środa, 19 września 2012

28 Przygotowania

       - Jesteś w stu procentach pewien? – zapytała, spoglądając na niego. Sam wziął głęboki oddech i oparł się o blat w kuchni.
- Tak. Wiem, że mogę to zrobić. Powinniśmy wziąć się od razu do roboty – rzucił i chwycił za butelkę z piwem. – Mogę się założyć, że Zachariasz nadal będzie chciał dorwać Adama.
- Mamy, co raz mniej czasu – powiedział Bobby, wchodząc do kuchni.
- Miejmy to już za sobą – odparł Sam, nie odrywając od nich oczu.
- Trzeba znaleźć jakieś demony – zaczął Singer, a Nicole szybko mu przerwała.
- Zajmę się tym. Wy czekajcie na te pokraki w piwnicy.
- Czekaj – powiedział Sam. – Jak chcesz je przetransportować tutaj?
- O to się nie martw – odpowiedziała z pewnością w głosie. – Dostarczę je wam, a wy zróbcie z nimi to, co musicie zrobić.
- W co ty się znów pakujesz Watson? – zapytał groźnie Bobby.
- Spokojnie – powiedziała z uśmiechem. - Żadnych chorych układów. Obiecuję.
- Czemu ci nie wierzę?
- Oj, Bobby – jęknęła. – Mniej trochę wiary we mnie. Jestem grzecznym aniołkiem.
- Teraz tym bardziej ci nie wierze – pociągnął podejrzliwym tonem. Dziewczyna przekręciła oczami i westchnęła teatralnie.
- Naprawdę obiecuję, że nie będę wchodzić w żadne popieprzone układy. Po prostu wiem, kto nam musi pomóc.
- Skąd wiesz, że będzie chciał? – odezwał się Sam.
- Nie słuchałeś, co powiedziałam. On MUSI nam pomóc – powiedziała i ruszyła do salonu.
- Chwila – zwrócił się do niej Singer. – Jeśli dowiem się, że znowu zrobiłaś coś, co…
- Ci się nie spodoba? – Weszła mu w słowo z miną niewiniątka. Mężczyzna pokiwał głową. Na jego twarzy malowała się powaga.
- Wiedz, że osobiście cię uduszę i chłopaki ci nie pomogą.
- Się wie Bobby – rzuciła przez ramię. Singer przekręcił oczami.
- Poczekaj… Co z Adamem? – zapytał Sam.
- Powinien jeszcze przez długi czas być w krainie snów- odpowiedziała Nicole. - Czy wypuścicie mnie w końcu? 
       Obaj łowcy popatrzeli po sobie, a następnie kiwnęli głowami. 
– Super. Miłej zabawy w ludzkie wampiry. Spotkamy się w piwnicy, kiedy przyprowadzę wam pierwszą ofiarę.

       Dean przechadzał się wśród starych samochodów Bobby’ego. Przekleństwa same cisnęły mu się na usta, a to za sprawą pomysłu Sama. Nie chciał, aby jego młodszy brat poświęcał się w taki sposób. Do tej pory pamiętał, co zrobiła z nim krew demona. Sam przestał w końcu przypominać człowieka, a zmienił się w uzależnioną bestię, która straciła zdrowy rozsądek. Czy będzie tak i tym razem? A co jeśli nie uda mu się ujarzmić Lucyfera? Jego chore poświęcenie pójdzie na marne, a on straci brata na zawsze. 
       Perspektywa wyciągnięcia go z klatki brzmiała dla niego o wiele lepiej niż fakt, że będzie musiał walczyć z Władcą Piekła, który będzie w ciele Sama. Zacisnął dłonie w pięści. Ten pieprzony pomysł wcale mu się nie podobał. Wolał już, aby to on zajął miejsce brata. Aby to on musiał trafić do klatki. Był przecież w piekle. Wie, jak to może wyglądać. Do tej pory te obrazy nawiedzają go we śnie. Ale czy Sam da sobie radę? 
       Dodatkowo Bobby i Nicole są za. Nie ma poparcia nikogo. Nie ma, jak wybić im ten durny pomysł z głowy. Został sam. Podszedł do swojego samochodu i otworzył bagażnik. Wyciągnął z niego nietkniętą butelkę whisky. Otworzył ją i wypił kilka dużych łyków. Nie ma, jak alkohol, kiedy ma się tak beznadziejny dzień. Nie wiele myśląc otworzył przednie drzwi samochodu i wsiadł do środka. Włączył AC/DC i starał się, choć na chwilę zostawić, to co się dzieje, gdzieś za sobą.

       Niebo zrobiło się granatowe. Jasny księżyc oświetlał idącą dziewczynę. Wiatr delikatnie muskał jej twarz. Przeszła na tyły domu i podeszła do jednego ze starych samochodów. Wyciągnęła z kieszeni białą kredę. Nachyliła się nad czarną maską i zaczęła malować idealnie równy pentagram. Kiedy skończyła, na jego środku położyła metalową misę. Wyjęła z niej czarne świece i poustawiała na ramienicach symbolu. Kolejny raz sięgnęła w stronę misy, wyciągając z niej mały słoik wody. Odkręciła go i wlała zawartość do naczynia. Odrzuciła go na bok i sięgnęła do drugiej kieszeni. W niewielkim woreczku znajdowały się potrzebne składniki.
       Spojrzała na niebo i wzięła głęboki oddech. Przez chwilę stała nie ruchomo, lecz w końcu ocknęła się i zwróciła wzrok w stronę misy. Wrzuciła do niego pierwszy ze składników. Jej usta zaczęły wyrzucać z siebie zlepek łacińskich słów. Jak w transie pozbywała się zawartości woreczka, nie przestając szeptać. W końcu schowała puste opakowanie z powrotem do kieszeni i rozejrzała się.
- Crowley ty dupku mam nadzieję, że nie okażesz się też tchórzem – rzuciła, nie przestając się rozglądać.
- Watson twoje słowa ranią mą duszę – usłyszała jego kpiarski ton. 
       Odwróciła się i spojrzała na demona. Jego usta wykrzywione były w nieszczerym uśmiechu.
– Nie bądź taka ostra kochanie. Wzywałaś mnie, więc oto jestem.
- Zamknij się i słuchaj – warknęła, robiąc kilka kroków w jego stronę. – Potrzebujemy krwi demona. – Mężczyzna zrobił wielkie oczy, a uśmiech zszedł mu z twarzy. – Nie twojej idioto – jęknęła, przekręcając oczami.
- Trzeba było tak od razu – odpowiedział.
- O ile się nie mylę, nie masz problemu ze znalezieniem innych takich dupków, jak ty.
- Udam, że nie słyszałem słowa: dupek.
- Masz znaleźć mi kilka demonów…
- Nie rozpędzaj się tak Watson – przerwał jej szybko. – Mamy tu pieprzoną Apokalipsę. Nie mogę się zdradzić, że działam z wami.
- Zapomniałam, że twoim priorytetem jest chronienie własnego tyłka. Ale jeśli nie będziesz chciał współpracować, to w końcu dojdzie do ostatecznego starcia, a twoje notowania spadną.
- Jak to dojdzie?
- Dean nie jest już naczyniem Michała. – Crowley zrobił wielkie oczy i spojrzał na nią z niedowierzaniem. - Nie wiemy, co planuje Zachariasz, dlatego musimy się spieszyć. Więc przestań się mazać, jak baba i namierz te cholerne demony.
- I tyle?
- To nie koniec.
- Wiedziałem – powiedział, ciężko wzdychając. – Co jeszcze?
- Masz mnie do nich zabrać, a następnie przetransportować nas do piwnicy Bobby’ego. – Widząc jego skrzywioną minę szybko dodała. – Nikt cie nie zobaczy.
- Dobra, a co będę mieć w zamian?
- Nie wybebeszę ci flaków, wiec to chyba uczciwa umowa – powiedziała przez zaciśnięte zęby. Crowley stał przez chwilę w milczeniu. W końcu spojrzał na Nicole i kiwnął głową.
- Ale nikt nie może mnie zobaczyć.


       Przekleństwa kierowane w stronę dwóch łowców roznosiły się po całej piwnicy. Unieruchomiony demon siedział na drewnianym krześle. Jego nadgarstki były rozcięte, a krew sączyła się do dwóch metalowych mis.
- Pieprzone sukinsyny – syknął mężczyzna, a jego oczy ponownie zrobiły się czarne, jak węgiel. Ani Sam, ani Bobby nie zwrócili uwagi na jego słowa. Singer podszedł do pełnych misek i podał jedną z nich Winchesterowi. Ten przelał zawartość do niewielkiego plastikowego baniaka. To samo zrobił z kolejną.
- Chyba starczy – powiedział Bobby, zerkając na demona.
- Dowie się reszta, a wtedy pożałujecie – warknął mężczyzna.
- Nie dowie się reszta – odparł Singer. 
        Za plecami demona pojawił się Sam i wbił mu sztylet w pierś.  Mężczyzna krzyknął i dostał lekkich dreszczy. Na sam koniec cicho syknął, a jego głowa opadła na ramię.
- Trzeba będzie ich zakopać – stwierdził Bobby, rozpinając trupa. Oboje położyli go obok dwóch pozostałych ofiar demonów.
- Jest czwarty – usłyszeli kobiecy głos, dochodzący z drugiego końca pomieszczenia.
- Ten będzie ostatni – powiedział Sam.
-Ostatni i najbardziej się rzuca – odparła Nicole, starając się utrzymać szarpiącego czterdziestolatka.
- Nie bądź taka delikatna. 
       Sam i Bobby odwrócili się, kiedy tuż obok zjawił się Crowley. Zwinnie przejął „ofiarę” i podał go pozostałym. Singer rzucił go na krzesło i przywiązał do niego.
- Sukinsyny – syknął demon, który na głowie miał metalowe wiadro. – Czuję anioła. Pieprzonego skrzydlatego dupka.
- Uwielbiam, kiedy ktoś się tak pieszczotliwie do mnie zwraca – odpowiedziała Nicole.
- Co ty tu robisz? – zapytał Sam, wskazując palcem na Crowley’a.
- Wypełniam swój obywatelski obowiązek – odpowiedział, uśmiechając się złośliwie.
- Kto tu jest?- dopytywał się demon. Cała czwórka zignorowała go.
- Mogę wiedzieć, po jaką cholerę pojawiłeś się tu ze mną? – zwróciła się do demona, Nicole. Crowley zerknął na nią.
- To oni nie wiedzieli, że dziś współpracujemy? – Na te słowa Sam i Bobby wymienili spojrzenia.
- Zjeżdżaj już – rzuciła dziewczyna.
- Miłego zakańczana Apokalipsy panowie.- Kiedy to powiedział, zniknął.
- Serio? – zapytał ze śmiechem Sam, wskazując na miejsce, w którym zniknął Crowley.
- I właśnie tego chciałam sobie oszczędzić – odparła z irytacją. – Teraz będziecie mi to wypominać.
- W Greybull miałaś opory…
- A nie mówiłam? Pieprzone demony. Teraz ucierpi na tym moja reputacja – syknęła pod nosem i ruszyła na górę. Przez chwilę jeszcze słyszała śmiech młodszego Winchestera.

       Nie słyszał, jak ktoś pochodzi do samochodu. Nie widział osoby, która stała tuż obok. Był pogrążony w swoich myślach. Jego oczy były zamknięte, a głowa spoczywała na zagłówku. W dalszym ciągu wsłuchiwał się w głos wokalisty, który krzyczał z głośników. Choć starał się nie myśleć o tym, co się dzieje, to nie mógł. Wciąż przed oczami stawała mu scena w kuchni Bobby’ego i ten idiotyczny pomysł Sama. 
       Upił niewielki łyk alkoholu i drzwi otworzyły się. Dean zerwał się z miejsca i spojrzał w stronę Nicole. Jej czekoladowe oczy, teraz wydawały się o wiele ciemniejsze. Usta miała lekko zaciśnięte, a ręce skrzyżowane na piersi. Bez słowa wyłączył radio i odłożył butelkę. Ponownie przeniósł na nią swoje zielone oczy i wysiadł z samochodu. Wszystkie czynności robił bardzo powoli, czując wzrok dziewczyny na sobie. 
       W końcu nie wytrzymał i odwrócił się do niej, opierając się jednocześnie o swoją kochaną Impalę. Chciał coś powiedzieć, jednak ona była szybsza.
- Whisky pomogło? – zapytała kpiącym tonem. Dean przewrócił oczami. – Nie tylko tobie nie podoba się plan Sama.
- Odniosłem inne wrażenie.
- Przestań Dean- powiedziała cicho.
- A jeśli Sam nie da rady?
- Na pewno da radę.
- Skąd ta pewność?
- Wierzę w niego Dean. Ty też powinieneś – odpowiedziała, podchodząc do niego. – Nie stracisz go. Znajdzie się w klatce, ale wyciągniemy go stamtąd.
- Skąd ta pewność? – powtórzył.
- Uwierz – powiedziała cicho, wsuwając dłonie w jego ręce. – Skoro wyciągnięto nas z piekła, to i Sama uda nam się wyciągnąć z klatki. Nie ma rzeczy niemożliwych. Ty powinieneś doskonale o tym wiedzieć. Teraz Sam nas potrzebuje, a w szczególności ciebie. Pomóż mu, a na pewno się uda. 
       Dean zacisnął usta i bez słowa przyciągnął Nicole do siebie. Wtuliła się w niego, delikatnie gładząc go po plecach.
- Masz rację – odparł cicho.
- Jak zawsze – rzuciła ze śmiechem i spojrzała w jego zielone oczy. – Od tego mnie masz. Jestem, jak światełko w tunelu.
- Jesteś moim życiem – powiedział i pocałował ją.

       Siedział na plastikowym krześle nad brzegiem czystego jeziora. Promienie słońca delikatnie padały na jego skórę. Tafla jeziora była gładka, jak lustro. Choć nie było wiatru, dało się słyszeć szumiący las. 
       Odwrócił się, kiedy poczuł, że ktoś przy nim stoi. Spojrzał na anioła, który zachęcająco uśmiechnął się do niego. Położył mu dłoń na ramieniu.
- Czas to skarb – powiedział Zachariasz.
- Czy ja śpię? – zapytał Adam.
- Tak. Tylko w taki sposób mogłem do ciebie dotrzeć. Tamci są sprytni, ale nie tak, jak ja.
- Nie chcą mnie puścić.
- Wiem. Nie chcę wzbudzać ich podejrzeń, dlatego liczę na ciebie.
 - Co powinienem zrobić?
- Mogę się założyć, że nie siedzą z tobą przez cały czas. Kiedy się obudzisz, wykorzystaj ich nieobecność. Będę na ciebie czekać przy pierwszym zakręcie. – Jeszcze raz uśmiechnął się do chłopaka i zniknął.

       Weszli do domu. Nicole zapaliła światło, a Dean od razu ruszył w kierunku lodówki. Otworzył ją i wyjął dwie butelki z piwem. Wyciągnął jedną z nich w stronę Nikki.
- Dzięki, ale nie – powiedziała, a Winchester wzruszył ramionami. – Niedługo siądzie ci wątroba od tego twojego stylu życia – dodała z sarkazmem. Dean westchnął i odłożył jedną z butelek.
- Dzięki za troskę, ale jestem zdrów, jak ryba – odpowiedział, podchodząc do niej. Nicole uniosła brwi do góry i niechętnie otworzyła mu piwo.
- Kiedy… - Zaczęła, ale szybko ugryzła się w język. Przypomniała sobie, że Dean nic nie wie o dziecku, które w sobie nosi. I dopóki nie skończy się Apokalipsa, ma o tym nie wiedzieć.
- Kiedy, co?
- Nie nic. Coś mi się pomyliło – odpowiedziała i usiadła na krześle.
- Gdzie reszta?
- Pewnie jeszcze w piwnicy. 
       Kiwnął głową i ruszył w stronę salonu. W połowie drogi zatrzymał się. Coś mu nie pasowało. Szybko doszedł, co. Adama nie było.
- Nicole!
- Co?!
- Gdzie jest Adam?! – Dziewczyna natychmiast zjawiła się w salonie. Zatrzymała się obok niego i rozejrzała się po pomieszczeniu.
- Przecież… - Spojrzała na miejsce, w którym jeszcze niedawno spał. Kanapa była pusta, a koc leżał niedbale na ziemi. Oboje spojrzeli w stronę otwartego okna.
- Kurwa!- krzyknął Dean. Odstawił butelkę na biurko i pobiegł w stronę drzwi od piwnicy. Otworzył je i wychylił się do przodu. 
– SAM! BOBBY! – Po chwili w salonie zjawiła się pozostała dwójka.
- Jak to możliwe? – zapytał Singer, chodząc po pomieszczeniu. – Przecież jeszcze niedawno tu był.
- Świetnie go pilnowaliście – warknął starszy Winchester.
- A gdzie ty byłeś pięknisiu?! – odpowiedział Bobby, pukając go palcem w klatkę piersiową.
- Przestańcie – powiedział stanowczo Sam, stając między nimi. – Wcale nie polepszacie sytuacji. Co ty robisz? – zwrócił się do Nikki. 
        Dopiero po jego słowach Singer i Dean spojrzeli na biegającą po pomieszczeniu dziewczynę.
- Działam – odpowiedziała, siadając na ziemi. Rozłożyła mapę, a na jej bokach ustawiła cztery świece. Zapaliła je.
- O nie, nie, nie – zajęczał Singer, podchodząc do niej. – Mój biedny dom.
- Nie spalę ci go. Adam to tylko człowiek. Nic się nie stanie. Nie raz szukałam w ten sposób ludzi.
- Wiem – jęknął.
- Więc czego się czepiasz – rzuciła. Łowcy wymienili spojrzenia i usiedli obok niej. – Dean daj rękę. 
       Posłusznie wyciągnął dłoń w jej stronę. Nim się zdążył zorientować, Nicole rozcięła mu skórę.
- Ał! Nie mogłaś uprzedzić?
- Uprzedzam – odparła nie patrząc na niego. Przechyliła jego rękę i kilka kropel krwi spadło na jej dłoń. Puściła go i wyprostowała się. Zamknęła oczy.
- Co…- Zaczął Sam, ale ta uciszyła go machnięciem ręki.
- Per me potestatem datam a patre, spiritus ego te invitem – powiedziała.
- Znajdzie go?- wydusił cicho Sam.
- Mam nadzieję. Inaczej mamy przesrane – odpowiedział Dean.
- Ciekawe ile jej to zajmie – ciągnął dalej młodszy z braci. Dziewczyna zacisnęła usta i spojrzała na nich wściekłym wzrokiem.
- Będę wdzięczna, jeśli się zamkniecie – rzuciła przez zaciśnięte zęby.
- Jasne już będziemy cicho.
- Per me potestatem datam a patre, spiritus ego te invitem – powtórzyła, zamykając oczy. – Indica mihi, ubi Adam. Ut eo modo consanguineos. – Przechyliła dłoń, a krew Deana zaczęła kapać na mapę. - In nomine patris et filii et spiritus sancti. – Otworzyła oczy, ale nic się nie działo. Zagryzła wargę i spojrzała na pozostałych.
- I już?- zapytał niepewnie Dean.
- Już – odpowiedziała niezadowolona.
- Co jest Nicole? – odezwał się Bobby.
- Nie mam dobrej wiadomości – powiedziała powoli.
- Może coś nie wyszło – rzucił szybko Dean. Nicole pokręciła głową.
- Znalezienie człowieka jest bardzo proste. Do tego użyłam krwi jego brata, więc tym bardziej nie powinno być problemów – poinformowała ich.
- Wyduś to z siebie – ponaglił ją Sam.
- Adama nie ma na ziemi – powiedziała, spoglądając na nich.
- Jak to?
- Nie ma go na ziemi. Możliwe, że dopadł go Zachariasz i ukrył gdzieś w Niebie, a nie jestem w stanie go tam znaleźć. Mogę się założyć, że ten cholerny anioł już się o to postarał. Druga opcja jest taka, że Adam nie jest już Adamem.
- Sądzisz, że już jest w nim Michał? – zapytał Singer.
- Nie można tego wykluczyć – odpowiedziała Nicole.
- Mamy przerąbane – powiedział Dean, wstając z miejsca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz