- Jesteś w
stu procentach pewien? – zapytała, spoglądając na niego. Sam wziął głęboki
oddech i oparł się o blat w kuchni.
- Tak. Wiem,
że mogę to zrobić. Powinniśmy wziąć się od razu do roboty – rzucił i chwycił za
butelkę z piwem. – Mogę się założyć, że Zachariasz nadal będzie chciał dorwać Adama.
- Mamy, co
raz mniej czasu – powiedział Bobby, wchodząc do kuchni.
- Miejmy to
już za sobą – odparł Sam, nie odrywając od nich oczu.
- Trzeba
znaleźć jakieś demony – zaczął Singer, a Nicole szybko mu przerwała.
- Zajmę się
tym. Wy czekajcie na te pokraki w piwnicy.
- Czekaj –
powiedział Sam. – Jak chcesz je przetransportować tutaj?
- O to się
nie martw – odpowiedziała z pewnością w głosie. – Dostarczę je wam, a wy
zróbcie z nimi to, co musicie zrobić.
- W co ty
się znów pakujesz Watson? – zapytał groźnie Bobby.
- Spokojnie
– powiedziała z uśmiechem. - Żadnych chorych układów. Obiecuję.
- Czemu ci
nie wierzę?
- Oj, Bobby
– jęknęła. – Mniej trochę wiary we mnie. Jestem grzecznym aniołkiem.
- Teraz tym
bardziej ci nie wierze – pociągnął podejrzliwym tonem. Dziewczyna przekręciła
oczami i westchnęła teatralnie.
- Naprawdę
obiecuję, że nie będę wchodzić w żadne popieprzone układy. Po prostu wiem, kto
nam musi pomóc.
- Skąd
wiesz, że będzie chciał? – odezwał się Sam.
- Nie słuchałeś,
co powiedziałam. On MUSI nam pomóc – powiedziała i ruszyła do salonu.
- Chwila –
zwrócił się do niej Singer. – Jeśli dowiem się, że znowu zrobiłaś coś, co…
- Ci się nie
spodoba? – Weszła mu w słowo z miną niewiniątka. Mężczyzna pokiwał głową. Na
jego twarzy malowała się powaga.
- Wiedz, że
osobiście cię uduszę i chłopaki ci nie pomogą.
- Się wie
Bobby – rzuciła przez ramię. Singer przekręcił oczami.
- Poczekaj…
Co z Adamem? – zapytał Sam.
- Powinien
jeszcze przez długi czas być w krainie snów- odpowiedziała Nicole. - Czy
wypuścicie mnie w końcu?
Obaj łowcy popatrzeli po sobie, a następnie kiwnęli
głowami.
– Super. Miłej zabawy w ludzkie wampiry. Spotkamy się w piwnicy, kiedy
przyprowadzę wam pierwszą ofiarę.
Dean
przechadzał się wśród starych samochodów Bobby’ego. Przekleństwa same cisnęły
mu się na usta, a to za sprawą pomysłu Sama. Nie chciał, aby jego młodszy brat
poświęcał się w taki sposób. Do tej pory pamiętał, co zrobiła z nim krew
demona. Sam przestał w końcu przypominać człowieka, a zmienił się w uzależnioną
bestię, która straciła zdrowy rozsądek. Czy będzie tak i tym razem? A co jeśli
nie uda mu się ujarzmić Lucyfera? Jego chore poświęcenie pójdzie na marne, a on
straci brata na zawsze.
Perspektywa wyciągnięcia go z klatki brzmiała dla niego
o wiele lepiej niż fakt, że będzie musiał walczyć z Władcą Piekła, który będzie
w ciele Sama. Zacisnął dłonie w pięści. Ten pieprzony pomysł wcale mu się nie
podobał. Wolał już, aby to on zajął miejsce brata. Aby to on musiał trafić do
klatki. Był przecież w piekle. Wie, jak to może wyglądać. Do tej pory te obrazy
nawiedzają go we śnie. Ale czy Sam da sobie radę?
Dodatkowo Bobby i Nicole są
za. Nie ma poparcia nikogo. Nie ma, jak wybić im ten durny pomysł z głowy.
Został sam. Podszedł do swojego samochodu i otworzył bagażnik. Wyciągnął z
niego nietkniętą butelkę whisky. Otworzył ją i wypił kilka dużych łyków. Nie
ma, jak alkohol, kiedy ma się tak beznadziejny dzień. Nie wiele myśląc otworzył
przednie drzwi samochodu i wsiadł do środka. Włączył AC/DC i starał się, choć
na chwilę zostawić, to co się dzieje, gdzieś za sobą.
Niebo
zrobiło się granatowe. Jasny księżyc oświetlał idącą dziewczynę. Wiatr
delikatnie muskał jej twarz. Przeszła na tyły domu i podeszła do jednego ze
starych samochodów. Wyciągnęła z kieszeni białą kredę. Nachyliła się nad czarną
maską i zaczęła malować idealnie równy pentagram. Kiedy skończyła, na jego
środku położyła metalową misę. Wyjęła z niej czarne świece i poustawiała na ramienicach
symbolu. Kolejny raz sięgnęła w stronę misy, wyciągając z niej mały słoik wody.
Odkręciła go i wlała zawartość do naczynia. Odrzuciła go na bok i sięgnęła do
drugiej kieszeni. W niewielkim woreczku znajdowały się potrzebne składniki.
Spojrzała na niebo i wzięła głęboki oddech. Przez chwilę stała nie ruchomo,
lecz w końcu ocknęła się i zwróciła wzrok w stronę misy. Wrzuciła do niego
pierwszy ze składników. Jej usta zaczęły wyrzucać z siebie zlepek łacińskich
słów. Jak w transie pozbywała się zawartości woreczka, nie przestając szeptać.
W końcu schowała puste opakowanie z powrotem do kieszeni i rozejrzała się.
- Crowley ty
dupku mam nadzieję, że nie okażesz się też tchórzem – rzuciła, nie przestając
się rozglądać.
- Watson
twoje słowa ranią mą duszę – usłyszała jego kpiarski ton.
Odwróciła się i
spojrzała na demona. Jego usta wykrzywione były w nieszczerym uśmiechu.
– Nie
bądź taka ostra kochanie. Wzywałaś mnie, więc oto jestem.
- Zamknij
się i słuchaj – warknęła, robiąc kilka kroków w jego stronę. – Potrzebujemy
krwi demona. – Mężczyzna zrobił wielkie oczy, a uśmiech zszedł mu z twarzy. –
Nie twojej idioto – jęknęła, przekręcając oczami.
- Trzeba
było tak od razu – odpowiedział.
- O ile się
nie mylę, nie masz problemu ze znalezieniem innych takich dupków, jak ty.
- Udam, że
nie słyszałem słowa: dupek.
- Masz
znaleźć mi kilka demonów…
- Nie
rozpędzaj się tak Watson – przerwał jej szybko. – Mamy tu pieprzoną Apokalipsę.
Nie mogę się zdradzić, że działam z wami.
-
Zapomniałam, że twoim priorytetem jest chronienie własnego tyłka. Ale jeśli nie
będziesz chciał współpracować, to w końcu dojdzie do ostatecznego starcia, a
twoje notowania spadną.
- Jak to dojdzie?
- Dean nie
jest już naczyniem Michała. – Crowley zrobił wielkie oczy i spojrzał na nią z
niedowierzaniem. - Nie wiemy, co planuje Zachariasz, dlatego musimy się
spieszyć. Więc przestań się mazać, jak baba i namierz te cholerne demony.
- I tyle?
- To nie
koniec.
- Wiedziałem
– powiedział, ciężko wzdychając. – Co jeszcze?
- Masz mnie do
nich zabrać, a następnie przetransportować nas do piwnicy Bobby’ego. – Widząc
jego skrzywioną minę szybko dodała. – Nikt cie nie zobaczy.
- Dobra, a
co będę mieć w zamian?
- Nie
wybebeszę ci flaków, wiec to chyba uczciwa umowa – powiedziała przez zaciśnięte
zęby. Crowley stał przez chwilę w milczeniu. W końcu spojrzał na Nicole i
kiwnął głową.
- Ale nikt
nie może mnie zobaczyć.
Przekleństwa
kierowane w stronę dwóch łowców roznosiły się po całej piwnicy. Unieruchomiony
demon siedział na drewnianym krześle. Jego nadgarstki były rozcięte, a krew
sączyła się do dwóch metalowych mis.
- Pieprzone
sukinsyny – syknął mężczyzna, a jego oczy ponownie zrobiły się czarne, jak
węgiel. Ani Sam, ani Bobby nie zwrócili uwagi na jego słowa. Singer podszedł do
pełnych misek i podał jedną z nich Winchesterowi. Ten przelał zawartość do
niewielkiego plastikowego baniaka. To samo zrobił z kolejną.
- Chyba
starczy – powiedział Bobby, zerkając na demona.
- Dowie się
reszta, a wtedy pożałujecie – warknął mężczyzna.
- Nie dowie
się reszta – odparł Singer.
Za plecami demona pojawił się Sam i wbił mu sztylet
w pierś. Mężczyzna krzyknął i dostał
lekkich dreszczy. Na sam koniec cicho syknął, a jego głowa opadła na ramię.
- Trzeba
będzie ich zakopać – stwierdził Bobby, rozpinając trupa. Oboje położyli go obok
dwóch pozostałych ofiar demonów.
- Jest
czwarty – usłyszeli kobiecy głos, dochodzący z drugiego końca pomieszczenia.
- Ten będzie
ostatni – powiedział Sam.
-Ostatni i
najbardziej się rzuca – odparła Nicole, starając się utrzymać szarpiącego
czterdziestolatka.
- Nie bądź
taka delikatna.
Sam i Bobby odwrócili się, kiedy tuż obok zjawił się Crowley.
Zwinnie przejął „ofiarę” i podał go pozostałym. Singer rzucił go na krzesło i
przywiązał do niego.
- Sukinsyny
– syknął demon, który na głowie miał metalowe wiadro. – Czuję anioła.
Pieprzonego skrzydlatego dupka.
- Uwielbiam,
kiedy ktoś się tak pieszczotliwie do mnie zwraca – odpowiedziała Nicole.
- Co ty tu
robisz? – zapytał Sam, wskazując palcem na Crowley’a.
- Wypełniam
swój obywatelski obowiązek – odpowiedział, uśmiechając się złośliwie.
- Kto tu
jest?- dopytywał się demon. Cała czwórka zignorowała go.
- Mogę wiedzieć,
po jaką cholerę pojawiłeś się tu ze mną? – zwróciła się do demona, Nicole.
Crowley zerknął na nią.
- To oni nie
wiedzieli, że dziś współpracujemy? – Na te słowa Sam i Bobby wymienili
spojrzenia.
- Zjeżdżaj
już – rzuciła dziewczyna.
- Miłego
zakańczana Apokalipsy panowie.- Kiedy to powiedział, zniknął.
- Serio? – zapytał ze śmiechem Sam, wskazując na miejsce, w którym zniknął Crowley.
- I właśnie
tego chciałam sobie oszczędzić – odparła z irytacją. – Teraz będziecie mi to
wypominać.
- W Greybull
miałaś opory…
- A nie
mówiłam? Pieprzone demony. Teraz ucierpi na tym moja reputacja – syknęła pod
nosem i ruszyła na górę. Przez chwilę jeszcze słyszała śmiech młodszego
Winchestera.
Nie słyszał,
jak ktoś pochodzi do samochodu. Nie widział osoby, która stała tuż obok. Był pogrążony
w swoich myślach. Jego oczy były zamknięte, a głowa spoczywała na zagłówku. W
dalszym ciągu wsłuchiwał się w głos wokalisty, który krzyczał z głośników. Choć
starał się nie myśleć o tym, co się dzieje, to nie mógł. Wciąż przed oczami
stawała mu scena w kuchni Bobby’ego i ten idiotyczny pomysł Sama.
Upił
niewielki łyk alkoholu i drzwi otworzyły się. Dean zerwał się z miejsca i
spojrzał w stronę Nicole. Jej czekoladowe oczy, teraz wydawały się o wiele
ciemniejsze. Usta miała lekko zaciśnięte, a ręce skrzyżowane na piersi. Bez
słowa wyłączył radio i odłożył butelkę. Ponownie przeniósł na nią swoje zielone
oczy i wysiadł z samochodu. Wszystkie czynności robił bardzo powoli, czując
wzrok dziewczyny na sobie.
W końcu nie wytrzymał i odwrócił się do niej,
opierając się jednocześnie o swoją kochaną Impalę. Chciał coś powiedzieć,
jednak ona była szybsza.
- Whisky
pomogło? – zapytała kpiącym tonem. Dean przewrócił oczami. – Nie tylko tobie
nie podoba się plan Sama.
- Odniosłem
inne wrażenie.
- Przestań
Dean- powiedziała cicho.
- A jeśli
Sam nie da rady?
- Na pewno
da radę.
- Skąd ta
pewność?
- Wierzę w
niego Dean. Ty też powinieneś – odpowiedziała, podchodząc do niego. – Nie
stracisz go. Znajdzie się w klatce, ale wyciągniemy go stamtąd.
- Skąd ta
pewność? – powtórzył.
- Uwierz –
powiedziała cicho, wsuwając dłonie w jego ręce. – Skoro wyciągnięto nas z
piekła, to i Sama uda nam się wyciągnąć z klatki. Nie ma rzeczy niemożliwych.
Ty powinieneś doskonale o tym wiedzieć. Teraz Sam nas potrzebuje, a w
szczególności ciebie. Pomóż mu, a na pewno się uda.
Dean zacisnął usta i bez
słowa przyciągnął Nicole do siebie. Wtuliła się w niego, delikatnie gładząc go
po plecach.
- Masz rację
– odparł cicho.
- Jak zawsze
– rzuciła ze śmiechem i spojrzała w jego zielone oczy. – Od tego mnie masz.
Jestem, jak światełko w tunelu.
- Jesteś
moim życiem – powiedział i pocałował ją.
Siedział na
plastikowym krześle nad brzegiem czystego jeziora. Promienie słońca delikatnie
padały na jego skórę. Tafla jeziora była gładka, jak lustro. Choć nie było
wiatru, dało się słyszeć szumiący las.
Odwrócił się, kiedy poczuł, że ktoś przy
nim stoi. Spojrzał na anioła, który zachęcająco uśmiechnął się do niego.
Położył mu dłoń na ramieniu.
- Czas to
skarb – powiedział Zachariasz.
- Czy ja
śpię? – zapytał Adam.
- Tak. Tylko
w taki sposób mogłem do ciebie dotrzeć. Tamci są sprytni, ale nie tak, jak ja.
- Nie chcą
mnie puścić.
- Wiem. Nie
chcę wzbudzać ich podejrzeń, dlatego liczę na ciebie.
- Co powinienem zrobić?
- Mogę się
założyć, że nie siedzą z tobą przez cały czas. Kiedy się obudzisz, wykorzystaj
ich nieobecność. Będę na ciebie czekać przy pierwszym zakręcie. – Jeszcze raz
uśmiechnął się do chłopaka i zniknął.
Weszli do
domu. Nicole zapaliła światło, a Dean od razu ruszył w kierunku lodówki.
Otworzył ją i wyjął dwie butelki z piwem. Wyciągnął jedną z nich w stronę Nikki.
- Dzięki,
ale nie – powiedziała, a Winchester wzruszył ramionami. – Niedługo siądzie ci
wątroba od tego twojego stylu życia – dodała z sarkazmem. Dean westchnął i
odłożył jedną z butelek.
- Dzięki za
troskę, ale jestem zdrów, jak ryba – odpowiedział, podchodząc do niej. Nicole
uniosła brwi do góry i niechętnie otworzyła mu piwo.
- Kiedy… -
Zaczęła, ale szybko ugryzła się w język. Przypomniała sobie, że Dean nic nie
wie o dziecku, które w sobie nosi. I dopóki nie skończy się Apokalipsa, ma o
tym nie wiedzieć.
- Kiedy, co?
- Nie nic.
Coś mi się pomyliło – odpowiedziała i usiadła na krześle.
- Gdzie
reszta?
- Pewnie
jeszcze w piwnicy.
Kiwnął głową i ruszył w stronę salonu. W połowie drogi
zatrzymał się. Coś mu nie pasowało. Szybko doszedł, co. Adama nie było.
- Nicole!
- Co?!
- Gdzie jest
Adam?! – Dziewczyna natychmiast zjawiła się w salonie. Zatrzymała się obok
niego i rozejrzała się po pomieszczeniu.
- Przecież…
- Spojrzała na miejsce, w którym jeszcze niedawno spał. Kanapa była pusta, a
koc leżał niedbale na ziemi. Oboje spojrzeli w stronę otwartego okna.
- Kurwa!- krzyknął Dean. Odstawił butelkę na biurko i pobiegł w stronę drzwi od piwnicy.
Otworzył je i wychylił się do przodu.
– SAM! BOBBY! – Po chwili w salonie
zjawiła się pozostała dwójka.
- Jak to
możliwe? – zapytał Singer, chodząc po pomieszczeniu. – Przecież jeszcze
niedawno tu był.
- Świetnie
go pilnowaliście – warknął starszy Winchester.
- A gdzie ty
byłeś pięknisiu?! – odpowiedział Bobby, pukając go palcem w klatkę piersiową.
-
Przestańcie – powiedział stanowczo Sam, stając między nimi. – Wcale nie
polepszacie sytuacji. Co ty robisz? – zwrócił się do Nikki.
Dopiero po jego
słowach Singer i Dean spojrzeli na biegającą po pomieszczeniu dziewczynę.
- Działam –
odpowiedziała, siadając na ziemi. Rozłożyła mapę, a na jej bokach ustawiła
cztery świece. Zapaliła je.
- O nie,
nie, nie – zajęczał Singer, podchodząc do niej. – Mój biedny dom.
- Nie spalę
ci go. Adam to tylko człowiek. Nic się nie stanie. Nie raz szukałam w ten
sposób ludzi.
- Wiem –
jęknął.
- Więc czego
się czepiasz – rzuciła. Łowcy wymienili spojrzenia i usiedli obok niej. – Dean
daj rękę.
Posłusznie wyciągnął dłoń w jej stronę. Nim się zdążył zorientować,
Nicole rozcięła mu skórę.
- Ał! Nie
mogłaś uprzedzić?
- Uprzedzam
– odparła nie patrząc na niego. Przechyliła jego rękę i kilka kropel krwi
spadło na jej dłoń. Puściła go i wyprostowała się. Zamknęła oczy.
- Co…-
Zaczął Sam, ale ta uciszyła go machnięciem ręki.
- Per me
potestatem datam a patre, spiritus ego te invitem – powiedziała.
- Znajdzie
go?- wydusił cicho Sam.
- Mam
nadzieję. Inaczej mamy przesrane – odpowiedział Dean.
- Ciekawe
ile jej to zajmie – ciągnął dalej młodszy z braci. Dziewczyna zacisnęła usta i
spojrzała na nich wściekłym wzrokiem.
- Będę
wdzięczna, jeśli się zamkniecie – rzuciła przez zaciśnięte zęby.
- Jasne już
będziemy cicho.
- Per me
potestatem datam a patre, spiritus ego te invitem – powtórzyła, zamykając oczy.
– Indica mihi, ubi Adam. Ut eo modo consanguineos. – Przechyliła dłoń, a
krew Deana zaczęła kapać na mapę. - In nomine patris et filii et spiritus
sancti. – Otworzyła oczy, ale nic się nie działo. Zagryzła wargę i
spojrzała na pozostałych.
- I już?- zapytał niepewnie Dean.
- Już –
odpowiedziała niezadowolona.
- Co jest
Nicole? – odezwał się Bobby.
- Nie mam
dobrej wiadomości – powiedziała powoli.
- Może coś
nie wyszło – rzucił szybko Dean. Nicole pokręciła głową.
-
Znalezienie człowieka jest bardzo proste. Do tego użyłam krwi jego brata, więc
tym bardziej nie powinno być problemów – poinformowała ich.
- Wyduś to z
siebie – ponaglił ją Sam.
- Adama nie
ma na ziemi – powiedziała, spoglądając na nich.
- Jak to?
- Nie ma go
na ziemi. Możliwe, że dopadł go Zachariasz i ukrył gdzieś w Niebie, a nie
jestem w stanie go tam znaleźć. Mogę się założyć, że ten cholerny anioł już się
o to postarał. Druga opcja jest taka, że Adam nie jest już Adamem.
- Sądzisz,
że już jest w nim Michał? – zapytał Singer.
- Nie można
tego wykluczyć – odpowiedziała Nicole.
- Mamy przerąbane – powiedział Dean, wstając z
miejsca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz