- Nie mogłaś nas ostrzec? – zapytał Dean,
zezując w stronę Nicole. Właśnie pojawili się przy opustoszałym budynku. Na
dworze od godziny panowała noc. Tu gdzie wylądowali było jeszcze ciemniej.
Działała tylko jedna latarnia uliczna. Na około nich stały trzy budynki. Po pozostałych
zostały tylko gruzy i fundamenty. Miejsce to wyglądało na opustoszałe i
zapomniane.
- Przecież powiedziałam.
- Zobaczcie, jak długo stoją, trzeba to
sprawdzić? – ciągnął dalej Dean. – To nie jest ostrzeżenie. – Watson
przewróciła oczami i wychyliła się zza budynku. Dostrzegła furgonetkę
Campbellów.
- Halo? Ja nadal do ciebie mówię i…
- Tak, słyszę. Chłapiesz jadaczką wtedy,
kiedy powinieneś siedzieć cicho – odparła, nie odwracając się w jego stronę.
Dean przejechał dłonią po twarzy, ciężko westchnął i już otwierał usta, aby jej
odpowiedzieć, kiedy uprzedził go Sam.
- Zamknijcie się oboje.
- Yhy… Rozkazuj nam nieczuły draniu – rzucił
Dean i skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
Nagle tuż obok niego pojawiła się
Nicole i zacisnęła dłoń na jego koszulce. Starszy Winchester musiał zrobić krok
do tyłu, aby złapać równowagę.
- Bądź cicho – wysyczała. Jej twarz była tak
blisko jego twarzy, że mimo mroku, doskonale widział jej długie rzęsy i
czekoladowe tęczówki.
– Jezu… Przechodzisz menopauzę czy co? O wszystko
jęczysz.
- Teraz to ty się czepiasz – skwitował,
łapiąc ją za nadgarstek i odrywając rękę od jego ubrania.
- Dobra, wy dwoje. – Między nimi stanął Sam.
– Zanim się tu pozabijacie, to mamy robotę do wykonania.
- Przecież wiem – odpowiedzieli jednocześnie,
a następnie zmierzyli się wzrokiem.
Dziewczyna prychnęła pod nosem i ponownie
wychyliła się zza ściany.
- Sprawdź, czy są w tym budynku. – Usłyszała
głos Sama niedaleko lewego ucha. Kiwnęła tylko głową i wzięła głębszy oddech.
Zamknęła oczy i skupiła się Campbellach. Głosy, które pojawiły się w jej głowie
były niewyraźne. Coś strasznie skrzypiało i trzeszczało, jakby ktoś przyłożył
jej do uszu nieustawione radio. Skrzywiła się, kiedy coś chrupnęło. Otworzyła oczy.
Ciągle piszczało jej w uszach. Pokręciła szybko głową, jakby mogłoby to
wyłączyć uciążliwy dźwięk.
- Co jest? – zapytał Dean, podchodząc do
niej.
- Mam w mózgu techno party z bardzo kiepskim
dj-em – odpowiedziała Nicole.
- Bardzo obrazowe – rzucił starszy
Winchester.
- Jak myślisz, co to może być? – zwrócił się
do niej Sam.
- Bo ja wiem… Jakieś ochronne symbole przeciw
aniołom?
- To Samuel je zna? – ciągnął Dean.
Sam i
Nicole spojrzeli na siebie, a następnie wzruszyli ramionami. O ile pamiętali,
nic Campbellom nie mówili o jakichkolwiek znakach, odsyłaczach czy innych
zabezpieczeniach przeciwko skrzydlatym. Czy możliwe, że sam znalazł na ten
temat informacje? A może sami się kiedyś wygadali i teraz tego nie pamiętają?
- Ekstra – skwitował Dean i sam wyjrzał zza
ściany. – Ale na pewno są tam? – Wskazał brodą na budynek przed sobą.
- Na pewno – odpowiedziała Nicole.
- To mi wystarczy.
Dean wyprostował się,
poprawił torbę, którą miał zarzuconą na ramieniu i powoli ruszył w stronę
samochodu. Sam i Nicole wymienili szybko spojrzenia i poszli za nim. Ukucnęli
za furgonetką. Z każdej strony otaczała ich cisza. Do ich uszu dochodziły tylko
ich oddechy, które teraz wydawały się być głośniejsze niż zawsze. Dean kiwnął
głową i machnął ręką, dając im znak, że czas ruszyć dalej. Zakradli się pod
ciężkie metalowe drzwi.
- Poczekaj – szepnął Dean, nachylając się w
jej stronę. Na policzku poczuła jego ciepły oddech. – Co jeśli faktycznie
budynek naszpikowany jest znakami przeciw aniołom?
- Nie zapominaj, że jestem w połowie
człowiekiem. Nie zadziałają tak, jak zadziałać powinny. Mogą wyłączyć tą moją
anielską stronę.
- Osłabią cię?
- Na przykład mogą wyłączyć moje moce.
- Na pewno chcesz iść tam z nami?
- Ty koniecznie chcesz dzisiaj oberwać –
powiedziała przez zaciśnięte zęby.
- Skoro już wszystko ustaliliście – rzucił
Sam i ciężko westchnął. – To wejdźmy tam w końcu, bo nie mamy całego dnia.
Oboje musieli przyznać mu rację. Kiwnęli
tylko głowami i przesunęli się, aby Sam mógł otworzyć drzwi. Ukucnął i zaczął
majstrować przy zamku. Znów otoczyła ich cisza. W końcu usłyszeli ciche
pyknięcie i Sam otworzył drzwi. Wślizgnęli się do środka.
Gdy tylko zrobiła krok do przodu, poczuła,
jak na jej ciele pojawia się gęsia skórka. Wyczuwała namalowane symbole, które
porozrzucane były po całym budynku. Dodatkowo panował tu chłód, a w powietrzu
unosił się zapach wilgoci i krwi. Ponownie spojrzeli po sobie i wolnym krokiem
ruszyli wzdłuż wąskiego korytarza. Nad ich głowami znajdowały się migające
świetlówki, które jako tako rozświetlały brudne pomieszczenie.
Nagle usłyszeli
kroki. Zanim Dean albo Nicole zdążyli zareagować, Sam pociągnął ich za sobą do
sąsiedniego pokoju. Cicho zamknął drzwi i przysunął do nich twarz, nasłuchując.
Dopiero po chwili Nicole zdała sobie sprawę, że to właśnie stąd dochodzi
przykry odór zgniłego mięsa i krwi. Razem z Deanem odwrócili się i spojrzeli w
głąb pomieszczenia. Na drewnianym stole znajdowało się kilka dziwnie
wyglądających słoików, a na samym końcu niewielka wanna z czerwoną cieczą.
Pełno much latało wokół metalowych wiader, z których wystawały kawałki mięsa i
kości.
- Zaraz puszczę pawia – wyszeptał Dean, a Sam
natychmiast zgromił go wzrokiem. Starszy Winchester zrobił przepraszającą minę.
Kiedy Sam się odwrócił, wytknął mu język.
Od kilku minut cała trójka milczała.
Nicole miała wrażenie, że siedzą w tym śmierdzącym pokoju od godziny. W pewnym
momencie Sam poderwał się do pozycji stojącej i kiwnął im głową.
- Poszedł.
Ponownie wyszli na wąski korytarz.
Przemieszczali się do przodu, stykając się niemal ramionami. Po drodze mijali
kolejne drzwi. Wytężali wzrok i słuch, aby móc wychwycić najmniejszy ruch lub
dźwięk. Nagle korytarz powiększył się, a ci znaleźli się naprzeciwko kolejnych
metalowych drzwi. Te jednak miały dwie niewielkie szyby, znajdujące się na
wysokości ich głów. Przybliżyli się do nich i spojrzeli w głąb pomieszczenia.
Dwie jarzeniówki rzucały blade światło na przywiązaną do metalowego krzesła
postać. Broda czarnoskórego, łysego mężczyzny w garniturze dotykała klatki
piersiowej. Nie ruszał się. Niedaleko niego stał podłużny stół z mnóstwem
różnych narzędzi, w tym strzykawek i baniaków z krwią i wodą święconą. Nad
stołem znajdowała się dźwignia. Dopiero teraz zauważyli, że z nóg mężczyzny
wystawały metalowe pręty, z których odchodziły druty i kable, które znikały w
ścianie tuż przy dźwigni.
Dean wyciągnął rękę i już zamierzał pchnąć drzwi, kiedy
Nicole złapała go za rękę.
- Zgłupiałeś? Chcesz tam wejść?
- Ten na krześle pewnie dawno już nie żyje.
Widziałaś ile jest krwi na podłodze? Z pewnością wycisnęli go niczym gąbkę.
- Tylko się rozejrzymy – odezwał się Sam.
Minął ich i jako pierwszy wszedł do pomieszczenia. Echo ich kroków cicho
odbijało się od betonowych ścian, kiedy powoli zbliżali się do mężczyzny.
- Campbellowie urządzili sobie tu salę tortur
czy co?- wyszeptał Dean.
- Trafiłeś w sedno. – Usłyszeli grubszy głos.
Cała trojka podskoczyła, chwyciła za broń i wymierzyła w mężczyznę na krześle.
Ich oddechy przyspieszyły. Nieznajomy zaśmiał się i powili podniósł głowę.
- Bardzo kurwa śmieszne – syknął Dean,
unosząc brwi do góry.
- Bracia Winchester i Watson, nieustraszeni
pogromcy, którzy pragną, aby na świecie zapanował pokój – powiedział mężczyzna,
wlepiając w nich swoje ciemne oczy. – Bardzo chciałem was poznać.
- A ty, co za jeden? – odezwał się Sam.
Mężczyzna uśmiechnął się, a następnie otworzył usta. Usłyszeli chrząkanie, a im
oczom ukazały się ostre, jak brzytwa wampirze zęby.
- Można było się domyślić – prychnął Dean. –
Nafaszerowali cię krwią umarlaka?
- Też. Ale nie jestem zwykłym wampirem, na
którego te wasze dziecinne sztuczki podziałają.
- Pewnie uważasz się za okaz nie z tej ziemi,
co? – ciągnął Dean.
- Jestem alfą. – Łowcy spojrzeli po sobie, a
następnie znów utkwili wzrok w mężczyźnie. – Jestem pierwszym wampirem, który
został stworzony. Pierwszym i najpotężniejszym.
- Moment – przerwała mu Nicole. –Skoro jesteś
tym pierwszym, to kto cię stworzył?
- Wszyscy mamy matki, czyż nie? – odpowiedział, unosząc jedną brew do góry. Jego głos był spokojny, a twarz nie
wyrażała żadnych emocji.
- Czego chce od ciebie Samuel? – zapytał
Dean, robiąc krok w jego stronę.
- Chce wiedzieć, gdzie tacy, jak ja trafiają
po śmierci. Chce odnaleźć Czyściec.
- Czyściec?- powiedzieli równocześnie. Wampir
pokiwał głową.
- I według mnie wasz stary znajomy działa na
czyjeś zlecenie – kontynuował wampir z drwiącym uśmiechem.
- Wiedziałem, że coś jest nie tak – odparł
Dean.
Wtedy alfa zaniósł się głośnym śmiechem, a łowcy usłyszeli szczęk
odbezpieczonych magazynków. Winchesterowie i Watson dalej celowali w wampira, a
trójka innych osób, celowała w ich głowy. Zamarli. Przez chwilę nikt się nie
poruszył. Nikt się nie odezwał. Dopiero, kiedy śmiech wampira ucichł, usłyszeli
za plecami głos Samuela.
- Brawo. Jesteście z siebie zadowoleni?
- Byłbym zadowolony, gdybym mógł ci
przyłożyć- odwarknął Dean.
- Charakterek Johna – skwitował Samuel. –
Odkryliście nasze tajne miejsce. Mogłem się tego domyślić. Jak tylko zjawił się
Dean, byłem przekonany, że w końcu zaczniecie węszyć.
- Jak widać dobrze się stało – odpowiedziała
Nicole. – Powiesz nam coś więcej o Czyśćcu?
- Ta wampirza kupa gówna się wygadała –
powiedział Christian, który stał tuż za Deanem i przyciskał mu do głowy lufę
pistoletu.
- Nie muszę się wam z niczego tłumaczyć –
ciągnął swoje Samuel, który stał za Nicole.
Sam domyślił się, że do niego
celuje Mark. Zastanawiał się gdzie jest Gwen i czy ona wie, co się tu dzieje.
Jego wątpliwości szybko zostały rozwiane, kiedy do środka weszła kolejna osoba.
- O co chodzi? – zapytała Gwen, spoglądając
na tą dziwną scenę.
- Komplikacje moja droga – odpowiedział
Samuel, a Nicole prychnęła pod nosem. – W naszych szeregach są zdrajcy. Właśnie
ich dorwaliśmy.
- O czym ty mówisz? Że niby Sam i Nicole…
- Dokładnie. – Spojrzał na wnuków i Watson.
Przycisnął lufę mocniej do jej głowy. – Opuścicie broń, a może obejdzie się bez
zbędnych komplikacji.
- Bo ci na tyle ufam – odparł przez
zaciśnięte zęby Dean.
- Lepiej posłuchaj albo nafaszeruję ją
nabojami – rzucił Samuel, po raz kolejny mocniej przyciskając lufę do głowy
dziewczyny.
- Dobra. Stop. Nie gorączkuj się tak –
odpowiedział starszy Winchester. – Wolałbym załatwić to w pokojowy sposób. Czy
możesz, choć przez chwilę przestać do nas celować? Nie każę ci odłożyć broni.
- Liczę do trzech – powiedział Samuel i
odsunął się od dziewczyny. Christian i Mark poszli w jego ślady, choć nadal
celowali w łowców.
– Raz, dwa… trzy.
Nicole, Dean i Sam powoli odłożyli
pistolety na ziemię. Prostując się, odwrócili się w stronę Campbellów, starając
się nie robić żadnych gwałtownych ruchów, aby nie sprowokować strzału.
Christian doskoczył do Deana i zerwał mu torbę z ramienia. Otworzył ją i
zacmokał.
- Pełen arsenał – rzucił przez ramię. – Nie
wiedzieli, czego mogą się spodziewać.
- Widzicie, jak to się kończy, kiedy wtykacie
nosy w nie swoje sprawy – powiedział Samuel, spoglądając po kolei na każdego.
- Znając nasze cholerne szczęście, to z
pewnością po odnalezieniu przez ciebie Czyśćca – o ile on istnieje- to my
musielibyśmy posprzątać ten bałagan – odpowiedział Dean.
- Oh, jakie masz ciężkie życie Dean – odparł
teatralnie Christian. – Nie trzeba było wracać. Lepiej byłoby gdybyś siedział
pod pantoflem swojej zdzirowatej panienki i zostawił polowanie osobą, które są
w tym dobre. – Dean zazgrzytał zębami. – Nicole chyba się ze mną zgodzi? –
Wszyscy spojrzeli na Watson.
- Pieprz się – wysyczała, prawie nie
otwierając ust.
Nagle zamrugało światło. Łowcy rozejrzeli się dookoła.
- To ty? – zapytał Sam.
- Nie – odpowiedziała szybko.
- Samuel! – krzyknęła Gwen, wskazując na coś,
co było za ich plecami. Ja na rozkaz cała szóstka odwróciła się w stronę
krzesła, które teraz było puste.
- Kurwa – rzucił Christian. – Jak on…
- Jest alfą idioto – warknęła Nicole. –
Myśleliście, że krew umarlaka i prąd podziała na niego w takim samym stopniu,
jak na normalnego wampira?
- Dostał taką dawkę, że już dawno powinien
zdechnąć – odpowiedział Samuel.
Przez chwilę nikt się nie odezwał. Otoczyła ich
cisza. Jednak kiedy tylko zgasło światło, usłyszeli przewracający się stolik,
rozbijane szklane naczynia. Coś przeleciało blisko głowy Nicole. Głośny
charchot odbijał się od ścian, potęgując jego moc. Campbellowie otworzyli
ogień. W środku było ciemno, więc nie patrzyli, w co lub w kogo celują. W
ostatniej chwili Dean powalił na ziemię Nicole. Kule świstały nad ich głowami,
trafiając w to, co napotkały na swej drodze.
- Nic ci nie jest? – zapytał.
- Nie.
- Sam!
- Jestem!
Nagle zapaliło się światło. Campbellowie
przestali strzelać. Pomieszczenie wyglądało, jak pobojowisko. Niemalże wszystko
było poprzewracane lub rozwalone. W powietrzu unosił się zapach prochu. W
uszach szumiało im od strzałów. Głośny krzyk sprawił, że wszyscy odwrócili się
w stronę Gwen. Dopiero teraz zobaczyli martwe ciała dwóch Campbellów. Mark
leżał kawałek dalej, cały ubabrany krwią. Z jego krtani wypływała czerwona
ciecz. Christian znajdował się w tym samym miejscu, w którym stał zanim zgasły
światła. Miał skręcony kark.
- Nie – jęknęła Gwen, ale nie była wstanie do
nich podejść.
- Podnieść się – rozkazał łowcom Samuel.
Ci
bez protestów wstali, nie odrywając oczu od martwych kuzynów. Tylko Nicole
dalej klęczała, w dalszym ciągu rozglądając się po pomieszczeniu. W końcu i ona
powoli podniosła się i utkwiła wzrok w Samuelu.
- Weźcie je – wskazał na ich leżące
pistolety. Wykonali polecenie.
- On nadal tu jest – powiedziała Gwen
wilgotnym głosem. Po jej policzkach płynęły łzy.
- Spokojnie – odparł Samuel i w tym momencie
ponownie zgasło światło.
Campbellowie ponownie otworzyli ogień. To co działo
się w środku było mieszaniną krzyków, strzałów i uderzeń. Coś podcięło Samowi
nogi. Upadł na betonową podłogę, a pistolet wyleciał z jego rąk. Gwen z
drżącymi rękami, strzelała na oślep, modląc się w duchu, aby udało im się
wydostać z tego piekła. Samuel starał się wyłapywać podejrzane dźwięki i tam
kierował lecące kule.
Nicole poczuła, że coś uderza ją w plecy. Dla zachowania
równowagi zrobiła kilka kroków do przodu. Rozległ się kolejny strzał i
dziewczyna syknęła z bólu. Poczuła w ramieniu przeszywający ból, który
promieniował aż do palców. Ciepła krew zalała ubranie. Odskoczyła do ściany,
unikając kolejnych pocisków. Poczuła długie palce zaciskające się na jej szyi,
a następnie czyjeś wargi na ramieniu. Symbole wymalowane w budynku blokowały
jej moce. Brakowało jej tchu. Nagle jednak uścisk się poluzował, a ona zjechała
plecami po ścianie.
Dean starał się znaleźć pozostałych. Schodząc z linii
ognia, rozglądał się dookoła, mierząc z pistoletu i próbując zidentyfikować
każdy nienaturalny ruch. Wielokrotnie rzucał się na ziemię, aby ominąć sunące
ku niemu pociski.
W pewnym momencie włączyło się światło i wszystko ustało.
Zobaczył ciężko dyszącą Nicole i Sama, który na klęczkach szukał swojej broni.
Gwen stała nie ruchomo wciśnięta w przeciwległą ścianę. Dean odwrócił się i
spojrzał na Samuela, który zamarł bez ruchu. Wstrzymał oddech, kiedy zza jego
pleców wyłonił się wampir.
- Ale mieliśmy imprezę – powiedział zadowolony
alfa, a jego dłoń mocniej zacisnęła się na szyi Campbella. – Trzeba to kiedyś
powtórzyć.
- Oby, jak najszybciej –usłyszeli głos
Christiana. Nawet alfa odwrócił się w stronę dwóch mężczyzn, którzy powrócili
do życia. Ich oczy były czarne, jak węgiel, a usta wykrzywione w szyderczym
uśmiechu.
- Nie – rzucił wampir i zanim ktokolwiek
zdążył zareagować, już go nie było.
- Pieprzony tchórz – skwitował Mark.
Samuel
dysząc ciężko, spojrzał na swoich krewnych. W jego wzroku było pełno
niedowierzania, wątpliwości i zawodu.
- Jak wy – wydusił z siebie.
- Od dawna tam byli – powiedział kolejny
głos. Wszyscy odwrócili się do wchodzącego mężczyzny.
- Crowley – odezwał się Dean.
- Miło mi znowu was widzieć – odparł z
uśmiechem demon. Jak zwykle miał idealnie ułożone włosy, a jego brązowe oczy
spoglądały na każdego po kolei. Cmoknął i przygładził czarną marynarkę.
– Ktoś
musiał cię pilnować. W końcu powierzyłem ci ważne zadanie.
- To dla niego pracujesz? – odezwał się Sam.
- Dla mnie szuka Czyśćca.
- Mamy umowę Crowley – syknął Samuel.
- Pamiętam.
- Pieprzony zdrajca – wypaliła Nicole,
krzywiąc się. Spojrzała na Campbella z nieukrywaną odrazą.
- Bardzo dobrze się stało, że spotykamy się
właśnie w takim gronie – ciągnął swoje Crowley. – Bo i dla was mam propozycję
nie do odrzucenia.
- Nie wchodzimy z tobą w żadne układy –
warknął Dean.
- Wejdziecie. Zobaczycie, że wejdziecie. –
Odwrócił się od nich, rozejrzał z zainteresowaniem po pomieszczeniu. –
Mieliście kupę zabawy. – Ponownie spojrzał na łowców. – Przejdźmy do umowy…
- Żadnej umowy – przerwał mu Dean.
- Obawiam się Dean, że nie będziesz miał
wyjścia. Otóż, wskrzesiłem Samuela i wyciągnęłam Nicole i Sama z klatki. – Cała
trójka zrobiła wielkie oczy. – Tak. Za tym nie stał żaden anioł. Po odejściu
Lucyfera zostałem Królem Piekła. Mam znacznie większe możliwości. Pomyślałem,
że przydacie się w szukaniu Czyśćca. Samuel z chęcią poszedł na pewien układ.
Miał też odnaleźć was i zwerbować do pomocy. Niestety widzę, że dogadać to się
nie umiecie. Dlatego mam dla was osobną propozycję. Wy uruchomicie swoje
kontakty i doprowadzicie mnie do Czyśćca, a ja oddam duszę Samowi.
- Ty ją masz? – wydusiła Nicole.
- Mam. Coś za coś. Czyściec za duszę Sama. To
chyba uczciwa propozycja.
- Skąd możemy mieć pewność, że nie kłamiesz.
- Musisz uwierzyć mi na słowo. Ja wywiązuje
się z zawartych umów. – Spojrzał na zegarek i cmoknął. – Czas mnie goni.
Zastanówcie się nad tą propozycją.
Kiedy to powiedział, zniknął. Przez chwilę
nikt się nie ruszał. Wszyscy w milczeniu analizowali to, co przed chwilą
usłyszeli.
- Dlaczego nic nie powiedziałeś?- Ciszę
przerwał drżący głos Gwen. Samuel tylko pokręcił głową.
- Ciekawe co ci obiecał, że zgodziłeś się na
taki układ - powiedział Sam. Campbell
zacisnął usta, a następnie wlepił oczy w młodszego Winchestera. Wziął głęboki
oddech.
- Obiecał wskrzesić moją córkę. – Dean i Sam
wymienili szybko spojrzenia. – Chcę by żyła. Była moim największym skarbem i
nie zasłużyła na to, co ją spotkało.
- Nie powinieneś bawić się w Boga, to nie
przynosi nic dobrego – powiedział Dean.
- To mówi ten, który zaprzedał duszę za życie
brata – odpowiedział Samuel, a starszy Winchester przełknął ślinę. – Crowley
zdążył mi dużo o was opowiedzieć. Nie wiedziałem tylko, że jesteś takim
hipokrytą.
- Dość – rzuciła Nicole. Podniosła się i
spojrzała na Samuela. Prawą ręką w dalszym ciągu uciskała krwawiącą ranę.
– Od
teraz bawisz się w to sam. – Odwróciła się i ruszyła w stronę wyjścia.
- Nicole zaczekaj!
- Nie Sam, bo zaraz przestanę się kontrolować
i urwę mu łeb.
Nawet na nią nie patrząc, minęła zszokowaną Gwen i wyszła na
korytarz. Ramię potwornie bolało. Wiedziała, że jak stąd wyjdzie, usunie kulę,
to rana zacznie się goić. Zaraz obok niej pojawili się Winchesterowie.
- Nic wam nie jest? – zapytała, nadal będąc
kilka kroków przed nimi.
- W porządku – odpowiedzieli.
- Niechętnie to przyznaję, ale miałeś rację
Dean. – Winchester uniósł brwi do góry. – Samuel to zakłamane ścierwo. Dziwię
się, że żadne z nas tego wcześniej nie zauważyło.
- Jestem pod wrażeniem – odparł starszy z
braci.
- Ciężko się nie zgodzić – stwierdził Sam. –
Daliśmy ciała.
- Wracajmy do Bobby’ego – zarządziła Nicole.
***
Myślałam, że już nigdy nie uda mi się dodać tej notki. Serio... Jak nie problemy z przeglądarką, to później pierwszy raz blogger robił mi problemy. Ale w końcu się udało. Dlatego możecie znaleźć w tekście jakieś błędy - próbowałam wszystko wyłapać, ale po takiej "walce" mogłam co nieco przeoczyć. Rozdział pewnie nie jest dla was zaskoczeniem. Co prawda najpierw myślałam o tym, aby odstrzelić łepetynę Samuelowi, ale w końcu pomyślałam, że to jeszcze nie jest jego czas. Mam nadzieję, że rozdział się wam spodobał. Pozdrawiam :)
Rozdział strasznie mi się podoba;D Dużo się w nim dzieje, a ja właśnie lubię takie notki:) Na pierwszy rzut oka widać, że Nicole i Deana dalej do siebie ciągnie tylko nie potrafią się dogadać. Fajnie, że pojawił się Crowley, jest jednym z moich ulubionych bohaterów, więc jestem zadowolona:)
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie na pierwszy rozdział Księgi II:)
Pozdrawiam;*
Ciesz się, że rozdział ci się spodobał. Nie da się ukryć, że coś tam do siebie ta dwójka ma. Widzę, że trafiłam z postacią :) Crowley jeszcze nie raz się pojawi. Pozdrawiam
UsuńHaha to z nieczułym draniem było dobre :D No, ale Sam jest tym samem bez duszy. Matko, jaki typek, pf. Czasami te Twoje opisy mnie obrzydzają hahaha
OdpowiedzUsuńNo ciekawe w sumie niby jak został stworzony pierwszy wampir... no Matka to zrobiła ok., ale jak? (jest to gdzieś okreś... ooooo ja już wiem tzn przypominam sobie ^^ dobra pytania nie było :D)
Jaaak ja nie trawie tego Samuela! Jak on może być takim dupkiem? Wkręcił wnuków w takie bagno, co to za człowiek wrr
Fakt, oni musieliby sprzątać po tym starym zgredzie. Uuu fajne opisy, fajne :D
No ta dwójka pajaców to idealnie pasuje na demony, chociaż nie wiem, jacy z nich byli ludzie. No Samuel to jest ścierwo, nie ma tu w ogóle, o czym gadać. Ja to się dziwie, że mu jednak tego łba nie oderwali, przecież ja na ich miejscu to bym się nie kontrolowała.
Muszę przyznać, że i mi się ta kwestia podoba - jakoś samo tak mi się napisało :) Heheh bo musi być czasami strasznie, fu i ble, aby nie było za mdławo. Ja tam nigdy za Campbellami nie przepadałam. Heh no jak to z Winchesterami bywa oni zawsze trafiają na sam środek jakiegoś bagna i muszą się potem z tego wyciągać. Nie mogli oderwać bo jeszcze będzie spotkanie z dziadziem i dlatego to chodzące coś musi jeszcze żyć :D
UsuńHaha takie "samo mi się napisało" zawsze wychodzi najlepiej :D
UsuńMyślałam, że napiszesz "żeby nie było zbyt cacy" haha ale fakt racja, po za tym, kto widział cukierkowe SPN?
... powiem tak - fajnie i nie fajnie :D Fajnie, że sie zapowiada akcja, a nie fajnie, że będzie dziadziu ;)
Dużo się działo, naprawdę podoba mi się to opowiadanie (ale ty o tym przecież wiesz). Aleź Nicole i Dean się kochają? Tak pewnie to miłość, bo kto się czubi ten się lubi, a tu widać, jak doskonale potrafią doprowadzić się niemalże do szału. Tekst Deana do Sama - mistrzostwo. Od samego początku nie lubię Campbellów. Denerwują mnie. Mam nadzieję, że szybko się z nimi rozprawią i baj baj rodzinko. No i oczywiście pojawił się demon- Crowley. Kiedyś go lubiłam, ale teraz zaczął działać mi na nerwy. Choć sama nie wiem czemu. Już byłam przekonana, że Nicole zrobi rozrubę za to, że Samuel ich okłamywał, a tu jednak opanowała się. Hmmm fajna część, podobało mi się. Na koniec nie napiszę nic odkrywczego - po prostu czekam na next :) Pozdrawiam M.
OdpowiedzUsuńDzięki :) Doceniam to. Czy się kochają czy nie to wiedzą tylko oni, ale coś w tym jest heheh. Też ich nie lubię i nie polubię. A ja tego akurat demona lubię. W serialu nieźle go wykreowali i faktycznie jest tak, że raz się go lubi a zaraz gostek zraża do siebie - tak przeskakuje. A ja na koniec napiszę, że wpadaj do mnie częściej :)
UsuńTo znowu ta upierdliwa :D
OdpowiedzUsuńZapraszam na nowy rozdział :)
http://wyszeptana-nadzieja.blogspot.com/
Pozdrawiam :)
No i co oni teraz zrobią? Ja na miejscu Deana dziadkowi bym łeb rozwaliła :D A ot tak dla zabawy ;)
OdpowiedzUsuńCo w tekście pojawia sie Crowley to przed oczami mam go i jego chrypiący głos Hello Boys ;)) No nie wiem czemu.
I jak dalej bdyie sie tocyz roymowa Deana y Nicole. Bo to mnie te od pocytku nurtuje ;)
Czekam na kolejny i jednocześnie informuje, że na corka-trenera.blogspot.com pojawił sie kolejny rozdział :D
Hej ;) Zapraszam na nowe rozdziały :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :D
Taa to znowu ja ;P Zapraszam na
OdpowiedzUsuńhttp://wyszeptana-nadzieja.blogspot.com/