Oderwała wzrok od okna. Odgarnęła jasno brązowe włosy, które
opadły na jej policzki. Licząc na to, Dean odebrał „wiadomość”, wsunęła
książkę po pachę i wyszła z salonu. Powoli wędrowała po korytarzu,
sprawdzając jednocześnie kuchnię, jadalnie i jeszcze jeden pokój.
Nigdzie nie było widać młodego małżeństwa.
Odwróciła się i zobaczyła
duże stare lustro, wiszące nad maleńkim stolikiem. Położyła książkę i
wytarła zakurzoną powierzchnię lustra. Zatrzymała się, a następnie
raptownie odwróciła, kiedy obok jej odbicia pojawił się blady chłopiec z
podkrążonymi oczami. Gdzieniegdzie na jego drobnym ciele brakowało
skóry. Jednak za nią nikogo nie było. Oddech ponownie przyspieszył i raz
jeszcze spojrzała w lustro. Teraz widziała tylko swoją brudną,
zdenerwowaną i zmęczoną twarz. Jej ręce, ubranie i stopy nosiły ślady
bieganiny i przepychanki w lesie. Wzięła głęboki oddech, złapała za
książkę i ruszyła w stronę schodów.
Powoli zaczęła
wspinać się na drugie piętro. Sędziwe schody jęczały pod jej stopami.
Kiedy pokonała ostatni stopień, rozejrzała się po kolejnym długim holu.
Zobaczyła kilka identycznych drzwi, po różnych jej stronach. Większość z
nich była otwarta. Zrobiła kilka kroków do przodu, kiedy usłyszała
jakieś szepty. Podeszła jeszcze bliżej w ciąż nasłuchując.
-
Czego od nas chcesz? – Usłyszała wystraszony męski głos, dochodzący z
jednego z pokoi. Ruszyła przed siebie zaglądając do napotkanych
pomieszczeń. Starała się robić, jak najmniej hałasu.
W
pewnym momencie zatrzymała się. Spojrzała w głąb zapuszczonego pokoju,
który wyglądem przypominał stary gabinet. Stosy starych papierów i
książek walały się po podłodze. Naprzeciwko wejścia znajdował się
olbrzymi kominek. W środku za kratami siedziała dwójka młodych ludzi.
Nicole rozpoznała ich. To John i Susan. Przeniosła wzrok na drobną
postać, którą widziała w lustrze. Chłopiec wpatrywał się w swoje
uwięzione ofiary.
- Odsuń się od nich – powiedziała głośno i
wyraźnie.
Thomas odwrócił się i wlepił w nią swoje dziecięce oczy.
Przekrzywił lekko głowę i nagle w środku zawiał mocny wiatr. Dziewczyna
podeszła do niego bliżej.
– Zostaw ich! – Thomas ponownie przekrzywił
głowę, a w kominku tuż przy młodym małżeństwie zapalił się ogień.
Kobieta krzyknęła, a jej mąż niezdarnie starał się ugasić płomień, który
wędrował w ich stronę.
– Thomas – zaczęła powoli Nicole i
wyciągnęła przed siebie książkę. – Chyba to należy do ciebie.
Otworzyła ją i przerwała jedną ze stron. Nie było to łatwe, ale sama
była zaskoczona, że miała w sobie dość siły by to zrobić. Musiała, jak
najszybciej skupić jego uwagę na sobie. Chłopiec zmarszczył nos i ruszył
w jej stronę, ukazując przy tym niepełne uzębienie. Odwróciła się i
wybiegła na hol. Kątem oka dostrzegła, że jak Thomas
oddala się od kominka, płomień maleje. W końcu zgasł całkiem, kiedy
wyszedł na hol. Nicole odwróciła się w jego stronę.
– Chcesz
swoją książkę? – Thomas, jakby wciągał powietrze, a następnie tupnął
nogą.
Coś uderzyło Nicole w klatkę piersiową. Książka wypadła z jej rąk,
a ona przeleciała przez cały korytarz. Wleciała do jednego z pokoi i
runęła na łóżko. Przekoziołkowała i upadła na podłogę. Cicho syknęła z
bólu. Kolejne przekleństwa cisnęły się na jej usta. Miała dość tego domu
i tej całej sytuacji. Gdzie do cholery są Winchesterowie, kiedy są
potrzebni?
Podniosła się, jednocześnie rozcierając
obolałe ramię. Zacisnęła zęby i powoli przeszła na środek pokoju. Był to
dziecięcy pokoik, z mnóstwem starych drewnianych zabawek. Gdzieniegdzie na ziemi, leżały stare materiały i ubrania. Szyba w oknie była
wybita. Zerknęła w stronę holu. Książka leżała na samym jego środku.
Zrobiła krok do przodu, kiedy poczuła, że coś uderzyło o jej palce.
Spojrzała w dół. Było to czerwone jabłko. Przekręciła oczami i
westchnęła.
– Śnieżka już była! Nie umiesz wymyślić nic
innego?! – warknęła rozdrażniona i już chciała wyjść z pokoju, kiedy
zaczepiła stopą o jeden z materiałów, który znalazł się na jej drodze.
Nie złapała równowagi i poleciała do przodu. Instynktownie wyciągnęła
ręce przed siebie, aby zamortyzować upadek. Zamknęła oczy, kiedy poczuła
ból w lewej dłoni. Wzięła głęboki oddech i spojrzała na rękę. Skrzywiła
się widząc, że przebiła ją prawie na wylot o zardzewiały gwóźdź, który
wystawał z podłogi. Ciężko dysząc, złapała się za nadgarstek. Kilka łez
spłynęło po jej policzkach. Delikatnie wyciągnęła rękę. Krew sączyła się
z rany. Przycisnęła ją do koszulki. Stanęła na drżących nogach. Zrobiło
jej się słabo. Obraz przed oczami zaczął się rozmazywać. Doczłapała się
do łóżka i usiadła na nim. Kręciło się jej w głowie.
– Tylko
nie… Śpiąca Królewna – powiedziała cicho walcząc z tym, co działo się
w jej głowie. – Ona… Ukuła się w palec, a nie przebiła całą rękę –
jęknęła.
Nagle poczuła dziwny chłód na ramieniu. Odwróciła głowę i
spojrzała na Thomasa, który ją dotykał. Oczy utkwione były w
dziewczynie. Nicole poczuła, że dłużej nie da rady.
– Ty mały… - Zaczęła, ale nie zdążyła dokończyć. Osunęła się na łóżko.
Chłopiec przez chwilę spoglądał na dziewczynę. Dotknął palcami jej
dłoni, a następnie jasnych brązowych włosów. Przekrzywił głowę i
rozpłynął się w powietrzu.
Dean stał oparty o swoją czarną Impalę. Nagle usłyszał znajome kroki i odwrócił się.
- I co masz? – zapytał, wlepiając oczy w swojego brata.
-
Tak. Aktualna i starsza mapa. – Sam podszedł do brata i rozłoży z
kserowane papiery na masce samochodu.
– Tu gdzie ten kwadrat – wskazał
palcem na lewy róg w mapie – powinien stać dom Cleave’ów. – Wyciągnął
drugą mapę. – Tu jest droga, która prowadzi do lasu. Kończy się w samym
jego środku. Jeśli odbijemy kawałek w bok i będziemy szli cały czas
prosto, powinniśmy wyjść na ten dom.
Dean pokiwał głową, a następnie
wsiadł do samochodu. Sam po chwili znalazł się obok niego na miejscu
kierowcy.
- Sprawdzaj, czy dobrze jedziemy. Nie mamy czasu na pomyłki –powiedział starszy i ruszył.
Znaleźli się w samym sercu gęstego lasu. Pospiesznie wysiedli z
samochodu. Dean otworzył bagażnik. Wyciągnął z niego dwie strzelby i dwa
mniejsze pistolety, a także worek z solą i mały baniaczek z benzyną.
Podał je bratu. Kiedy zamknął bagażnik, wyprostował się i rozejrzał
dookoła. Sam w między czasie sprawdzał zawartość amunicji.
- Wszystko jest – powiedział młodszy.
- Gdzie powinniśmy iść? – Sam rozejrzał się i zerknął na mapę, którą w dalszym ciągu miał w ręku.
-
W tamtą stronę, po skosie – odpowiedział, nakreślając w powietrzu drogę.
Dean kiwnął głową i jako pierwszy zboczył ze ścieżki. Po chwili jego
brat zrównał się z nim.
Szli w milczeniu, starając się
wyłapać cokolwiek, co dałoby im znać, że są bliżej celu. Słyszeli tylko
swoje kroki i gałęzie łamane pod butami. Po kilku minutach szybkiego
marszu, dostrzegli kogoś siedzącego pod drzewem. Wymienili spojrzenia.
Sam wysunął się na prowadzenie, a Dean wyciągnął broń i zaczął mierzyć w
nieznajomego. Kiedy podeszli dostatecznie blisko, rozpoznali, że to
mężczyzna we flanelowej koszuli.
– To jego widziałeś?
- Tak to on – odpowiedział Dean.
Na ich słowa mężczyzna odwrócił głowę. Dostrzegli w jego oczach strach i zdezorientowanie. Zakrył twarz rękami.
-
Nie strzelajcie… Nie róbcie mi krzywdy-odezwał się błagalnym głosem.
Dean niepewnie opuścił pistolet. – Nie wiem, co się dzieje.
- Jestem Sam, a to mój brat Dean – powiedział młodszy, podchodząc do siedzącego mężczyzny. – Szukamy przyjaciółki.
-
Nikogo nie widziałem. Nie wiem w ogóle skąd się tu wziąłem. Wczoraj
trochę wypiłem, usnąłem na kanapie i nagle obudziłem się pod tym drzewem
– ciągnął mężczyzna spanikowanym głosem. – Nie wypiłem aż tyle żeby
urwał mi się film!
- Jak ci na imię? – zapytał Dean.
- Kevin.
- Słuchaj Kevin. Nie ruszaj się stąd. Wrócimy po ciebie.
- Nie zostawiajcie mnie tutaj!
-
Wrócimy po ciebie – powtórzył stanowczo Dean. – Jeśli zobaczysz
cokolwiek dziwnego, uciekaj i schowaj się.
Kevin pokiwał szybko głową.
Sam puknął Deana w ramie. Starszy spojrzał w tą samą stronę, co brat.
Kawałek dalej stał stary dom. Ten, którego szukali. Dean odczuł w pewnym
sensie ulgę. Teraz na pewno dotrą do Nicole.
– Pod żadnym pozorem nie
zbliżaj się do domu – zwrócił się ponownie do mężczyzny.
- Nigdzie się nie ruszam. Ale wrócicie po mnie?
- Wrócimy – zapewnił go Sam.
Oboje ruszyli przed siebie. W końcu znaleźli się przed wejściem do
domu. Spojrzeli na siebie, a następnie powoli weszli po schodach na
ganek. Dean zajrzał przez okno.
- To ten salon – powiedział,
wskazując go brodą. – Musiała tu być. – Sam znalazł się obok niego.
–
Wchodzimy. – Obaj podeszli do drzwi. Dean schował pistolet za pasek od
spodni i chwycił strzelbę, którą miał przewieszoną na ramieniu. Otworzył
drzwi i obaj unieśli swoje bronie do góry.
- Ślady stóp – odezwał się młodszy, wskazując na zakurzoną podłogę. Powoli weszli do środka.
- Ty w tą stronę, ja w drugą. Widzimy się przy schodach – powiedział Dean i wszedł do salonu.
Obaj przeczesywali parter w poszukiwaniu dziewczyny. Kiedy znów
znaleźli się na holu, Sam wskazał przetarte lustro, a następnie znów
ślady.
- Prowadzą do góry – rzucił młodszy i pierwszy zaczął
się wspinać po stopniach. – Dean tam leży książka – odezwał się Sam i
ruszył przez hol zostawiając brata na schodach. Podniósł ją do góry i
dokładnie obejrzał. Zaraz obok niego pojawił się Dean.
– Ją widziałeś?
- Tak. To ta.
-
Jesteśmy już blisko. Na pewno – stwierdził Sam. Odwrócił się i zrobił
wielkie oczy. – Dean. Mamy towarzystwo.
Starszy z Winchesterów wyjrzał
przez jego ramię i spojrzał na małego bladego chłopca.
-
Mały Thomas Cleave – powiedział z uśmiechem. – Ciekawe czy lubisz sól. –
Podniósł broń i już miał strzelić, kiedy coś odepchnęło go na bok. Sam
włożył książkę pod pachę i ruszył schodami na dół.
– SPAL JĄ
SAMMY! – Na twarzy Thomasa widniał grymas. – Zostaliśmy sami –rzucił
Dean wstając z miejsca. Chłopiec pokręcił głową i znów zerwał się silny
wiatr. Dean starał się wymierzyć w niego, ale wiatr zmagał się z każdą
sekundą uniemożliwiając mu widoczność. Oczy zaszły łzami od silnego
podmuchu. Strzelba wyleciała z jego rąk. Oparł się o ścianę starając się
nie przewrócić.
– Przestań do cholery! – Do jego uszu doszedł cienki
dziecięcy śmiech, który mieszał się ze świstem wiatru. Dean zasłonił
twarz rękami i ruszył w stronę chłopca.
Nagle coś odrzuciło go do tyłu.
Uderzył o drzwi, które otworzyły się. Znalazł się w brudnym pokoju. W
głowie nadal mu huczało. Pospiesznie wstał i wyciągnął broń zza
paska. Kiedy do pokoju wszedł Thomas, Dean uśmiechnął się.
–
Niespodzianka – powiedział i strzelił.
Nabój zrobiony z soli, trafił w
ducha. Chłopiec rozpłynął się w powietrzu. Szybciej oddychając wyszedł
na hol. W dalszym ciągu rozglądając się za Nicole, zaglądał do
poszczególnych pokoi.
W pewnym momencie zobaczył duży kominek, a w nim młode małżeństwo.
- Pomóż nam! – zawołała kobieta, wyciągając chudą dłoń przez kratę. Dean niewiele myśląc ruszył w ich kierunku.
-
Przesuńcie się – rozkazał i ułożył wygodnie pistolet w rękach.
Przymknął jedno oko i starając się, jak najlepiej wymierzyć oddał strzał
w zardzewiałą kłódkę. Od razu puściła. Schował pistolet i odsunął
ciężką kratę.
- Dziękuję – powiedział mężczyzna.
- Susan i John? – zapytał Dean, a oni szybko pokiwali głowami. – Szukaliśmy was.
- Dłużej bym tu nie wytrzymała – odezwał się kobieta.
- Widzieliście tu kogoś oprócz chłopca? – zapytał Dean.
-
Tak. Była tu jakaś dziewczyna. Odciągnęła go od nas i więcej nie
wróciła. – Dean pokiwał szybko głową. Nagle w drzwiach pojawił się Sam.
- Już po wszystkim – powiedział młodszy. – Znalazłeś Nicole?
- Jeszcze nie. Zaprowadź ich na dół. I odnajdź Kevina. Zaczekajcie na mnie przy wejściu.
- A jeśli…
- Znajdę ją Sammy – rzucił przez ramię Dean. – Ten dom nie ma chyba tajnych przejść, nie?
- Chodźcie za mną – powiedział Sam i machnął ręką na młode małżeństwo.
Po chwili Dean został na górze sam. Wyszedł z pokoju i zaczął dokładniej przyglądać się następnym
pomieszczeniom. Na samym końcu wszedł do dziecięcego pokoju. Jego wzrok
od razu natrafił na dziewczynę leżącą na łóżku.
- Nicole! – krzyknął i podbiegł do niej. Ujął jej chłodne dłonie i delikatnie nimi
potrząsnął. – No, już mała… Przecież to koniec. Obudź się! – poprosił
błagalnym tonem, dotykając jej policzka. Widział, że jej klatka
piersiowa lekko faluje. Oddychała. Ciężko i wolno, ale jeszcze
oddychała. Puls był, co raz słabszy.
– Co on ci zrobił? –
Jego uwagę przykuła krew na jej koszulce, podłodze i zardzewiałym
gwoździu. – Nie mów, że jesteś Śpiącą Królewną? – Obejrzał jej dłonie,
ale jej ciało zdążyło się już zregenerować. Nachylił się w jej stronę.
–
Proszę Nicole musisz się obudzić. Proszę… - Ostatnie słowo wypowiedział
już szeptem. Zbliżył swoją twarz do jej twarzy i złożył na jej ustach
delikatny pocałunek.
Kiedy tylko jego wargi dotknęły
jej warg, dziewczyna delikatnie poruszyła się. Nie do końca świadoma
tego, co się dzieje, oddała pocałunek jednocześnie obejmując jedną ręką
kark swojego wybawcy. Dean odsunął się kawałek, a Nicole otworzyła
oczy.
- AAA! – wrzasnęła i odskoczyła od niego. – Co ty… Co ja… Jak mogłeś mnie pocałować bez pozwolenia?!
- Musiało ci się spodobać skoro go odwzajemniłaś.
-
Nie wiedziałam, co robię!
Nicole zerwała się z łóżka i poczuła, jak
kręci jej się w głowie. Dean zaraz znalazł się obok niej, aby pomóc jej
utrzymać się na nogach.
– Zostaw!- Zaprotestowała.
- Oj, przestań! Ja cię ratuję, a ty masz do mnie pretensje – rzucił Dean. – Nie nadajesz się na księżniczkę.
- Księżniczkę? Kto powiedział, że jestem księżniczką?!
- Thomas uczynił cię Śpiącą Królewną. Ja jestem twoim księciem, bo mój pocałunek cię obudził.
- Wierzysz w bajki? – zapytała, a Dean zaśmiał się. – Tak, złe sformułowanie –dodała szybko.
- Sam czeka na dole.
-
Puść mnie już mi lepiej – powiedziała pewna siebie.
Dean zrobił to, o
co go poprosiła. Następnie oboje wyszli z pokoju, przeszli przez hol i
zeszli schodami na dół.
– Spaliliście książkę?
- Sam to zrobił.
- Dostałeś wiadomość?
- Wiadomość?
- No, wiesz… W swojej głowie, ode mnie?
- Tak. Bardzo bolesne doświadczenie – stwierdził Dean z uśmiechem.
- Przepraszam. –Wyszli na zewnątrz.
- Nicole! – krzyknął Sam i podbiegł do dziewczyny. Złapał ją za ramiona. – Dobrze, że nic ci nie jest.
-
Mało brakowało, a bym zasnęła na zawsze – powiedziała ze śmiechem. – Z
resztą wszystko w porządku? – Sam zerknął na młode małżeństwo i Kevina.
- Tak, nic im nie jest.
-
No, wracajmy do samochodu. Będziemy musieli się jakoś pomieścić –
powiedział Dean i zszedł jeden stopień niżej. Spojrzał na bose stopy
dziewczyny. Przekręcił oczami.
– Sam prowadź, muszę przetransportować
księżniczkę.
- Dam sobie radę- odparła pewna siebie i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.
-
Możesz siedzieć cicho? Ułatwi to współpracę.
Widząc zaciętą minę
Nicole, przekręcił oczami. Bez słowa podniósł ją i mimo jej sprzeciwów
ruszył za Samem.
- Uduszę cię Winchester – syknęła, obejmując jego szyję, aby nie spaść. Dean zerknął na nią.
- Chcę to zobaczyć.
-
Nie będziesz miał wyboru – odpowiedziała. Spojrzała na ich dziwny marsz
i uśmiechnęła się. W końcu wszystko dobiegło końca. Teraz jedyne, o
czym marzy to prysznic lub długa kąpiel i przebranie się w coś
czystego.
Skręcili w znaną drogę, która
prowadziła do domu Bobby’ego. Nicole bacznie obserwowała braci. Dean
zacisnął usta, a następnie zerknął w jej stronę.
- Wiesz… Dobrze by było, gdyby Bobby nie dowiedział się o pewnych szczegółach – zaczął starszy, a Nicole uniosła brwi do góry.
- Myślę, że możemy ukryć przed nim kilka rzeczy – dołączył się Sam.
-
Boicie się go, nie? – zapytała dziewczyna z rozbawieniem. Obaj
zamilkli. – Dobra, niech wam będzie. Bez zbędnych szczegółów, typu duch
porwał mnie w nocy.
- Dokładnie – odpowiedział Sam i uśmiechnął się.
- Muszę poćwiczyć – odezwała się ponownie Nicole.
- Całowanie? – zapytał z śmiechem Dean.
- W tej dziedzinie, to ty powinieneś mieć korki – odpowiedziała i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.
- Ja dobrze całuje!
- Yhy… Chciałoby się.
-
Powiedz jej Sam – odparł Dean i spojrzał na swojego brata oczekując
wsparcia. Sam zrobił wielkie oczy i uniósł ręce w geście poddania się.
-
A skąd ja mam wiedzieć? Nie mieszaj mnie do tego- powiedział młodszy i
odwrócił się w stronę dziewczyny. – Co musisz poćwiczyć?
- Na pewno nie całowanie, a moje moce. Są do kitu. Nie potrafię tego, co kiedyś.
- Jeśli chcesz mogę ci pomóc, jako królik doświadczalny.
- Serio? – zapytała z ożywieniem. Sam pokiwał głową. – Super.
Dean zatrzymał się przed domem. Cała trójka wysiadła, wzięła swoje
bagaże i ruszyła wolnym krokiem w stronę znanych sobie drzwi. Nicole
otworzyła je i jako pierwsza weszła do środka.
– Bobby! Bobby jesteśmy!
- Słyszę – odpowiedział mężczyzna i wyłonił się z salonu. – Jak poszło?
- Dobrze – rzucił szybko Dean. Singer zmierzył go wzrokiem.
- Tak… Jasne – powiedział Bobby.
- Muszę poćwiczyć – zwróciła się do niego Nicole. – Sam mi pomoże. Jestem tak rozstrojona, że nic mi nie wychodzi.
- Powodzenia chłopcze – rzucił Bobby ze śmiechem. Sam spojrzał na Nicole, a następnie znów na Singera. – Kiedy zaczynacie?
- Od teraz – odpowiedziała Nicole i pociągnęła Sama w stronę schodów.
-
Dobra, Dean ty mi pomożesz. – Na jego słowa pozostała dwójka zatrzymała
się. – Ja i Rufus przez cały czas szukamy Jeźdźców. Musisz pomóc mi w
papierach. Znalazłem masę różnych dziwnych zjawisk, które mogą być
spowodowane ich obecnością.
- Jasne – odparł straszy Winchester.
-
Oprócz tego nie znaleźliśmy jeszcze informacji, jak połączyć
pierścienie. A wy, co stoicie- zwrócił się do Sama i Nicole – idzie
ćwiczyć. Musisz być w formie dziewczyno. Tylko nie rozwal mi chałupy.–
Oboje pokiwali szybko głowami i wbiegli na górę.
– Banda dzieciaków. –
Dean zerknął na Bobby’ego. – Co się gapisz? Bierz się za robotę.
- Dopiero, co przyjechaliśmy – jęknął Dean.
-
Jest Apokalipsa. Myślisz, że ona poczeka, bo ty musisz odpocząć po
podróży? – Zielonooki wzruszył ramionami i ruszył do salonu, aby zabrać
się za przyszykowaną przez Bobby’ego robotę.
Dochodziła dziewiąta, kiedy Sam i Nicole zeszli po raz drugi na
dół. Za pierwszym razem zjedli szybką kolację i wrócili z powrotem do
ćwiczeń. Przeszli przez salon i znaleźli się w kuchni. Bobby od razu
spojrzał wilkiem na dziewczynę.
- Przepraszam – jęknęła,
robiąc przy tym niewinną minę. – Zbiłam tylko kilka rzeczy. Odkupię. –
Mężczyzna przewrócił oczami. Sam usiadł na krześle i skrzywił się.
- Co tobie? –zapytał Dean, odrywając wzrok od książki.
- Nie trafiłem w poduszki, kiedy Nicole mną rzuciła – odpowiedział, a Dean ryknął śmiechem.
- Przepraszam – zwróciła się do Sama.
- Spoko. Przejdzie. Macie coś nowego?
- Nie. To zaczyna być wkurzające – powiedział Dean, prostując się na krześle.
-
Mam jeszcze jedną książkę – odparł Bobby i wstał z miejsca.
Minął
Nicole i już miał wejść do salonu, kiedy odwrócił się w ich stronę.
–
Mamy towarzystwo. – Winchesterowie zerwali się z miejsca. Cała czwórka
weszła do salonu.
- Castiel – powiedziała Nicole i podeszła do anioła. – Dobrze cię widzieć.
-
Was również – odpowiedział swoim spokojnym głosem. – Musicie mi pomóc.
Chodzi o Jeźdźców. – Na jego słowa wszyscy zrobili wielkie oczy.
- Znalazłeś jakiegoś? – zapytał Bobby.
- Nie. Znalazłem coś innego. Chodzi o ich pierścienie.
- Wiesz, jak je połączyć? – dopytywał się Sam. Anioł kiwnął głową. – To już coś. Więc, jak to zrobić?
- Za pomocą tego. – Wręczył Deanowi rysunek, ukazujący okrągły klejnot z czterema oczkami.
- Co to jest? – zapytała Nicole nachylając się, aby lepiej go zobaczyć.
-
Nazywa się Kayohes. Tylko on połączy pierścienie Jeźdźców i otworzy
klatkę Lucyfera. Każde z tych czterech punktów zawiera cząstkę mocy,
każdego z Jeźdźców.
- Super. Gdzie go znajdziemy? – zapytał Dean, nie odrywając wzorku od kartki.
- Dowiedziałem się, że ukryto go w Grecji.
- Bomba, zawsze chciałem odwiedzić Grecję – odparł Dean. Widząc wzrok pozostałych na sobie, zrobił przepraszającą minę.
- Musicie się cofnąć odrobinę w czasie. Będziecie mieli na to czterdzieści osiem godzin.
- Mamy przeszukać całą Grecję w tak krótkim czasie? – zapytała z niedowierzaniem Nicole.
-
Poradzicie sobie – odpowiedział anioł. – Jestem trochę słaby, więc
znajdziecie się pewnie kawałek za miastem. Potrzebne mi będzie także
wasze DNA.
- DNA? Po co?
- Dla bezpieczeństwa. Cofacie się w czasie, a ja nie mam tyle mocy. Muszę was jakoś ubezpieczyć. Użyję pewnego zaklęcia.
- Dobra – odpowiedział Dean. – Co mamy zrobić?
-
Wyrwijcie po jednym włosie i włóżcie do tej fiolki.
Nicole wzruszyła
ramionami i wyrwała pojedynczego włosa. To samo zrobili Winchesterowie.
Następnie włożyli je do fiolki.
- Mamy wyruszyć teraz? – zapytał Sam.
- Nie mamy dużo czasu. Nie tylko my szukamy kamienia – ciągnął Castiel. Cała trójka kiwnęła głowami.
- Uważajcie na siebie – odezwał się Bobby.
- Zawsze uważamy – odpowiedziała Nicole, a mężczyzna przewrócił oczami.
-
Powodzenia – powiedział Cass i podszedł do nich. Po kolei każdemu
przyłożył palec do czoła, a następnie pstryknął palcami. Zarówno on, jak
i Nicole i Winchesterowie rozpłynęli się w powietrzu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz