piątek, 11 października 2013

20 Dusza Winchestera

        Łowcy zgromadzili się wokół stołu w kuchni Bobby’ego. Na nim znajdowała się srebrna walizka, z duszą Sama. Wszyscy, co jakiś czas zerkali w jej kierunku, jakby za chwilę mogła wybuchnąć. Między nimi panowała cisza, która utrzymywała się już od długiego czasu. Cisza, która zaczęła być coraz bardziej nieprzyjemna.
         Nicole podniosła głowę i spojrzała na Castiela, który jako jedyny stał w wejściu. Jego błękitne oczy spoglądały na każdego po kolei. Watson przez chwilę miała wrażenie, że anioł czyta w ich myślach. Już otwierała usta, aby się odezwać, kiedy wyprzedził ją młodszy Winchester.
- To prawda Cass? – zapytał, odwracając się w jego kierunku. – To, co mówił Crowley?
- To pieprzony demon Sam, nie można im ufać – warknął pod nosem Dean.
         Castiel w dalszym ciągu stał nieruchomo, jakby nie dosłyszał słów Sama. Jednak kiedy ten zamierzał powtórzyć pytanie, anioł drgnął, kiwnął głową i odpowiedział.
- Tak. Sprawdziłem ją. Jest naruszona… I to bardzo.
- Jaki to może mieć na niego wpływ?- zapytał Bobby.
- Konsekwencje mogą być różne. Choć to tylko spekulacje. Żadna ludzka dusza nigdy nie trafiła do klatki. Nigdy nie musiała doświadczać tak wielu ciosów. Sam nie jestem pewien, co może się stać, kiedy trafi z powrotem do Sama.
- Trzeba spróbować- zaczął Dean.
          Młodszy Winchester podskoczył na swoim krześle, raptownie odwracając się w stronę brata. Na jego twarzy pojawiło się niedowierzanie. Nicole miała wrażenie, że Sam zazgrzytał zębami. Ona i Singer zerknęli na siebie, a następnie znów spojrzeli na braci.
- Tak po prostu chcesz mi ją władować w ciało?! – warknął Sam. – To… To… Może już tego nie można nazwać duszą. Nie wiesz, co się z nią działo. Może… Skazujesz mnie na śmierć.
          Znów w kuchni pojawiła się cisza. Nicole poruszyła się na krześle.
- Dobrze będzie… – zaczęła, starając się mówić spokojnie.
- Zaciągnijmy porady eksperta – przerwał jej Dean. – Cass?
          Wszystkie oczy skierowały się w stronę anioła. Castiel przyłożył palce do policzka, a następnie ciężko westchnął.
- Nie mamy pewności, czy to nie zabije Sama – powiedział powoli.
- I co?! – rzucił Sam, wstając z miejsca.
- Siadaj! – warknął Dean.
- Przestań wydawać mi rozkazy! Zachowujesz się, jak nasz ojciec! – Starszy Winchester również zerwał się na równe nogi. Wymierzył palec w kierunku brata.
- Staram ci się pomóc… Jak zawsze!
- Czyli to ja jestem ten najgorszy?!
- Chłopaki! – Nicole także wstała. – Będzie lepiej, jak zamkniecie jadaczki. 
           Dean machnął w jej kierunku ręką. Zrobiła wielkie oczy i zacisnęła usta. Miała wielką ochotę im przywalić. Jednemu i drugiemu. Do tej pory była pod wrażeniem tego, że obaj bracia w tak szybkim tempie potrafią rozpętać między sobą kłótnię na miarę Apokalipsy.
- Wiesz, że nie to miałem na myśli! – ciągnął Dean, nie przejmując się pozostałymi osobami w kuchni. – Uważam, że to najlepsze wyjście.
- Chyba dla ciebie…
- Nie jesteś sobą…
- Daj spokój Dean! Nie wiadomo, czy po przyjęciu tej duszy nie odwali mi mocniej. Może w ogóle zmienię się w warzywo!
- Jesteś silny Sam. Dasz radę!
- Postawię sprawę jasno- zaczął Sam, podchodząc do Deana. Nicole wstrzymała oddech. Miała wrażenie, że obaj bracia zaraz rzucą się na siebie, a ona, Bobby i Cass będą musieli ich rozdzielać. – Nie chcę jej.
- Coś ty powiedział?
- Nie chce tej pieprzonej duszy! Mam ją gdzieś! Nie pozwolę wepchnąć sobie w ciało, jakieś bomby zegarowej, która może odpalić w każdej chwili i zmienić mnie w zombie!
- Sam…
- Czego ty nie rozumiesz – ciągnął młodszy Winchester. – Nie chcę jej – dodał akcentując wyraźnie każde słowo. – I odczep się!
        Kiedy to powiedział, odwrócił się i wyszedł. Reszta usłyszała jego kroki – najpierw w salonie, a potem na schodach. Gdzieś u góry doszedł do nich dźwięk zamykanych drzwi.
        Dean odprowadził brata wzrokiem, a potem nasłuchiwał jego kroków. Następnie podszedł do drzwi i bez słowa wyszedł na zewnątrz. Zatrzasnął je za sobą, a huk ten powoli roznosił się po domu.
- No, bez jaj – mruknęła Nicole. – Kurwa.
         Opadła na krzesło i zasłoniła twarz rękami. Nie wierzyła w to, co widziała. Choć zdążyła przywyknąć do wybuchowych charakterów braci Winchester, to jednak nadal potrafili ją niesamowicie irytować. Właśnie takim zachowaniem. Zachowaniem gorszym niż rozkapryszone dzieci.
- Ja tego nie skomentuję – odpowiedział Bobby.
- Mam ochotę ich zamordować – powiedziała Watson, odrywając dłonie od twarzy i spoglądając na pozostałych. – Co za idioci. Oni są mistrzami w pogarszaniu sytuacji.
- Nadal jednak nie została podjęta decyzja w sprawie – Bobby wskazał niewinnie leżącą walizkę, która była powodem kłótni Winchesterów.
- Cass możesz dowiedzieć się czegoś więcej na temat takiej zniszczonej duszy? – zapytała Nicole. – Musimy mieć jakieś konkretne informacje, aby podjąć decyzję, co z tym dalej zrobić. – Anioł kiwnął głową i od razu zniknął.
- Sam jej nie chce – przypomniał jej Bobby, choć ona o tym doskonale wiedziała.
- Może da się coś zrobić, aby ta dusza była – podrapała się po policzku – no, nie wiem… zdatna do użytku?
- Przyda się każda informacja. Może fakty pogodzą tych dwóch baranów.
- Jak nie, to za siebie nie ręczę – mruknęła pod nosem.
 
         Dean nadal nie wrócił do domu. Sam do tej pory nie zszedł na dół. Bobby i Nicole postanowili na razie nie ingerować w konflikt między braćmi. Zajęli się ich kolejnym problemem, a mianowicie tajemniczą Matką Wszystkiego, o której wspominał Garth. Kiedy łowcy udali się do Samuela, Singer wyciągnął kilka istotnych informacji od Castiela, a także znalazł niewielką wzmiankę w starej książce, którą znalazł w swojej biblioteczce.
- Dlaczego wcześniej nie pomyśleliśmy o tym, aby przepytać Cassa – powiedziała Nicole, kręcąc głową. Przysunęła pod nos książkę i spojrzała na drobny tekst, który wskazał jej Bobby. – Uważa się, że istota ta stworzona została razem z aniołami. Miała odpowiadać za porządek w Czyśćcu, a także tworzyć kreatury, które będą mogły wspomagać działanie Wyższego. Przyjmuje się, że istota ta nie ma określonej płci, ani nie odegra większej roli w czasie Apokalipsy. Bazuje na strachu i przerażeniu potencjalnych ofiar swoich dzieci. Nigdy jednak nie udowodniono, że istota ta może istnieć naprawdę.
         Watson podniosła głowę do góry i spojrzała na Bobby’ego, który krążył po kuchni. W końcu zatrzymał się przy lodówce, wyciągnął dwie butelki piwa i wrócił do stołu. Jednym machnięciem palca, Nicole pozbyła się kapsli i sięgnęła po piwo. Wypiła kilka małych łyczków zimnego trunku.
- I?- zapytał Singer.
- Pasuje do Matki Wszystkiego – powiedziała, spoglądając na pożółkłe strony. – Co powiedział ci Cass?
- Matka Wszystkiego ma też bardziej normalne imię. Nazywają ją Ewą.
- Jak pierwszą kobietę?
- Tak. Jak już wiemy, jest matką wszystkich potworów. Castiel mówił, że tworzyła kreatury wbrew woli Boga. Stworzyła wiele gatunków.
- Alfy?
- Tak. Ci pierwsi zdołali się obronić i uchronić przed losem, jaki chciał zgotować im Bóg. Prawdopodobnie pomogła im Ewa. Ona sama za to, co zrobiła – bo jak wiadomo potwory te żerują na ludziach – została zamknięta w Czyśćcu, z którego właśnie ją wypuszczono.
- Mamy cholernego pecha – mruknęła Nicole, przystawiając butelkę do ust. – Zawsze, jak coś się dzieje, my jesteśmy w środku tego gówna. Ta matula też będzie na naszej głowie. Zobaczysz, prędzej czy później się z nią spotkamy.
- Domyślam się. Przyciągamy te wszystkie kreatury i potwory niczym magnez.
- Wiadomo, jak się jej pozbyć?
- Nie.
- Bosko.
 
        Nie wiedział dokładnie ile czasu siedzi w pokoju. Wpatrywał się w swoje dłonie, by później przenieść zielone oczy na starą tapetę, która gdzieniegdzie odłaziła od ściany. Próbował znaleźć wyjście z sytuacji, w której się znalazł. Znał swojego brata i wiedział, że Dean tak łatwo nie popuści. Wkurzy się, nadąsa, a potem znów będzie wiercił mu dziurę w brzuchu, aby ten przyjął tą pseudo duszę. Nie zamierzał poświęcać się, tylko dlatego, że Dean ślepo wierzy w to, że może będzie dobrze. Nie zamierza stać się warzywem, popaść w obłęd lub co gorsza, umrzeć.
          Poderwał się z miejsca i zaczął gorączkowo chodzić po pokoju. Słyszał cichy odgłos swoich kroków, które wyciszone przez stary zielonkawy dywan, powoli roznosiły się po pomieszczeniu. Musi być jakieś wyjście - powtarzał w myślach.
          Nagle olśniło go. Poderwał głowę do góry i w myślach zaczął wymawiać jego imię. Zaraz po tym sformułował pseudo modlitwę, aby anioł go usłyszał. Nie czekał długo. Baltazar po kilku sekundach pojawił się tuż przed nim.
- No, no, no – powiedział, unosząc brwi do góry. Na jego twarzy pojawił się uśmiech. Zielone oczy utkwione były w młodszym Winchesterze.
- Nie tak głośno – odparł ciszej Sam.
- Dobra, rozumiem… Liczysz na potajemne spotkanie. – Rozejrzał się po pokoju i cmoknął pod nosem. – Wiesz… Masz szczęście, że toleruję cię bardziej niż twojego zarozumiałego braciszka.
- Niech zgadnę: dlatego się pojawiłeś?
- Dokładnie – odpowiedział, wskazując na niego palcem. – Zastanawiałem się, co też może chodzić po głowie komuś takiemu, jak ty i ciekawość wzięła górę. – Rozłożył ręce. – Co mogę dla ciebie zrobić, Sam?
         Winchester przez chwilę lustrował anioła badawczym spojrzeniem. Nie ufał Baltazarowi, ale w tej sytuacji nie mógł liczyć na Castiela, który z pewnością wygadałby się przed Nicole lub Deanem.
- Chcę wiedzieć – zaczął Sam.
- No, wykrztuś to z siebie, bo nie mam całego dnia.
- Czy istniej sposób, aby trzymać z dala duszę od ciała? Czy można coś zrobić, aby dusza nie chciała wejść z powrotem do ciała?
- Nie chcesz swojej duszy Sam?
- Nie chcę czegoś, co robiło za zabawkę Lucyfera i Michała.
- No, cóż… Jest pewna metoda – powiedział Baltazar, wpatrując się w Sama. – Nieco brutalna, ale działa w stu procentach.
- Jaka?
- Trzeba tak splugawić ciało, aby dusza nie chciała w nim zamieszkać. – Sam już otwierał usta, aby coś powiedzieć, ale Baltazar kontynuował. – Jak to zrobić? Proste. Najlepszym sposobem jest ojcobójstwo.
- Ojcobójstwo? Świetnie. Tyle, że mój ojciec już dawno nie żyje.
- Nie przywiązujmy aż takiej wagi do terminologii – ciągnął anioł. – Nie musi to być twój prawdziwy ojciec. Może to być ktoś, kogo traktujesz, jak ojca.
         Sam zrobił większe oczy. Baltazar pokiwał głową, jakby odpowiadał na jego nieme pytanie. Winchester przełknął ślinę, czując dreszcz na plecach.
- Wiesz kogo musisz zabić. Czy to już wszystkie twoje pytania?
- Tak.
- Powodzenia. – Baltazar wziął głębszy oddech. – Byłbym też wdzięczny, gdybyś nie mówił o tej rozmowie Nicole. Wolę by nie wiedziała, skąd wziął się u ciebie pomysł z zabiciem Bobby’ego. – Sam kiwnął głową, a anioł rozpłynął się w powietrzu.

        - Jak to możliwe, że w tym domu wszystko tak szybko się kończy – jęknęła Nicole, zatrzaskując drzwi od lodówki. Wyprostowała się i spojrzała na Singera, który siedział przy stole pochylony nad ich wspólnymi notatkami na temat Matki Wszystkiego. Bobby ciężko westchnął i wzruszył ramionami.
- Nie patrz na mnie, jak by to była moja wina – odparł, poprawiając czapkę na głowie.
- Nawet o tym nie pomyślałam, więc zejdź ze mnie.
- Zostało jeszcze jakieś piwo?
- Z tego, co widziałam, to mamy do dyspozycji puszkę z fasolką, słoik musztardy i ser, który chyba zaraz zacznie chodzić. W zamrażarce jest dużo lepiej. Są ryby, kurczak i kilka kawałków, chyba wieprzowiny.
- Dzięki za raport z zawartości mojej lodówki – mruknął Bobby. Watson przekręciła oczami i wyszła z pokoju. W salonie znalazła swoją kurtkę. Zarzuciła ją i wróciła do kuchni.
- Na razie przerwa. Pojadę po jakieś zakupy.
- Weź ze sobą Deana, może zmusisz go do rozmowy.
- Też o tym pomyślałam.
        Odwróciła się i skierowała w stronę drzwi. Otworzyła je i znalazła się na zewnątrz. Na dworze zrobiło się już granatowo. Jeszcze trochę i znów zapadnie ciemność. Poczuła lekki wiatr na twarzy. Ogarnęła z czoła czarne włosy. Ruszyła w stronę Impali, ukochanego samochodu starszego Winchestera, z której teraz wydobywały się głośne dźwięki muzyki. Dopiero, kiedy podeszła bliżej rozpoznała grany utwór. Przekręciła oczami i otworzyła drzwi od strony pasażera. Uderzyły w nią płynące z głośników dźwięki. Jednym ruchem palca wyłączyła radio.
- Ej! – warknął Dean.
- Jedziemy do sklepu – poinformowała go, siadając obok niego.
- Szybciej będzie, jak skorzystasz ze swojego anielskiego środka transportu – odpowiedział z poważną miną. Nicole wiedziała, że dalej myśli o Samie i jego duszy.
- A nie pomyślałeś misiu, że chcę z tobą spędzić trochę czasu sam na sam?
- Misiu w twoich ustach brzmi naprawdę złowieszczo.
- Tak, to nie w moim stylu.
- Dokładnie. – Spojrzeli na siebie. Watson uśmiechnęła się. – Wiem, co ci chodzi po głowie.
- Nic nie wiesz – odpowiedziała, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- Chcesz gadać o Samie. – Nicole prychnęła pod nosem. – Nie chcę o tym gadać.
- Nie musimy, jak nie chcesz.
- Nie musimy, jak nie chcesz? Ruszymy, a ty i tak nie wytrzymasz i się zacznie…
- Jezu – mruknęła. – Nie poruszę tego tematu. – Tym razem to Dean prychnął pod nosem. – Ze mną też chcesz się pokłócić?
- Nie – odparł obrażony.
- Więc z łaski swojej odpal swoje cacko i zawieź mnie do sklepu, bo jak nie zrobimy zakupów, to każde z nas wykituje z głodu. - Dean ciężko westchnął, ale bez jakiegokolwiek dodatkowego komentarza, odpalił silnik i ruszył w stronę bramy.

         Minęło trochę czasu odkąd usłyszał odjeżdżający samochód. Czyżby los mu sprzyjał? Czyżby właśnie to powinien zrobić? Dean i Nicole odjechali – choć nie wiedział gdzie i za ile wrócą. W domu został tylko Bobby, który nie spodziewa się żadnego ataku z jego strony. Wszystko, jak na razie idzie tak, jakby planował to od dawna.
         Wyszedł z pokoju i powoli skierował się w stronę schodów. Kiedy zszedł na dół, zobaczył w kuchni zapalone światło. Słyszał też dźwięk przewracanych kartek. Bobby czytał jakąś gazetę. Cicho podszedł do swojej torby. Rozpiął ją na tyle, by wyciągnąć z niej nóż, którego często używał na polowaniach. Włożył go za pasek w spodniach i jak gdyby nigdy nic, poszedł do kuchni.
         Kiedy minął próg, Bobby podniósł głowę i utkwił w nim swoje brązowe oczy. Sam minął go i podszedł do lodówki. Otworzył ją. Przyjrzał się jej zawartości i stwierdził, że już dawno nie świeciła w niej taka pustka.
- Nicole i Dean pojechali do sklepu.
- Szkoda, że nie wpadliśmy na ten pomysł wcześniej.
- Cass ma się dowiedzieć czegoś na temat zniszczonej duszy…
- Nie chcę jej – powiedział pewnym głosem. – Nie zmieniłem zdania.
- W porządku.
         Sam oparł się o blat w kuchni. Bobby siedział odwrócony do niego plecami. Jeśli wykorzysta odpowiedni moment, zdoła go zaskoczyć. Niemalże słyszał szybsze bicie swego serca. Od dawna traktuje Bobby’ego, jak ojca, ale w tym momencie, kiedy nie ma duszy, jest jak każdy inny człowiek. Priorytetem jest to, aby ta przeklęta dusza nie znalazła się w jego ciele. W tej sprawie gotowy jest poświęcić życie bliskiej osoby. Dawniej od razu odrzuciłby to wyjście, nie myślałby o tym. Teraz postawił wszystko na jedną kartę.
- Jeśli się nudzisz, możesz wziąć się za Matkę Wszystkiego – powiedział Bobby. – Z Nicole trochę główkowaliśmy. Ty też się przydasz.
- Pewnie – odpowiedział, wzruszając ramionami, choć Singer i tak nie mógł tego zobaczyć.
- To będziesz tam tak stał, czy…
- Już idę – rzucił, powoli cofając rękę do tyłu. Palce natrafiły na rączkę noża. 
          Ruszył w stronę Bobby’ego, wyciągając narzędzie zza paska. Uniósł rękę, stając dokładnie za swoim przyjacielem. Za kimś, kogo uważał za ojca, choć tak naprawdę nie byli ze sobą nawet spokrewnieni. W środku był pusty, więc nic dziwnego, że nawet się nie zawahał. Wstrzymał oddech i wycelował w kark. Przeszedł do działania i nie było odwrotu.
         Świsnęło, kiedy ostrze noża przecięło powietrze. Singer choć miał swoje lata, nadal mógł się pochwalić dobrym refleksem. Miał także dobrą intuicję i przeczucie, którego nigdy nie lekceważył. Tak było i w tym wypadku. Sam bez duszy był innym Samem, którego znał. Bacznie obserwował go na każdym jego kroku i nie ufał mu tak, jak dawniej. Nic więc dziwnego, że odkąd Winchester pojawił się w kuchni, miał oczy i uszy dookoła głowy. Słyszał, jak młodszy łowca podchodzi do niego, jak stoi niebezpiecznie blisko. Miał wrażenie, że z wyprzedzeniem usłyszał świst noża. W ostatniej sekundzie zdążył zareagować.
          Odskoczył, uderzając Sama w brzuch. Zerwał się na równe nogi, złapał go za kark i z siłą młodzieniaszka uderzył jego głową w stół. Przetrzymał go w tej pozycji. Winchester zamarł.
- Naprawdę myślisz, że jestem taki głupi? – zwrócił się do niego Bobby.
- Nie mam wyboru. To jedyne wyjście, aby ta dusza nie mogła znaleźć się w moim ciele. Wiesz, że Dean i tak zrobi to, co będzie chciał. Wpakuje ją mi przy najbliższej okazji…
- Może tak będzie lepiej – rzucił Bobby. – Bez niej jesteś nic nieczującym palantem!
- Przepraszam Bobby – powiedział ciszej Sam. – Przepraszam.
          Wyczuł, kiedy uścisk Singera zmalał. Wykorzystał okazję i raptownie podniósł się, uderzając mężczyznę w brodę. Bobby zatoczył się, ledwo utrzymując równowagę. Sam schylił się po opuszczony nóż i ruszył w stronę przyjaciela. Złapał go za koszulę i rzucił na podłogę. Singer w pozycji siedzącej zaczął wycofywać się w stronę salonu. Sam z każdym krokiem był coraz bliżej. W końcu znów złapał go za koszulę. Uniósł nóż do góry, ale Bobby złapał go za rękę. Przez chwilę obaj szarpali się na ziemi, przewracając niewielkie stosy książek, które ułożone były na podłodze.
           Kiedy Bobby’emu udało się zrzucić Sama, dźwignął się na nogi. W zasięgu wzroku nie widział żadnej broni, której mógłby użyć podczas walki. Biegiem ruszył w stronę piwnicy, w której znajdował się jego mały arsenał wszystkiego, czego łowca potrzebuje do swojej pracy.   Echo jego kroków dudniło i odbijało się od ścian, kiedy zbiegał w dół. Słyszał, że Sam podąża za nim, choć dużo wolniej. Miał praktykę w walce z potworami, ale wiedział, że Sam także ją ma. Młodszy Winchester był sprytny i przebiegły, dlatego Bobby postanowił wezwać wsparcie. Nie chciał zabić Sama, mimo iż ten pragnie jego śmierci. Kochał go, jak syna i wiedział, że on, Nicole i Dean jakoś dadzą sobie z nim radę. Że Castiel znajdzie sposób na to, by Sam mógł przyjąć utraconą duszę i stać się tym, kim był wcześniej.
- Nicole, potrzebuję cię – wyszeptał pod nosem, wbiegając do mniejszego pomieszczenia.

          Widziała, że Deanowi po zjedzeniu czterech Marsów – sama po takiej ilości puściłaby najprawdopodobniej pawia – polepszył się nieco humor. Dodatkowo kupiła mu duże czekoladowe ciasto, aby jeszcze bardziej udobruchać Winchestera. Dean uwielbiał każde niezdrowe jedzenie, a wśród jego ulubionych przysmaków królowały słodycze.
          Spoglądała na niego, kiedy pakował zakupy do samochodu. Bacznie przyglądała się każdemu ruchowi, jaki wykonywał. Celem tej obserwacji był zamiar poruszenia tematu Sama. Nicole, jak tylko Impala ruszyła spod domu Bobby’ego, zamierzała złamać obietnicę, którą złożyła. Musiała w końcu przycisnąć Deana, aby zaczął gadać. Liczyła też na to, że Bobby dogada się, jakoś z Samem. Obie te rozmowy miały spowodować pogodzenie się braci, co będzie owocować tym, że przyjemniej będzie siedzieć z nimi w jednym pomieszczeniu oraz tym, że będą mogli wrócić do pracy.
- Przestaniesz się tak gapić? – odezwał się Dean, odwracają się w jej stronę.
- Bo?
- Bo jeszcze pomyślę, że masz na mnie ochotę.
- Ty tylko o jednym – prychnęła pod nosem, podając mu ostatnią siatkę. Winchester wrzucił je na tylne siedzenie i znów odwrócił się w stronę Nicole.
- Oj, tam – rzucił, przysuwając się w jej stronę. Kąciki ust wykrzywiły się w lekki uśmiech.
- Polepszyło ci się? - Dean przestał się uśmiechać.
- Ty wiesz, jak zrypać dobrą chwilę – odparł, wzdychając. Pochylił się i pocałował ją. Jego pocałunek był nieco zachłanny, ale stosunkowo krótki. Nicole z zawodem spojrzała na niego. – I kto tu myśli tylko o jednym.
- Odwal się –mruknęła pod nosem.
- Ale i tak, wiesz… - Dean i jego wyrazy miłości.
- Wiem – odparła ze śmiechem.
- Mamy wszystko, co chciałaś kupić.
- Chyba tak. Chyba niczego nie…- Urwała.
- Nicole? – zapytał Dean, spoglądając na nią. Dziewczyna miała nieobecny wzrok. Wstrzymała powietrze i zamarła. Winchester nie spuszczał swoich zielonych oczu z jej twarzy. Wiedział, że coś zobaczyła. Ktoś przesłał jej wiadomość, może jakiś skrawek obrazu. Miał tylko nadzieję, że nic złego się nie stało. Przydałaby się im chwila wytchnienia.
          Watson ocknęła się po niecałej minucie, choć Deanowi ta chwila bardzo się dłużyła. Od razu wyczytał z jej twarzy, że jednak coś się stało. Coś, co spowodowało to, że w jej oczach widoczny był strach. A ona rzadko kiedy się bała.
- Co jest?
- Bobby – powiedziała powoli. – Sam zaatakował Bobby’ego.
- Co?!
- Nie zrozumiałam do końca powodu. Bobby modli się bardzo szybko. Wspominał coś o duszy i o trzymaniu jej z dala od ciała.
- Odbiło mu.
- Zamknij samochód. Wrócimy po niego później.
- Tu są ludzie, jak chcesz… - Ale nie otrzymał odpowiedzi. Nicole pociągnęła go za rękę. Biegiem dotarli na tyły budynku. Stąd nikt nie mógł zobaczyć, jak dwie dorosłe osoby rozpływają się w powietrzu.

          Pojawili się w piwnicy. Od razu usłyszeli odgłosy toczącej się walki. Coś dużego przewróciło się na podłogę, a potem rozległ się czyś wrzask. Kolejne przedmioty spadały na ziemie, zagłuszając walczących. Dean i Nicole szybko wymienili spojrzenia i pobiegli w stronę pomieszczenia, w którym Bobby składował swoje rzeczy.
          Zatrzymali się na progu. Sam okładał Bobby’ego pięściami. Nie wiadomo było, do kogo należy krew na jego dłoniach, bo każdy z nich krwawił.
- Sam! – ryknął Dean, ale jego brat nawet nie zareagował. Za to dowiedział się, że przyszło wsparcie dla Singera.
         Starszy Winchester rzucił się w jego kierunku. Łapiąc za ramiona i kark, spowodował, że ciosy przestały sięgać twarzy Bobby’ego. Nicole doskoczyła do dwóch szamoczących się braci, starając się jeszcze bardziej odciągnąć ich od leżącego mężczyzny. Sam wierzgał się i rzucał, chcąc wyswobodzić się silnego uścisku brata. Zamachnął się i uderzył Nicole w twarz. Dziewczyna zatoczyła się, wpadając na szafkę z kartonowymi pudłami. Kilka pakunków spadło na jej głowę.
          Dean zgrzytając zębami, przewrócił Sama na plecy. Widział w jego oczach furię.
- Musze to zrobić – powtarzał młodszy łowca. – Muszę!
- Opamiętaj się!
         Sam odepchnął Deana, który miął zamiar porządnie rąbnąć brata. Szybko dźwignął się na nogi i znów chciał doskoczyć do Bobby’ego. Dean podciął go i Sam znów runął na ziemię. Doczołgał się do niego i oboje przez chwilę turlali się po ziemi, raz po raz okładając się pięściami.
          Nicole wytarła płynącą krew. Cios Sama rozciął jej wargę. Wspomagając się półkami, wstała. Od uderzenia nieco kręciło się jej w głowie. Widziała walczących Winchesterów. Podeszła bliżej.
- Dość! – krzyknęła, wyciągając ręce do góry.
         W tym momencie ciało Sama poderwało się do góry. Bez problemu odrzuciła go na ścianę. Ciężko dysząc zbliżyła się do Winchestera.
-Dość – powtórzyła ciszej.
- Nic nie rozumiesz – zaczął Sam, ale ona pokręciła głową. Podeszła do niego i dotknęła palcem jego czoła. Młodszy Winchester pogrążył się w głębokim śnie. Pozwoliła by jego ciało powoli zjechało na dół. Zostawiła go w pozycji siedzącej, a następnie odwróciła się i spojrzała na Deana, który nachylał się w stronę Bobby’ego.
- Co z nim? – zapytała.
- Żyje, ale nieźle oberwał. – Poklepał go po policzku. – Bobby? Bobby?!
- Jestem – powiedział cicho Singer, powoli otwierając oczy. – Co z Samem?
- Dostał przymusową drzemkę- odpowiedział Dean. Pomógł mu usiąść. – Co tu się stało?
- Kompletnie mu odbiło – zaczął Bobby.
- Wróćmy do góry i tam wszystko nam opowiesz. Myślę też, że trzeba wezwać Cassa – rzuciła Nicole. Spojrzała na nieprzytomnego Sama. – Trzeba też gdzieś go przetransportować.
- Zamknijmy go w bunkrze – zaproponował Bobby.
- Zajmę się tym – odparła Nicole.

          Wszystkie oczy wpatrywały się w anioła. Każdy z łowców analizował to, co powiedział. Po tym, co zrobił Sam, wykluczyli go z obrad na temat jego duszy. Postanowili podjąć za niego decyzję. Nawet taką, która mu się nie spodoba.
- Czyli szansa jest? – zapytał Dean.
- Tak, jak mówiłem… Zbuduję w jego umyśle mur. Nie będzie pamiętać tego, co zdarzyło się klatce. Będzie to ochrona przed wspomnieniami, które normalnie powodowały by ból nie do zniesienia. Dusza bazuje na wspomnieniach i uczuciach. Jeśli zabraknie dla niej ogniwa do odczuwania danej rzeczy, powinna funkcjonować normalnie. Chcecie spróbować?- zapytał Cass. Łowcy wymienili spojrzenia.
- Tak – odpowiedział Dean. - Musimy podjąć to ryzyko, bo inaczej będzie skazany na zamknięcie. Po tym, co dziś odwalił nie można mu ufać.
- W takim razie chodźmy.
          Castiel złapał za walizkę i jako pierwszy ruszył w stronę piwnicy. Pozostali poszli za nim. Zeszli po schodach i zatrzymali się przed grubymi metalowymi drzwiami. Bobby otworzył bunkier i cała czwórka weszła do środka. Sam w dalszym ciągu leżał nieprzytomny na metalowym łóżku. Łowcy zostali nieco z tyłu, kiedy anioł zbliżył się do młodszego Winchestera. Na szafce obok postawił walizkę.
- Co będzie potem? – zapytała Nicole.
- Potem?
- Jak oddasz mu duszę?
- Pierwsze dwadzieścia cztery godziny będą decydujące. Jeśli mur zadziała, powinien się obudzić. Jeśli nie… - Spojrzał na dziewczynę, a ona pokiwała głową. Nie musiał dokańczać. Wszyscy znali ryzyko. – Dean, Bobby zasłońcie oczy.
          Otworzył walizkę. W pomieszczeniu rozbłysło jasne niebiesko- białe światło. Włożył do niej rękę, a następnie chwycił za duszę. Mając ją w garści, przeniósł ją nad Sama. Jego dłoń znajdowała się coraz niżej i niżej, aż w końcu razem z duszą zniknęła w ciele łowcy, które uniosło się do góry, jakby w proteście przed tym, co się dzieje. Następnie dotknął jego czoła i wymamrotał pod nosem kilkanaście nieznanych nikomu słów. Kiedy było po wszystkim, wstał i odwrócił się do pozostałych.
- Gotowe.
- Myślałam, że będzie…
- Bolesne? – zapytał Cass. – Z pewnością było, ale zafundowałaś mu taką narkozę, że niczego nie poczuł.  – Spojrzał na leżącego Sama, a następnie znów przeniósł wzrok na łowców. – Obserwujcie go. Gdyby coś się działo, wezwijcie mnie.
- Dzięki – powiedział Dean. Anioł lekko uśmiechnął się, kiwnął głową i zniknął.
- Co teraz?- zapytał Bobby.
- Teraz możemy tylko czekać- powiedziała Nicole, wpatrując się w nieprzytomnego Sama.

***
Poprzednia notka była krótka, co wypomniała mi Kathy :D Dlatego teraz postanowiłam nie dzielić tej części i dać ją w całości. Mam nadzieję, że nie zaśniecie w trakcie czytania :) Pozdrawiam! 

15 komentarzy:

  1. Jak zwykle bracia się kłócą... A Sam bez duszy zachowuje się według mnie trochę irracjonalnie. Oczywiście, że powinni wziąć pod uwagę wszystkie możliwości w związku z odzyskaniem duszy (na przykład stanie się warzywkiem), ale musieli zaryzykować, by kiedyś Winchester mógł być taki jak kiedyś. Prawdopodobnie wszystko wydarzy się zgodnie z planem, ale z chęcią bym przeczytała, że Crowley jednak namieszał i muszą zrobić coś innego, by dusza Sama wróciła na swoje miejsce. Tak tylko sobie myślę :) Ogólnie cały rozdział mi się podobał, nie zasnęłam. Cieszę się, że Cas był, bardzo go lubię. Czekam na więcej. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oni są, jak stare małżeństwo :D Nie powiem, ale całkiem dobry pomysł, bo to by do Crowley'a było podobne.
      Cieszę się, że ci się podobało. Oczywiście Cass pojawi sie nie raz.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Jak małe dzieci, małe dzieci. Ale co tam. Taki ich urok. I tu o dziwo sie strasznie długo nieodzywali.
    Wyjazd Deana i Nicole to takie pospolite dla normalnych. Ale jeśli chcesz przekupić starszego Winchestera to kup mu batona :D Rozbawiło mnie to. Ale tak ładnie musieli wyglądać, że mi sie ckliwie zrobiło.
    Sam to Sam... Głupi. Ale najważniejsze, że Bobby ściągnął Nicole bo to różnie może być. I dostał po pysku. Ale to Sam powinien dostać po twarzy za swój głupi, idiotyczny pomysł. No cóż. Żeby tylko sie obudził :)

    Pozdrawiam i zapraszam na naprawimy-to.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe jak widzę, jedni i drudzy moi bohaterowie zachowują się, jak dzieci w tych notkach :D Muszą mieć trochę normalności w ich pokręconym życiu.
      O tym, czy się obudzi - w następnym odcinku "B jak bracia Winchester" :D

      Usuń
  3. Jak mnie tu dawno nie było. Oczywiście rodział był świetny. Trochę się w nim wydarzyło, począwszy od kłótni braci (które uwielbiam), po udobruchanie Deana przez Nicole słodyczami :p aż po Sama, próbójącego zabić Bobbiego. Teraz tylko pozostało czekać na to, jak zareaguje Sam po przebudzeniu :)
    Pozdrawiam.
    http://pocalunek-lowcy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co za niespodzianka :D Byłam przekonana, że porzuciłaś nas na dobre. Cieszę się, że ci się podobało.
      Pozdrawiam

      Usuń
  4. Kolejny blog o SPN ;) Bardzo mnie to cieszy ;D Niestety przeczytałam tylko tę notkę, ale już mnie zaciekawiło ;)
    Kłotnie braci jak zawsze świetne. Nie wychwyciłam nic co by mi przeszkadzało. Muszę nadrobić zaległości.

    Ps. zapraszam na swojego boga o SPN ;) I prosiłabym o informowaniu mnie o notkach ;) http://forgotten-blood.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za odwiedzenie. Fajnie, że nawet przez jedną notkę udało mi się cię zainteresować.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  5. Zapraszam do siebie na nowy rozdział:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Cześć. Wróciłam po długiej nieobecności z jakimś tam pomysłem na opowiadanie. Co z tego wyjdzie, dopiero się okaże :)
    Zapraszam więc na prolog
    http://pocalunek-lowcy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Ta, która wypomina pojawia się najpóźniej... możesz mnie zabić.
    Część przeczytałam wcześniej, ale dopiero teraz miałam czas, żeby dokończyć ten rozdział :D
    No jakby nie było, Dean chce dla Sama jak najlepiej... Myślę, że dobrze robi, chociaż z drugiej strony nieźle sobie namieszali. Ale Sam wzywający Balta to kiepski pomysł. No i czego można się było spodziewać, po ześwirowanym Samie? No i proszę bardzo chata wolna, Sammy harcuje :P
    Hahaha fakt misiu w jej słowach brzmi dziwnie niepokojąco :D Bobby górą! Powinien był bardziej wlać Samowi.
    Dobrze, że Niki ma te swoje anielskie radio i słyszała modlitwy Bobbyego, bo gdyby pojawili się później to Sam miałby przerąbane...

    OdpowiedzUsuń
  8. W końcu się wzięłam za siebie i ja też zapraszam na nowy rozdział :)
    http://wyszeptana-nadzieja.blogspot.com/ i http://smak-szeptu.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. witam. Na http://forgotten-blood.blogspot.com/ pojawił się rozdział drugi, na który serdecznie zapraszam.
    madelein f.

    OdpowiedzUsuń
  10. zapraszam na naprawimy-to.blogspot.com na kolejny rozdział :) i pozostałe blogi, gdzie są nowe rozdziały :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Zapraszam na nowy rozdział
    http://hunters-of-the-god.blogspot.com/
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń