- Więc nie tylko demony istnieją? – zapytała po raz kolejny, aby upewnić się w tym, co usłyszała.
-
Nie tylko – odpowiedział Sam. Odwrócił się i spojrzał na dziewczynę.
Siedzieli w czarnym samochodzie. Jechali pustą drogą, którą otaczały
gęste drzewa. Nad nimi zawisła mlecznobiała mgła.
Nicole przygryzła
wargę. Powinna się bać, powinna być przerażona, a jednak… W środku czuła
tylko niepokój. Nie wiedziała skąd to dziwne uczucie. Normalny człowiek
reaguje zupełnie inaczej, a nie ze spokojem przyjmuje do wiadomości, że
na świecie oprócz ludzi istnieją także inne istoty.
- Co jeszcze? - pociągnęła temat dalej. Wychyliła się nieco do przodu, aby lepiej ich widzieć.
- Harry Potter nie istnieje – rzucił Dean ze śmiechem.
- Ale czarownice tak – powiedział szybko Sam. Nicole uniosła brwi do góry.
-
Wampiry? – zapytała, wlepiając czekoladowe oczy w młodszego Winchestera,
który najwidoczniej był bardziej skory do rozmowy na „te” tematy niż
jego brat.
- Tak.
- Wilkołaki?
- Tak.
- Anioły?
- Tak.
- Duchy?
- Tak.
- Kosmici? – wypaliła bez zastanowienia się. Sam zaśmiał się.
- Tego typu rzeczy nie – powiedział, opierając łokieć o zagłówek fotela.
-
Nie ma co uspokoiłeś mnie – rzuciła Nicole i odwróciła twarz w stronę
okna. Obrazy, które przesuwały się przed jej oczami były identyczne.
Drzewa, drzewa, drzewa.
– Powinnam wiedzieć coś jeszcze?
- Ich jest znacznie więcej – odezwał się Dean. Zerknął w lusterko. W jego odbiciu dostrzegł, że Nicole spojrzała na niego.
- Pocieszające, ale co ja mam z tym wszystkim wspólnego?
- Nie mam pojęcia – odpowiedział Sam.
- Ale się tego dowiemy. Castiel musi w końcu nam powiedzieć – skwitował Dean.
- Znowu ten Castiel – westchnęła Nicole. – To jakiś wasz szef czy co? – Bracia wymienili spojrzenia. Dean odkaszlnął.
-
Zobaczysz – rzucił i skupił się na drodze.
Dziewczyna wzięła głęboki
oddech, a następnie cicho wypuściła powietrze. Powoli zaczynała mieć
dość tych tajemnic i tego wszystkiego, co najwidoczniej dopiero ma się
zacząć.
Zatrzymali się przed niewielkim domem.
Biała farba, którą kiedyś był pokryty wyblakła i zaczęła się złuszczać.
Na około niego rosły zielone nie za duże krzaki. W oknach wisiały szare
firanki. Nicole wysiadła niepewnie z samochodu i rozejrzała się. Jej
wzrok natrafił na obdrapany szyld z napisem Singer Salvege Yord, który
znajdował się nad otwartym garażem. Zmrużyła oczy, aby lepiej
przypatrzyć się nazwisku właściciela. Ponownie nawiedziło ją uczucie, że
skądś je zna.
Potrząsnęła głową i spojrzała na masę rozwalonych
samochodów, które zajmowały dość sporą część ziemi. Wzięła głęboki
oddech. Miała wrażenie, że już kiedyś tu była, że nie raz miała okazję
przechadzać się tą piaszczystą drogą i zaglądać przez popękane szyby do
wraków aut.
- Nicole – usłyszała głos Deana, który wyrwał ją z zadumy. Odwróciła się i spojrzała w jego zielone oczy.
- Mieszkacie tu?
- To dom naszego przyjaciela – odpowiedział z uśmiechem. – Choć.
- Ja muszę wziąć…
- Już je mam – powiedział, a dziewczyna spojrzała na dwie walizki w jego rękach.
- Dzięki.
-
Nie ma sprawy – rzucił i obdarzył ją kolejnym uśmiechem.
Nicole
odwzajemniła go, a następnie ruszyła za nim i za Samem, który podszedł
do drzwi. Otworzył je i wszedł do środka. Przetrzymał drzwi, aby ona i
jego brat mogli wejść. Znaleźli się w niewielkiej szaro-białej kuchni.
Na stole stało kilka pustych butelek po piwie, dwa brudne talerze i
widelec. Gdzieniegdzie leżały książki, które wyglądały na stare. Na
jednej ze ścian wisiały telefony. Każdy z nich był podpisany grubym
markerem.
Bracia ruszyli w stronę kwadratowego, nieco większego,
brązowego salonu. Dopiero po chwili zorientowali się, że dziewczyna w
dalszym ciągu stoi w tym samym miejscu. Nicole wpatrywała się w każdą
rzecz, jaką napotkały jej oczy. Zrobiło jej się gorąco. Nie wiedziała
czemu. Choć nigdy tu nie była, to miała wrażenie, że jednak jest
inaczej.
- W porządku? – Ocknęła się i spojrzała na Sama, który zrobił kilka kroków w jej stronę.
-
Tak. Nic mi nie jest – odpowiedziała szybko.
Weszła za nimi do salonu.
Zobaczyła drewniane schody prowadzące na drugie piętro. W tym pokoju
panował jeszcze większy bałagan. Na niewielkim biurku pięły się papiery,
książki, mapy i gazety. Na kanapie, która stała przy oknie leżała
poduszka i niedbale zarzucony koc. Po przeciwnej stronie, na całej
ścianie stał długi regał, a na nim kolejny zbiór starych ksiąg. Gdzieniegdzie zauważała dziwne symbole. Dean postawił walizki na ziemi.
- Na reszcie! – Usłyszała głos dochodzący z góry. Po chwili rozległy się kroki. Ktoś schodził po schodach na dół.
- Czy to ten cały Castiel? – zapytała Nicole.
-
Nie – odpowiedział Dean.
Podniosła głowę i spojrzała na starszego
mężczyznę. Był zarośnięty, we flanelowej koszuli, z granatowo-białą
czapką na głowie. Jego kroki roznosiły się po całym domu, w którym
panowała cisza.
- Byłem przekonany, że się zgubiliście. Zresztą wcale bym się nie zdziwił – ciągnął dalej mężczyzna.
-
Wielkie dzięki – odpowiedział Dean.
Kiedy zatrzymał się na dole,
spojrzała na jego twarz. Tak bardzo znajomą, a jednak obcą. Jego brązowe
oczy powiększyły się. Otworzył lekko usta ze zdziwienia. Przez chwilę
oboje wpatrywali się w siebie.
- Czemu do cholery nie
powiedzieliście mi, kogo przywozicie?! – warknął, zezując na braci. Ci
zrobili zmieszane miny. Wymienili szybko spojrzenia. Bobby machnął na
nich ręką i szybko podszedł do Nicole.
– Nie wierzę… - Dziewczyna
spojrzała na braci szukając jakiejkolwiek wskazówki. Zdążyła się pogubić
w tej jakże krótkiej sytuacji, w której się znalazła. Jednak Sam i
Dean, tak samo jak ona, nie wiedzieli, o co chodzi Bobby’emu.
– Na Boga,
Nikki ty żyjesz – powiedział i zanim zdążyła zareagować uściskał ją,
jak członka rodziny. Sam i Dean zrobili wielkie oczy. Skąd wiedział, jak
się nazywa? Skąd w ogóle ją zna?
Nicole niepewnie objęła mężczyznę i
poklepała go po plecach. Odsunął się od niej i zaczął oglądać, jak
jakieś dzieło sztuki, które zamierza kupić. – Prawie w ogóle się nie
zmieniłaś.
- My się znamy? – odezwała się i spojrzała w jego
brązowe tęczówki. Zmieniły się o sto osiemdziesiąt stopni. Radość, która
jeszcze przed chwilą w nich była, uleciała. Bobby zmieszał się.
Spojrzał na Winchesterów. Dean wzruszył ramionami.
- Przepraszam – powiedział Bobby. – Tak jakoś dziwnie się złożyło.
- Nic się nie stało. Pewnie mnie z kimś pomyliłeś. - Na jego twarzy pojawił się kłopotliwy uśmiech. – Zdarza się.
-
Jestem Robert Singer, ale mówią do mnie Bobby. – Wyciągnął w jej
kierunku rękę. Dziewczyna przez chwilę wstrzymała oddech. Powoli miała
dość tego uczucia, które szeptało, że skądś go zna.
- Nicole Watson – odpowiedziała i podała mu dłoń.
Bobby
zaprowadził dziewczynę na górę. Tuż za nimi podążał Dean, taszcząc jej
walizki. Mężczyzna otworzył ostatnie białe drzwi w niewielkim korytarzu.
Nicole weszła do środka i rozejrzała się po pokoju. Na środku stało
dwuosobowe łóżko ze śnieżnobiałą pościelą. Po jego obu stronach stały
małe szafeczki z czarnymi lampkami. Naprzeciwko komoda i nie za duża
szafa. Ściany pokryte były kremową tapetą w niewielkie różyczki.
Dziewczyna podeszła do okna, które wychodziło na złomowisko.
-
Czuj się, jak u siebie – powiedział Bobby.
Nicole odwróciła się do niego
i uśmiechnęła się. Czuła się wdzięczna za to, że pozwolił się jej
zatrzymać w jego domu. W nim czuła się bezpieczna.
- Dziękuję. Bardzo ładny pokój – odparła, kiedy do pokoju wszedł Dean. Postawił walizki przy łóżku.
-
Moja żona sama go urządziła – poinformował ją Bobby i nieco posmutniał.
Nicole zorientowała się, że nie powinna ciągnąć dalej tematu, który
najwyraźniej jest dla niego bolesny. Kiwnęła tylko głową i raz jeszcze
spojrzała w stronę okna.
- Jesteś głodna? – zapytał Dean.
- Nie, dziękuję – odpowiedziała szybko.
- A ja jestem. Może coś do picia?
- Z chęcią – powiedziała i razem z nimi wyszła z pokoju.
Nicole
chodziła po pokoju. Z nieukrywaną ciekawością przyglądała się zbiorom
Bobby’ego, które składały się ze starych ksiąg z dziwnymi symbolami na
okładkach. Miała ochotę zaszyć się w swoim tymczasowym pokoju z kilkoma z
nich i poznać tajemnicę, którą skrywają. Pohamowała jednak chęć
sięgnięcia po nie, aby nie narazić się gospodarzowi. W końcu i tak miała
wrażenie, że nadużywa jego gościnności. Przejechała palcem po
zakurzonych okładkach.
- Nie krępuj się – usłyszała jego głos
z kuchni. Spojrzała w tamtym kierunku. Wszystkie trzy pary oczu
spoglądały w jej stronę. – Masz się czuć, jak u siebie.
- Mogę? –zapytała z nieukrywaną ekscytacją.
- Oczywiście – odpowiedział Bobby i uśmiechnął się lekko. Na jej twarzy zagościł szeroki uśmiech.
-
Widzę, że łatwo cię zadowolić – rzucił Dean i chwycił za butelkę z
piwem.
Dziewczyna uniosła brwi do góry, a następnie odwróciła się do
regału. Delikatnie wyciągnęła książkę z czarną okładką. Zaczęła ją
przeglądać, jednocześnie odrywając się myślami od tego, co działo się w
domu.
Bracia przyglądali się jej z
ciekawością. Na ich usta cisnęły się setki pytań. Bobby co i rusz
spoglądał w stronę dziewczyny i ciężko wzdychał. Sam wziął głęboki
oddech i nachylił się.
- Czy jest coś, o czym powinniśmy
wiedzieć? – zapytał cicho, wlepiając w Bobby’ego swoje zielone oczy.
Mężczyzna przymknął powieki. Przez chwilę przy stole znów zapanowała
cisza.
- Wy o niczym nie wiecie- powiedział szeptem Bobby.
Otworzył oczy i zerknął po kolei na każdego z nich. – Castiel nic wam o
niej nie powiedział?
- Jak widać nie – rzucił Dean.
- To bardzo długa historia – odparł Bobby.
- Mamy czas – powiedział szybko Sam. – Ty ją znasz, prawda? – Mężczyzna wziął głęboki oddech i kiwnął głową. – Więc?
- Spójrzcie na nią. – Wskazał brodą na Nicole, która z książką w ręku przechadzała się po pokoju.
- I?
- Nie widzicie? Ona była tu nie raz. Porusza się po pokoju, jakby go znała od dawna.
- Jak to, była tu?- dopytywał się Dean, który z tego wszystkiego rozumiał coraz mniej.
-
Ci… - syknął Bobby.
Cała trójka wyprostowała się i spojrzała na Nicole,
która weszła do kuchni. Na jej twarzy wymalowane było zmęczenie, a
także podekscytowanie.
- Przeszkadzam?
- Nie –
odpowiedział szybko Dean i uśmiechnął się. Dziewczyna odwzajemniła
uśmiech. Podeszła do butelki, którą zostawiła na stole. Dopiła piwo do
końca. A następnie bez pytania o to, gdzie jest śmietnik, podeszła do
szafki. Otworzyła ją, wyrzuciła butelkę do kosza i zamknęła drzwiczki.
Odwróciła się do reszty. Spojrzała na Sama i Deana, którzy w lekkim
szoku wpatrywali się w nią.
- Pomyliłam szafki? – zapytała nieco zakłopotana.
- Nie- rzucił szybko Bobby.
- Jak książki? – odezwał się Sam.
- Są fantastyczne.
- Wyglądasz na zmęczoną – powiedział Dean.
- Bo jestem. Za dużo wrażeń. Więc panowie wybaczcie, ale muszę się położyć.
-
Jasne – rzucił Dean.
Nicole uśmiechnęła się i wyszła z kuchni. Bracia
skupili wzrok na jej plecach. Weszła na górę i zniknęła im z oczu.
Usłyszeli, jak wchodzi do swojego pokoju i zamyka za sobą drzwi.
–
Powiesz nam wreszcie, o co chodzi?
- Jak zaśnie.
Sam zszedł na dół. Przeszedł przez pokoju i wszedł do kuchni. Spojrzał na pozostałą dwójkę, która czekała na to, co powie.
- Zasnęła – poinformował ich i usiadł obok Bobby’ego.
- Więc, co chcecie wiedzieć? – zapytał mężczyzna, zerkając to na jednego, to na drugiego.
-
Wszystko - odpowiedział Dean. Bobby westchnął i zamknął oczy. – Może na
początku, o co chodziło z tym twoim na Boga, Nikki ty żyjesz?
-
Byłem pewny, że odeszła. Sam widziałem, jak umiera. Sam ją pochowałem –
powiedział cicho Bobby tak, że obaj musieli się nachylić, aby lepiej go
słyszeć.
- Odeszła? Jak? – dopytywał się Sam.
-
Jakieś trzy lata temu. Byłem razem z nią i Rufusem. Namierzyliśmy bandę
demonów, które siały spustoszenie w niewielkim mieście. Postanowiliśmy
zająć się nimi. Nie wiedzieliśmy tylko, że to pułapka. Oni wiedzieli, że
przyjdziemy. Ba, nawet na to liczyli. Chcieli zemsty, a raczej jeden z
nich chciał. Głównie chodziło mu o Nikki. Wcześniej zrobiła niezłą
pustkę w jego szeregach, kiedy wybijała po kolei jego towarzyszy. Chciał
to przerwać. I przerwał. W życiu nie widziałem tylu tych sukinsynów w
jednym miejscu. Była prawdziwa jatka. Te słabsze demony odciągnęły uwagę
moją i Rufusa. On i kilku innych zajęli się nią. Nie miała żadnych
szans, mimo to walczyła do końca. Widziałem to, a nie mogłem jej pomóc.
Na końcu pojawiły się ogary piekielne, które prawie rozszarpały ją na
strzępy. Nadal żyła. Tak miało być. To on chciał zadać ostateczny cios. I
zrobił to. Zabił ją. Kiedy to się stało, zniknęli. Widziałem jej
poszarpane ciało, które leżało bez życia na zimnej ziemi. Po jej bokach
widniały wypalone ślady, kształtem przypominające skrzydła. Pochowaliśmy
ją niedaleko miejsca, w którym zginęła.
- Czekaj, czekaj. Ona… ona była łowcą? – wyszeptał cicho Dean, nie mogąc w to uwierzyć.
- Tak. I to cholernie dobrym. Znała „ten” świat. Wiedziała, jak się w nim poruszać, co robić.
- Znała naszego ojca? – zapytał Sam.
- Bardzo dobrze. To on wciągnął ją do tej roboty.
- Co? – odparli obaj i szybko wymienili spojrzenia.
-
Spotkał Nikki, jak ta miała może z dziesięć lat. Już wtedy była
niezwykła – powiedział z uśmiechem i pokręcił głową. – Powiedział mi o
niej, a także o tym, że postanowił ją wyszkolić na łowcę. Na początku
byłem temu przeciwny, ale kiedy sam ją poznałem, wiedziałem, że podjął
słuszną decyzję.
- Nicole jest w moim wieku. Jak to możliwe, że nigdy jej nie spotkaliśmy? – zapytał Sam.
- Kiedy do niej jeździł, wy byliście u mnie. Lub na odwrót. Mijaliście się, a byliście tak blisko siebie.
- To jest niesamowite. Jak jakieś pieprzone science fiction– odparł Dean.
- Co w niej jest takiego niezwykłego, że zainteresowało to naszego ojca i ciebie? – dopytywał się Sam.
-
Wspominałem o tych dziwnych śladach przy jej ciele – odparł Bobby, a na
jego twarzy ponownie zagościł uśmiech.
Bracia nachylili się bardziej w
jego stronę, aby żadne słowo im nie umknęło.
- Bobby – ponaglił go zniecierpliwiony Dean.
-
Bo Nikki nie jest do końca człowiekiem. – Kiedy to powiedział,
wytrzeszczyli oczy i otworzyli usta. - W zasadzie, to ciężko określić,
kim a raczej czym tak naprawdę jest. - Nastała cisza. Winchesterowie
wlepili zaciekawione spojrzenia w przyjaciela czekając aż zdradzi coś
więcej. Bobby złapał za butelkę z piwem i wypił z nich kilka dużych
łyków.
- Nie wiesz czym jest? – zapytał Sam.
- Nie do końca. Nie ma na to nazwy. Jeszcze nigdy nikogo takiego nie spotkałem i pewnie już nie spotkam.
- Bobby przejdź do konkretów – jęknął Dean, który koniecznie chciał poznać tajemnicę dziewczyny, która spała na górze.
-Na
początku Nikki sama nie wiedziała czym naprawdę jest. Dopiero później,
jakby zaczęła zdawać sobie z tego sprawę. Choć obstawiam, że ktoś jej to
po prostu powiedział. Kiedy ją o to pytałem, zawsze zmieniała temat.
Nie chciała mi zdradzić swojej tajemnicy. W końcu, któregoś razu rzuciła
coś o aniołach. Byłem przekonany, że chce mnie tym zbyć, aby dalej
zachować swój sekret. Jednak kiedy zjawiliście się u mnie z Castielem,
zrozumiałem, że ona mówiła prawdę.
- Jest aniołem? – wypalił Dean.
-Nie do końca. Jest jakby pomiędzy.
-Pomiędzy?
-
Opowiedziała mi krótką historię skąd się wzięła. Ponoć jej ojcem był
anioł, a matką zwykła, jak ona to ujęła „śmiertelniczka”. Skrzydlaty
obdarzył tą kobietę uczuciem i to ze wzajemnością. Owocem ich miłości
była Nikki. Wiadomo, że anioły to wojownicy. Ich emocje są tłumione
przez rozkazy. Nie mogą od tak przelewać, aż takich uczuć na kogoś tak
słabego, jak człowiek. On złamał regułę i spotkała go kara. Zresztą nie
tylko jego. Jej matka również została zabita. Najpierw chcieli zabić i
Nikki, ale ponoć dostali znak z góry, że niewinnych się nie zabija.
Podrzucili ją bezdzietnej rodzinie. Coś mi się zdaje, że zawsze mieli ją
na oku. Wiedzieli, że będzie kimś…
- Kimś? – zapytał Sam.
- Niezwykłym – dokończył Bobby z uśmiechem.
- I to koniec? – wypalił Dean.
- Chciałeś jakiś romantyczny happy end czy co? – rzucił Bobby.
- To niesamowite – stwierdził Sam. – Myślisz, że to prawda? Ta cała historia?
- Raczej tak – odpowiedział Bobby. – Myślę, że Castiel będzie wiedział na ten temat więcej niż ja.
- Jak się dowiedzieliście o tych niezwykłych zdolnościach? – zapytał Sam.
-
Na początku to John o tym wspomniał. Później wszystko wychodziło w
praktyce. Jak się okazało jest śmiertelna, jak człowiek. Choć z drugiej
strony potrafi się sama uleczyć. Nie wiem jakim cudem ją zabili, ale
myślę, że miała takie rany, że nie umiała sama poskładać się do kupy.
Odporna jest na choroby ludzkie. Nigdy nie miała nawet kataru.
- Coś jeszcze?
-
Nie wiem, jak podziała na nią odsyłacz aniołów, święty olej czy ten
niewielki miecz Castiela. Wtedy nie wiedzieliśmy, że coś takiego
istnieje.
- Myślisz, że mogą zadziałać? – zapytał Sam.
- Możliwe.
- Ma jeszcze jakieś umiejętności?- odezwał się Dean.
-
Z tego, co widzę Nikki nie pamięta kim tak naprawdę jest. Być może
nawet nie wie, co potrafi zrobić. Ale… Nie będę wszystkiego zdradzał.
Dowiecie się.
- Ale Bobby – jęknął Dean.
-
Dowiecie się – powtórzył mężczyzna i uśmiechnął się. Jednak jego uśmiech
zniknął tak szybko, jak się pojawił. – Ciężko patrzyć na tą inną Nikki.
Jest jak nie ona.
- Myślisz, że coś się stało?
- Musiało skoro znów chodzi po tym świecie żywa – powiedział Bobby i dopił swoje piwo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz