czwartek, 30 maja 2013

15 Bez skrupułów

       Pojawiła się na Wilson Street. Poprawiła nóż, który ukryty był za paskiem. Podniosła głowę i spojrzała na biały dom, którego nienawidziła. Ba, nienawidziła całego pieprzonego Cicero, który wywoływał u niej przykre wspomnienia. Poczuła delikatny wiatr na twarzy i uśmiechnęła się. Powoli, choć z drobnymi potknięciami, realizowała swój plan. Teraz przyszła pora, aby przejść do kolejnego punktu. 
       Ruszyła pewnym krokiem w stronę domu. Nie zawahała się podchodząc do drzwi. Ta cała sytuacja wprawiała ją w ekscytację. Wiedziała, że to ona wszystko kontroluje. Że to ona trzyma sznurki, a reszta jest tylko marionetkami w jej rękach. Zatrzymała się i zadzwoniła dzwonkiem. Po chwili usłyszała kroki. Drzwi otworzyły się.
- Cześć.
- Cześć – odpowiedziała Lisa, a na jej twarzy pojawiło się niezadowolenie.
- Musimy porozmawiać – ciągnęła Nicole.
- Myślę, że nie mamy o czym.
- Słuchaj… Ja nie lubię ciebie, a ty nie lubisz mnie. Jednak chodzi o Deana. – Kiedy tylko wypowiedziała jego imię, Lisa drgnęła, a na jej twarzy pojawił się strach.
- Czy coś mu się stało?
- Myślę, że powinnaś o tym wiedzieć – rzuciła Nicole, wymuszając na twarzy smutek.
- Wejdź.

       Siedzieli przy stole. Cała trójka, co i rusz zerkała w stronę Deana, a on udawał, że tego nie widzi. Łowcy milczeli. Co jakiś czas, jednemu z nich wyrywało się ciężkie westchnięcie. Każdy z nich zastanawiał się, co zrobić z Watson. Czy dalej ciągnąć rozmowy i pozwolić jej na kolejne gorzkie słowa, czy zostawić w spokoju licząc na to, że Castiel i Baltazar wrócą i odmienią dziewczynę?
       Dean natomiast wędrował wspomnieniami ku Grecji i po wydarzeniach, które miały potem miejsce. Wiele wspólnych chwil, wiele stoczonych walk. Wszędzie razem. Czemu nie zauważył, że Nicole była w ciąży? Powinien bardziej zainteresować się jej dziwną chorobą, o której ona nie chciała rozmawiać, a która tak szybko przeszła. Przypomniał sobie też to uczucie, kiedy zobaczył ją w domu Campbellów. Kiedy dowiedział się, że ona i Sam żyją. Naprawienie ich stosunków trochę trwało. Nicole nie chciała mieć z nim nic wspólnego, ale prawdopodobnie z uwagi na Sama, odpuściła. Wtedy zaczęli się dogadywać. Nie było, jak dawniej, ale był to dość spory krok do przodu, ku ociepleniu stosunków między nimi. A potem przyszło najgorsze. Zdrada Samuela i pęknięcie duszy. Jak wiele oni będę umieli jeszcze znieść? Jak długo on sam wytrzyma? Kochał ją. Nadal ją kochał i tak cholernie bał się, że znowu ją straci.
- Zobaczę, co z naszą psychopatką – powiedział Turner, podnosząc się z miejsca. Wyszedł z kuchni, a pozostali wsłuchiwali się w jego kroki, które zmierzały w stronę piwnicy.
- Mam nadzieję, że Rufus ma jakąś przyszykowaną ciętą ripostę dla naszego zbuntowanego aniołka, bo inaczej Nicole znów się rozhula – odparł Bobby.
      Kiedy tylko Singer skończył mówić, do kuchni, jak burza wpadł Turner. Podrapał się po głowie, soczyście przeklął pod nosem i spojrzał na pozostałych. 
- Co jest? – zapytał Sam.
- Nicole zniknęła – powiedział powoli.
- Jak to zniknęła? – Dean zerwał się ze swojego miejsca.
- Nie wiem jak. Wiem, że jej tyłek nie siedzi już na krześle.
- Jakim cudem ominęła święty olej? – wydusił Sam.
- Nie mam pojęcia – rzucił Turner, kręcąc głową. –Mamy przejebane. Mieliśmy jej pilnować. Czterech dorosłych facetów dało się wyprowadzić w pole.
- Trzeba ją znaleźć – powiedział Bobby. – Dokąd mogła pójść?
- Nie mam pojęcia – odparł Sam.

      Lisa postawiła przed siedzącą Nicole szklankę z kolorowym napojem. Watson rozejrzała się dookoła. Odkąd była tu ostatni raz, salon wyglądał, jak po przejściu tornada. Walczyli wtedy z syrenami, a zarażona Lisa spędziła ten czas w zamknięciu. Teraz w pomieszczeniu znów panował ład i porządek, a Nicole wyłapała kątem oka fotografie, na których znajdował się Dean. Z góry dochodziły jakieś dźwięki i Watson domyślała się, że w swoim pokoju urzęduje Ben. 
       Odwróciła się w stronę kobiety i złapała za szklankę. Wypiła kilka łyków, a następnie dostawiła ją z powrotem.
- Więc nie wie kim jest? – zapytała Lisa, unosząc brwi do góry.
- Całkowicie postradał zmysły – odpowiedziała Nicole, dalej brnąc w swoje kłamstwa. – Próbujemy, jakoś mu pomóc, ale na razie nic nie działa.
- I to przez… - Słowo demon nie chciał przejść Lisie przez gardło.
- Tak. Jesteśmy pewni, że Dean w końcu jakoś dojdzie do siebie, ale nie wiemy ile to może potrwać.
- Jeszcze przed wczoraj było wszystko w porządku – zaczęła Lisa, a ręce, które opierała na kolanach delikatnie zadrżały.
- Taka jest ta robota. Jednego dnia jest dobrze, a drugiego świat wali ci się na głowę. – Lisa spojrzała na nią i pokiwała głową. Nigdy tego nie zrozumiesz – pomyślała Watson, po raz kolejny wyciągając rękę w stronę szklanki.
- Uznałam, że powinnaś o tym wiedzieć – ciągnęła dalej. – W końcu kiedyś byliście blisko – powiedziała, akcentując wyraźnie słowo kiedyś.
- Dzięki – odpowiedziała Lisa. 
       Między nimi zapanowała chwila ciszy. W końcu kobieta uśmiechnęła się pod nosem i spojrzała na Nicole.
- Paradoks, co? Siedzimy sobie od tak w moim salonie, popijamy kolorowe napoje i rozmawiamy o Deanie. Nigdy bym nie pomyślała, że dojdzie do czegoś takiego.
- Ani ja.
- Skoro rozmawiamy szczerze, to pewnie wiesz, że nigdy cię nie lubiłam. Zawsze widziałam w tobie rywalkę. Rywalkę, z którą nie umiałam wygrać – powiedziała Lisa.
- Ale wygrałaś.
- Nie. Nigdy nie wygrałam. Ale miałam swoje pięć minut. I musisz wiedzieć, że będę walczyć o kolejne minuty. – Kobiety spojrzały na siebie.
- Ja też nigdy cię nie lubiłam – zaczęła Nicole. – Nie… Ja cię nienawidziłam. Miałam ochotę poderżnąć ci gardło. – Lisa zrobiła wielkie oczy i zaśmiała się. – Tak, wiem brutalne, ale tak na mnie działałaś.
- Obie tak na siebie działałyśmy.
- Wiesz, co?
- Co? – Lisa utkwiła w niej brązowe oczy.
- Problem w tym, że ja nadal mam ochotę poderżnąć ci gardło. – I zanim Lisa zdążyła się zorientować, Nicole rzuciła się na nią.

       Ocknęła się. Ból przechodził przez całą czaszkę. Ktoś przywiązał ją do krzesła. I ten ktoś nadal był obok. Słyszała kroki, które wędrowały od jednego końca pokoju, do drugiego. Poczuła narastającą panikę. Ben! Co z jej synem?!
       Nicole zobaczyła, że Lisa powoli otwiera oczy. Na jej ustach pojawił się złośliwy uśmiech. Spojrzała na kobietę i zaśmiała się.
- Witaj w mojej słodkiej zemście – powiedziała, a Lisa poczuła, jak przechodzi ją dreszcz. – Chyba nie będziemy udawać, że na to nie zasługujesz.
- Czego chcesz?
- Chcę byś poczuła ból – odpowiedział Nicole, nachylając się w jej stronę. – I masz to zagwarantowane.
        Stróżka potu spłynęła po jej twarzy. Na wargach czuła smak krwi. Nicole musiała nieźle jej przyłożyć. Wolała nie wiedzieć, jak wygląda.
- Dlaczego to robisz? –jęknęła.
- Ty się jeszcze pytasz?!
- Nie chciałam tego!
- Jasne. A ja jestem primabaleriną.
- Dobra – westchnęła. – Chciałam. Byłam pewna, że jak zakręcę się wokół Deana, to do mnie wróci. I było całkiem dobrze. Ale potem zjawiłaś się ty i ten jego przeklęty braciszek – wysyczała.
- Jeny, Lisa ile w tobie jadu – zagruchała Nicole, sięgając po nóż. – Wiedziałam, że pod tą przeklętą buźką, kryje się prawdziwa suka.
- Stworzyliśmy rodzinę…
- Wzruszające – mruknęła Nicole, sięgając po nóż.
- Ale wy musieliście wszystko zepsuć.
- O nie… Wiesz, jak to się u nas mówi? Że łowcą jest się przez całe życie. Dean prędzej czy później by nie wytrzymał i wrócił do życia, w którym nie ma dla ciebie miejsca.
        Lisa prychnęła pod nosem. Nicole spojrzała na nią z góry i przybliżyła się do niej. Jej oczy znalazły się na tej samej wysokości, co brązowe tęczówki Lisy.
- Czas zacząć zabawę – powiedziała Watson.
- Suka.
- Dotknęła mnie twoja obelga – mruknęła ze śmiechem Nicole. Podrzuciła srebrny nóż w dłoni, a następnie zbliżyła ostrze do ramienia kobiety. 
– Dzisiaj to ja rozdaję karty. 
    Lisa nie zdążyła nic powiedzieć, bo Nicole przecięła skórę na jej przedramieniu. Z jej ust wydobył się krzyk, który zginął wśród śmiechu. Wyprostowała się, a na jej ustach zawitał triumfujący uśmiech. Cmoknęła i uderzyła ją z pięści w twarz, rozcinając łuk brwiowy. Po policzku Lisy spłynęła stróżka krwi. Watson po raz kolejny wybuchła śmiechem. Musiała to przyznać, że bawiła się znakomicie. W pewnym momencie usłyszała głos dochodzący ze schodów.
- Mamy towarzystwo – powiedziała, prostując się.
- Zostaw go.
- Dzieciak akurat jest niewinny – rzuciła Nicole. – W porównaniu do jego zdzirowatej matki. Poczekaj tu na mnie. 
        Po raz kolejny podrzuciła nóż, a następnie wbiła go w nogę Lisy. Kobieta po raz kolejny krzyknęła. Watson odwróciła się i cicho ruszyła w stronę schodów. Wspięła się na kilka stopni i przysunęła twarz do barierki. Zobaczyła skulonego Bena, który ze łzami w oczach przyciskał do ucha słuchawkę telefonu.
- Cześć mały – rzuciła z uśmiechem, wyrywając mu komórkę, która z pewnością należała do jego matki. Ben zrobił przerażoną minę. 
– Spokojnie. Nie zrobię ci krzywdy. – Spojrzała na wyświetlacz i zachichotała. Przysunęła telefon do ucha.
- Cześć Dean.
- Nicole błagam. Zostaw ich w spokoju.
- Za późno Dean. Pożegnaj się ze swoją kochaną rodzinką. – I zamiast nacisnąć czerwoną słuchawkę, by się rozłączyć, rzuciła telefonem o ścianę. Komórka roztrzaskała się na kawałeczki.
- Kolej na ciebie kochanie – powiedziała do Bena. Wyciągnęła w jego stronę dłoń. – Radzę ci bądź grzeczny i chodź ze mną po dobroci.
       Mały spojrzał na nią, a następnie powoli pokiwał głową. Podał jej rękę. Pomogła mu wstać, a następnie bez słowa, zaprowadziła do jego pokoju. Położyła go na łóżku i dotknęła jego czoła. Ben pogrążył się w głębokim śnie. Nicole uśmiechnęła się i wyszła z pokoju, wiedząc, ze takim sposobem nie będzie mieć dziecka na sumieniu. Bądź, co bądź nie jest dzieciobójczynią. Zeszła po schodach na dół.
- Co zrobiłaś Benowi?!
- Przymknij się – warknęła Nicole, wyciągając nóż z nogi Lisy. Znów krzyk. Usłyszała również jej przyspieszony oddech. – Nic mu nie jest. Śpi.
- Śpi?
- Kiedy będzie po wszystkim, to się obudzi. Gwarantuję ci to. A teraz dokończmy naszą część gry.

     - Nicole! Nicole! – Krzyczał Dean, ale po drugiej stronie nikt już nie odpowiadał. Wsadził komórkę do kieszeni i spojrzał na pozostałych, klnąc pod nosem.
- Jest w Cicero? – zapytał Bobby.
- Ma Lisę i Bena – odpowiedział starszy Winchester. – Musimy tam jechać.
- To kawałek drogi. Nie wiadomo, co może w tym czasie zrobić Nicole – odezwał się Sam.
- Wezwiemy Cassa – rzucił Dean, który zaczął nerwowo krążyć po kuchni.
- Cass może teraz nie odpowiedzieć. Szukają przecież z Baltazarem sposobu, aby posklejać duszę Nicole – przypomniał mu Sam.
- To, co mam robić?! – warknął Dean, zezując na młodszego brata.
- Mam pomysł- powiedział Rufus. – Kiedyś przez przypadek uratowałem tyłek jednemu demonowi. Teraz przyszedł czas, aby skurwiel spłacił swój dług.
- Skąd wiesz, że będzie chciał? – zwrócił się do niego Bobby.
- Nie będzie miał wyboru- odparł pewnym głosem Rufus. – Będę potrzebował składników, aby go przywołać.
- Mam wszystko – odpowiedział Singer, wstając z miejsca.

     Nicole zaśmiała się triumfalnie. Powoli nachyliła się w stronę Lisy i poklepała ją po policzku. Następnie podeszła do komody, na której znajdowały się fotografie ukazujące szczęśliwą rodzinę. Prychnęła pod nosem i rozbiła ramki, kalecząc dłonie. Z kieszeni wyciągnęła zapalniczkę i podpaliła najpierw jedno zdjęcie, a potem całą resztę. Wracając do związanej Lisy, rozbiła wazon z kwiatami.
- Zastanawiam się, co ci jeszcze mogę zrobić? – powiedziała na głos Nicole. – Ej, nie śpij! – warknęła, uderzając Lisę w tył głowy. – Ja tu się dobrze bawię, a ty ucinasz komara?
- Proszę – jęknęła Lisa.
- No, wiesz… A ja tu chciałam ci zaproponować zabieg usuwania paznokci kombinerkami – rzuciła Watson i po raz kolejny zaśmiała się. Stanęła naprzeciwko Lisy i złapała ją za twarz, powodując, że ta musiała na nią spojrzeć.
- Proszę – powtórzyła Lisa.
- Ale nudziara.
- Nicole! 
       Na dźwięk jego głosu wyprostowała się. Domyślała się, że cała czwórka zjawiła się z odsieczą, aby ratować zdzirowaty tyłek Lisy. Robi się co raz ciekawiej – pomyślała Nicole i powoli odwróciła się w stronę łowców. 
       Stali w drzwiach i spoglądali na scenę, która rozgrywała się w pokoju. Zadowolona Nicole i przywiązana do krzesła Lisa, to obraz, który mieli okazję zobaczyć.
- Odsuń się od niej – powiedział Turner.
- Pieprz się – warknęła Nicole, biorąc do ręki nóż, który położyła na stoliku obok.
- Nicole! – Znów odezwał się Dean. Widziała jego zielone oczy, które bacznie obserwowały każdy jej ruch. –Gdzie Ben?
- Spokojnie. Dzieciakowi nic nie jest. - Dean odetchnął z ulgą. – Śpi w swoim łóżeczku.
- Nicole. – Tym razem głos zabrał Sam. – Opanuj się na chwilę. Porozmawiajmy na spokojnie.
- Rozmowy na spokojnie przeważnie nic nie dają – odparła Nicole.
- Lepiej rozwiązywać wszystko siłą? – warknął Bobby. – Zapominasz tylko o jednej zasadzie. Łowcy nie krzywdzą ludzi.
- Kto powiedział, że nadal jestem łowcą?
- Łowcą jest się przez całe życie-odparł Bobby.
- Może ta zasada już dawno przestała obowiązywać mieszańców takich, jak ja? Zresztą te wasze wtykanie nosa w nie swoje sprawy robi się naprawdę wkurwiające – prychnęła pod nosem, mierząc wzrokiem każdego po kolei. 
        Sam poruszył się, a ona zerknęła w jego stronę. Uśmiechnęła się i szybko wyciągnęła rękę w jego stronę.
- Nie ze mną te numery – powiedziała i machnęła dwa razy dłonią. Najpierw pistolet Sama wyleciał w powietrze, a potem on sam przeleciał przez korytarz, lądując w sąsiednim pomieszczeniu.
- Zabawa się skończyła – odparł Rufus i ruszył w jej kierunku.
- Cieszę się, że to powiedziałeś- rzuciła Nicole.

        Pokój został niemalże zdemolowany. Wszystko, co łowcy napotykali na swojej drodze ulegało zniszczeniu. Bobby, Rufus, a potem także Sam, który doszedł do siebie po locie, jaki mu zafundowała, odwracali uwagę Nicole. Dean w tym czasie, przeciągnął krzesło z Lisą i zaczął rozwiązywać sznur, którym była związana.
         Uderzyła Sama i machnęła ręką. Młodszy Winchester ponownie przeleciał przez pokój, zatrzymując się na regale z książkami. Nicole doskoczyła do niego i złapała za koszulkę. Z dziecięcą łatwością podniosła go do pionu i odrzuciła w bok. Odwróciła się do Rufusa, a ten zauważył dziwny błysk w oku dziewczyny. Razem z Singerem ruszyli w jej stronę, wyciągając bron. Nicole prychnęła od nosem, a kiedy rozległy się strzały, wykonała kilka uników i zniknęła. 
       Łowcy zaczęli nerwowo rozglądać się dookoła. Nagle pojawiła się tuż obok. Uderzając Rufusa w kark, spowodowała, że mężczyzna upadł na ziemię. W ostatniej chwili odwróciła się i złapała Bobby’ego za rękę. Zmrużyła oczy i wygięła dłoń. Pod Bobby’im ugięły się kolana. Miał wrażenie, że Watson miażdży mu kości od środka. Słyszał jej śmiech, który był tak niepodobny do śmiechu prawdziwej Nicole.
- Puszczaj – powiedział Rufus. 
        I zanim Nicole zdążyła się zorientować, wymierzył jej mocnego kopniaka. Watson przewróciła się. Zgięta w pół dźwignęła się na kolana, jednak w tym samym momencie, coś ciężkiego uderzyło ją w plecy. Upadła po raz kolejny. Wyciągnęła przed siebie rękę i namacała broń upuszczoną przez Sama. 
       Turner kopniakiem odwrócił ją na plecy. Był to poważny błąd, za który przyszło mu słono zapłacić. Nicole bez skrupułów wyciągnęła wyprostowane ręce przed siebie i dodała serię strzałów, robiąc z piersi Turnera sitko. Bobby i Dean, jak w zwolnionym tempie, widzieli upadającego na podłogę Rufusa. Singer, który był najbliżej niego nachylił się w stronę swojego przyjaciela. Watson widziała, że mężczyzna dławiąc się krwią, wypowiada kilka słów. Podniosła się, w dalszym ciągu mierząc do nich.
- Nicole – usłyszała głos Deana, odwróciła się i już miała strzelić ponownie, kiedy ktoś uderzył ją w kark. Nie straciła jednak równowagi. Czując czyjeś dłonie, szarpnęła się i uderzyła przeciwnika w twarz. Kątem oka dostrzegła zbliżającego się Singera. Wykorzystała moment, uwalniając się z uścisku i doskoczyła do Bobby’ego. Złapała go za koszulkę i rzuciła nim, jak niechcianą lalką. Bobby przeleciał przez szybę i wylądował w ciemnym ogródku. 
      Znów ktoś ją złapał. Nadepnęła mu na stopę i uderzyła w szczękę. Odskoczył. Przekręciła głowę i spojrzała na zataczającego się Deana. Rzuciła się w jego stronę. Wywiązała się szarpanina. Oboje przewrócili się. Czuła na dłoniach nie tylko jego krew, ale także swoją. 
         Nagle ktoś złapał ją za koszulkę i pociągnął do tyłu. Widziała, jak Dean opiera się zdyszany o ścianę. Sam podniósł ją i złapał za szyję, przystawiając do jej ciała srebrny sztylet.
- Rusz się, a wierz mi, że się nie zawaham – powiedział, przybliżając usta do jej ucha. Nicole znieruchomiała. Poczuła na ciele jego ciepły oddech.
- Sam – wydusiła z siebie. – Co się dzieje? – Na jej twarzy pojawiło się przerażenie. – Co się stało?
- Nicole?
- Gdzie ja jestem? – Jej oczy starały się rozejrzeć po pomieszczeniu, ale Sam nadal przyciskał sztylet do jej szyi, więc nie miała dużego pola manewru. 
– Powiecie mi, o co chodzi? – Po tych słowach poczuła, że młodszy Winchester zwolnił nieco uścisk.
- Nieźle narozrabiałaś – odparł ciężko dysząc, ale w dalszym ciągu jej nie puścił. Pozwolił tylko, aby jego uścisk jeszcze nieco zelżał. To jej wystarczyło. Warknęła pod nosem, okręciła się i z całej siły uderzyła go w klatkę piersiową. Poleciał do tyłu, uderzając w ścianę.
- Taki duży, a taki naiwny – rzuciła, schylając się po sztylet, który wypadł z jego ręki. Podrzuciła go w dłoni i ruszyła w stronę Deana. Nachyliła się i pogłaskała go po twarzy.
- Kto by pomyślał, że to właśnie tak się skończy – powiedziała zadowolona. – Znowu jestem górą.
- Nicole – zaczął Dean. – Obojętnie, co teraz zrobisz, wiedz, że ja i tak cię kocham.  
      Zatrzymała się i utkwiła w nim swoje czekoladowe oczy. Starała się wyłapać cokolwiek, co pozwoli jej twierdzić, że Dean kłamie. Że stara się jedynie odwrócić jej uwagę.
- Co powiedziałeś?
- Kocham cię. Zawsze tak było i będzie. – Widziała to w jego oczach. Zieleń jego tęczówek, porywała ją. Przez moment pozwoliła sobie się w nich zatopić. Jej serce przyspieszyło. Wyciągnął w jej stronę rękę. Czekał na jej reakcję. Oderwała wzrok od jego twarzy i spojrzała na jego dłoń. Powoli przybliżyła swoją. Kiedy ich dłonie zetknęły się ze sobą, Dean splótł swoje palce z jej palcami.
- Będzie dobrze. Poradzimy sobie – wyszeptał. – Ze wszystkim sobie poradzimy.
        Nicole zdążyła na niego spojrzeć i delikatnie się uśmiechnąć. Wrócił jej dawny uśmiech, który nie niósł ze sobą bólu, żalu i chęci zemsty. I wtedy, kiedy Dean myślał, że wszystko wróci do normy, że w końcu do niej dotarł, rozległy się cztery strzały. Ciało Nicole zadrżało.
- Nie! – krzyknął Dean. 
       Watson zrobiła duże oczy. Czerwień zalała jej ubranie. Osunęła się na ziemię. W ostatniej chwili Winchester zdążył ją złapać. Ułożył ją delikatnie na kolanach. Odgarnął z jej twarzy czarne włosy. Podniósł głowę. Lisa nieruchomo stała w wejściu do pokoju. W rękach ściskała pistolet, z pewnością należący, do któregoś z nich. Widział, jak cała się trzęsie. To ona nacisnęła na spust.
- Dean… Byłam pewna, że ona… chce… - jąkała się. 
       Winchester spuścił głowę i spojrzał na Nicole. Z kącika jej ust wypłynęła stróżka krwi. Wpatrywała się w niego, a jej oddech przyspieszył.
- Nic ci nie będzie – wyszeptał, czując, jak do jego oczu napływają łzy.
- Dean – powiedziała cicho.
- Radziłaś sobie z nie takimi ranami – ciągnął dalej.
- Ja… też… cie… 
       Nie zdążyła dokończyć. Zamknęła oczy, a jej ciało znieruchomiało. Dean dotknął jej policzka, a następnie spojrzał na ich dłonie. W dalszym ciągu był ze sobą złączone.

***
Za nami kolejna część. Mam nadzieję, że się podobała. Katherine - rozdział dedykowany tobie, bo kiedyś - o ile pamiętasz - obiecałam, że "zajmę się" Lisą :D A że obie wprost ją uwielbiamy, to musiała zagościć, jako ofiara wściekłej Nicole. 

Kolejna część pewnie pojawi się za jakieś dwa tygodnie, bo mam egzaminy do zdania. Pozdrawiam!

13 komentarzy:

  1. Ooo dziękuje za dedykację i to takiego rozdziału haha ;D
    Już od progu wiadomo było, że coś się święci.
    No fakt, Dean nie poukładał sobie w głowie wszystkiego tak jak należy i nie wpadł na to, że Niki jest w ciąży, ale z drugiej strony był w takiej sytuacji pierwszy raz.
    Ta nie ma to jak dobry kit, Dean postradał zmysły… ja tu palcem nie będę pokazywać, kto postradał zmysły ;)
    Uuuu dobrze jej tak :D Co prawda wolałabym nie widzieć Niki w takim stanie, ale Lisie się to należało :D Dobrze, że Benowi nic nie zrobiła, chociaż wolałam go w 4 sezonie był jak mini Dean :D
    ale Rufus? Noo dlaczego, ja go tak lubię ;( Psychopatka wpadła w trans, będzie ciężko.
    No właśnie, taki duży łoś, a taki naiwny -,- Oho coś zaczyna świtać… no ej! Dlaczego ta cholerna Lisa zawsze musi się ogarnąć w najmniej oczekiwanym momencie. Ale ona chyba nie umarła tak na amen, co? Cass się pojawi i uleczy ją i Rufusa, tak? Poooowiedz, że tak!

    Katherine

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co prawda mogłam Lisę ukatrupić, ale wtedy trzeba by było zrobić coś z Benem, to sobie darowałam :D
      Heh musiał to być Dean, któremu się pomieszało, bo raczej Lisa nie byłaby zainteresowana tematem Sama.
      Oj, tak wtedy był faktycznie mini Dean.
      Też go lubię, ale nie może być milutko przez cały czas i w końcu ktoś z dobrych musiał oberwać.
      Psychopatka wpadła w trans - podoba mi się to :D
      Nic nie powiem :D Obiecałam sobie, że już więcej nic nie będę zdradzać i słowa dotrzymam :D

      Usuń
    2. Przeżyłam właśnie chwile grozy! Myślałam, ze nie skomentowałam tego rozdziały, dopiero po chwili zatrybiłam, że podpisałam się jako anonim ;P

      W sumie fakt... ale przynajmniej teraz da Deanowi spokój, chyba :D
      Niby tak, ale mógł oberwać Sam, dobra to było wredna, ale on i tak nie ma duszy, więc co mu to za różnica haha ;D
      Dobra, dobra ja nie próbuje przecież niczego z Ciebie wyciągnąć... a może Baltuś im pomoże.. :D

      Usuń
  2. Świetne zakończenie!<3 Tak samo efektowne i niesamowite jak w poprzedniej części:)
    Ja też nie lubię Lisy i dobrze, że Nicole się nią "zajęła";d dobrze, że się opamiętała i nie zrobiła nic Benowi, bo go bardzo lubię;) taka młodsza wersja Deana;D
    Szkoda Rufusa, może w następnej części Cas go wskrzesi(mam nadzieję, że tak:D)
    O nie i znowu ta Lisa. Że też ona musi się wpychać tam, gdzie jej nie chcą i zawsze wszystko psuć. A mogło być już tak pięknie;d Podejrzewam, że to wyznanie miłości mogło być tym impulsem, który "poskleja" duszę Nicole, ale jak zawsze sprawy znów się skomplikowały.
    Przypuszczam, że skoro masz już zaplanowaną następną część to Nicole wróci i będą mieli kolejne kłopoty;d
    Pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na dalszy ciąg:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :)
      W takim razie witam w klubie "kochających Lisę inaczej" hahaha :D
      No, niestety życie bywa brutalne i w końcu ktoś z tych dobrych też musiał oberwać mocniej.
      Gdyby Lisa nie strzeliła to było by za łatwo, a oni nie mogą mieć łatwo :D
      Mam, mam jest jeszcze kawałek historii przed nami :)
      Kłopoty :D Oni wiecznie mają kłopoty, więc nic nowego heheh :D

      Usuń
  3. powiedz że jej nie zabiła! no bo nie może, co nie :D wściekła Nicole to jak każda kobieta. bez kitu...
    wybacz brak komunikatywnego komwntarza ale po prostu nie jestem dziś sobą :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapraszam serdecznie na nie-damy-sie.blogspot.com na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I na corka-trenera.blogspot.com na kolejny rozdział :D

      Usuń
  5. Zapraszam na nowe rozdziały :D
    http://smak-szeptu.blogspot.com/
    http://hunters-of-the-god.blogspot.com/
    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Lisie się należało. Dobrze, że Benowi nic się nie stało, bo dzieciak faktycznie niewinny. Łaaa Nicole się rozhulała. Nie czemu oberwał Rufus - lubię go. Wreszcie do niej zaczęło coś docierać i jak zwykle wszystko musiała zepsuć ta cała głupia Lisa. Ej, ale ona chyba nie umrze tak na dobre? Cass obiecał, że ją wskrzesi gdyby co i mam nadzieję, że tak się stanie.
    Powodzenia w egzaminach :) Trzymam kciuki, abyś wszystko zaliczyła.
    Pozdrawiam M.

    OdpowiedzUsuń
  7. Tak, tak zapraszam na http://wyszeptana-nadzieja.blogspot.com/
    Pozdrawiam ;D

    OdpowiedzUsuń
  8. nie-damy-sie.blogspot.com zapraszam na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  9. http://supernatural--story.blogspot.com/
    Zapraszam na nowy rozdział:)

    OdpowiedzUsuń