piątek, 12 kwietnia 2013

12 Sekret Samuela

        - Nie mogłaś nas ostrzec? – zapytał Dean, zezując w stronę Nicole. Właśnie pojawili się przy opustoszałym budynku. Na dworze od godziny panowała noc. Tu gdzie wylądowali było jeszcze ciemniej. Działała tylko jedna latarnia uliczna. Na około nich stały trzy budynki. Po pozostałych zostały tylko gruzy i fundamenty. Miejsce to wyglądało na opustoszałe i zapomniane.
- Przecież powiedziałam.
- Zobaczcie, jak długo stoją, trzeba to sprawdzić? – ciągnął dalej Dean. – To nie jest ostrzeżenie. – Watson przewróciła oczami i wychyliła się zza budynku. Dostrzegła furgonetkę Campbellów.
- Halo? Ja nadal do ciebie mówię i…
- Tak, słyszę. Chłapiesz jadaczką wtedy, kiedy powinieneś siedzieć cicho – odparła, nie odwracając się w jego stronę. Dean przejechał dłonią po twarzy, ciężko westchnął i już otwierał usta, aby jej odpowiedzieć, kiedy uprzedził go Sam.
- Zamknijcie się oboje.
- Yhy… Rozkazuj nam nieczuły draniu – rzucił Dean i skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
        Nagle tuż obok niego pojawiła się Nicole i zacisnęła dłoń na jego koszulce. Starszy Winchester musiał zrobić krok do tyłu, aby złapać równowagę.
- Bądź cicho – wysyczała. Jej twarz była tak blisko jego twarzy, że mimo mroku, doskonale widział jej długie rzęsy i czekoladowe tęczówki.
– Jezu… Przechodzisz menopauzę czy co? O wszystko jęczysz.
- Teraz to ty się czepiasz – skwitował, łapiąc ją za nadgarstek i odrywając rękę od jego ubrania.
- Dobra, wy dwoje. – Między nimi stanął Sam. – Zanim się tu pozabijacie, to mamy robotę do wykonania.
- Przecież wiem – odpowiedzieli jednocześnie, a następnie zmierzyli się wzrokiem.
        Dziewczyna prychnęła pod nosem i ponownie wychyliła się zza ściany.
- Sprawdź, czy są w tym budynku. – Usłyszała głos Sama niedaleko lewego ucha. Kiwnęła tylko głową i wzięła głębszy oddech. Zamknęła oczy i skupiła się Campbellach. Głosy, które pojawiły się w jej głowie były niewyraźne. Coś strasznie skrzypiało i trzeszczało, jakby ktoś przyłożył jej do uszu nieustawione radio. Skrzywiła się, kiedy coś chrupnęło. Otworzyła oczy. Ciągle piszczało jej w uszach. Pokręciła szybko głową, jakby mogłoby to wyłączyć uciążliwy dźwięk.
- Co jest? – zapytał Dean, podchodząc do niej.
- Mam w mózgu techno party z bardzo kiepskim dj-em – odpowiedziała Nicole.
- Bardzo obrazowe – rzucił starszy Winchester.
- Jak myślisz, co to może być? – zwrócił się do niej Sam.
- Bo ja wiem… Jakieś ochronne symbole przeciw aniołom?
- To Samuel je zna? – ciągnął Dean. 
        Sam i Nicole spojrzeli na siebie, a następnie wzruszyli ramionami. O ile pamiętali, nic Campbellom nie mówili o jakichkolwiek znakach, odsyłaczach czy innych zabezpieczeniach przeciwko skrzydlatym. Czy możliwe, że sam znalazł na ten temat informacje? A może sami się kiedyś wygadali i teraz tego nie pamiętają?
- Ekstra – skwitował Dean i sam wyjrzał zza ściany. – Ale na pewno są tam? – Wskazał brodą na budynek przed sobą.
- Na pewno – odpowiedziała Nicole.
- To mi wystarczy.
        Dean wyprostował się, poprawił torbę, którą miał zarzuconą na ramieniu i powoli ruszył w stronę samochodu. Sam i Nicole wymienili szybko spojrzenia i poszli za nim. Ukucnęli za furgonetką. Z każdej strony otaczała ich cisza. Do ich uszu dochodziły tylko ich oddechy, które teraz wydawały się być głośniejsze niż zawsze. Dean kiwnął głową i machnął ręką, dając im znak, że czas ruszyć dalej. Zakradli się pod ciężkie metalowe drzwi.
- Poczekaj – szepnął Dean, nachylając się w jej stronę. Na policzku poczuła jego ciepły oddech. – Co jeśli faktycznie budynek naszpikowany jest znakami przeciw aniołom?
- Nie zapominaj, że jestem w połowie człowiekiem. Nie zadziałają tak, jak zadziałać powinny. Mogą wyłączyć tą moją anielską stronę.
- Osłabią cię?
- Na przykład mogą wyłączyć moje moce.
- Na pewno chcesz iść tam z nami?
- Ty koniecznie chcesz dzisiaj oberwać – powiedziała przez zaciśnięte zęby.
- Skoro już wszystko ustaliliście – rzucił Sam i ciężko westchnął. – To wejdźmy tam w końcu, bo nie mamy całego dnia.
         Oboje musieli przyznać mu rację. Kiwnęli tylko głowami i przesunęli się, aby Sam mógł otworzyć drzwi. Ukucnął i zaczął majstrować przy zamku. Znów otoczyła ich cisza. W końcu usłyszeli ciche pyknięcie i Sam otworzył drzwi. Wślizgnęli się do środka.
         Gdy tylko zrobiła krok do przodu, poczuła, jak na jej ciele pojawia się gęsia skórka. Wyczuwała namalowane symbole, które porozrzucane były po całym budynku. Dodatkowo panował tu chłód, a w powietrzu unosił się zapach wilgoci i krwi. Ponownie spojrzeli po sobie i wolnym krokiem ruszyli wzdłuż wąskiego korytarza. Nad ich głowami znajdowały się migające świetlówki, które jako tako rozświetlały brudne pomieszczenie. 
         Nagle usłyszeli kroki. Zanim Dean albo Nicole zdążyli zareagować, Sam pociągnął ich za sobą do sąsiedniego pokoju. Cicho zamknął drzwi i przysunął do nich twarz, nasłuchując. Dopiero po chwili Nicole zdała sobie sprawę, że to właśnie stąd dochodzi przykry odór zgniłego mięsa i krwi. Razem z Deanem odwrócili się i spojrzeli w głąb pomieszczenia. Na drewnianym stole znajdowało się kilka dziwnie wyglądających słoików, a na samym końcu niewielka wanna z czerwoną cieczą. Pełno much latało wokół metalowych wiader, z których wystawały kawałki mięsa i kości.
- Zaraz puszczę pawia – wyszeptał Dean, a Sam natychmiast zgromił go wzrokiem. Starszy Winchester zrobił przepraszającą minę. Kiedy Sam się odwrócił, wytknął mu język. 
         Od kilku minut cała trójka milczała. Nicole miała wrażenie, że siedzą w tym śmierdzącym pokoju od godziny. W pewnym momencie Sam poderwał się do pozycji stojącej i kiwnął im głową.
- Poszedł.
         Ponownie wyszli na wąski korytarz. Przemieszczali się do przodu, stykając się niemal ramionami. Po drodze mijali kolejne drzwi. Wytężali wzrok i słuch, aby móc wychwycić najmniejszy ruch lub dźwięk. Nagle korytarz powiększył się, a ci znaleźli się naprzeciwko kolejnych metalowych drzwi. Te jednak miały dwie niewielkie szyby, znajdujące się na wysokości ich głów. Przybliżyli się do nich i spojrzeli w głąb pomieszczenia. Dwie jarzeniówki rzucały blade światło na przywiązaną do metalowego krzesła postać. Broda czarnoskórego, łysego mężczyzny w garniturze dotykała klatki piersiowej. Nie ruszał się. Niedaleko niego stał podłużny stół z mnóstwem różnych narzędzi, w tym strzykawek i baniaków z krwią i wodą święconą. Nad stołem znajdowała się dźwignia. Dopiero teraz zauważyli, że z nóg mężczyzny wystawały metalowe pręty, z których odchodziły druty i kable, które znikały w ścianie tuż przy dźwigni. 
        Dean wyciągnął rękę i już zamierzał pchnąć drzwi, kiedy Nicole złapała go za rękę.
- Zgłupiałeś? Chcesz tam wejść?
- Ten na krześle pewnie dawno już nie żyje. Widziałaś ile jest krwi na podłodze? Z pewnością wycisnęli go niczym gąbkę.
- Tylko się rozejrzymy – odezwał się Sam. 
        Minął ich i jako pierwszy wszedł do pomieszczenia. Echo ich kroków cicho odbijało się od betonowych ścian, kiedy powoli zbliżali się do mężczyzny.
- Campbellowie urządzili sobie tu salę tortur czy co?- wyszeptał Dean.
- Trafiłeś w sedno. – Usłyszeli grubszy głos. Cała trojka podskoczyła, chwyciła za broń i wymierzyła w mężczyznę na krześle. Ich oddechy przyspieszyły. Nieznajomy zaśmiał się i powili podniósł głowę.
- Bardzo kurwa śmieszne – syknął Dean, unosząc brwi do góry.
- Bracia Winchester i Watson, nieustraszeni pogromcy, którzy pragną, aby na świecie zapanował pokój – powiedział mężczyzna, wlepiając w nich swoje ciemne oczy. – Bardzo chciałem was poznać.
- A ty, co za jeden? – odezwał się Sam. Mężczyzna uśmiechnął się, a następnie otworzył usta. Usłyszeli chrząkanie, a im oczom ukazały się ostre, jak brzytwa wampirze zęby.
- Można było się domyślić – prychnął Dean. – Nafaszerowali cię krwią umarlaka?
- Też. Ale nie jestem zwykłym wampirem, na którego te wasze dziecinne sztuczki podziałają.
- Pewnie uważasz się za okaz nie z tej ziemi, co? – ciągnął Dean.
- Jestem alfą. – Łowcy spojrzeli po sobie, a następnie znów utkwili wzrok w mężczyźnie. – Jestem pierwszym wampirem, który został stworzony. Pierwszym i najpotężniejszym.
- Moment – przerwała mu Nicole. –Skoro jesteś tym pierwszym, to kto cię stworzył?
- Wszyscy mamy matki, czyż nie? – odpowiedział, unosząc jedną brew do góry. Jego głos był spokojny, a twarz nie wyrażała żadnych emocji.
- Czego chce od ciebie Samuel? – zapytał Dean, robiąc krok w jego stronę.
- Chce wiedzieć, gdzie tacy, jak ja trafiają po śmierci. Chce odnaleźć Czyściec.
- Czyściec?- powiedzieli równocześnie. Wampir pokiwał głową.
- I według mnie wasz stary znajomy działa na czyjeś zlecenie – kontynuował wampir z drwiącym uśmiechem.
- Wiedziałem, że coś jest nie tak – odparł Dean. 
        Wtedy alfa zaniósł się głośnym śmiechem, a łowcy usłyszeli szczęk odbezpieczonych magazynków. Winchesterowie i Watson dalej celowali w wampira, a trójka innych osób, celowała w ich głowy. Zamarli. Przez chwilę nikt się nie poruszył. Nikt się nie odezwał. Dopiero, kiedy śmiech wampira ucichł, usłyszeli za plecami głos Samuela.
- Brawo. Jesteście z siebie zadowoleni?
- Byłbym zadowolony, gdybym mógł ci przyłożyć- odwarknął Dean.
- Charakterek Johna – skwitował Samuel. – Odkryliście nasze tajne miejsce. Mogłem się tego domyślić. Jak tylko zjawił się Dean, byłem przekonany, że w końcu zaczniecie węszyć.
- Jak widać dobrze się stało – odpowiedziała Nicole. – Powiesz nam coś więcej o Czyśćcu?
- Ta wampirza kupa gówna się wygadała – powiedział Christian, który stał tuż za Deanem i przyciskał mu do głowy lufę pistoletu.
- Nie muszę się wam z niczego tłumaczyć – ciągnął swoje Samuel, który stał za Nicole. 
         Sam domyślił się, że do niego celuje Mark. Zastanawiał się gdzie jest Gwen i czy ona wie, co się tu dzieje. Jego wątpliwości szybko zostały rozwiane, kiedy do środka weszła kolejna osoba.
- O co chodzi? – zapytała Gwen, spoglądając na tą dziwną scenę.
- Komplikacje moja droga – odpowiedział Samuel, a Nicole prychnęła pod nosem. – W naszych szeregach są zdrajcy. Właśnie ich dorwaliśmy.
- O czym ty mówisz? Że niby Sam i Nicole…
- Dokładnie. – Spojrzał na wnuków i Watson. Przycisnął lufę mocniej do jej głowy. – Opuścicie broń, a może obejdzie się bez zbędnych komplikacji.
- Bo ci na tyle ufam – odparł przez zaciśnięte zęby Dean.
- Lepiej posłuchaj albo nafaszeruję ją nabojami – rzucił Samuel, po raz kolejny mocniej przyciskając lufę do głowy dziewczyny.
- Dobra. Stop. Nie gorączkuj się tak – odpowiedział starszy Winchester. – Wolałbym załatwić to w pokojowy sposób. Czy możesz, choć przez chwilę przestać do nas celować? Nie każę ci odłożyć broni.
- Liczę do trzech – powiedział Samuel i odsunął się od dziewczyny. Christian i Mark poszli w jego ślady, choć nadal celowali w łowców. 
– Raz, dwa… trzy. 
        Nicole, Dean i Sam powoli odłożyli pistolety na ziemię. Prostując się, odwrócili się w stronę Campbellów, starając się nie robić żadnych gwałtownych ruchów, aby nie sprowokować strzału. Christian doskoczył do Deana i zerwał mu torbę z ramienia. Otworzył ją i zacmokał.
- Pełen arsenał – rzucił przez ramię. – Nie wiedzieli, czego mogą się spodziewać.
- Widzicie, jak to się kończy, kiedy wtykacie nosy w nie swoje sprawy – powiedział Samuel, spoglądając po kolei na każdego.
- Znając nasze cholerne szczęście, to z pewnością po odnalezieniu przez ciebie Czyśćca – o ile on istnieje- to my musielibyśmy posprzątać ten bałagan – odpowiedział Dean.
- Oh, jakie masz ciężkie życie Dean – odparł teatralnie Christian. – Nie trzeba było wracać. Lepiej byłoby gdybyś siedział pod pantoflem swojej zdzirowatej panienki i zostawił polowanie osobą, które są w tym dobre. – Dean zazgrzytał zębami. – Nicole chyba się ze mną zgodzi? – Wszyscy spojrzeli na Watson.
- Pieprz się – wysyczała, prawie nie otwierając ust. 
        Nagle zamrugało światło. Łowcy rozejrzeli się dookoła.
- To ty? – zapytał Sam.
- Nie – odpowiedziała szybko.
- Samuel! – krzyknęła Gwen, wskazując na coś, co było za ich plecami. Ja na rozkaz cała szóstka odwróciła się w stronę krzesła, które teraz było puste.
- Kurwa – rzucił Christian. – Jak on…
- Jest alfą idioto – warknęła Nicole. – Myśleliście, że krew umarlaka i prąd podziała na niego w takim samym stopniu, jak na normalnego wampira?
- Dostał taką dawkę, że już dawno powinien zdechnąć – odpowiedział Samuel. 
        Przez chwilę nikt się nie odezwał. Otoczyła ich cisza. Jednak kiedy tylko zgasło światło, usłyszeli przewracający się stolik, rozbijane szklane naczynia. Coś przeleciało blisko głowy Nicole. Głośny charchot odbijał się od ścian, potęgując jego moc. Campbellowie otworzyli ogień. W środku było ciemno, więc nie patrzyli, w co lub w kogo celują. W ostatniej chwili Dean powalił na ziemię Nicole. Kule świstały nad ich głowami, trafiając w to, co napotkały na swej drodze.
- Nic ci nie jest? – zapytał.
- Nie.
- Sam!
- Jestem!
        Nagle zapaliło się światło. Campbellowie przestali strzelać. Pomieszczenie wyglądało, jak pobojowisko. Niemalże wszystko było poprzewracane lub rozwalone. W powietrzu unosił się zapach prochu. W uszach szumiało im od strzałów. Głośny krzyk sprawił, że wszyscy odwrócili się w stronę Gwen. Dopiero teraz zobaczyli martwe ciała dwóch Campbellów. Mark leżał kawałek dalej, cały ubabrany krwią. Z jego krtani wypływała czerwona ciecz. Christian znajdował się w tym samym miejscu, w którym stał zanim zgasły światła. Miał skręcony kark.
- Nie – jęknęła Gwen, ale nie była wstanie do nich podejść.
- Podnieść się – rozkazał łowcom Samuel. 
         Ci bez protestów wstali, nie odrywając oczu od martwych kuzynów. Tylko Nicole dalej klęczała, w dalszym ciągu rozglądając się po pomieszczeniu. W końcu i ona powoli podniosła się i utkwiła wzrok w Samuelu.
- Weźcie je – wskazał na ich leżące pistolety. Wykonali polecenie.
- On nadal tu jest – powiedziała Gwen wilgotnym głosem. Po jej policzkach płynęły łzy.
- Spokojnie – odparł Samuel i w tym momencie ponownie zgasło światło. 
         Campbellowie ponownie otworzyli ogień. To co działo się w środku było mieszaniną krzyków, strzałów i uderzeń. Coś podcięło Samowi nogi. Upadł na betonową podłogę, a pistolet wyleciał z jego rąk. Gwen z drżącymi rękami, strzelała na oślep, modląc się w duchu, aby udało im się wydostać z tego piekła. Samuel starał się wyłapywać podejrzane dźwięki i tam kierował lecące kule. 
          Nicole poczuła, że coś uderza ją w plecy. Dla zachowania równowagi zrobiła kilka kroków do przodu. Rozległ się kolejny strzał i dziewczyna syknęła z bólu. Poczuła w ramieniu przeszywający ból, który promieniował aż do palców. Ciepła krew zalała ubranie. Odskoczyła do ściany, unikając kolejnych pocisków. Poczuła długie palce zaciskające się na jej szyi, a następnie czyjeś wargi na ramieniu. Symbole wymalowane w budynku blokowały jej moce. Brakowało jej tchu. Nagle jednak uścisk się poluzował, a ona zjechała plecami po ścianie.
         Dean starał się znaleźć pozostałych. Schodząc z linii ognia, rozglądał się dookoła, mierząc z pistoletu i próbując zidentyfikować każdy nienaturalny ruch. Wielokrotnie rzucał się na ziemię, aby ominąć sunące ku niemu pociski. 
          W pewnym momencie włączyło się światło i wszystko ustało. Zobaczył ciężko dyszącą Nicole i Sama, który na klęczkach szukał swojej broni. Gwen stała nie ruchomo wciśnięta w przeciwległą ścianę. Dean odwrócił się i spojrzał na Samuela, który zamarł bez ruchu. Wstrzymał oddech, kiedy zza jego pleców wyłonił się wampir.
- Ale mieliśmy imprezę – powiedział zadowolony alfa, a jego dłoń mocniej zacisnęła się na szyi Campbella. – Trzeba to kiedyś powtórzyć.
- Oby, jak najszybciej –usłyszeli głos Christiana. Nawet alfa odwrócił się w stronę dwóch mężczyzn, którzy powrócili do życia. Ich oczy były czarne, jak węgiel, a usta wykrzywione w szyderczym uśmiechu.
- Nie – rzucił wampir i zanim ktokolwiek zdążył zareagować, już go nie było.
- Pieprzony tchórz – skwitował Mark. 
        Samuel dysząc ciężko, spojrzał na swoich krewnych. W jego wzroku było pełno niedowierzania, wątpliwości i zawodu.
- Jak wy – wydusił z siebie.
- Od dawna tam byli – powiedział kolejny głos. Wszyscy odwrócili się do wchodzącego mężczyzny.
- Crowley – odezwał się Dean.
- Miło mi znowu was widzieć – odparł z uśmiechem demon. Jak zwykle miał idealnie ułożone włosy, a jego brązowe oczy spoglądały na każdego po kolei. Cmoknął i przygładził czarną marynarkę. 
– Ktoś musiał cię pilnować. W końcu powierzyłem ci ważne zadanie.
- To dla niego pracujesz? – odezwał się Sam.
- Dla mnie szuka Czyśćca.
- Mamy umowę Crowley – syknął Samuel.
- Pamiętam.
- Pieprzony zdrajca – wypaliła Nicole, krzywiąc się. Spojrzała na Campbella z nieukrywaną odrazą.
- Bardzo dobrze się stało, że spotykamy się właśnie w takim gronie – ciągnął swoje Crowley. – Bo i dla was mam propozycję nie do odrzucenia.
- Nie wchodzimy z tobą w żadne układy – warknął Dean.
- Wejdziecie. Zobaczycie, że wejdziecie. – Odwrócił się od nich, rozejrzał z zainteresowaniem po pomieszczeniu. – Mieliście kupę zabawy. – Ponownie spojrzał na łowców. – Przejdźmy do umowy…
- Żadnej umowy – przerwał mu Dean.
- Obawiam się Dean, że nie będziesz miał wyjścia. Otóż, wskrzesiłem Samuela i wyciągnęłam Nicole i Sama z klatki. – Cała trójka zrobiła wielkie oczy. – Tak. Za tym nie stał żaden anioł. Po odejściu Lucyfera zostałem Królem Piekła. Mam znacznie większe możliwości. Pomyślałem, że przydacie się w szukaniu Czyśćca. Samuel z chęcią poszedł na pewien układ. Miał też odnaleźć was i zwerbować do pomocy. Niestety widzę, że dogadać to się nie umiecie. Dlatego mam dla was osobną propozycję. Wy uruchomicie swoje kontakty i doprowadzicie mnie do Czyśćca, a ja oddam duszę Samowi.
- Ty ją masz? – wydusiła Nicole.
- Mam. Coś za coś. Czyściec za duszę Sama. To chyba uczciwa propozycja.
- Skąd możemy mieć pewność, że nie kłamiesz.
- Musisz uwierzyć mi na słowo. Ja wywiązuje się z zawartych umów. – Spojrzał na zegarek i cmoknął. – Czas mnie goni. Zastanówcie się nad tą propozycją. 
         Kiedy to powiedział, zniknął. Przez chwilę nikt się nie ruszał. Wszyscy w milczeniu analizowali to, co przed chwilą usłyszeli.
- Dlaczego nic nie powiedziałeś?- Ciszę przerwał drżący głos Gwen. Samuel tylko pokręcił głową.
- Ciekawe co ci obiecał, że zgodziłeś się na taki układ  - powiedział Sam. Campbell zacisnął usta, a następnie wlepił oczy w młodszego Winchestera. Wziął głęboki oddech.
- Obiecał wskrzesić moją córkę. – Dean i Sam wymienili szybko spojrzenia. – Chcę by żyła. Była moim największym skarbem i nie zasłużyła na to, co ją spotkało.
- Nie powinieneś bawić się w Boga, to nie przynosi nic dobrego – powiedział Dean.
- To mówi ten, który zaprzedał duszę za życie brata – odpowiedział Samuel, a starszy Winchester przełknął ślinę. – Crowley zdążył mi dużo o was opowiedzieć. Nie wiedziałem tylko, że jesteś takim hipokrytą.
- Dość – rzuciła Nicole. Podniosła się i spojrzała na Samuela. Prawą ręką w dalszym ciągu uciskała krwawiącą ranę. 
– Od teraz bawisz się w to sam. – Odwróciła się i ruszyła w stronę wyjścia.
- Nicole zaczekaj!
- Nie Sam, bo zaraz przestanę się kontrolować i urwę mu łeb. 
          Nawet na nią nie patrząc, minęła zszokowaną Gwen i wyszła na korytarz. Ramię potwornie bolało. Wiedziała, że jak stąd wyjdzie, usunie kulę, to rana zacznie się goić. Zaraz obok niej pojawili się Winchesterowie.
- Nic wam nie jest? – zapytała, nadal będąc kilka kroków przed nimi.
- W porządku – odpowiedzieli.
- Niechętnie to przyznaję, ale miałeś rację Dean. – Winchester uniósł brwi do góry. – Samuel to zakłamane ścierwo. Dziwię się, że żadne z nas tego wcześniej nie zauważyło.
- Jestem pod wrażeniem – odparł starszy z braci.
- Ciężko się nie zgodzić – stwierdził Sam. – Daliśmy ciała.
- Wracajmy do Bobby’ego – zarządziła Nicole. 


***
Myślałam, że już nigdy nie uda mi się dodać tej notki. Serio... Jak nie problemy z przeglądarką, to później pierwszy raz blogger robił mi problemy. Ale w końcu się udało. Dlatego możecie znaleźć w tekście jakieś błędy - próbowałam wszystko wyłapać, ale po takiej "walce" mogłam co nieco przeoczyć. Rozdział pewnie nie jest dla was zaskoczeniem. Co prawda najpierw myślałam o tym, aby odstrzelić łepetynę Samuelowi, ale w końcu pomyślałam, że to jeszcze nie jest jego czas. Mam nadzieję, że rozdział się wam spodobał. Pozdrawiam :)

11 komentarzy:

  1. Rozdział strasznie mi się podoba;D Dużo się w nim dzieje, a ja właśnie lubię takie notki:) Na pierwszy rzut oka widać, że Nicole i Deana dalej do siebie ciągnie tylko nie potrafią się dogadać. Fajnie, że pojawił się Crowley, jest jednym z moich ulubionych bohaterów, więc jestem zadowolona:)

    Zapraszam do siebie na pierwszy rozdział Księgi II:)
    Pozdrawiam;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciesz się, że rozdział ci się spodobał. Nie da się ukryć, że coś tam do siebie ta dwójka ma. Widzę, że trafiłam z postacią :) Crowley jeszcze nie raz się pojawi. Pozdrawiam

      Usuń
  2. Haha to z nieczułym draniem było dobre :D No, ale Sam jest tym samem bez duszy. Matko, jaki typek, pf. Czasami te Twoje opisy mnie obrzydzają hahaha
    No ciekawe w sumie niby jak został stworzony pierwszy wampir... no Matka to zrobiła ok., ale jak? (jest to gdzieś okreś... ooooo ja już wiem tzn przypominam sobie ^^ dobra pytania nie było :D)
    Jaaak ja nie trawie tego Samuela! Jak on może być takim dupkiem? Wkręcił wnuków w takie bagno, co to za człowiek wrr
    Fakt, oni musieliby sprzątać po tym starym zgredzie. Uuu fajne opisy, fajne :D
    No ta dwójka pajaców to idealnie pasuje na demony, chociaż nie wiem, jacy z nich byli ludzie. No Samuel to jest ścierwo, nie ma tu w ogóle, o czym gadać. Ja to się dziwie, że mu jednak tego łba nie oderwali, przecież ja na ich miejscu to bym się nie kontrolowała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę przyznać, że i mi się ta kwestia podoba - jakoś samo tak mi się napisało :) Heheh bo musi być czasami strasznie, fu i ble, aby nie było za mdławo. Ja tam nigdy za Campbellami nie przepadałam. Heh no jak to z Winchesterami bywa oni zawsze trafiają na sam środek jakiegoś bagna i muszą się potem z tego wyciągać. Nie mogli oderwać bo jeszcze będzie spotkanie z dziadziem i dlatego to chodzące coś musi jeszcze żyć :D

      Usuń
    2. Haha takie "samo mi się napisało" zawsze wychodzi najlepiej :D
      Myślałam, że napiszesz "żeby nie było zbyt cacy" haha ale fakt racja, po za tym, kto widział cukierkowe SPN?
      ... powiem tak - fajnie i nie fajnie :D Fajnie, że sie zapowiada akcja, a nie fajnie, że będzie dziadziu ;)

      Usuń
  3. Dużo się działo, naprawdę podoba mi się to opowiadanie (ale ty o tym przecież wiesz). Aleź Nicole i Dean się kochają? Tak pewnie to miłość, bo kto się czubi ten się lubi, a tu widać, jak doskonale potrafią doprowadzić się niemalże do szału. Tekst Deana do Sama - mistrzostwo. Od samego początku nie lubię Campbellów. Denerwują mnie. Mam nadzieję, że szybko się z nimi rozprawią i baj baj rodzinko. No i oczywiście pojawił się demon- Crowley. Kiedyś go lubiłam, ale teraz zaczął działać mi na nerwy. Choć sama nie wiem czemu. Już byłam przekonana, że Nicole zrobi rozrubę za to, że Samuel ich okłamywał, a tu jednak opanowała się. Hmmm fajna część, podobało mi się. Na koniec nie napiszę nic odkrywczego - po prostu czekam na next :) Pozdrawiam M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :) Doceniam to. Czy się kochają czy nie to wiedzą tylko oni, ale coś w tym jest heheh. Też ich nie lubię i nie polubię. A ja tego akurat demona lubię. W serialu nieźle go wykreowali i faktycznie jest tak, że raz się go lubi a zaraz gostek zraża do siebie - tak przeskakuje. A ja na koniec napiszę, że wpadaj do mnie częściej :)

      Usuń
  4. To znowu ta upierdliwa :D
    Zapraszam na nowy rozdział :)
    http://wyszeptana-nadzieja.blogspot.com/
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. No i co oni teraz zrobią? Ja na miejscu Deana dziadkowi bym łeb rozwaliła :D A ot tak dla zabawy ;)
    Co w tekście pojawia sie Crowley to przed oczami mam go i jego chrypiący głos Hello Boys ;)) No nie wiem czemu.
    I jak dalej bdyie sie tocyz roymowa Deana y Nicole. Bo to mnie te od pocytku nurtuje ;)
    Czekam na kolejny i jednocześnie informuje, że na corka-trenera.blogspot.com pojawił sie kolejny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej ;) Zapraszam na nowe rozdziały :)
    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Taa to znowu ja ;P Zapraszam na
    http://wyszeptana-nadzieja.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń