wtorek, 18 września 2012

03 Tożsamość

       - Więc nie tylko demony istnieją? – zapytała po raz kolejny, aby upewnić się w tym, co usłyszała. 
- Nie tylko – odpowiedział Sam. Odwrócił się i spojrzał na dziewczynę. Siedzieli w czarnym samochodzie. Jechali pustą drogą, którą otaczały gęste drzewa. Nad nimi zawisła mlecznobiała mgła. 
       Nicole przygryzła wargę. Powinna się bać, powinna być przerażona, a jednak… W środku czuła tylko niepokój. Nie wiedziała skąd to dziwne uczucie. Normalny człowiek reaguje zupełnie inaczej, a nie ze spokojem przyjmuje do wiadomości, że na świecie oprócz ludzi istnieją także inne istoty.
- Co jeszcze? - pociągnęła temat dalej. Wychyliła się nieco do przodu, aby lepiej ich widzieć. 
- Harry Potter nie istnieje – rzucił Dean ze śmiechem.  
- Ale czarownice tak – powiedział szybko Sam. Nicole uniosła brwi do góry.
- Wampiry? – zapytała, wlepiając czekoladowe oczy w młodszego Winchestera, który najwidoczniej był bardziej skory do rozmowy na „te” tematy niż jego brat. 
- Tak. 
- Wilkołaki?
- Tak. 
- Anioły?
- Tak.
- Duchy?
- Tak. 
- Kosmici? – wypaliła bez zastanowienia się. Sam zaśmiał się. 
- Tego typu rzeczy nie – powiedział, opierając łokieć o zagłówek fotela. 
- Nie ma co uspokoiłeś mnie – rzuciła Nicole i odwróciła twarz w stronę okna. Obrazy, które przesuwały się przed jej oczami były identyczne. Drzewa, drzewa, drzewa. 
– Powinnam wiedzieć coś jeszcze?
- Ich jest znacznie więcej – odezwał się Dean. Zerknął w lusterko. W jego odbiciu dostrzegł, że Nicole spojrzała na niego. 
- Pocieszające, ale co ja mam z tym wszystkim wspólnego? 
- Nie mam pojęcia – odpowiedział Sam. 
- Ale się tego dowiemy. Castiel musi w końcu nam powiedzieć – skwitował Dean. 
- Znowu ten Castiel – westchnęła Nicole. – To jakiś wasz szef czy co? – Bracia wymienili spojrzenia. Dean odkaszlnął. 
- Zobaczysz – rzucił i skupił się na drodze.
       Dziewczyna wzięła głęboki oddech, a następnie cicho wypuściła powietrze. Powoli zaczynała mieć dość tych tajemnic i tego wszystkiego, co najwidoczniej dopiero ma się zacząć. 

       Zatrzymali się przed niewielkim domem. Biała farba, którą kiedyś był pokryty wyblakła i zaczęła się złuszczać. Na około niego rosły zielone nie za duże krzaki. W oknach wisiały szare firanki. Nicole wysiadła niepewnie z samochodu i rozejrzała się. Jej wzrok natrafił na obdrapany szyld z napisem Singer Salvege Yord, który znajdował się nad otwartym garażem. Zmrużyła oczy, aby lepiej przypatrzyć się nazwisku właściciela. Ponownie nawiedziło ją uczucie, że skądś je zna. 
       Potrząsnęła głową i spojrzała na masę rozwalonych samochodów, które zajmowały dość sporą część ziemi. Wzięła głęboki oddech. Miała wrażenie, że już kiedyś tu była, że nie raz miała okazję przechadzać się tą piaszczystą drogą i zaglądać przez popękane szyby do wraków aut. 
- Nicole – usłyszała głos Deana, który wyrwał ją z zadumy. Odwróciła się i spojrzała w jego zielone oczy. 
- Mieszkacie tu? 
- To dom naszego przyjaciela – odpowiedział z uśmiechem. – Choć. 
- Ja muszę wziąć…
- Już je mam – powiedział, a dziewczyna spojrzała na dwie walizki w jego rękach. 
- Dzięki.
- Nie ma sprawy – rzucił i obdarzył ją kolejnym uśmiechem. 
       Nicole odwzajemniła go, a następnie ruszyła za nim i za Samem, który podszedł do drzwi. Otworzył je i wszedł do środka. Przetrzymał drzwi, aby ona i jego brat mogli wejść. Znaleźli się w niewielkiej szaro-białej kuchni. Na stole stało kilka pustych butelek po piwie, dwa brudne talerze i widelec. Gdzieniegdzie leżały książki, które wyglądały na stare. Na jednej ze ścian wisiały telefony. Każdy z nich był podpisany grubym markerem. 
       Bracia ruszyli w stronę kwadratowego, nieco większego, brązowego salonu. Dopiero po chwili zorientowali się, że dziewczyna w dalszym ciągu stoi w tym samym miejscu. Nicole wpatrywała się w każdą rzecz, jaką napotkały jej oczy. Zrobiło jej się gorąco. Nie wiedziała czemu. Choć nigdy tu nie była, to miała wrażenie, że jednak jest inaczej.  
- W porządku? – Ocknęła się i spojrzała na Sama, który zrobił kilka kroków w jej stronę. 
- Tak. Nic mi nie jest – odpowiedziała szybko. 
       Weszła za nimi do salonu. Zobaczyła drewniane schody prowadzące na drugie piętro. W tym pokoju panował jeszcze większy bałagan. Na niewielkim biurku pięły się papiery, książki, mapy i gazety. Na kanapie, która stała przy oknie leżała poduszka i niedbale zarzucony koc. Po przeciwnej stronie, na całej ścianie stał długi regał, a na nim kolejny zbiór starych ksiąg. Gdzieniegdzie zauważała dziwne symbole. Dean postawił walizki na ziemi. 
- Na reszcie! – Usłyszała głos dochodzący z góry. Po chwili rozległy się kroki. Ktoś schodził po schodach na dół. 
- Czy to ten cały Castiel? – zapytała Nicole. 
- Nie – odpowiedział Dean. 
        Podniosła głowę i spojrzała na starszego mężczyznę. Był zarośnięty, we flanelowej koszuli, z granatowo-białą czapką na głowie. Jego kroki roznosiły się po całym domu, w którym panowała cisza. 
- Byłem przekonany, że się zgubiliście. Zresztą wcale bym się nie zdziwił – ciągnął dalej mężczyzna. 
- Wielkie dzięki – odpowiedział Dean. 
       Kiedy zatrzymał się na dole, spojrzała na jego twarz. Tak bardzo znajomą, a jednak obcą. Jego brązowe oczy powiększyły się. Otworzył lekko usta ze zdziwienia. Przez chwilę oboje wpatrywali się w siebie. 
- Czemu do cholery nie powiedzieliście mi, kogo przywozicie?! – warknął, zezując na braci. Ci zrobili zmieszane miny. Wymienili szybko spojrzenia. Bobby machnął na nich ręką i szybko podszedł do Nicole. 
– Nie wierzę… - Dziewczyna spojrzała na braci szukając jakiejkolwiek wskazówki. Zdążyła się pogubić w tej jakże krótkiej sytuacji, w której się znalazła. Jednak Sam i Dean, tak samo jak ona, nie wiedzieli, o co chodzi Bobby’emu.
– Na Boga, Nikki ty żyjesz – powiedział i zanim zdążyła zareagować uściskał ją, jak członka rodziny. Sam i Dean zrobili wielkie oczy. Skąd wiedział, jak się nazywa? Skąd w ogóle ją zna?
       Nicole niepewnie objęła mężczyznę i poklepała go po plecach. Odsunął się od niej i zaczął oglądać, jak jakieś dzieło sztuki, które zamierza kupić. – Prawie w ogóle się nie zmieniłaś. 
- My się znamy? – odezwała się i spojrzała w jego brązowe tęczówki. Zmieniły się o sto osiemdziesiąt stopni. Radość, która jeszcze przed chwilą w nich była, uleciała. Bobby zmieszał się. Spojrzał na Winchesterów. Dean wzruszył ramionami. 
- Przepraszam – powiedział Bobby. – Tak jakoś dziwnie się złożyło. 
- Nic się nie stało. Pewnie mnie z kimś pomyliłeś. - Na jego twarzy pojawił się kłopotliwy uśmiech. – Zdarza się. 
- Jestem Robert Singer, ale mówią do mnie Bobby. – Wyciągnął w jej kierunku rękę. Dziewczyna przez chwilę wstrzymała oddech. Powoli miała dość tego uczucia, które szeptało, że skądś go zna. 
- Nicole Watson – odpowiedziała i podała mu dłoń. 

       Bobby zaprowadził dziewczynę na górę. Tuż za nimi podążał Dean, taszcząc jej walizki. Mężczyzna otworzył ostatnie białe drzwi w niewielkim korytarzu. Nicole weszła do środka i rozejrzała się po pokoju. Na środku stało dwuosobowe łóżko ze śnieżnobiałą pościelą. Po jego obu stronach stały małe szafeczki z czarnymi lampkami. Naprzeciwko komoda i nie za duża szafa. Ściany pokryte były kremową tapetą w niewielkie różyczki. Dziewczyna podeszła do okna, które wychodziło na złomowisko. 
- Czuj się, jak u siebie – powiedział Bobby. 
       Nicole odwróciła się do niego i uśmiechnęła się. Czuła się wdzięczna za to, że pozwolił się jej zatrzymać w jego domu. W nim czuła się bezpieczna. 
- Dziękuję. Bardzo ładny pokój – odparła, kiedy do pokoju wszedł Dean. Postawił walizki przy łóżku. 
- Moja żona sama go urządziła – poinformował ją Bobby i nieco posmutniał. Nicole zorientowała się, że nie powinna ciągnąć dalej tematu, który najwyraźniej jest dla niego bolesny. Kiwnęła tylko głową i raz jeszcze spojrzała w stronę okna. 
- Jesteś głodna? – zapytał Dean. 
- Nie, dziękuję – odpowiedziała szybko. 
- A ja jestem. Może coś do picia?
- Z chęcią – powiedziała i razem z nimi wyszła z pokoju. 

       Nicole chodziła po pokoju. Z nieukrywaną ciekawością przyglądała się zbiorom Bobby’ego, które składały się ze starych ksiąg z dziwnymi symbolami na okładkach. Miała ochotę zaszyć się w swoim tymczasowym pokoju z kilkoma z nich i poznać tajemnicę, którą skrywają. Pohamowała jednak chęć sięgnięcia po nie, aby nie narazić się gospodarzowi. W końcu i tak miała wrażenie, że nadużywa jego gościnności. Przejechała palcem po zakurzonych okładkach. 
- Nie krępuj się – usłyszała jego głos z kuchni. Spojrzała w tamtym kierunku. Wszystkie trzy pary oczu spoglądały w jej stronę. – Masz się czuć, jak u siebie. 
- Mogę? –zapytała z nieukrywaną ekscytacją. 
- Oczywiście – odpowiedział Bobby i uśmiechnął się lekko. Na jej twarzy zagościł szeroki uśmiech. 
- Widzę, że łatwo cię zadowolić – rzucił Dean i chwycił za butelkę z piwem. 
       Dziewczyna uniosła brwi do góry, a następnie odwróciła się do regału. Delikatnie wyciągnęła książkę z czarną okładką. Zaczęła ją przeglądać, jednocześnie odrywając się myślami od tego, co działo się w domu. 

       Bracia przyglądali się jej z ciekawością. Na ich usta cisnęły się setki pytań. Bobby co i rusz spoglądał w stronę dziewczyny i ciężko wzdychał. Sam wziął głęboki oddech i nachylił się. 
- Czy jest coś, o czym powinniśmy wiedzieć? – zapytał cicho, wlepiając w Bobby’ego swoje zielone oczy. Mężczyzna przymknął powieki. Przez chwilę przy stole znów zapanowała cisza. 
- Wy o niczym nie wiecie- powiedział szeptem Bobby. Otworzył oczy i zerknął po kolei na każdego z nich. – Castiel nic wam o niej nie powiedział? 
- Jak widać nie – rzucił Dean. 
- To bardzo długa historia – odparł Bobby. 
- Mamy czas – powiedział szybko Sam. – Ty ją znasz, prawda? – Mężczyzna wziął głęboki oddech i kiwnął głową. – Więc?
- Spójrzcie na nią. – Wskazał brodą na Nicole, która z książką w ręku przechadzała się po pokoju. 
- I? 
- Nie widzicie? Ona była tu nie raz. Porusza się po pokoju, jakby go znała od dawna.
- Jak to, była tu?- dopytywał się Dean, który z tego wszystkiego rozumiał coraz mniej. 
- Ci… - syknął Bobby. 
        Cała trójka wyprostowała się i spojrzała na Nicole, która weszła do kuchni. Na jej twarzy wymalowane było zmęczenie, a także podekscytowanie. 
- Przeszkadzam?
- Nie – odpowiedział szybko Dean i uśmiechnął się. Dziewczyna odwzajemniła uśmiech. Podeszła do butelki, którą zostawiła na stole. Dopiła piwo do końca. A następnie bez pytania o to, gdzie jest śmietnik, podeszła do szafki. Otworzyła ją, wyrzuciła butelkę do kosza i zamknęła drzwiczki. Odwróciła się do reszty. Spojrzała na Sama i Deana, którzy w lekkim szoku wpatrywali się w nią. 
- Pomyliłam szafki? – zapytała nieco zakłopotana. 
- Nie- rzucił szybko Bobby.
- Jak książki? – odezwał się Sam. 
- Są fantastyczne. 
- Wyglądasz na zmęczoną – powiedział Dean. 
- Bo jestem. Za dużo wrażeń. Więc panowie wybaczcie, ale muszę się położyć. 
- Jasne – rzucił Dean. 
       Nicole uśmiechnęła się i wyszła z kuchni. Bracia skupili wzrok na jej plecach. Weszła na górę i zniknęła im z oczu. Usłyszeli, jak wchodzi do swojego pokoju i zamyka za sobą drzwi. 
– Powiesz nam wreszcie, o co chodzi? 
- Jak zaśnie. 

       Sam zszedł na dół. Przeszedł przez pokoju i wszedł do kuchni. Spojrzał na pozostałą dwójkę, która czekała na to, co powie. 
- Zasnęła – poinformował ich i usiadł obok Bobby’ego. 
- Więc, co chcecie wiedzieć? – zapytał mężczyzna, zerkając to na jednego, to na drugiego. 
- Wszystko - odpowiedział Dean. Bobby westchnął i zamknął oczy. – Może na początku, o co chodziło z tym twoim na Boga, Nikki ty żyjesz
- Byłem pewny, że odeszła. Sam widziałem, jak umiera. Sam ją pochowałem – powiedział cicho Bobby tak, że obaj musieli się nachylić, aby lepiej go słyszeć. 
- Odeszła? Jak? – dopytywał się Sam. 
- Jakieś trzy lata temu. Byłem razem z nią i Rufusem. Namierzyliśmy bandę demonów, które siały spustoszenie w niewielkim mieście. Postanowiliśmy zająć się nimi. Nie wiedzieliśmy tylko, że to pułapka. Oni wiedzieli, że przyjdziemy. Ba, nawet na to liczyli. Chcieli zemsty, a raczej jeden z nich chciał. Głównie chodziło mu o Nikki. Wcześniej zrobiła niezłą pustkę w jego szeregach, kiedy wybijała po kolei jego towarzyszy. Chciał to przerwać. I przerwał. W życiu nie widziałem tylu tych sukinsynów w jednym miejscu. Była prawdziwa jatka. Te słabsze demony odciągnęły uwagę moją i Rufusa. On i kilku innych zajęli się nią. Nie miała żadnych szans, mimo to walczyła do końca. Widziałem to, a nie mogłem jej pomóc. Na końcu pojawiły się ogary piekielne, które prawie rozszarpały ją na strzępy. Nadal żyła. Tak miało być. To on chciał zadać ostateczny cios. I zrobił to. Zabił ją. Kiedy to się stało, zniknęli. Widziałem jej poszarpane ciało, które leżało bez życia na zimnej ziemi. Po jej bokach widniały wypalone ślady, kształtem przypominające skrzydła. Pochowaliśmy ją niedaleko miejsca, w którym zginęła. 
- Czekaj, czekaj. Ona… ona była łowcą? – wyszeptał cicho Dean, nie mogąc w to uwierzyć. 
- Tak. I to cholernie dobrym. Znała „ten” świat. Wiedziała, jak się w nim poruszać, co robić. 
- Znała naszego ojca? – zapytał Sam. 
- Bardzo dobrze. To on wciągnął ją do tej roboty. 
- Co? – odparli obaj i szybko wymienili spojrzenia. 
- Spotkał Nikki, jak ta miała może z dziesięć lat. Już wtedy była niezwykła – powiedział z uśmiechem i pokręcił głową. – Powiedział mi o niej, a także o tym, że postanowił ją wyszkolić na łowcę. Na początku byłem temu przeciwny, ale kiedy sam ją poznałem, wiedziałem, że podjął słuszną decyzję. 
- Nicole jest w moim wieku. Jak to możliwe, że nigdy jej nie spotkaliśmy? – zapytał Sam. 
- Kiedy do niej jeździł, wy byliście u mnie. Lub na odwrót. Mijaliście się, a byliście tak blisko siebie. 
- To jest niesamowite. Jak jakieś pieprzone science fiction– odparł Dean. 
- Co w niej jest takiego niezwykłego, że zainteresowało to naszego ojca i ciebie? – dopytywał się Sam. 
- Wspominałem o tych dziwnych śladach przy jej ciele – odparł Bobby, a na jego twarzy ponownie zagościł uśmiech. 
       Bracia nachylili się bardziej w jego stronę, aby żadne słowo im nie umknęło. 
- Bobby – ponaglił go zniecierpliwiony Dean. 
- Bo Nikki nie jest do końca człowiekiem. – Kiedy to powiedział, wytrzeszczyli oczy i otworzyli usta. - W zasadzie, to ciężko określić, kim a raczej czym tak naprawdę jest. - Nastała cisza. Winchesterowie wlepili zaciekawione spojrzenia w przyjaciela czekając aż zdradzi coś więcej. Bobby złapał za butelkę z piwem i wypił z nich kilka dużych łyków. 
- Nie wiesz czym jest? – zapytał Sam. 
- Nie do końca. Nie ma na to nazwy. Jeszcze nigdy nikogo takiego nie spotkałem i pewnie już nie spotkam. 
- Bobby przejdź do konkretów – jęknął Dean, który koniecznie chciał poznać tajemnicę dziewczyny, która spała na górze. 
-Na początku Nikki sama nie wiedziała czym naprawdę jest. Dopiero później, jakby zaczęła zdawać sobie z tego sprawę. Choć obstawiam, że ktoś jej to po prostu powiedział.  Kiedy ją o to pytałem, zawsze zmieniała temat. Nie chciała mi zdradzić swojej tajemnicy. W końcu, któregoś razu rzuciła coś o aniołach. Byłem przekonany, że chce mnie tym zbyć, aby dalej zachować swój sekret. Jednak kiedy zjawiliście się u mnie z Castielem, zrozumiałem, że ona mówiła prawdę.  
- Jest aniołem? – wypalił Dean. 
-Nie do końca. Jest jakby pomiędzy. 
-Pomiędzy? 
- Opowiedziała mi krótką historię skąd się wzięła. Ponoć jej ojcem był anioł, a matką zwykła, jak ona to ujęła „śmiertelniczka”. Skrzydlaty obdarzył tą kobietę uczuciem i to ze wzajemnością. Owocem ich miłości była Nikki. Wiadomo, że anioły to wojownicy. Ich emocje są tłumione przez rozkazy. Nie mogą od tak przelewać, aż takich uczuć na kogoś tak słabego, jak człowiek. On złamał regułę i spotkała go kara. Zresztą nie tylko jego. Jej matka również została zabita. Najpierw chcieli zabić i Nikki, ale ponoć dostali znak z góry, że niewinnych się nie zabija. Podrzucili ją bezdzietnej rodzinie. Coś mi się zdaje, że zawsze mieli ją na oku. Wiedzieli, że będzie kimś…
- Kimś? – zapytał Sam.
- Niezwykłym – dokończył Bobby z uśmiechem. 
- I to koniec? – wypalił Dean.
- Chciałeś jakiś romantyczny happy end czy co? – rzucił Bobby. 
- To niesamowite – stwierdził Sam. – Myślisz, że to prawda? Ta cała historia?
- Raczej tak – odpowiedział Bobby. – Myślę, że Castiel będzie wiedział na ten temat więcej niż ja.
- Jak się dowiedzieliście o tych niezwykłych zdolnościach? – zapytał Sam. 
- Na początku to John o tym wspomniał. Później wszystko wychodziło w praktyce. Jak się okazało jest śmiertelna, jak człowiek. Choć z drugiej strony potrafi się sama uleczyć. Nie wiem jakim cudem ją zabili, ale myślę, że miała takie rany, że nie umiała sama poskładać się do kupy. Odporna jest na choroby ludzkie. Nigdy nie miała nawet kataru. 
- Coś jeszcze?
- Nie wiem, jak podziała na nią odsyłacz aniołów,  święty olej czy ten niewielki miecz Castiela. Wtedy nie wiedzieliśmy, że coś takiego istnieje. 
- Myślisz, że mogą zadziałać? – zapytał Sam. 
- Możliwe. 
- Ma jeszcze jakieś umiejętności?- odezwał się  Dean. 
- Z tego, co widzę Nikki nie pamięta kim tak naprawdę jest. Być może nawet nie wie, co potrafi zrobić. Ale… Nie będę wszystkiego zdradzał. Dowiecie się. 
- Ale Bobby – jęknął Dean. 
- Dowiecie się – powtórzył mężczyzna i uśmiechnął się. Jednak jego uśmiech zniknął tak szybko, jak się pojawił. – Ciężko patrzyć na tą inną Nikki. Jest jak nie ona. 
- Myślisz, że coś się stało?
- Musiało skoro znów chodzi po tym świecie żywa – powiedział Bobby i dopił swoje piwo. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz