponowiła pytanie, odciągając go od tego słowa, które najwyraźniej go uraziło.
- Stu procentową. Nie jesteś jak one. Jesteś… Jesteś…
- Nie wysilaj się – powiedziała i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.
- To nie jest takie proste Nicole – odparł wzdychając. – Nie jest to proste dla mnie. Ja… Jestem beznadziejny, jeśli chodzi o uczucia. – Odwrócił się od niej i już miał zamiar wyjść, kiedy złapała go za rękę.
- Poczekaj. To jeszcze nie koniec. – Ponownie stanął naprzeciwko niej. Widziała jego przygaszone zielone oczy, w których zazwyczaj czaiły się wesołe ogniki. Czuła się beznadziejnie, doprowadzając go do takiego stanu. Że psychicznie się nad nim znęca. Jednak musiała wiedzieć. Musiała mieć pewność. 
– Fakt to nie jest łatwe. Ale czy ty umiałbyś tak żyć?
- Jak?
- Z kimś?
- Z tobą? – Nicole wzruszyła ramionami, oczekując odpowiedzi. – Jeśli bym czuł do kogoś, to samo, co do ciebie. Ale tak się nie stanie. Bo… To jest wyjątkowe. Ty jesteś wyjątkowa dla mnie. 
       Przez chwilę obserwował jej wyraz twarzy, który co i rusz się zmieniał. Czuł, że jest na przegranej pozycji. Ona była dla niego jego osobistym aniołem. Jednak on dla niej mógł być nikim… Kolejnym Winchesterem, który stanął na jej drodze. Poczuł niepokój, który wiązał się ze stratą. Stratą czegoś ważnego. Dziewczyna opuściła ręce.
- Pieprzyć to wszystko – powiedziała i zanim zdążył zareagować, objęła go i pocałowała. Przyjemne dreszcze i ciepło bijące od niej, rozeszło się po jego ciele. Był w niebie. Jego osobistym niebie.  
– Kocham cię kretynie – szepnęła, a jego usta wykrzywiły się w szerokim uśmiechu.


       Po długim śniadaniu, które przeciągał król, wrócili do pokoju Nicole. Sam i Dean usiedli na łóżku, a ona wygrzebała z pod poduszki znalezioną w świątyni książkę. Podała ją młodszemu.
- Wnioskować można, że te dupki depczą nam po piętach – powiedziała, chodząc to w jedną to w drugą stronę. Energia rozsadzała ją od środka, która związana była z obawą przed tym, że ich misja zakończy się klęską. Chciała działać. Zrobić cokolwiek, aby być przed nimi.
       Sam przeglądał książkę z nieukrywaną ciekawością. Dean, co i rusz spoglądał to na nią, to na niego.
- Myślicie, że nadal są w Gracji? –zapytał młodszy.
- Jak na razie nie zauważyłam niczego podejrzanego, pomijając podziemia w świątyni Zeusa – odpowiedziała Nicole.
- Wiemy na pewno jedno. Oni sami nie widzą gdzie szukać – odezwał się Dean.
- Miejmy nadzieję, że nie wiedzą też, jak tam wejść – powiedział Sam. Oboje spojrzeli na niego. – W książce jest napisane, że symbol słońca i księżyca to wrota, które strzegą jakiegoś ważnego miejsca. Słonce wskazuje na niebo, księżyc na piekło.
- Czyli, że do środka dostanie się demon, albo anioł? – zapytała z niedowierzaniem Nicole.
- Mamy przesrane – rzucił Dean.
- Może nie koniecznie. To tylko spekulacje. Możliwe, że zwykły człowiek też jest w stanie je otworzyć. Nie dowiemy się tego, póki ich nie znajdziemy.
- Sprawdzaliśmy już wszędzie. Zostało nam tylko kilka godzin – odparła Nicole. – Kończą mi się pomysły.
- Może nie szukaliśmy wszędzie – zaczął Dean, a Sam i Nicole spojrzeli w jego stronę. – Pominęliśmy jeden z ważniejszych budynków w tym mieście. – Oboje unieśli brwi do góry, czekając aż Dean powie coś więcej. – Ten, w którym jesteśmy.


       -Jeśli to wypali, szybko wrócimy do domu – powiedział Sam, kiedy cała trójka schodziła po schodach. W końcu znaleźli się na parterze. – Taki zamek musi mieć podziemia.
- Spróbujmy przejść na tyły – zaproponowała Nicole.
       Ominąwszy okrągłą komnatę, skręcili w lewo. Szli długim korytarzem, mijając kolejne pomieszczenia, które mało ich interesowały.
- Czemu akurat tyły? – zapytał Dean.
- Wątpię żeby zejście do podziemi znajdowało się, gdzieś z przodu. W tych czasach, takie miejsca miały za zadanie chronić ludzi podczas wojny – wyjaśniła dziewczyna.
       Korytarz skręcił w prawo. Weszli do ostatniego pomieszczenia. Naprzeciwko nich, na ścianie wisiał gruby czerwony dywan z podobizną Aleksandra Wielkiego.
- I co teraz?- wydusił z siebie Dean. Sam bez słowa podszedł do dywanu i odsłonił go. Następnie odwrócił się z uśmiechem.
- Są schody.
- Świetnie – odparła Nicole i jako pierwsza podeszła do niego. Sam przetrzymał dywan, aby mogła przejść. Za nią ruszył Dean. Na samym końcu znalazł się Sam.
- Ekstra tylko nie jestem pieprzonym Batmanem i nie widzę w ciemnościach- odezwał się Dean.
- Czekajcie coś mam przy nodze – powiedział Sam, schylając się. – Nie ruszajcie się.
- Nie musisz mi mówić. Nie chcę skręcić karku – odpowiedziała Nicole i przywarła plecami do ściany.
- To chyba pochodnie – ciągnął Sam.
- Chyba? – zapytał Dean.
- Na pewno pochodnie. Dokładnie dwie.
- Daj jedną. – Dean na oślep wyciągnął ręce. Chwycił za jedną z nich. – Ma ktoś zapalniczkę, zapałki lub coś, czym można by to było podpalić?  
      Nicole uśmiechnęła się i pstryknęła palcami. Pochodnie zapaliły się, a Dean odskoczył i wyciągnął ją przed siebie.
- O mało nie spaliłaś mi twarzy, piromanko! – krzyknął, sprawdzając wolną dłonią czy nie odniósł jakiś obrażeń. Sam zachichotał. 
– Zamknij się – skarcił go Dean. Młodszy wzruszył ramionami i jako pierwszy zaczął schodzić po schodach.
- Nie popłacz się tylko – rzuciła przez ramię Nicole i poszła za młodszym Winchesterem.
       Ich kroki niosły się echem, kiedy ci schodzili coraz niżej i niżej. Co jakiś czas stopnie zakręcały. Jednak po kilku minutach, stanęli na płaskim podłożu. Na dole było chłodno. Nicole objęła się ramionami, kiedy poczuła, że dostaje gęsiej skórki.
       Bez słowa ruszyli przodem, rozglądając się dookoła. Nie mogli pominąć żadnego skrawka ściany. Po kolejnych długich minutach, Sam zatrzymał się.
- Mam! – krzyknął. Pozostała dwójka, która go wyprzedziła, cofnęła się. 
– Słońce i księżyc. – Wskazał na ścianę. Okrągłe słońce, z długimi promieniami, nachodziło kawałek na półksiężyc.
- Jak tam wejdziemy?- zapytał Dean. Sam niewiele myśląc naparł na ścianę. Najpierw zrobił to lżej, potem jednak zaparł się nogami i popchnął mocniej. – I co?
- A widzisz żebym był w środku? – odparł młodszy, zezując na brata. Dean zrobił minę niewiniątka i ponownie przeniósł wzrok na symbol.
- Może potrzebne jest jakieś hasło?- rzuciła Nicole.
- Jak pieprzone: sezamie otwórz się? – zapytał Dean, a ona kiwnęła głową. – Świetnie. Castiel nie podał nam pinu, aby tam wejść.
- Nicole możesz spróbować tam przeniknąć? – Dziewczyna uniosła brwi do góry. – No, wiesz. Pojawić się tam.
- Spoko załapałam – odpowiedziała i zamknęła oczy. Jednak nie poczuła charakterystycznego mrowienia. Otworzyła jedno oko, a potem drugie i zacisnęła usta.
- Coś mnie blokuje – poinformowała ich.
- W sumie się nie dziwię- stwierdził Sam. –Skoro ten symbol ma coś chronić, to w tak banalny dla aniołów i demonów sposób nie można tam wejść.
- Świetnie, po prostu bomba – odpowiedział Dean. – Rozwalmy to po prostu i będzie po sprawie.
- Nie mamy pewności, czy rozwalając tę ścianę, nie naruszymy struktury budynku. To nie są nasze czasy. Tu wszystko jest bardziej kruche – powiedział jednym tchem Sam.
- To ja już nie wiem – jęknął Dean. 
- Myślisz, że w tej książce można znaleźć informacje jak tam się dostać?- zwróciła się do Sama, wskazując na symbol.
- Przejrzałem ją, ale mogłem coś przeoczyć.
- W takim razie wracajmy i sprawdźmy tę książkę – zaproponował Dean.


       Nicole, jako pierwsza weszła do pokoju. Spojrzała w stronę łóżka. Na samym jego środku, leżało coś białego. Zmarszczyła czoło i podeszła bliżej. Nachyliła się i chwyciła w dłonie zapisaną kartkę.
- Co to? – Usłyszała głos Deana.
- Wiadomość od Castiela – odpowiedziała, podnosząc głowę i spoglądając na nich.
- Co pisze? – zapytał Sam. Dziewczyna odchrząknęła i przeczytała kilka szybko zapisanych słów.
- Dostajecie jeszcze jeden dzień. Nie zmarnujcie szansy. Jesteście już blisko. Ofiara. – Nicole uniosła brwi do góry i spojrzała na zaskoczonych Winchesterów.
- Nie wiem jak wy, ale końcówki nie załapałem – rzucił Dean, kręcąc głową.
       Sam bez słowa podszedł do książki, która leżała pod poduszką. Wyciągnął ją i szybko zaczął wertować. Nicole w dalszym ciągu wpatrywała się w słowo ofiara. Jednak nic sensownego nie przychodziło jej do głowy.
       - Sam? – zapytała, odwracając się. Podniósł głowę i spojrzał w jej stronę. – Czy to ma jakiś sens?
- Zależy, o co pytasz?
- Czy możliwe, że ktoś będzie musiał zginąć, abyśmy weszli do środka? – ciągnęła niepewnie.
- Myślę, że nie jest to aż tak drastyczna metoda. Choć z drugiej strony musimy być przygotowani na każdą ewentualność – powiedział jednym tchem, wracając do książki.
- Mówicie o zabiciu niewinnego człowieka?- zapytał z niedowierzaniem Dean.
- To tylko założenia Dean – odpowiedział szybko Sam. – Nikt nikogo nie zabije.
- Mam nadzieję – rzucił starszy i usiadł na łóżku obok brata, aby co i rusz zaglądać mu przez ramię.
       Nicole wzięła głęboki oddech i podeszła do okna. Oparła się łokciami o kamienną imitację parapetu i wlepiła oczy w zatłoczony rynek. Ofiara… Czy któreś z nich będzie musiało się poświęcić, aby pozostała dwójka zdobyła klejnot?


       - Myślisz, że może chodzić o ofiarę, na przykład z kozy? –zapytał Dean, kiedy zostali sami w pokoju. Na dworze już dawno się ściemniło, a oni w dalszym ciągu nie rozwiązali zagadki.
- Nie mam pojęcia – odpowiedziała i westchnęła ciężko.
       Była zmęczona. Pod wieczór złapał ich Aleksander i znów zaprosił na wystawną ucztę. Wzięci z zaskoczenia, nie potrafili się wykręcić. Tak, więc spędzili tam bardzo dużo czasu.
– Mam nadzieję, że uda nam się coś wykombinować – ciągnęła dalej, jednocześnie nerwowo wygładzając biały materiał, w którym miała położyć się spać. Dean podszedł do niej i złapał ją za ręce.
- Uda się. Jesteśmy już tak blisko. Założę się, że te sukinsyny nie znalazły jeszcze symbolu.
- Jesteś pewny?
- Tu jest tak dużo ludzi, że na pewno ktoś by ich zauważył. Wiedzielibyśmy o tym – powiedział, a ona przyznała mu rację. – Teraz powinnaś się przespać. 
       Nachylił się i pocałował ją. Nicole czując przyjemne dreszcze na plecach, odwzajemniła pocałunek.
- Sorki, że wam przeszkadzam. – Odskoczyli od siebie, jak oparzeni, a następnie odwrócili się w stronę uśmiechniętego Sama, który stanął w progu. – Biorę książkę do siebie.
- Jasne – wydusiła Nicole. – Jak coś znajdziesz koniecznie daj znać.
- Wątpię. Wertowałem ją z milion razy. Ale może coś nam ucieka. Dobrej nocy.
- Dobranoc – powiedzieli jednocześnie, a Sam po raz kolejny uśmiechnął się i odszedł.
- Więc? – zapytał Dean. Nicole spojrzała na niego.
- Więc co?
- Zostajesz czy idziesz? 
- Czemu mam wychodzić?
- Bo to moja sypialnia- odpowiedział, ukazując przy tym całe swoje uzębienie. Nicole zrobiła wielkie oczy i zaśmiała się.
- Wszystko tu jest identyczne – rzuciła ze śmiechem. – Jasne już znikam. 
       Już chciała wyjść, kiedy Dean złapał ją za rękę.
- Chyba nie wzięłaś tego na poważnie?
- Może wzięłam?
- Oj, przestań – powiedział z szerokim uśmiechem. – Boję się ciemności, musisz ze mną zostać. – Dziewczyna zachichotała.
- Taki duży. Łowca się znalazł – prychnęła pod nosem, a Dean przewrócił oczami.
- Chcę żebyś ze mną została.
- Przekonałeś mnie – odpowiedziała i pocałowała go. – Śpię od okna! – powiedziała i zamknęła oczy.
- Nie, bo ja! – Dean rzucił się na łóżko, jednak Nicole pojawiła się tam przed nim. 
– Rany boskie! Wystraszyłaś mnie!
- Musisz się przyzwyczaić – skwitowała, kładąc się na poduszce.
- Muszę – powiedział i objął ją ramieniem.
- Dobranoc. –Pocałowała go raz jeszcze.
- Dobranoc – powiedział szeptem.


       Nie mogła zasnąć. Starała się nie wiercić, aby chociaż Dean się wyspał. Kiedy zamykała oczy, widziała tajemniczy symbol. Nie chciała marnować czasu i starała się coś wymyślić. Jednak nic nie przychodziło jej do głowy. Miała wrażenie, że rozwiązanie może być banalne, a oni chodzą wokół nie mogąc znaleźć konkretnej wskazówki.
       Potem, kiedy w końcu odpłynęła, błądziła korytarzami w podziemiu i nie mogła odnaleźć drogi powrotnej. Najgorsze było to, że na każdej ścianie widniał symbol słońca i księżyca, który blokował jej moce. Robiło się coraz zimniej, a ona nie mogła znaleźć schodów.
       W pewnym momencie usłyszała krzyk. Przeraźliwy krzyk. Otworzyła raptownie oczy, zdając sobie sprawę, że owy krzyk nie był majakiem sennym. Teraz krzyczało więcej osób. W pomieszczeniu panowała ciemność. Dostrzegła Deana, który zerwał się z łóżka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz