wtorek, 2 lipca 2013

16 Powrót do Jefferson City

       Mijała godzina za godziną, a w domu Bobby’ego panowała grobowa cisza. Każdy z łowców na swój sposób przeżywał to, co stało się w domu Lisy. Sam buszował po internecie, a Bobby topił swój smutek w alkoholu. Dean prawie w ogóle nie opuszczał pokoju, w którym znajdowało się ciało Nicole. Siedział na fotelu tuż przy jej łóżku, czekając na Castiela, który obiecał, że ją wskrzesi. Jednak czas płynął, a anioł mimo wielu modlitw nie raczył się zjawić. Na dół zszedł tylko raz, aby oddać hołd Turnerowi, którego Sam i Bobby pochowali.

        Sam odsunął od siebie komputer i wstał z miejsca. Panująca atmosfera stawała się coraz bardziej nie do zniesienia. Był przekonany, że gdyby miał duszę czułby się potwornie. Teraz jednak chciał działać. Bezczynne siedzenie zaczynało go irytować. 

        Podszedł do lodówki. Wyciągnął butelkę z piwem. Otworzył ją, oparł się o blat i wypił kilka dużych łyków. Podniósł głowę i spojrzał na Bobby’ego, który powoli wszedł do kuchni.
- Zaczyna się robić beznadziejnie – powiedział cicho Singer.
- Wiem, że nie powinienem – zaczął Sam, wlepiając zielone oczy w Bobby’ego, który ciężko westchnął. Czyżby Singer myślał o tym samym, co on? – Ale czy Castiel mógł nas olać? Mija drugi dzień i nic.
- Tego boję się najbardziej – odparł Bobby, siadając przy stole. – Jeśli faktycznie wasz skrzydlaty kumpel sprzedał nam kit, to będzie mieć przechlapane. I ja się o to postaram.
- W końcu będziemy musieli coś zrobić. Ciało Nicole zacznie się rozkładać na dobre. Nie może wiecznie leżeć w tym pokoju.
- Obawiam się, że Dean się nie zgodzi, aby ją pochować.
- Jeśli Cass dał ciała, to będzie musiał się z tym pogodzić.
- Teraz dla ciebie to jest proste Sam – powiedział Bobby, kręcąc głową. – Ty i Dean po raz drugi straciliście Nicole. Ja doświadczam tego po raz trzeci. To jest kurewsko nie fajne uczucie.
- Wiem. A raczej staram się zrozumieć, ale trzeba myśleć logicznie. Nie pociągniemy tak długo.
- Niechętnie przyznaję ci rację.
- Poczekajmy do końca dnia. Jeśli Castiel się nie pojawi, pochowamy Nicole.
- Jak przekonasz Dena?
- Wcale nie zamierzam. Dowie się po fakcie.
- Będzie wściekły.
- Może w końcu zacznie okazywać inne emocje niż to jego dziwne otępienie – skwitował Sam, dopijając piwo.

        Słońce powoli wlewało się do pokoju, oświetlając twarz śpiącego mężczyzny. Dean skrzywił się lekko, poruszając się w fotelu. Otworzył oczy, jednocześnie rozmasowując sobie zdrętwiały kark. Rozejrzał się po pokoju i nagle wyprostował się. Raptownie wstał z miejsca i rzucił się w stronę łóżka. Nicole nie było. 

         Z początku poczuł olbrzymią radość. Nicole żyła. Castiel dotrzymał słowa. Jednak po chwili poczuł ciarki na ciele. Gdyby Nicole żyła, obudziłaby go. W takim razie gdzie się podziała?
         Skierował się szybko w stronę drzwi i wyszedł na hol. Słyszał swoje ciche kroki, kiedy zbliżał się do schodów. Zszedł na dół i zatrzymał się. W salonie znajdował się Sam i Bobby. Wyglądali, jakby skądś wrócili. Starszy Winchester przez chwilę zawahał się, a następnie podszedł do nich.
- Gdzie Nicole? – zapytał.
- Uznaliśmy – zaczął Bobby.
- W sumie to był mój pomysł – wtrącił się Sam. – Tak trzeba było.
- Co żeście zrobili?! – warknął Dean, zezując to na jednego to na drugiego.
- Pochowaliśmy ją- powiedział spokojnym tonem Singer.
- CO!?- Zaczął nerwowo chodzić po pokoju, wyrzucając z siebie przekleństwa. – Jak mogliście?! Ona będzie żyć!
- Jak na razie Castielowi się nie spieszy – odparł Sam. – A nie ukrywajmy, ale jej ciało w końcu…
- Co jej ciało?! – warknął Dean, zaciskając dłonie w pięści. – Nie mieliście prawa jej dotykać!
- Myślisz, że ona by chciała tak po prostu leżeć i gnić na tym łóżku? – odparł Sam, podchodząc do brata, który gotował się ze złości. Dean zazgrzytał zębami i podniósł rękę. – No, dalej… Uderz mnie. Może wtedy ci ulży. Bo właśnie tak rozwiązujesz swoje problemy.
- Uspokójcie się oboje! – odezwał się Bobby, stając między nimi. – Zachowujecie się, jak banda popaprańców.
- Ona będzie żyć – wydusił przez zaciśnięte zęby Dean, a następnie ciężko westchnął. Opadł na sofę i zakrył rękami twarz. Nie wierzył w to, co się dzieje. Castiel dał mu słowo, że obojętnie co się wydarzy on jej pomoże. A teraz jej ciało leżało parę metrów pod ziemią, choć on tak bardzo nie chciał nawet o tym myśleć. Znów coś w nim pękło. Znów stracił bliską osobę. Ponownie zaczął wątpić w to, że Castiel wywiąże się ze swojej obietnicy.
         Sam i Bobby zdążyli wymienić ze sobą spojrzenia, kiedy usłyszeli czyjeś kroki. Odwrócili się i spojrzeli na anioła, który wszedł do salonu.
- Witajcie – powiedział Cass, spokojnym głosem. – Nie mogłem przybyć szybciej.
         Gdy tylko dźwięk jego głosu doszedł do Deana, zerwał się na równe nogi i doskoczył do skrzydlatego. Przez chwilę wpatrywał się w jego niebieskie tęczówki, czekając aż utwierdzi go w tym, że Nicole jest cała i zdrowa. Jednak anioł milczał.
- Co z Nicole? – zapytał Sam.
- Myślałem, że wy mi powiecie – odparł Castiel.
- Co?
- Chcę wiedzieć, co wydarzyło się w Cicero – powiedział nieco ostrzej. Łowcy wymienili spojrzenia.
- Doszło do szarpaniny. Dean chyba do niej dotarł, ale potem dostała kilka kulek - odpowiedział Sam.
- Czyli udało się – odparł Cass, bardziej do siebie niż do nich.
- Udało się? Ona nie żyje! – warknął Dean, którego spokój anioła zaczął irytować. – Obiecałeś, że nawet kiedy umrze, ty ją wskrzesisz.
- Owszem. Ale nie było, kogo wskrzeszać – odpowiedział Cass.
- Jak to? – dopytał się Singer, robiąc duże oczy.
- Nicole nie umarła. Ona żyje.
- Przecież… - zaczął Dean, ale Cass szybko mu przerwał.
- Jej funkcje życiowe zmalały. Niewyczuwalny puls i oddech. Mogła dla was wydawać się martwa. Ale ona żyje. 
- Boże – wydusił Singer, wpatrując się z przerażeniem na Sama. – Pochowaliśmy ją żywcem!

        Pierwsze, co poczuła to zapach wilgoci z domieszką drewna. Otworzyła oczy. Wokół niej panowała ciemność. Chciała się podnieść, ale dotknęła czołem wieka trumny. Przez chwilę ogarnęła ją panika. Jednak szybko uspokoiła się. Wzięła kilka głębszych oddechów i skoncentrowała się. Zamknęła oczy, czując mrowienie w ciele.
        Nagle poczuła świeże powietrze. Ponownie otworzyła oczy, a następnie nieco je zmrużyła, gdy oślepiło ją słońce. Czując ból w okolicy żołądka, przewróciła się na brzuch i powoli dźwignęła się na rękach. Uklękła, powoli oddychając. Zrobiło jej się nie dobrze. Miała wrażenie, że coś ciężkiego znajduje się w jej żołądku i koniecznie chce wydostać się na zewnątrz. W pewnym momencie owe coś podeszło do jej gardła. Krztusząc się, wypluła na rękę zakrwawioną kulę, a potem kolejną i kolejną. Ból w żołądku ustał, a ona spowolniła oddech, który przyspieszył. Wycierając ręce w spodnie, podniosła się z ziemi. Pospiesznie sprawdziła kieszenie. Nie miała przy sobie nic oprócz karty kredytowej. Ściskając ją w ręku, zamknęła oczy i rozpłynęła się w powietrzu.

        Była na stacji benzynowej. Po wybraniu małej sumki z bankomatu, zamknęła się w toalecie i zaczęła doprowadzać się do normalnego stanu. Przebrała się w nowo kupione ubrania. Nie mogła paradować po ulicach w brudnych i zakrwawionych rzeczach. Kobieta w sklepie podejrzliwie przypatrywała się Nicole, kiedy ta szybko wybierała nowe ubranie. Watson wcale jej się nie dziwiła. W końcu wygląd Nicole daleko odbiegał od normalnego. Wnioskować by można, że życie nieźle ją poturbowało. Kiedy była gotowa, otworzyła zamek i ponownie rozpłynęła się w powietrzu. 

       Wyszła zza drzew i stanęła przed cmentarzem Świętego Piotra w Jefferson City. Kupiła kwiaty u osamotnionej staruszki i powoli przeszła przez bramę. Nogi same prowadziły ją do celu. Znała tą drogę aż za dobrze. Mogłaby iść z zawiązanymi oczami, a i tak trafiłaby na właściwy grób. 
       Po kilku długich minutach skręciła w prawo i przeszła wzdłuż nagrobków. W końcu zatrzymała się i ukucnęła. Spojrzała na marmurową płytę, na której widniały imiona i daty śmierci jej przybranych rodziców. Położyła kwiaty i uklęknęła. Dotknęła drżącą dłonią zimnego kamienia.
- Pogubiłam się – powiedziała cicho, wpatrując się w nagrobną tablicę. – Nie byłam święta, ale zawsze starałam się postępować właściwie. Wybierać tą właściwą drogę. Ale… Ostatnio byłam poza kontrolą. Zawiodłam siebie i zawiodłam innych. To przez moją pieprzoną naturę, z którą nie potrafię sobie poradzić. I przeze mnie cierpią inni. To przeze mnie Rufus nie żyje. – Otarła łzę, która spłynęła po jej policzku. – I to ja pozbawiłam życia swoje nienarodzone dziecko. Gdybym mogła cofnąć czas, gdybym nie podejmowała decyzji tak impulsywnie, wyciągała wnioski z błędów i nie postępowała tak egoistycznie może oboje by żyli.

        Dotarli na cmentarz. Sam szedł przodem. Za nim znajdował się Bobby, Dean i Castiel. Prawie na samym końcu, tuż przy ogrodzeniu, młodszy Winchester zatrzymał się. Wszyscy spojrzeli na świeży grób.
- Jest pusty – stwierdził Castiel, kucając.
- Pusty?
- Nicole musiała dojść do siebie – odpowiedział anioł. 

        Coś na ziemi przykuło jego wzrok. Wyciągnął rękę, a następnie wyprostował się. Otworzył dłoń, na której znajdowały się trzy kule.
- Czy to... – zaczął Sam.
- Mówiliście, że ją postrzelono. Zregenerowała się. To jest dowód – odparł, wskazując brodą kule.
- Wiesz gdzie może być? – zapytał Dean.
- Nie. Ma odciśniętą pieczęć enochiańską – przypomniał mu Cass.
- Trzeba zobaczyć, czego brakuje w jej rzeczach. Może miała przy sobie komórkę? Wtedy ją namierzymy- odparł Sam.
- Czy możliwe jest to, że Nicole nadal nie jest sobą? – zapytał Dean, mając nadzieję, że uzyska negatywną odpowiedź.
- Jeśli naprawdę do niej dotarłeś, to prawdopodobnie znów jest sobą – odpowiedział anioł. – Ale to okaże się dopiero, kiedy ją znajdziemy.

        Podniosła głowę i spojrzała na znajomy budynek. Miała wrażenie, że nie była tu od wieków. Uśmiechnęła się pod nosem. Choć nie cierpiała pracy kelnerki, to jednak musiała przyznać, że była to najprostsza praca w jej życiu. Użeranie się ze wstawionymi klientami było niczym w porównaniu z walką z potworami. Mieszkanie w Jefferson City było proste. Praca, mieszkanie i przyjaciele. Nie było miejsca na duchy i inne zjawy, za którymi uganiała się przez większość swojego życia.
        Wzięła głęboki oddech i podeszła do drzwi baru. Otworzyła je i weszła do środka. Było tu nieco ciemniej, a w powietrzu dało się wyczuć zapach tytoniu, którym przeszły meble i ściany w tym lokalu. Bez słowa podeszła do lady i usiadła na wysokim krześle.
- Co podać? – zapytała blondynka, która przerwała wycieranie szklanek.
- Mocnego drinka z lodem- odpowiedziała. 

         Kobieta zamarła i wlepiła oczy w Watson. Po chwili uśmiechnęła się szeroko. Wyszła zza lady i uściskała dziewczynę.
- Boże… Nicole, dobrze cię widzieć!
- Cześć Jodie – odpowiedziała, klepiąc ją po plecach. Blondynka odsunęła ją na długość ramion i przyjrzała się jej uważnie.
- Zmieniłaś się. Ten czarny kolor włosów idealnie do ciebie pasuje – powiedziała Jodie. – Dobrze cię widzieć.
- Ciebie również.
- No… - Usiadła obok niej. – Opowiadaj, co tam u ciebie?
- W zasadzie nic się nie zmieniło. Eh… - Rozejrzała się po barze. – Tęsknię za tym miastem i za wami oczywiście.
- To wracaj.
- Wiesz, że nie mogę. Moja ciotka nadal potrzebuje mojej pomocy. Sprowadzenie jej tu jest niemożliwe.
- Wiem, wiem.
- Lepiej mów, co u ciebie?
- Jak sama widzisz, dalej tkwię w tej dziurze – powiedziała ze śmiechem, a Nicole uśmiechnęła się. Jodie była taka… normalna. Zupełnie oderwana od tego drugiego świata, w którym tkwiła Nikki. A oprócz tego zawsze potrafiła poprawić jej humor. Była optymistką, która bardzo często patrzyła na świat przez różowe okulary.
- Ty kochasz ten bar.
- Wiem. Nie wiem czemu, ale jestem od niego uzależniona. I kiedyś będzie mój!
- Skąd ta pewność?
        Jodie uśmiechnęła się szeroko, ukazując szereg białych i równych zębów. Następnie wyciągnęła rękę i pomachała nią przed jej oczami. Dopiero teraz Nicole dostrzegła pierścionek zaręczynowy z podłużnym małym brylantem. Jodie i właściciel lokalu Patrick od zawsze mieli się ku sobie, mimo że było między nimi dziesięć lat różnicy. I trzeba to przyznać, że pasowali do siebie.
- O Boże- wydusiła z siebie. Uściskała przyjaciółkę. – Gratulacje!
- W końcu – odpowiedziała Jodie. – Oświadczył się pięć dni temu. Jeszcze nie zaczęliśmy planować ślubu, ale niedługo będziemy musieli się za to zabrać. Oczywiście masz na ten ślub przyjechać.
- Pewnie. Za nic nie przepuszczę takiego widowiska – powiedziała Nicole z uśmiechem.
- A ty?
- Co ja?
- Jak tam twoje serducho? Masz kogoś?
- Nie – odpowiedziała Nicole. – Nie mam czasu na związki.
- Jasne – mruknęła Jodie, wpatrując się badawczo w Nicole.
- Mówię serio…
- Dobra, wierzę.

        Rozmowa z Jodie wprawiła ją w lepszy nastrój. Czuła się mniej beznadziejnie, niż na początku. W końcu jednak musiała pożegnać się z przyjaciółką. Pożegnanie to było dość długie, w końcu nadrobiły to, co powinno wydarzyć się już dawno temu. Wtedy nie było czasu na czułe uściski. Nicole musiała szybko spakować walizkę i uciekać z miasta pod eskortą braci Winchester.
        Wyszła z baru i ruszyła chodnikiem wzdłuż ulicy. Nie miała wybranego celu. Pozwoliła, aby nogi niosły ją same. Żeby to one wybrały drogę, którą będzie podążać. Jednak po chwili usłyszała znajomy głos.
- Nie wiedziałem, że jesteś taka sentymentalna.

        Powoli odwróciła się i spojrzała na Baltazara, który opierał się o jedną ze ścian budynku. Tuż obok niego stał Castiel, który ze spokojem na twarzy wpatrywał się w dziewczynę.
- Czasem mi się zdarzy – odparła.
- Ładnie to tak uciekać?- ciągnął skrzydlaty.
- Ładnie to tak wciskać nos w nieswoje sprawy? – odparła, krzyżując ręce na klatce piersiowej i podchodząc do nich.
- Musieliśmy sprawdzić, czy wszystko w porządku – odezwał się Castiel.
- W jak najlepszym – rzuciła, jak gdyby nigdy nic.
- Bo ci wierzę – skwitował Baltazar. 

        Stanął w podobnej pozie, co ona. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem, jakby bawiąc się w kto dłużej wytrzyma. W końcu Nicole ciężko westchnęła i poddała się.
- Dobra, co jest?- zapytała.
- Oni się o ciebie martwią – odpowiedział Cass. – Nie chcą byś wpadła w jakieś kłopoty.
- Tak, bo ja zawsze muszę wdepnąć w jakieś gówno- warknęła zdenerwowana.
- Nie to miałem na myśli.
- Wiem – mruknęła, wzdychając. – Przepraszam. Nie powinnam się na was wyżywać. Wszystko, co się stało to moja wina. Potrzebowałam czasu, aby odreagować.
- Pomogło?
- Wcale nie czuję się lepiej- powiedziała, spoglądając na nich. - Sterroryzowałam Lisę i jej syna, o mało nie rozszarpałam Winchesterów i Bobby’ego i… zabiłam Rufusa.
- Poradzisz sobie ze wszystkim. Jesteś silna – odpowiedział Baltazar. Podszedł i położył dłoń na jej ramieniu. – Dasz rade. Kto jak nie ty? – Uśmiechnęła się lekko.
- Obiecałem, że odstawię cię bezpiecznie do domu – odezwał się Castiel. – I muszę sprawdzić twoją duszę.
- Dobra, ale najpierw chcę odwiedzić jeszcze jedno miejsce.

        Kucnęła, wpatrując się w świeży grób i drewniany krzyż z białą tabliczką. Położyła kwiaty, tuż obok płonących zniczy. W myślach przepraszała za wszystko, co zrobiła. Rufus Turner był jej przyjacielem, ale był też znakomitym łowcą i miał dobre serce, choć trzeba było bardziej go poznać, by się o tym przekonać. Nie zasłużył na śmierć… Na śmierć z jej ręki.
- Przepraszam- wyszeptała, a następnie podniosła się. Zawiał wiatr. Odgarnęła czarne włosy z twarzy i spojrzała na anioły, które stały niedaleko niej.
- Wracamy? – zapytał Cass. Pokiwała głową.

        Kiedy Castiel sprawdził jej duszę, która okazała się być cała, zjawiła się pod domem Bobby’ego. Powoli zbliżyła się do drzwi. Przez chwilę zawahała się. Nie wiedziała, jak reszta zareaguje na jej powrót. Sama bała się spojrzeć im w oczy po tym, co stało się w Cicero. 

        W końcu jednak weszła do środka. W kuchni przy stole siedział Bobby. Gdy tylko weszła, podniósł głowę do góry. Następnie zerwał się z miejsca i podszedł do niej. Nicole zacisnęła usta i już chciała się odezwać, kiedy Singer uściskał ją.
- Dobrze, że jesteś – powiedział.
- Przepraszam za wszystko – odpowiedziała, ocierając dłonią spływającą po policzku łzę.
- Nie twoja wina…
- Moja… To wszystko moja wina.
- Nie byłaś sobą – odparł, wpatrując się w nią. – I wiesz… On ci wybaczył.
- Co?
- Rufus – ciągnął Bobby. – Tuż przed śmiercią. Powiedział, że ci wybacza. Wiedział, że gdy będzie po wszystkim, będziesz się tym dręczyć.
- Ale…
- To zakończony temat. – Uśmiechnął się lekko do niej, a następnie wrócił do stołu.
         Nicole rzuciła raz jeszcze okiem na Singera, a następnie przeszła do salonu. Tam przez chwilę porozmawiała z Samem, który po wyściskaniu jej, zaczął opowiadać, co z się z nią działo. Nicole była zdumiona, że jej organizm zachował się tak, a nie inaczej.
- Następnym razem… - zaczęła, ale Sam szybko jej przerwał.
- Nie będzie następnego razu, tylko staraj się już nie obrywać żeby potem nie wychodziły takie cyrki.
- Postaram się.
         Uśmiechnęła się do niego i ruszyła schodami na górę. Wiedziała kogo tam spotka i tego spotkania obwiała się najbardziej. Pamiętała wszystko, co się stało, kiedy jej dusza się rozsypała. Choć Rufus otrzymał od niej śmiertelny cios, to nad Deanem znęcała się wręcz psychicznie, wyrzucając z siebie wiele gorzkich słów pod jego adresem. I to z pewnością bolało.
         Weszła na górę i już zamierzała ruszyć korytarzem w stronę pokoju, który zawsze zajmowała, kiedy drzwi od łazienki otworzyły się. Oboje spojrzeli na siebie i znieruchomieli. Przez bardzo długą chwilę po porostu wpatrywali się w siebie. W końcu Nicole odezwała się pierwsza.
- Musimy porozmawiać.
         Pokiwał głową i wskazał brodą na jej pokój. Bez słowa podeszli do drzwi i weszli do środka. Nicole rozejrzała się dookoła, a następnie znów skupiła czekoladowe oczy na Winchesterze.
- Przepraszam – wydusiła z siebie.
- W porządku.
- W porządku? – zapytała z niedowierzaniem. Miała nadzieję, że chociaż on na nią warknie, że zacznie krzyczeć i będzie wyzywać ją od najgorszych. Bo ona w pełni na to zasłużyła.
- Nie twoja wina. Nie panowałaś nad sobą.
- Co z Lisą i Benem?
- Castiel wyczyścił im pamięć. Nic nie pamiętają.
- Dobre i to. – Westchnęła i usiadła na łóżku. Ponownie spojrzała na niego. – Pamiętam wszystko, co ci powiedziałam…
- To nie ma znaczenia.
- Czemu zachowujesz się, jakby nic się nie stało?!- Raptownie podniosła się z łóżka i zacisnęła dłonie w pięści.
- Bo mam to gdzieś.
- Masz to gdzieś – prychnęła pod nosem, a po policzkach spłynęły słone łzy. – Masz gdzieś to, że zabiłam Rufusa? Że o mało, co a nie zabiłabym Lisy?
- Będzie dobrze – powiedział, podchodząc do niej. 

        Pierwszy raz widział ją w takim stanie. Pierwszy raz widział, jak płacze. Nigdy nie okazywała takiej słabości. A teraz wylewała przed nim łzy, nie próbując się hamować, jak robiła to do tej pory. Sprawiała wrażenie kruchej i bezbronnej osoby, która potrzebuje opieki.
- Nawet nasze dziecko Dean… Poświęciłam nasze dziecko, bo byłam zbyt zapatrzona w ratowanie świata, aby mieć na uwadze to, że mogę je łatwo stracić – wyszeptała, ocierając dłońmi oczy. – To wszystko moja pieprzona wina!
- Chcesz żebym cię poparł? Tak, twoja wina, ale nie zapominaj, jak wiele osób uratowałaś. Nawet ja zawdzięczam ci życie. Popełniamy błędy, ale umiemy z nich wyciągać odpowiednie wnioski. No… Na pewno ty. Dlatego mam to gdzieś, bo liczy się tu i teraz i to, co wyniesiesz z tych przykrych doświadczeń.
         Podniosła głowę i spojrzała w jego zielone tęczówki, które tak uwielbiała. Pokiwała głową, ocierając jednocześnie dłońmi twarz. Potrzebowała tego. Potrzebowała wyrzucić to z siebie, a Dean okazał się być doskonałą osobą do tego, aby znów pomóc jej wrócić na dobre tory. Po to by mogła ruszyć dalej i zacząć funkcjonować w miarę normalnie.
- Dziękuję – wyszeptała. – Za wszystko.
         Delikatnie uśmiechnął się i zanim Nicole zdążyła zareagować, zbliżył się do niej jeszcze bardziej. Dotknął jej policzka, ocierając ostatnie łzy. Przysunął twarz do jej twarzy i Nicole poczuła jego usta na swoich. Poczuła przyjemny dreszcz, który przebiegł po jej plecach. Tak dobrze znany zapach jego perfum, dotarł do jej nosa. Oplotła jego kark rękami, a on po chwili objął ją w pasie. W tym momencie nie liczyło się nic, poza nimi. Miała wrażenie, że ich pocałunek trwa naprawdę bardzo długo i ona nie chciała go przerywać. Zrobił to on, wypowiadając słowa, za którymi tęskniła.
- Kocham cię.
- Ja też cię kocham. 


***
Po pierwsze chcę was przeprosić za tak długą nieobecność. Wiecie, że miałam do zdania egzaminy - i zaliczyłam je wszystkie - a potem doszła do tego praca, którą musiałam skończyć i egzamin dyplomowy, do którego musiałam się przygotować. Teraz po zakończeniu swojej edukacji - tak Lexi została magistrem - będę mieć więcej czasu na pisanie i postaram się, aby więcej tak długich przerw nie było.

Dzisiaj też zacznę nadrabiać zaległości na waszych blogach :) Mam nadzieję, że szybko znów będę "na bieżąco" :) Pozdrawiam!

17 komentarzy:

  1. Happy end! Póki co oczywiście... Ale najważniejsze, że dwa najbardziej narwane gołąbeczki znowu są razem. ie dziwię sie Nikki, że chciała odreagować. Ale swoją drogą jak ją znaleźli?
    Gratuluję kolejnych trzech znaczków przed nazwiskiem! :)
    nie-damy-sie.blogspot.com zapraszam na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe właśnie póki co, bo u nich za kolorowo zbyt długo być nie może :) Narwane gołąbeczki - podoba mi się :) Żadna tajemnica, jak ją znaleźli - wyśledzili jej transakcje kartą i Balt i Cass wiedzieli gdzie mogą ją znaleźć. Co prawda tego nie ma w tym rozdziale, ale info się pojawi :)
      Dziękuję!

      Usuń
  2. W sumie jeszcze rozdziału nie przeczytałam, ale przeczytam dzisiaj bądź jutro (sobie narobiłam trochę zaległości ;D ) aleee pogratuluje magistra! Ja pewnie nigdy go nie zrobię, ale zazdroszczę, że masz już to wszystko za sobą! Mi został semestr i mam już autentycznie dość tej szkoły wrr A co do nagłówka, nie śmiej sie, ale właśnie to zdjęcie Deana mam na wyświetlaczu komórki haha szablon rewelacyjny :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale i tak twoje zaległości są mniejsze niż ja miałam, na szczęście udało mi się wszystko nadrobić.
      Dzięki :)
      Czemu myślisz, że nigdy nie zrobisz? Bez przesaaady :)
      Zdjęcie jest świetne i fajnie skomponowało się z rysunkowym Samem. Nawet dużo roboty przy nagłówku nie było.

      Usuń
    2. Ja mam zawias aż miło, ale obiecuje dziś przeczytać :)
      A bo ja jakoś nie przewiduje magistra tzn na pewno nie z administracji, bo w zasadzie to nie jest kierunek, który mnie kręci. Wybrałam go trochę po to, żeby mieć z robotą łatwiej, a teraz i tak nic z tego nie mam, bo nawet na rozmowy kwalifikacyjne mnie nie zapraszają, bo doświadczenia nie mam :/
      No właśnie bardzo fajnie pasują te zdjęcia do siebie, choć są z różnych sezonów :D

      Usuń
    3. Może coś innego cię zainteresuje :)
      Wszędzie jest potrzebna osoba młoda około 23-25 lat, mówiąca we wszystkich językach świata i z 40 letnim doświadczeniem - absurd, bo osoby po studiach to albo za darmochę albo za połowę średniej krajowej na staże, aby zdobyć doświadczenie - takie są Polskie realia. Trzeba szukać okazji, choć to długo trwa. :)

      Usuń
  3. Wszystko, jak na razie się dobrze ułożyło, ale znając naszych kochanych Winchesterów i Nikki to na pewno wkrótce wpakują się w kolejne kłopoty:D Dobrze, że Nicole jest już sobą, ale coś mi się wydaje, że jej natura da im jeszcze popalić.
    A tak przy okazji to gratuluję magisterki!:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nich tydzień bez kłopotów to tydzień stracony :) Tak sielanka niedługo się skończy.
      Dziękuję :)

      Usuń
  4. corka-trenera.blogspot.com zapraszam na rozdział 12

    OdpowiedzUsuń
  5. Już jestem :)

    No Sam jak to Sam bez duszy, ma wszystko w czterech literach, ale i tak dobrze, że zdaje sobie soprawę z tego, ze cała ta dziwna sytuacja jest trudna.
    Spędzanie czasu w jednym domu z trupem.... brrr maja rację, jeśli Cass ma im pomóc, musi się spieszyć.
    Mnie to ciarki przeszłyby raczej z innego względu. Wiesz jak, budzisz się a tu nie ma trupa... choć nie wiem co gorsze, siedzenie przy trupie, czy obudzenie się i jego brak ;)
    Ta... a to jest jeszcze gorsze od wszystkiego. W moim miasteczku była kobiecina od baranów, która się w trumnie obudziła... ale to to już jest makabra. Ale co kurde Cass nie mógł od razu powiedzieć co jest grane!?
    Ja bym w zasadzie pomyślała, że pochowali ją za domem Bobbego ;)
    Czyżby Niki chciała wrócić do normalnego życia? Tzn, robi sobie przerwę?
    Balt jaki... miły? Aż dziwne ;)
    Aaż się wzruszyłam, jakie to słodkie! Dean jest ideałem, no on to potrafi wszystko wybaczyć ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, można powiedzieć, że Sam ma przebłyski w mózgu i trochę zaczyna inaczej myśleć.
      O masakra, jak oni to zrobili, że przeoczyli żywego człowieka?
      Cass to Cass on zanim się obudzi żeby coś powiedzieć, to będzie za późno. Hehe ta pochowali ją w jednym z samochodów :D - to by było całkiem niezła opcja :D
      Tak trzeba było trochę Balta pokazać z tej dobrej strony :D Jak dla niego to, to jest najwyższy szczyt bycia miłym.
      Hehe czemu mnie nie dziwią twoje słowa o Deanie :D

      Usuń
    2. Myślałam, ze napiszesz inteligencji haha
      No wiesz była jakaś chora itd uznali, że nie żyje. A inna z kolei się w worku obudziła, jak ją wieźli do krematorium.
      Żeś go podsumowała, jakby był opóźniony haha
      Oj tam, oj tam raczej myślałam... o lasku (on tam chyba miał jakiś lasek? :D)
      Fakt, od niego nie można wymagać niczego lepszego ;)
      No nie wiem, ale na następny raz sie bardziej wysile, a co! :P

      Usuń
  6. Zapraszam serdecznie! Bardzo, bardzo na reaktywację szukamy-sie.blogspot.com :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Zapraszam na nowość http://wyszeptana-nadzieja.blogspot.com/
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Zapraszam na nowy rozdział :) http://smak-szeptu.blogspot.com/
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  9. corka-trenera.blogspot.com zapraszam na rozdział kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  10. http://supernatural--story.blogspot.com/
    zapraszam na nowy rozdział:)

    OdpowiedzUsuń