czwartek, 7 listopada 2013

21 Nie pożądaj i nie zdradzaj

Wcześniej
 
        Odstawiła kubek na szafkę. Przeniosła wzrok na Sama i ciężko westchnęła. Mijała kolejna godzina, a Winchester nadal się nie obudził. Spojrzała na zegarek. Był nieprzytomny od prawie osiemnastu godzin. Nicole chciała wierzyć w to, że mur zbudowany przez Cassa w umyśle Sama naprawdę coś da. Że niedługo znów stworzą starą dobrą drużynę.
        Poprawiła pozycję, w której siedziała. Niedawno zmieniła Deana. Prawie siłą musiała go wyrzucić z bunkra Bobby’ego. Nie chciał słyszeć o żadnej drzemce ani o jakimkolwiek jedzeniu. Chciał czuwać przy swoim młodszym bracie. Nicole rozumiała go, ale nie mogła pozwolić by Dean padł ze zmęczenia. W końcu i tak jako łowcy mało sypiają, a o regularnych posiłkach mogą tylko pomarzyć.
       Odgarnęła z czoła czarne kosmyki włosów. Żałowała, że nie przyniosła sobie, jakieś książki do czytania. Takie zajęcie skutecznie by odciągnęło ją od coraz to gorszych myśli. W końcu, kiedy doszła do wersji, kiedy młodszemu Winchesterowi nie udaje się przeżyć, wzdrygnęła się. 
       Znów spojrzała na bladą twarz Sama i wtedy to zobaczyła. Łowca powoli otwierał oczy. Palce u jego dłoni lekko zadrżały. Nicole zeskoczyła z krzesła i niemalże zawisła nad przyjacielem. Złapała go za rękę.
- Sam?
        Nieco zamroczony Winchester, rozejrzał się po suficie, aż w końcu natrafił na jej twarz. Ich oczy spotkały się, a na jego ustach pojawił się lekki uśmiech.
- Byłem dupkiem, nie? – powiedział, zachrypniętym głosem.
- Byłeś gorzej niż dupkiem – odparła i odwzajemniła uśmiech. – Witaj wśród żywych. Nie ruszaj się, zaraz wracam. 
        Puściła jego dłoń i wyleciała z pomieszczenia, jak oparzona. Wbiegła na górę i otworzyła drzwi, które uderzył w ścianę. Siedzący przy biurku Singer, zerwał się na równe nogi.
- Co się dzieje?
- Obudził się – powiedziała z ulgą. – Dean! Dean!
         Usłyszeli szybkie kroki. Winchester zbiegł po schodach i zatrzymał się przed nią.
- Co się dzieje? Co z Samem?
- Obudził się – powtórzyła, a Dean minął ją i ruszył na spotkanie z bratem.

Teraz

         - Przestańcie się tak gapić, naprawdę nic mi nie jest- powiedział Sam, a w jego głosie dało się słyszeć nutkę irytacji. Wiedział, że reszta się martwi, ale to ich zachowanie w stosunku do niego, stawało się nie do zniesienia.
        Bobby odwrócił wzrok i zajął się butelką piwa, która stała tuż przed nim. Natomiast Nicole i Dean nadal bacznie obserwowali młodszego Winchestera.
- Nic mi nie jest. Czuję się świetnie… Jak nigdy – ciągnął. – Jak widać ta zapora zbudowana przez Cassa działa, tak jak działać powinna, więc znajdźcie sobie inne zajęcie.
        Dean i Nicole wzruszyli ramionami.
- Ale jesteście męczący – mruknął pod nosem Sam i wstał od stołu. Wyszedł do salonu.
- Męczący? – odezwał się Dean, unosząc brwi do góry. – Ludzie już mnie dziwnie nazywali, ale nikt nie powiedział, że jestem męczący.
- Czujesz się urażony? – zapytała Nicole, a kąciki jej ust podjechały do góry.
- Zejdź ze mnie – odparł i przyciągnął bliżej siebie otwartą gazetę. – O to chodziło Bobby? – zapytał, wskazując palcem artykuł. Singer pokiwał głową. – Co powiesz na małe polowanie? – zwrócił się do Nicole. Dziewczyna już zamierzała otworzyć usta, kiedy w kuchni znów pojawił się Sam.
- Z chęcią.
- Nie pytałem ciebie – rzucił Dean, nie odrywając wzroku od gazety.
- To teraz zabronisz mi polować?
- Jak znów zaczniecie się kłócić, to za siebie nie ręczę – powiedziała Nicole, zezując na braci.
- Dopiero co odzyskałeś duszę. Nie uważasz, że powinieneś odpocząć?
- Nie.
- Nie? – Dean złożył gazetę.
- Zresztą nie zamierzam cię pytać o zdanie. Pokaż, co tam masz. 
       Podszedł do brata i zabrał mu gazetę. Następnie usiadł na krześle obok i zaczął czytać.
- Po kim ty jesteś taki uparty? – westchnął Dean.
- Niech zgadnę… Obaj jesteście uparci po tatusiu – skwitowała Nicole, wstając z krzesła. – Idę się spakować.
        I zanim Winchesterowie zdążyli jej odwarknąć, zniknęła. Bracia spojrzeli na siebie. Po chwili Sam wrócił do artykułu, a Dean zwrócił się do Bobby’ego.
- Znalazłeś coś…
- Nie. Nadal nie wiem, jak ją zabić – odparł Singer. Wiedział, o co zapyta go Dean, w końcu od dłuższego czasu szukali odpowiedzi na to pytanie. I jak na razie nie mieli szczęścia. – Jak wyjedziecie, wykonam jeszcze kilka telefonów. Spróbuję też znaleźć jakieś nowe książki.
- Spróbuj w kryjówce Campbellów – rzucił Sam, nie patrząc na niego.
- W kryjówce?
- Samuel miał mnóstwo książek. Może cię zainteresują – odpowiedział, składając gazetę. – Może dopisze nam szczęście. Zapisze ci namiary.
- Przyda się wszystko – skwitował Bobby. – A teraz idźcie się spakować. Nicole nie lubi na was czekać.
- Kobiety – prychnął pod nosem Dean i niechętnie wstał od stołu.

       Wjechali do stanu Colorado. Teraz zostało im tylko dotarcie do miasta Bulder. Samochód od pewnego czasu wypełniał się dźwiękami głośnej muzyki, którą puścił Dean. Nie zwracając uwagi na swoich współpasażerów, wtórował wokaliście, który śpiewał o swojej kobiecie, którą kochał nad życie.
        Nicole zacisnęła palce na notatkach, które starała się zrobić. Następnie prychnęła głośno pod nosem – przez muzykę żaden z Winchesterów tego nie usłyszał. Wychyliła się w ich stronę i machnęła ręką. W samochodzie zapanowała cisza.
- Co do cholery?! – warknął Dean, zerkając na radio.
- Nie mogę się skupić- powiedziała Nicole, opierając się z powrotem o miękkie siedzenie. – I Sam zapewne też.
        Młodszy spojrzał najpierw na Watson, a potem na swojego brata. Na jego kolanach leżał komputer. Oboje chcieli jeszcze przed przyjazdem do miasta, poskładać wszystko w całość.
- Nagle przeszkadza wam muzyka? – zapytał, nadąsany Dean.
- Było spoko, dopóki nie podjarałeś się na tyle swoją listą przebojów i nie podkręciłeś głośności na full – odparła Nicole.
- No, wiesz…
- Przystopuj Dean. My tu pracujemy – ciągnęła dalej Nicole.
- A niby ja, co robię?
- Jak na razie prowadzisz swoją boską Impalę.
- Czyli jestem szoferem?
- Coś w tym sensie…
- Nawet muzyki sobie posłuchać nie można – mruknął pod nosem. – Już zapomniałem, jak cudownie się z wami podróżuje.
- Polecamy się na przyszłość – powiedział Sam, a Dean spiorunował go wzrokiem.
- Ale twoja udręka już się kończy – stwierdziła Nicole, spoglądając na znak. – Jesteśmy w Bulder.

        Zatrzymali się w motelu U Tessy. Każdy pokój miał tu oddzielne wyjście, a przed długim budynkiem znajdował się spory parking, który teraz był prawie pusty. Ich wspólny pokój był nieco surowy. Na szarych ścianach nie było żadnych obrazów. Zielonkawy dywan nosił ślady niewielkich plam. W rogu stała duża szafa i czarny telewizor, na który zebrało się odrobinę kurzu. Łóżka miały białą pościel i zielonkawe narzuty, które kolorystycznie pasowały do dywanu. Tuż przy oknie stał prostokątny drewniany stół, a przy nim cztery krzesła. Na drzwiach zamontowano haczyki na kurtki.
        Łowcy odłożyli rzeczy w kąt pokoju i od razu zabrali się do pracy. Usiedli przy stole. Sam pochylał się nad swoim komputerem, a Nicole i Dean przerzucali zapisane przez dziewczynę kartki.
- Szybko podsumujmy, co już mamy – powiedział Sam, uderzając palcami w klawiaturę.
- Zapadające w śpiączkę, a potem umierające kobiety – zaczęła Nicole. – Pierwsza czwórka, która doświadczyła tej dziwnej choroby, nie żyje. Pozostałe pięć kobiet jest w śpiączce. Wszystkie trafiły do szpitala Świętego Patryka w Bulder. Lekarze nie wiedzą, co im jest. Wszystkie przeprowadzone badania nie wykazały żadnych nieprawidłowości. Są zdrowe, ale nieprzytomne.
- Znamy, jakieś stworzenie, które usypia ludzi? – zapytał Dean.
- Co ciekawe ofiarami są tylko kobiety – ciągnął Sam, ignorując pytanie brata. – Włamałem się do bazy danych policji. Żadna z nich nie była notowana. W internecie też nie znalazłem nic ciekawego. Cztery z nich miały konta na profilach społecznościowych, jedna na profilu randkowym, a o drugiej napisano krótki artykuł, kiedy wygrała konkurs na najlepszy ogródek.
- Nuda, nuda, nuda – rzucił Dean i wstał z miejsca. – Chodźmy na zwiady. –Nicole uniosła brwi do góry. – No, co?
- Zwiady? - Dean przekręcił oczami.
- Dobry pomysł – odparł Sam. – Tu – podał im kilka zapisanych kartek – są adresy rodzin. Może dowiedzie się czegoś więcej.
- A ty?
- Zadzwonię do Bobby’ego. Może zna jakieś stworzenie, które pasowało by w tym przypadku. Potem odwiedzę posterunek policji. Spotkamy się tutaj.
- Rozkręciłeś się – powiedziała Nicole.
- Po prostu… Czuje się pełen energii – odpowiedział Sam. – Jak nowo narodzony.
- Dobra nowo narodzony, uważaj na siebie i nie przeginaj – powiedział Dean. Sam wzruszył ramionami.

       Dwoje fałszywych agentów zbliżyło się do ciemno brązowych drzwi. Na ganku poustawiane były kolorowe kwiaty, a na podjeździe znajdowało się czerwone nieco zabrudzone Audi. Nicole wygładziła białą bluzkę i poprawiła czarną marynarkę. Dean zadzwonił dzwonkiem. 
       Przez chwilę łowcy zerkali na siebie, a następnie przenieśli wzrok na drzwi, kiedy słyszeli kroki. Drzwi otworzyły się. Stanął w nich niewysoki brązowooki mężczyzna w średnim wieku.
- Caleb idź do pokoju – powiedział rozkazującym tonem. Gdzieś w oddali usłyszeli kroki, z pewnością należące do dziecka. – W czym mogę pomóc?
- Pan Alan Hemington? – zapytał Dean. Mężczyzna kiwnął głową. – Jestem agent Ford, a to agentka Davis. FBI.
        Nicole i Dean zaprezentowali fałszywe odznaki, a następnie szybko schowali je do kieszeni.
- FBI? W jakiej sprawie?
- W sprawie pańskiej żony. Chcemy zadać panu kilka pytań – odpowiedziała Nicole.
- Co z tym ma wspólnego FBI? – ciągnął mężczyzna, który nieco pobladł na twarzy.
- Czy możemy wejść? – zapytał Dean.
        Alan Hemington kiwnął głową i odsunął się od drzwi. Fałszywi agenci weszli do kremowego holu. Mężczyzna poprowadził ich w stronę salonu. Wskazał brązową kanapę, na której usiedli. On sam zasiadł na fotelu naprzeciwko.
- Dlaczego śpiączką Anny interesuje się FBI? – zapytał Alan.
- Mamy podejrzenie, że podano pańskiej żonie jakąś niewiadomą substancję. Od dłuższego czasu staramy się namierzyć dość dużą grupę producentów narkotyków – odpowiedziała Nicole.
- Ale lekarze nic nie znaleźli – odparł mężczyzna.
- Grupa ta opracowała nową formułę, która jeszcze nie jest nam znana – odpowiedziała Nicole. – Wiemy natomiast jedno. Bardzo szybko organizm ją usuwa. Kiedy minie działanie, narkotyk ten jest prawie niemożliwy do wykrycia.
- Czy Anna mogła paść ofiarą tej… tej grupy?
- Podejrzewamy, że tak. Czy pańska żona miała jakiś wrogów? – zapytał Dean. – Ktoś może jej ostatnio groził?
- Nie. Nic mi nie mówiła.
- Może zachowywała się inaczej niż zwykle? – odparła Nicole.
- Nie. To znaczy… Ostatnio mieliśmy pewne kłopoty.
- Jakie kłopoty? –zwrócił się do niego Dean.
- To na pewno nie ma nic wspólnego z jej stanem zdrowia.
- Proszę odpowiedzieć na pytanie – odparła Nicole. – Wszystko jest ważne.
- Mieliśmy problemy małżeńskie. – Alan zwiesił głowę. – Anna mnie zdradziła. Gdy się dowiedziałem, pokłóciliśmy się. Chciałem się wyprowadzić. Miałem już spakowane rzeczy. I wtedy tego felernego poranka ona się nie obudziła. – Spojrzał na łowców. – Nie zdążyłem nawet z nią porozmawiać na spokojnie. Nie zdążyłem jej… jej wybaczyć.
         Nicole wymownie zerknęła na Deana. Ten prawie niezauważalnie kiwnął głową. Wiedzieli już wszystko i choć wydawało się to być bardzo pokręcone, powoli elementy układanki zaczynały do siebie pasować.
- Dziękujemy za rozmowę – powiedziała Nicole, wyciągając rękę w stronę Alana. – Mam nadzieję, że pańska żona wyzdrowieje.
- Mam nadzieję, że jakoś pomogłem.
- Pomógł pan – odparł Dean, również ściskając dłoń mężczyźnie.
         Alan odprowadził ich do drzwi. Kiedy łowcy wyszli na ganek, drzwi zamknęły się za ich plecami. Bez słowa ruszyli w stronę samochodu. Wsiedli do środka i spojrzeli na siebie.
- Czy to nie jest dziwne, że znów pojawia się motyw zdrady? – zapytał Dean.
- To już czwarta ofiara, która zdradziła męża lub swojego faceta.
- Założymy się, że u pozostałej piątki będzie to samo? Jak wygram to pojedziemy we dwoje do jakiegoś motelu i spędzimy w łóżku całe dwa dni – rzucił z uśmiechem. Nicole uniosła brwi do góry i przekręciła oczami.
- Nie muszę się z tobą zakładać…
- Bo wiesz, że przegrasz.
- Nie. Bo też czuję, że będzie powtórka z rozrywki.

        Winchester wszedł do motelu, taszcząc w ręku siatkę z jedzeniem. Spojrzał na brata, który ubrany w garnitur pochylał się nad komputerem.
- Standard – powiedział Dean, podchodząc do niego i siadając obok. – Masz coś?
- Bobby wcale nam nie ułatwił zadania – odparł Sam, łapiąc za puszkę z napojem. – Według niego może to być wszystko. Na razie nie mamy motywu, więc ciężko połączyć jedno z drugim.
         Oderwał wzrok od ekranu i zerknął na brata. Dean otworzył tekturowe pudełko, oblizał się i wgryzł się w dużego hamburgera. Sam skrzywił się. Starszy puknął go łokciem i wskazał na drugie pudełko.
- Wziąłem ci jakąś wstrętną sałatkę.
- No, to brzmi lepiej niż twój ociekający tłuszczem hamburger.
- Na zdrówko braciszku –rzucił Dean, pukając bułką w wyciągnięty widelec Sama.
- Gdzie Nicole? – zapytał Sam, dobierając się do jedzenia.
- Postanowiła odwiedzić szpital.
- Dowiedzieliście się czegoś od rodzin ofiar?
- Tak. Że wszystkie te babki miały skoki w bok – odpowiedział z pełną buzią.
- To ciekawe… - zaczął Sam. – Myślisz, że ktoś się za to mści?
- Trochę to głupi powód na zemstę. Zwykle takie rzeczy nie wychodzą poza zamieszane w to osoby. A tu… Chyba ktoś postanowił wymierzyć karę na swoją rękę i ukarać niewierne żony i dziewczyny.
- Nic mnie nie zdziwi. Tylko kto chce ukarać te kobiety?
- Jakiś zraniony potworek? – rzucił Dean.
- To nie jest śmieszne. – Starszy Winchester przekręcił oczami.

         Nicole weszła na oddział. Stukot jej obcasów odbijał się od białych ścian. Na korytarzu panowała cisza. Wszystkie sale były zamknięte. Minęła puste łóżko i dwa wózki inwalidzkie i zatrzymała się przed gabinetem lekarzy. 
         Wzięła głęboki oddech i zapukała. Następnie weszła do niewielkiego pomieszczenia z dwoma biurkami. Na ścianach wisiały różnorakie dyplomy, a regały zawalone były papierzyskami. W środku był tylko jeden przedstawiciel służby zdrowia.
- Jak mniemam pani Scarlett Price z Instytutu Zdrowia– powiedział mężczyzna, wstając z fotela. 
          Nicole zmierzyła lekarza wzrokiem. Był wysokim, chudym czterdziestolatkiem. Miał ciepłe brązowe oczy, a na jego podłużnej twarzy widniał delikatny uśmiech. Był osobą wzbudzającą zaufanie u pacjentów.
- Jestem doktor Brown.
- To z panem rozmawiałam przez telefon – powiedziała Nicole, podając mu rękę. Uścisnął ją lekko, ale jednocześnie pewnie. Mężczyzna kiwnął głową.
- Zapraszam. – Wskazał drzwi.
         Oboje wyszli na zewnątrz. Ruszyli wzdłuż korytarza. Skręcili na prawo i przeszli przez oszklone drzwi. Doktor zamienił kilka słów z dwiema pielęgniarkami, które wpatrywały się w niego, jak w obrazek. Następnie wskazał Nicole kolejne drzwi. Przeszli przez nie i znaleźli się w śnieżnobiałej sali. Na pięciu łóżkach, oddzielonych parawanami, leżały pogrążone w śpiące kobiety.
- Czy już wiadomo, co im się stało? –zapytała Nicole, wyciągając notatnik.
- Wszystkie ich wyniki są w normie. Nie znaleźliśmy żadnej anomalii, żadnego odchylenia od normy. Można powiedzieć, że to okazy zdrowia. Badania toksykologiczne wykluczyły wszelkie substancje, które mogłyby spowodować ich stan. Mówiąc wprost, nie wiemy co im się stało.
- Wcześniej znajdowały się tu jeszcze cztery inne pacjentki z takimi samymi objawami.
- Tak. Monitorowaliśmy ich stan. Wszystko było porządku, ale pewnej nocy nastąpiło zatrzymanie akcji serca. Mimo reanimacji nie udało się ich uratować. Co ciekawe zmarły tego samego dnia, o tej samej godzinie.
- Po jakim czasie nastąpił zgon?
- Po siedmiu dniach.
- Ile dni leżą tu te kobiety?
- Najwcześniej przywieziono Caroline White. Jest tu od pięciu dni.
- Dziękuję doktorze. Mogę jeszcze trochę tu zostać?
- Oczywiście. W razie jakichkolwiek pytań, zapraszam do gabinetu. 
        Skinął jej głową i ruszył w stronę drzwi. Po chwili Nicole została sama. Sama z piątką nieprzytomnych kobiet. 
        Powoli zaglądała do każdego łóżka. Liczyła znaleźć jakieś cechy wspólne. Jednak ofiary tajemniczej choroby nie były do siebie podobne. Dwie kobiety były czarnoskóre, trzy białe. W śród nich jedna ruda, jedna blondynka i trzy czarnowłose. Dwie z nich miały więcej kilogramów, a pozostała trójka szczupłe sylwetki.
         Nicole zagryzła wargę i już zamierzała się odwrócić, kiedy poczuła, że ktoś ją obserwuje. Powoli, jakby w zwolnionym tempie, odwróciła się. Jednak w pokoju nikogo oprócz niej i śpiących kobiet nie było. Zrobiła krok do przodu. Usłyszała cichy szelest i aż podskoczyła, kiedy poczuła na karku chłodny oddech. Bacznie obserwowała pomieszczenie. Nie mogła otworzyć ognia w sali szpitalnej. Wtedy zleciałoby się tu więcej ludzi, a ona musiałaby się tłumaczyć z użycia broni.
         Stała jeszcze chwilę bez ruchu, ale sala wyglądała, jak wcześniej. Żadnych hałasów, żadnego chłodu. Cokolwiek to było, najwyraźniej jakimś cudem uciekło. Nicole zacisnęła usta i szybko opuściła salę. Następnie wybiegła ze szpitala, aby za rogiem rozpłynąć się w powietrzu.

         Nicole niczym tornado, wleciała do motelowego pokoju. Bracia podskoczyli na krzesłach i z wyrzutem spojrzeli w stronę dziewczyny.
- Coś się stało? – zapytał Sam.
- Chyba, że jesteś tak głodna, że nie możesz się doczekać tego, co ci zamówiłem – odparł Dean.
- Doceniam – rzuciła Nicole, pospiesznie zdejmując marynarkę. – Ale potem.
- Więc?- Pociągnął Sam.
- Byłam w szpitalu – zaczęła, siadając na łóżku i ściągając czarne szpilki. – Te kobiety po siedmiu dniach umierają. Jedna z nich ma tylko dwa dni życia, o ile to coś nie pomyli się w rachunkach.
- Jak mniemam masz coś jeszcze – odparł Dean, przysuwając butelkę z piwem do ust.
- Coś tam było – zaczęła Nicole, spoglądając na braci. Ci zerknęli po sobie, a następnie utkwili w niej swoje zielone oczy.
- Coś? – zapytał Sam.
- Nie widziałam tego, ale czułam. Jakby się na mnie patrzyło. No i… chuchnęło mi w kark.
- Chuchnęło?
- Miało zimny oddech- ciągnęła Nicole. – Czy to pasuje do czegoś?
Winchesterowie znów spojrzeli na siebie, a następnie wzięli głębokie oddechy.
- Co?
- Chyba mamy tu mściwego ducha – odparł Sam. Przysunął komputer bliżej siebie. – Zaraz sprawdzimy, czy i to miasto ma jakąś straszną historię.
- Będziemy szukać ducha, który mści się za zdradę? – odezwała się Nicole.
- Na to wygląda- odpowiedział Sam, wlepiając oczy w monitor.
- Chuchnęło na ciebie?- zapytał Dean, unosząc brwi do góry. Nicole przekręciła oczami.

       Po godzinie Sam odwrócił się w ich stronę. Nicole odłożyła na bok, puste opakowanie po jedzeniu i razem z Deanem utkwili zaciekawione spojrzenia w młodszym Winchesterze.
- Mów – ponaglił go Dean.
-  Okazało się, że w 1932 roku w Bulder mieszkało pewne młode małżeństwo – Maria i Todd Rivenson. Ich małżeński staż nie liczył wiele, zaledwie rok. Było to zaaranżowane małżeństwo. Ojciec oddał córkę synowi swojego najlepszego przyjaciela i Maria nie miała w tej kwestii zbyt wiele do gadania. Todd nie grzeszył urodą. Był prostym mężczyzną, który nie bał się żadnej pracy. Dziewczyna wręcz na odwrót. Mogła mieć każdego. Maria nigdy nie kochała Todda, za to Todd kochał Marię. Rok po ślubie mężczyzna dowiedział się, że jego żona go zdradza. W napadzie szału rzucił się w stronę Marii. Ta w obronie złapała za nóż i dosłownie zadźgała swojego męża. Kobieta trafiła do więzienia, ale nigdy nie ujawniła, gdzie pochowała ciało Todda. Zmarła półtora miesiąca temu.
- Półtora miesiąca temu? – zapytała Nicole, a Sam pokiwał głową. – Czy to nie wtedy zaczęły się śpiączki?
- Wtedy. Myślę, że póki Maria żyła, trzymała jakoś Todda z dala od świata żywych. Po jej śmierci, Todd zaczął szukać sprawiedliwości, każąc inne niewierne kobiety – odparł Sam. – Taka moja teoria.
- Chyba bardzo trafna – rzuciła Nicole.
- Problem w tym, że nie wiadomo gdzie leży jego ciało, a co za tym idzie, jak się sukinsyna pozbyć – skwitował Dean. – Co sprowadza nas do punktu wyjścia.
- Pocieszające – mruknęła Watson.

       Dochodziła dziesiąta, a oni nadal nie znaleźli niczego o grobie Todda Rivensona. Nie było nigdzie żadnej wzmianki, żadnej spekulacji. Mieszkańcy miasteczka nawet nie utworzyli legendy o felernym małżeństwie. Słuch o tej dwójce, jakby zaginął.
        Nicole oparła głowę o rękę i spojrzała na plik notatek, które w takiej sytuacji nie wiele je pomagały. Dopadła ją niesamowita senność. Mało snu i wielogodzinne główkowanie dało o sobie znać. Spojrzała na braci, którzy od dobrych kilkunastu minut pogrążeni byli we śnie. Oni też musieli zrobić sobie chwilę przerwy na odpoczynek.
        Ciężko westchnęła i poprawiła pozycję, w której siedziała. Krzesło było niewygodne i czuła każdy kawałek swojego ciała. Oczy powoli same się zamykały. Ziewnęła.
- Powinniśmy skontaktować się z jakimś medium – pomyślała. – Ale to za chwilę… Dam sobie tylko minutkę.
       Zamknęła oczy, zaprzestając walki ze snem. Jej głowa opadła na rękę, a ona niemal leżąc na stole, pozwoliłaby otoczyła ją ciemność.

***
Za nami kolejna część opowiadania. Po potyczkach z Campbellami, duszą i Crowley'em przyszła pora, aby wysłać naszych bohaterów na zwykłe polowanie. Taka odskocznia od -jakby to oni powiedzieli - syfu w jakim się znaleźli. Mam nadzieję, że ta część się wam spodoba. Pozdrawiam :)


Tak zwany EDIT :D 
Z przyjemnością informuję, że powstało kolejne opowiadanie o SPN. Zapraszam na po-drugiej-stronie-spn.blogspot.com . Mam nadzieję, że się wam spodoba! :)

15 komentarzy:

  1. Czemu mam wrażenie że Nikki zachoruje? Rozdział świetny :) nie ma to jak polowanie na mściwego ducha :) pozdrawiam i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W następnym rozdziale się okaże, czy miałaś dobre wrażenie :) Cieszę się, że rozdział ci się spodobał. Również pozdrawiam

      Usuń
  2. Jakoś nie napawa mnie ten rozdział nie napawa pozytywem? sama nie wiem. Chociaż Dean i Sam jak sie kłócili to byli dla mnie bardzo słodcy i uroczy :D I niby część wróciła do normy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest aż tak źle?
      Oj, tak popieram - mają swój słodki styl kłócenia się. :D

      Usuń
  3. zapraszam na nowość na naprawimy-to.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bracia jak zawsze uroczy i te ich rozmowy:D
    Rozdział ciekawy, chociaż dreszcze mnie przebiegły, jak czytałam o tej scenie w szpitalu.
    Coś mi się wydaje, że gdy ten duch chuchnął na Nicole to ją "zaraził" tą dziwną chorobą i ona też zapadnie w śpiączkę. No, ale o tym przekonam się dopiero w następnym rozdziale:P
    Pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że ci się spodobało.
      To się okaże, czy zgadłaś czy nie :D
      Pozdrawiam

      Usuń
  5. Ja znowu z opóźnieniem... No niestety tak już ostatnio mam :(
    Jeezu jaki Dean jest słodki jak się o brata troszczy! Dobre podsumowanie, po tatusiu odziedziczyli upierdliwość i to jest pewne. Biedny Dean, nawet muzyki nie dali mu posłuchać :D No co? Zwiady haha No ja nie mam pojęcia co to może być. Nic nie przychodzi mi do głowy... może duch, ale to mi nie pasuje za cholerę. Może dżin? Ale dlaczego? Może jakaś wiedźma i klątwa? Dobra kombinuje :D Może faktycznie duch... A jednak Kacperek, choć może to będzie bardziej pokręcone niż się wydaje ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spoko, przecież każdy ma obsówki.
      Hehe Dean to Sama nieraz zagłaszcze z tą opiekuńczością. No, Nicole powiedziała im tylko prawda, o czym wiedzą wszyscy :D
      Dobrze kombinowałaś - DUCH :D Upierdliwy duch :)

      Usuń
    2. Ta ale ja to ostatnio bije rekordy i na dodatek właśnie zorientowałam się, że mam jeden rozdział napisany na wyszeptaną-nadzieje, gdzie Cie od razu zapraszam :P No a wracając... ;) Czasami zdarza mi się coś wykombinować, ma się zdolność dedukcji haha

      Usuń
  6. Uwielbiam rozmowy braci!
    Rozdział jak zawsze mi się podobał. Jestem ciekawa, czy Nicole zarazi się tą chorobą od ducha, mam nadzieję, że nie. Poza tym dobrze jest "odpocząć" i zająć się tak jakby normalną pracą, czyli zwykłymi polowaniami. Potrzebowali tego.
    Pozdrawiam serdecznie i czekam na następny rozdział! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że ci się spodobało. To czy się zarazi, okaże się w kolejnym rozdziale. Tak, trochę odejść od tej duszy, demonów i aniołów, które ciągle o coś się cisną i wciskają się tam gdzie ich nikt nie chce :D

      Usuń
  7. Zapraszam do siebie na nowy rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Od razu powiem: czytałam wszystko, nie zawsze komentowałam. Postaram się poprawić :D Rozdział naprawdę świetny, te rozmowy braci są ekstra. Ja na miejscu Nicole to bym z tego szpitala uciekała, jak najdalej. Czyżby i ją wzięło? Ale czy ona zdradziła? Czy duch po prostu od tak postanowił ją unieszkodliwić? Czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyzwyczaiłam się już do tego, więc luz :D Cieszę się, że ci się podoba. Czy ją wzięło? Się okaże i ewentualna przyczyna także. :) Fajnie, że napisałaś. Pozdrawiam

      Usuń