piątek, 1 lutego 2013

10 Piwnica panny DeRay

        Ocknął się. Nie bardzo wiedział, co się stało. Czuł, że jest do czegoś przywiązany i ledwo może się rusz. Powoli otworzył oczy, a następnie zmrużył je, bo w pomieszczeniu, w którym był było strasznie jasno. Dopiero po chwili wzrok przyzwyczaił się do oświetlenia i białych ścian pokoju. Rozejrzał się. Po jego prawej stronie znajdował się Sam, również skrępowany. Po lewej Nicole w identycznym położeniu co on i jego brat. Jej bystre oczy badały każdy skrawek pomieszczenia. 
        Już Dean miał zamiar się odezwać, kiedy Sam uciszył go kręcąc głową. Właśnie wtedy usłyszał kroki, które zmierzały w ich stronę. Po chwili do środka weszła Courtney DeRay. Teraz ubrana w długą czarną suknie i szal, który okrywał jej ramiona, uśmiechała się do nich z triumfem. Zadowolenie biło z jej twarzy, ale szare oczy nadal pozostawały zimne. 
        Zatrzymała się niedaleko nich i chwyciła kieliszek z winem, który stał na szafce. Wypiła niewielki łyk i zmierzyła ich wzrokiem. Cmoknęła pod nosem i odezwała się.
- Do sprytnych to wy nie należycie. Kiedy tylko niejaki agent Ford pojawił się w szkole, od razu poznałam, że nie jest z FBI. Domyślałam się, że możecie złożyć mi właśnie taką wizytę, dlatego przygotowałam się.
- Ty zimna suko – warknął Dean.
- Winchester i Watson – ciągnęła swoje, a jej uśmiech rozszerzył się, ukazując przy tym szereg białych zębów. – Stara drużyna znowu razem?
- Nie twój biznes – odezwała się Nicole. Wiedźma zacmokała po raz kolejny, kręcąc głową.
- Nawet nie wiecie, jak jesteście sławni. Mając tyle lat, co ja, a mam ich sporo, też byście orientowali się kto może wam zagrażać. Zdziwił mnie jednak fakt, że na jakiś czas rozstaliście się. Ale jak widać wszystko wróciło do normy. Och… Oczywiście do teraz.
- Może przejdź do sedna, bo twoja gadka zaczyna mnie trochę męczyć – powiedział Sam, zaciskając pięści.
- Tak… Sedno. Zgodnie ze schematem, kiedy bohaterscy supermeni – czyli wy- są uwiezieni przez czarny charakter – to ja- następuje ta chwila, kiedy ja zdradzam wam powód swojego postępowania.
- Och, błagam – westchnęła Nicole. 
       DeRay zmierzyła ją wzrokiem i kontynuowała.
- Młodość przemija, życie przemija. Ale ja znalazłam na to sposób. Krwawy i dość brutalny, ale jednak się znalazł. Wiedzcie, że na początku nie byłam zbytnio zadowolona perspektywą mordowania niewinnych dziewic. Jednak po jakimś czasie zaczęło sprawiać mi to niesamowitą przyjemność. Zadawanie bólu i patrzenie na cierpienie innych potrafi uzależnić. – Zbliżyła się do Nicole. Ukucnęła przy niej i spojrzała w jej czekoladowe oczy.
- Wypchaj się- odparła łowczyni. Wiedźma parsknęła śmiechem.
- Cierpienie i ból… Ileż tego w tobie Nicole – powiedziała DeRay, dotykając jej policzka. Przejechała dłonią po jej twarzy, jakby chciała ją zbadać kawałek po kawałku. 
– Cierpienie i ból… To cię wypełnia. I to jest tak niezwykle pociągające. 
       Kiedy tylko to powiedziała, zbliżyła usta do ust Nicole. Pocałowała ją delikatnie, a następnie odsunęła się z satysfakcją.
- Możesz to zrobić jeszcze raz, bo wyglądało to naprawdę ciekawie – odezwał się Dean. DeRay zignorowała go. Wyprostowała się i ponownie spojrzała na łowców. Uniosła brwi do góry, a uśmiech zszedł z jej twarzy.
-  Jesteście dziwną mieszanką – stwierdziła. – Człowiek – powiedziała, wlepiając oczy w Deana. – Mieszaniec niebiański – odparła i rzuciła okiem na Nicole. – Ale ciebie nie potrafię rozgryźć – skwitowała, spoglądając na Sama. 
       Nicole i Dean wymienili szybko spojrzenia, nie potrafiąc zrozumieć, co wiedźma ma na myśli. Oboje powoli odwrócili się w stronę Sama, który spoglądał na czarownicę z niewzruszoną miną. DeRay szybko wyłapała ten moment i zaśmiała się.
- Wy nie wiecie? No, tak… Pewnie kochany Sam ukrywał to przed wami. – Zbliżyła się do niego i ścisnęła dłonią jego policzki. – Może czas się przyznać, co Sam? Czym jesteś, bo z pewnością nie jesteś tym, za kogo się podajesz. Umiem to wyczuć. Umiem wyczuć człowieczeństwo. Ale u ciebie tego nie ma. Tak, więc czym jesteś?
- Kompletnie cię pokręciło – syknął młodszy Winchester, kiedy DeRay go puściła.
- Ja tylko mówię, jak jest. Jesteś pusty w środku. Tam niema nic…
- O czym ty mówisz? – wypalił Dean.
- Nie spotkałam się z czymś takim – odpowiedziała spokojnym głosem. – Ale teraz mało mnie to obchodzi. Warto, więc wrócić do mnie. Mianowicie cierpienie i ból. Z pewnością wiecie, że rytuał dziewiczej krwi odbywa się raz na sześć lat. Zasmakowałam w zabijaniu i musiałam jakoś wypełnić tą przerwę. Postanowiłam wyspecjalizować się w czymś innym. A że pomysłów mi nie brakuje, to zawsze znajdzie się, coś nowego. – Trójka łowców spojrzała na nią. – Tortury kochani. Tortury. Niema nic bardziej przyjemnego niż patrzenie na wijących się z bólu ludzi, którzy błagają o śmierć.
- No, oryginalna to ty nie jesteś – stwierdził Dean. DeRay ciężko westchnęła.
- Dość gadaniny. Przejdźmy do czynów. – Kiedy tylko to powiedziała, Winchesterowie i Watson ponownie stracili przytomność.

        Otworzyła powoli oczy. Czuła, jak coś spływa po jej twarzy i włosach. Coś, co miało dziwny specyficzny zapach, którego nie potrafiła rozpoznać. Poczuła dziwny ciężar w okolicy brzucha. Spojrzała w dół i zobaczyła gruby pas, który ściskał ją w tali. Pas ten miał mnóstwo dziwnych symboli. 
          Rozejrzała się szybko dookoła. Zauważyła, że od pasa idzie gruby łańcuch, który wychodził ze ściany. Szarpnęła raz, drugi i trzeci, jednak ten ani drgnął. Starała się pociągnąć jeszcze mocniej, ale i to nie pomogło. Spróbowała się wydostać z tej pułapki i po porostu zniknąć, ale coś blokowało wszystkie jej zdolności. Poczuła przypływ frustracji i wściekłości. Już dawno nie znalazła się w tak beznadziejnej sytuacji. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że klęczy na kracie z cienkimi szczelinami. Tuż przed nią znajdowała się czarna płachta, która odgradzała ją od tego, co jest po drugiej stronie. Zmarszczyła czoło, nie wiedząc, o co chodzi.
          Nagle usłyszała znajomy krzyk. Instynktownie chciała zerwać się na nogi, ale poślizgnęła się na dziwnej cieczy, która kapała z jej głowy i przewróciła się.
- Dean! 
         Wołanie jednak zostało bez odpowiedzi. Jednak po chwili znów kolejny krzyk wydobył się z jego ust. Domyśliła się, że Winchester musi być gdzieś blisko, bo jego głos był głośny i wyraźny. Miała wrażenie, że dochodzi z nad przeciwka.

         Znowu był w piekle. Czuł znajomy smród i słyszał odgłos szyderczego śmiechu. Najgorsze jednak było to, że to nie on był torturowany. Tuż przed nim, na szerokim metalowym stole leżał Sam, Bobby i Nicole. Cała trójka przykuta do swoich miejsc, wpatrywała się w niego błagalnym wzrokiem. 
         Widział na jej policzkach łzy, choć tak naprawdę nigdy nie widział, jak płacze. W tym momencie wyglądała tak niewinnie i delikatnie, jak nigdy dotąd. Do jego uszu dochodziły wyzwiska kierowane pod jego adresem. Wyzwiska i przekleństwa wypływające od Bobby’ego i Sama. 
          Czuł, że go nienawidzą. Nie wiedział tylko, za co. Nie miał pojęcia, co zrobił. Wiele by dał, aby się z nimi zamienić i żeby oni mogli odejść cali i zdrowi w bezpieczne miejsce, jak najdalej od tego parszywego piekła. Jednak po chwili wszystko się wyjaśniło. To on był tu katem. Mieli prawo go nienawidzić. 
          Nie mogąc zapanować nad własnym ciałem, odwrócił się do stołu pełnego narzędzi. Chwycił za wygięty sierp i zbliżył się do stołu. Nie chciał patrzeć, jak ich rani, jak wyrywa im fragmenty skóry i jak ich krew spływa po jego rękach. Z całych sił starał się odsunąć, odrzucić narzędzie, ale jego ciało nie chciało go słuchać. Słyszał ich krzyki. On też zaczął krzyczeć…

        Szarpnęła się po raz kolejny i wtedy czarna płachta, która była naprzeciwko niej, opadła. Zobaczyła klęczącego Deana, przywiązanego do ściany. Na pierwszy rzut oka wyglądał na całego i zdrowego, tyle tylko, że był nieprzytomny i co jakiś czas krzyczał.
- Ta suka znęca się nad nim psychicznie – pomyślała Nicole, zgrzytając zębami. 
        W pewnym momencie dostrzegła na jego szyi rzemień. Podążyła za nim wzorkiem. Na jego końcu znajdował się drewniany okrąg z licznymi drobnymi symbolami, całkiem innymi niż te, które były na jej pasie.
- Dean! – zawołała go po raz kolejny, licząc na to, że Winchester się ocknie. Jednak ten dalej tkwił w swoim narzędziu tortur. 
        Szarpnęła się po raz kolejny i wtedy natrafiła wzrokiem na niewielki świstek papieru. Pokręciła głową z niedowierzaniem. Jak mogła nie zauważyć tej białej kartki? Nachyliła się i chwyciła ją. W tym momencie usłyszała kolejny krzyk. Tym razem nie należał on do Deana, ale do Sama. W porównaniu z jego bratem, krzyk młodszego Winchestera dochodził gdzieś z góry. Gdzieś z innej części domu. Zacisnęła zęby i ponownie skupiła się na kartce, która była zapisana drobnym maczkiem. Zaczęła czytać.

Cierpienie i ból jest w każdym zakamarku twojego ciała. Czy lubisz go odczuwać? Czy wolisz by inni cierpieli za ciebie? Może podoba ci się patrzenie na ból kogoś bliskiego? Nigdy nie daję możliwości wyboru Nicole, ale dla ciebie zrobiłam wyjątek. Przed sobą masz Deana, który cierpi katusze w stworzonym przeze mnie psychicznym piekle. Możesz mu pomóc. Wystarczy, że znajdziesz odpowiednie rozwiązanie. A ono jest tuż za tobą. Jest tylko jeden haczyk. Pomoc dla niego oznacza to, że zamienisz się z nim miejscami. Wolisz patrzeć na ból i cierpienie, czy wolisz sama go odczuwać?

         Kiedy skończyła czytać, odrzuciła kartkę na bok. Wzięła głęboki oddech i bez większego namysłu, odwróciła się. Rozglądając się, dostrzegła leżące na ziemi łańcuchy. Na czworaka doszła do nich. Poczuła w dłoniach zimny metal, kiedy złapała metalowe kajdany. Za plecami znów słyszała jego krzyk. Zacisnęła oczy i bez patrzenia zapięła je na swoich nadgarstkach. Czując ich ciężar, dostała gęsiej skórki. Ponownie odwróciła się i spojrzała na Deana. Zagryzła wargę i przybliżyła się w jego stronę. 
         Kiedy łańcuchy były naprężone, nie wiedziała co ma zrobić dalej, aby mu pomóc. Napięła wszystkie mięśnie i przesunęła się do przodu. Wtedy poczuła niewielki luz. Zrozumiała, że jeśli będzie ciągnąć trzy łańcuchy jednocześnie i w równym tempie, to uda jej się dojść do Deana. Mimo to, że zimny metal wbijał się w jej skórę, powoli zmniejszała dystans pomiędzy nim, a sobą. Czuła, jak pot spływa jej po twarzy mieszając się z tą dziwną mazią. 
          W końcu znalazła się niedaleko, dysząc ciężko ze zmęczenia. Wyciągnęła drżącą rękę i naprężając się z całej siły, zdołała chwycić za drewniany okrąg na rzemyku, który miał na szyi. Zerwała go i odrzuciła w bok. 
          Myśląc, że to koniec odetchnęła z ulgą i odchyliła się lekko do tyłu, chcąc wziąć większy wdech. W momencie, kiedy łańcuchy przestały się naprężać, coś zaskrzypiało, a ona została z całej siły pociągnięta w tył. Poczuła, jak zdziera sobie skórę, lądując na dziwnej kracie, na której się obudziła. Nim zdążyła się zorientować, co się dzieje, usłyszała dziwny świst. Spod kraty wyłoniły się parzące języki ognia, które otoczyły ją z każdej strony. Ogień lizał jej skórę, sprawiając, że niemal każdy skrawek jej ciała doznał poparzenia.  Krzyknęła, starając się zasłonić twarz. W duchu modliła się, aby jej tortura w końcu dobiegła końca. 
          I nagle wszystko ustało. Dusząc się dymem, zachłysnęła się powietrzem. Spojrzała na swoje poparzone i drżące ręce. Powoli podniosła je do góry i dotknęła twarzy i włosów. Dziwna maź ochroniła  te części ciała. Podniosła głowę i spojrzała na Deana. Sparaliżowany tym co zobaczył, wpatrywał się w nią licząc na to, że ona jeszcze żyje.

        - Nicole?
- Nic mi nie jest – powiedziała, ciężko oddychając.
- Uda ci się uwolnić? – zapytał z nadzieją. Widząc jej poparzone ciało, dostał gęsiej skórki. Miał nadzieję, że w jakiś sposób zdoła jej pomóc.
- Próbowałam, ale te symbole mnie blokują. Miałeś coś podobnego na szyi. Udało mi się to ściągnąć i wtedy ocknąłeś się.
- Czyli kiepsko…
- Dean – odezwała się ponownie i utkwiła w nim swoje czekoladowe oczy. – Może coś da się zrobić. Słuchaj Sam jest gdzieś na górze. Trzeba mu pomóc. Domyślam się, że ta baba zajęła się nim osobiście.
- Jestem w lepszym położeniu niż ty – odpowiedział, szarpiąc się. – Przywiązała mnie sznurem. Może gdyby mi się udało go przeciąć… 
       Zaczął szorować liną po metalowym uchwycie, do którego był przywiązany. Nicole zaczęła rozglądać się gorączkowo w poszukiwaniu czegokolwiek, co mogłoby mu pomóc. Wzrokiem natrafiła na niedokręconą śrubę przy kracie. Już wyciągała w jego stronę rękę, kiedy ponownie usłyszała świst.
- O nie – jęknęła. 
       Znów buchnął ogień, który ranił jej skórę. Zamknęła oczy i zacisnęła zęby starając się nie krzyczeć. Gdzieś z pomiędzy płomieni słyszała jego wołanie, które z każdą chwilą było, co raz głośniejsze i przepełnione bezsilnością. Kiedy wszystko ustało, oddychała ciężko.
- Nicole?
- Już dobrze – powiedziała drżącym głosem. 
       Z powrotem namierzyła wystającą śrubę. Wyciągnęła rękę i poparzonymi palcami zaczęła ją odkręcać. Śruba ślizgała się w jej poranionych palcach, jednak ona się nie poddawała. Starając się uspokoić przyspieszony oddech, wyciągnęła ją i rzuciła w jego kierunku. Dean nogą przybliżył do siebie przedmiot, a następnie wykonał kilka dziwnych skłonów, aby śruba znalazła się w jego dłoniach. Nie należało to do prostych zadań, bo sznur ciasno owijał się wokół jego rąk. 
          Szybkimi ruchami zaczął pocierać śrubę o linę licząc na to, że przeklęty przedmiot puści. W końcu, kiedy już prawie stracił nadzieję, szarpnął się z całej siły i lina pękła.
- Boże, jestem pieprzonym dzieckiem szczęścia – wydusił z siebie, do końca nie wiedząc, jak to się stało. Zdołał wyciągnąć jedną rękę i uwolnić drugą. Następnie doczołgał się do Nicole.
- Idź po Sama – powiedziała pewnym głosem.
- Nie zostawię cię tu.
- Przez to – wskazała na pas. – Nic nie wskórasz. Lepiej tego nie dotykaj. Nie wiadomo, co to jest – odparła, mając na myśli dziwne symbole.
- Przecież…
- Idź. Nic mi nie będzie. Pomóż Samowi.
- Nicole…
- Idź… I zatłucz tę sukę. 
         Przyjrzał się jej spoconej twarzy i zmęczonym oczom. Niemalże każdy skrawek jej ciała był poparzony. Ubrania ledwo trzymały się kupy, a niektóre jego fragmenty zespoliły się ze skórą. Wyciągnął dłoń w jej stronę, ale zatrzymał się w połowie obawiając się, że nawet najmniejszy dotyk sprawi jej ból. W końcu wypuścił cicho powietrze i dotknął jej policzka. Nicole znieruchomiała.
- Trzymaj się – powiedział i nagle usłyszał dziwny świst. Watson niewiele myśląc odepchnęła go z całej siły, wypychając go jednocześnie spoza kraty. Świst ten znów zwiastował nadejście ognia. Kiedy znów się pojawił, dziewczyna krzyknęła i skuliła się na ziemi, powstrzymując cisnące się do oczu łzy. Winchester zerwał się na równe nogi i wybiegł z sali tortur.

        - Sam – powiedziała z uśmiechem DeRay, spoglądając na młodszego Winchestera, który klęczał tuż przed nią. Jego ręce przywiązane były do liny zwisającej z sufitu. Na jego białej koszulce widniały ślady jego krwi.
- Dlaczego nie chcesz zdradzić mi swojej tajemnicy? – ciągnęła kobieta, przechadzając się przed swoją ofiarą. W jej ręku połyskiwał niewielki srebrny nóż.
- Pieprz się – odpowiedział przez zaciśnięte zęby. DeRay zacmokała.
- Zła odpowiedź. 
         Podeszła do niego i z całej siły uderzyła go w twarz. Sam wypluł na podłogę nieco krwi. Następnie utkwił w niej swoje zielone oczy i powoli podniósł głowę.
- Nie mam pojęcia, o czym mówisz.
- Oh, Sam. Ja myślę, że jednak wiesz.
- Ciekawość, to pierwszy stopień do piekła.
- Hmmm kusząca propozycja. Ciekawe, jak tam jest?
- Spytaj Deana. On tam był. Myślę, że z chęcią podzieli się z tobą ciekawostkami na ten temat.
- Tak? – Uniosła brwi do góry. – A wiesz, że zapytam.
- To dobrze się składa – zaczął Sam i uśmiechnął się. – Bo teraz masz okazję. 
        Kobieta uniosła brwi do góry i odwróciła się. Wtedy wielka śnieżnobiała waza ugodziła ją w głowę. DeRay padła na ziemię, a na nią posypały się kawałki szkła. Dean szybko dostał się do brata.
- W porządku?
- Nie jest najgorzej. Trochę mnie poharatała, ale przeżyję – powiedział Sam. 
        Dean zabrał się za uwolnienie brata. Jednak kiedy uwolnił jego lewy nadgarstek, coś uderzyło go w plecy. Upadł na ziemię, a następnie szybko odwrócił się. DeRay stała tuż nad nim. W jej ręku połyskiwał srebrny nóż. Kobieta zaatakowała po raz kolejny, jednak tym razem Winchester był szybszy. Kopnął ją, a ona nie mogąc utrzymać równowagi, przewróciła się na szafkę, strącając po drodze kieliszek i butelkę z winem. 
        Dean podniósł się z ziemi i doskoczył do niej. Wzrokiem szukał czegoś ostrego, przetrzymując ją jednocześnie za włosy. DeRay warknęła pod nosem i wbiła paznokcie w jego szyję. Kiedy oderwała dłoń, z niewielkich ran wypłynęła krew. Następnie zamachnęła się i uderzyła Winchestera w twarz. Łowca zatoczył się, ale zdołał utrzymać równowagę. 
         Kobieta natychmiast podeszła do niego, chwytając za koszulkę. Z frustracją na twarzy odepchnęła go. Dean przeleciał przez pokój, lądując niemalże na jego końcu. DeRay ocierając z kącika ust krew, podeszła do niego. Spoglądając na niego z góry, odezwała się lekko zdyszana.
- Co cię tak przy nich trzyma? Co cię trzyma przy dziwolągach, Dean?
- To moja rodzina.
- Twoja rodzina, która ma przed tobą tajemnice. Myślisz, że oni są szczerzy? Myślisz, że wiesz wszystko o swoim bracie? Dzisiaj chyba przekonałeś się, że jednak jest inaczej. Nawet nie wiesz, czym on jest. Bo nie ma w nim człowieczeństwa. Kłamstwa Dean… Z jego ust wychodzą tylko kłamstwa.
- Nie słuchaj jej Dean...
- Czas się przyznać Sam! – krzyknęła z uciechą wiedźma, nie odwracając się do niego. – Dosyć kłamstw. Pora na spowiedź. Na krwawą spowiedź! – Utkwiła z powrotem wzrok w Deanie. 
– Chyba chcesz znać prawdę? Chyba chcesz wiedzieć, kim jest ten, który podaje się za twojego brata? Bo jedno jest pewne… Jest pieprzonym potworem, który dobrze się bawi!
- Jedynym potworem w tym pokoju jesteś ty – usłyszała głos Sama tuż przy uchu. 
         DeRay zrobiła wielkie oczy, a następnie wrzasnęła, kiedy ostry nóż przebił jej serce. Sam puścił ją, a kobieta zatoczyła koło i upadła na ziemię. Dean spojrzał na brata, który wytarł zakrwawione dłonie w koszulkę.
- Jesteś cały? – zapytał.
- Tak – odpowiedział Dean. Wyciągnął w jego stronę rękę. Dean zawahał się, ale w końcu pozwolił by brat pomógł mu wstać.
- Gdzie Nicole?
- Na dole.

        Oboje pospiesznie zaczęli schodzić schodami na dół. Kiedy tylko weszli do środka sali tortur, którą urządziła sobie w piwnicy DeRay, poczuli zapach spalenizny. Dean rozejrzał się, a jego wzrok natrafił na skuloną postać, siedzącą niedaleko miejsca, w którym Nicole walczyła z ogniem. Sam zrobił krok do przodu, a starszy Winchester widział, jak napinają się mu wszystkie mięśnie.
- Co ona jej zrobiła? – zapytał.
         Na dźwięk jego głosu, Nicole drgnęła. Dean odetchnął z ulgą, widząc, że dziewczyna jednak żyje. Oboje podeszli do niej. Starszy z braci ukucnął i spojrzał na mokrą od potu, twarz Watson. Co jakiś czas, przechodził ją dreszcz. Podniosła głowę i utkwiła w nim swoje czekoladowe oczy. Tylko jej twarz zdołała się uchronić od tortury, jaką zgotowała jej wiedźma. Reszta jej ciała była mocno poparzona. Jej ubranie, a raczej to, co z niego zostało, ledwo trzymało się kupy.
- Sam? – wydusiła z siebie.
- Nic mi nie jest – usłyszała jego głos. 
          Pokiwała tylko głową i westchnęła ciężko. Dean ściągnął swoją koszulę, którą miał ubraną na granatową koszulkę i delikatnie narzucił ją na dziewczynę. Nicole zacisnęła na niej palce i ponownie spojrzała na niego. Ten uśmiechnął się lekko, dając jej jednocześnie znak, że wszystko będzie dobrze. Powoli objął ją i wziął na ręce. Bez słowa ruszył za Samem, który zmierzał w kierunku wyjścia.

         Spojrzała w lustro i skrzywiła się. Na ramionach, dłoniach, udach, plecach i klatce piersiowej widniały czerwone blizny. Wiedziała jednak, że i one znikną, kiedy jej ciało zregeneruje się do końca. Powoli ubrała się w czyste ubranie i zaczęła wycierać mokre włosy. Na wspomnienie o torturze, jaką zgotowała jej DeRay przechodziły ją dreszcze. Kiedy zamykała oczy, widziała ogień i czuła zapach spalonego ciała. Jej ciała. 
         Wracając do motelu bracia opowiedzieli jej, jak wykończyli diaboliczną nauczycielkę. Tak, więc kiedy jej pas pękł, był to znak, że DeRay pożegnała się z życiem. Wtedy Nicole ostatkiem sił, odczołgała się od felernej kraty. Zmęczona i obolała, czekała na dalszy rozwój wypadków. I wtedy zjawili się oni, a ona wiedziała, że im wszystkim się udało. 
         W pewnym momencie usłyszała podniesione głosy, dochodzące z pokoju. Winchesterowie o coś się kłócili. Do Nicole docierały tylko urywki, wykrzykiwanych przez nich zdań.
- Przyznaj się!
- Uwierzyłeś jej!
- Dlaczego… Mogłeś coś powiedzieć… Coś może dałoby się… Jak mogę ci teraz ufać…
- Możesz… Uspokój się…
- Ją też okłamywałeś! 
          Watson zesztywniała. Odwróciła się w stronę drzwi. Nagle usłyszała, jak coś ciężkiego spada na ziemię i że coś rozbija się. Niewiele myśląc, wybiegła z łazienki. Zatrzymała się i spojrzała na braci. Sam leżał na ziemi, a Dean co i rusz uderzał go z pięści w twarz. O dziwo Sam nawet się  nie bronił. Nicole doskoczyła do starszego z braci i odepchnęła go.
- Powaliło was!
- Zasłużył na to! – warknął Dean, wstając z miejsca. Ponownie zamachnął się, ale Nicole złapała go za rękę.
- Przestań Dean! To twój brat!
- Nie wiem, czym on jest! – I zanim Nicole zdążyła się zorientować, Dean uderzył wolną ręką po raz kolejny. Sam stracił przytomność. 

***
Nie dodawałam nic przez miesiąc, a to przez to, że najnormalniej w świecie nie miałam tyle czasu, aby dorwać się do kompa. Dzisiaj w końcu mi się udało, choć jestem już w połowie sesji i powinnam pisać pracę - ale, co tam :D Mam nadzieję, że rozdzi się spodobał. Pozdrawiam i do następnego! 

14 komentarzy:

  1. Wow długaśny rozdział Ci wyszedł :D Zdjęcie na nagłówku jest świetne, ta mina Deana... :D
    No dobra, ale teraz czytam ^^ Nie wiem, czemu ale długie czarne suknie zawsze kojarzą mi się z wiedźmami.
    Taa pokręciło.... no w sumie jest walnięta i psychiczna, ale w tym wypadku ma racje, bo Sam tak do końca normalny teraz nie jest.
    Co ta.... wstaw odpowiednie przekleństwo, robi! Niech się odwali od Deana, o! No przecież, to cios poniżej pasa, żeby go znów „ściągać” do piekła.
    No serio ta ehm Deray jest je... jest nienormalna.
    Hahaha nie no ale Dean się pięknie określił „Boże, jestem pieprzonym dzieckiem szczęścia” dobre :D
    Widać od razu, że Sam chce zrobić wszystko, żeby tylko wiedźma nie zdradziła za wiele, lub nie przekonała Deana, że ma racje. No ale Dean nie jest kretynem i potrafi łączyć układanki w jedną całość, a tu coś nie grało.
    Reakcja Deana wcale mnie nie dziwi. Sam był inny i cały czas coś ukrywał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że nagłówek ci się podoba :) Właśnie DaRay miała zostać przedstawiona jako osoba, która ma coś nie tegez z glacą - i to w maksymalnym stopniu - i jak widać udało się. A Dean, jak to Dean nie lubi tajemnic szczególnie jeśli ktoś mu bliski coś ukrywa. Można powiedzieć, że w końcu co nie co wyszło. Pozdrawiam :D

      Usuń
    2. hm nie wiem dlaczego ale wcześniejsza odpowiedzieć nie dodała mi się.
      A więc, no to ci wyszło, DaRay jest niezłą szajbuską. No ja sie mu nie dziwie, z jednej strony Niki, a z drugiej Sam. Współczuje my... w sumie jak zawsze :D

      Usuń
  2. Zacznę od tego, że świetny szablon, a mina Deana po prostu powala.
    No dobrze, a co do rozdziału... Świetnie do wszystko opisałaś, a ta cała DeRay jest zdrowo walnięta xd żeby znów sprowadzać go do piekła to trzeba nie mieć serca. Od razu widać, że Nicole nadal kocha Deana i zrobiłaby dla niego wszystko. Tak się poświęcić, no ale na szczęście nic jej nie jest. Nie dziwię się, że Dean tak zareagował, nie wie czym jest Sam i nie ma pewności czy może mu ufać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że szablon się podoba. Miała wyjść na osobę walniętą, więc jak widać udało mi się. A fakt o DeRay śmiało można powiedzieć, że serca nie ma. A Dean nie byłby sobą gdyby nie zrobił porządku z Samem. Pozdrawiam :)

      Usuń
  3. Ajjj... Powoli wszystko wychodzi jak mniemam. Żal mi Nicole. Czarownica miała coś z głową, nie ukrywam. Sama byłam kilkakrotnie poparzona i wiem co to za ból. Dla oczywiście wszystko sie zakończyło dobrze. Chociaż teraz intryguje mnie Dean i to czy dowie sie wszystkiego ;)

    Czekam na kolejny oraz zapraszam na bloga corka-trenera.blogspot.com gdzie rusza nowe opowiadanie które wystartuje po zakonczeniu ewig. A na razie przedstawiłam bohaterów

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czas najwyższy żeby co nieco wyszło :) Oj, tak miała coś nie tak z głową - taki miał być plan i jak widać udał się. Czy się dowie, czy się nie dowie... Się okaże :)

      Usuń
  4. Hej :) zapraszam na nowe rozdziały :)
    http://smak-szeptu.blogspot.com/
    http://dotyk-szeptu.blogspot.com/
    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Helloł :D Zapraszam serdecznie na szukamy-sie.blogspot.com i nie-damy-sie.blogspot.com gdzie pojawiły sie kolejne rozdziały ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Serdecznie zapraszam do siebie na NN:*

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej :) zapraszam na nowe rozdziały do siebie :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Witam, z tej strony Love :) Dawno mnie nie było w świecie blogowym z powodu sesji, a następnie braku weny. Po dłuższej przerwie ciężko jest się zabrać za pisanie o postaci z serialu, kiedy poznaje się w rzeczywistości kogoś fajnego. Ale cóż, już mi powoli przechodzi to zauroczenie, bo przy bliższej znajomości okazał się frajerem liczącym tylko na jedno.
    Ale dość o tym.
    Chciałabym zaprosić na nową miniaturkę [+18], która pojawiła się na blogu
    http://pocalunek-lowcy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Witam, z tej strony Love :) Dawno mnie nie było w świecie blogowym z powodu sesji, a następnie braku weny. Po dłuższej przerwie ciężko jest się zabrać za pisanie o postaci z serialu, kiedy poznaje się w rzeczywistości kogoś fajnego. Ale cóż, już mi powoli przechodzi to zauroczenie, bo przy bliższej znajomości okazał się frajerem liczącym tylko na jedno.
    Ale dość o tym.
    Chciałabym zaprosić na nową miniaturkę [+18], która pojawiła się na blogu
    http://pocalunek-lowcy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. Jestem totalnie niecierpliwą osóbką. Miało być po zakończeniu.. Ekhm. Rozdział numer 1 pojawił sie na blogu corka-trenera.blogspot.com ponieważ nie jestem dosyć mocna w wytrwaniu ;) Zapraszam

    OdpowiedzUsuń