środa, 19 września 2012

09 Dom Cleave'ów

       Ocknęła się. Pomrugała szybko oczami. Kiedy jej zmysły nieco się wyostrzyły, spostrzegła, że leży na wilgotnej trawie. Oparła się dłońmi i lekko uniosła do góry. Była w lesie. Musiało dopiero świtać. Promienie słońca leniwie przeciskały się przez korony drzew. Jednak nie docierały do ziemi. Wilgotna od rosy trawa zostawiła, kilka plam na jej niebieskiej koszulce i krótkich czarnych spodenkach, które służyły jej za piżamę. 
       Podniosła się i rozejrzała. Dookoła niej były tylko sędziwe drzewa. Poczuła delikatny wietrzyk, który sprawił, że dreszcz przebiegł po jej plecach. Zrobiło jej się zimno. Objęła się ciaśniej rękami i zrobiła kilka kroków do przodu. Małe gałązki wbijały się w gołe stopy dziewczyny. 
- Kurwa – syknęła pod nosem, kiedy nadepnęła na większą z nich. Na jej ciele pojawiła się gęsia skórka. Niepewnie ruszyła przed siebie, uważając na to, gdzie stawia stopy. 
        Nagle niedaleko niej coś cicho trzasnęło. Nicole odwróciła się raptownie w stronę dźwięku, który do niej dotarł. Przekrzywiła głowę, kiedy z daleka zamajaczył jej jakiś kształt. Po chwili zza drzew wyłonił się mężczyzna w średnim wieku. Ciężko dysząc zbliżał się w jej stronę. Rozpięta flanelowa koszula falowała w rytm jego kroków. Dziewczyna cofnęła się. Jego zielone, jakby zamglone oczy wpatrywały się w nią. Nicole wiedziała, kto jest jego celem. Nie wiedziała tylko dlaczego. Nieznajomy wyciągnął z kieszeni podłużny nóż. Zacisnął dłoń mocniej na jego rączce. Podniosła głowę i ponownie spojrzała na jego oczy. Widniał w nich obłęd. 
       Niewiele myśląc, odwróciła się i puściła się biegiem przed siebie. Nie zwracała uwagi na ból w stopach. Liczyło się tylko to, aby znaleźć się, jak najdalej od mężczyzny. Usłyszała, że i on przyspieszył. Do tej pory nie słyszała, aby człowiek oddychał tak szybko. Co jakiś czas zaczepiała o gałęzie, które znalazły się na jej drodze. 
       Wybiegła na niewielką polanę. Jej oczom ukazał się stary, zapuszczony dom. Zatrzymała się raptownie. 
– Dom Cleave’ów – powiedziała cicho sama do siebie. 
      Nagle została powalona na ziemię. Nóż przeciął skórę na ramieniu. Krzyknęła. Mężczyzna brutalnie odwrócił ją na plecy. Podczas szarpaniny, Nicole ponownie spojrzała na jego twarz. Coś z nim było nie tak. Nie był sobą. 
       Jego dłoń znalazła się przy jej szyi. Ostrze noża błysnęło. Dziewczyna wcisnęła swoją stopę pomiędzy swoje ciało, a jego brzuch i z całej siły odepchnęła go. Nieznajomy przewrócił się na plecy. Nicole pospiesznie wstała. Już chciała ruszyć, kiedy złapał ją za kostkę. Runęła na ziemie. Poczuła piekący ból w łokciu. Mężczyzna złapał za jej koszulkę i przyciągnął do siebie. Nicole odchyliła się, przełknęła ślinę i wyciągnęła przed siebie dłoń. Następnie wykonała ruch w powietrzu, jakby chciała go odepchnąć. Stopy napastnika oderwały się od ziemi, a on przeleciał kilka metrów dalej. Z impetem uderzył o duże drzewo, tracąc przytomność. 
       Podniosła się z ziemi. Jej oddech nadal był szybki. Czuła spływającą krew po jej ramieniu. Zacisnęła zęby i powoli ruszyła przed siebie. Zatrzymała się, aby raz jeszcze spojrzeć na mężczyznę. Zmrużyła oczy, starając się jakoś to wszystko ze sobą powiązać. 
– Bajki… To Śnieżkę ganiano po lesie, ale Śnieżka już była – analizowała w myślach. – To nie trzyma się kupy – powiedziała cicho i zrobiła tyłem kilka kroków. 
       W pewnym momencie jej stopa nie natrafiła na żadne podłoże. Dziewczyna przechyliła się do tyłu, tracąc równowagę. Runęła na dół, jednocześnie uderzając łokciami o mokrą ziemię. Kiedy jej ciało zetknęło się z gruntem, znów pogrążyła się w ciemności. 

        Dean otworzył oczy i spojrzał zaspany na Sama, który właśnie szedł do łazienki. Kiedy młodszy Winchester zniknął za drzwiami, przekręcił się na plecy i usiadł na łóżku. Rozejrzał się po pokoju, co chwilę przecierając twarz. Czuł, że potrzebuje kawy i porządnego śniadania, aby znów móc normalnie funkcjonować. 
        Niechętnie podniósł się. Złapał za pilota i włączył telewizor. Właśnie leciała prognoza pogody, która nie za bardzo go interesowała. 
- Sammy! – krzyknął w stronę drzwi. 
- Co?!
- Mamy coś do jedzenia?! 
- Nie!
- Szlak by to – syknął pod nosem Dean. – Na pewno?!
- Na pewno! 
        Po raz kolejny rozejrzał się. Dopiero po chwili dotarł do niego fakt, że nigdzie nie ma dziewczyny. 
- Gdzie Nicole?! – Drzwi od łazienki otworzyły się. Sam wszedł do pokoju ze szczoteczką do zębów w dłoni. 
- Nie wiem. Jak się obudziłem, to już jej nie było. 
- Może poszła po jedzenie?
- Ty tylko o jednym Dean. 
- Po prostu jestem głodny. – Sam zaśmiał się i wrócił do łazienki. 

       Z jej ust wydobyła się wiązanka przekleństw. Złapała się za głowę i usiadła na zimnej ziemi. W środku było ciemno. Jedyne źródło światła wdzierało się przez otwór nad jej głową. Czuła się fatalnie, jakby ktoś przeciągnął ją przez maszynkę do mięsa. Bolał ją każdy skrawek ciała. Wzięła głęboki oddech i skrzywiła się, kiedy nieprzyjemny odór dotarł do jej nozdrzy. Zrobiło jej się niedobrze, więc szybko zasłoniła usta i nos. Po chwili zlokalizowała nieprzyjemny zapach rozkładającego się ciała. 
       Zbliżyła się do ściany i spojrzała na zwłoki. Zmarła kobieta siedziała pod ścianą. Jej głowa przekrzywiona była w prawą stronę. Spojrzała na jej nogi. Brakowało jednego buta. Gołą stopą przyczepiona była do ciężkiego betonowego klocka. Nie miała jak uciec. Jeszcze przez chwilę Nicole wpatrywała się w Alyson Willard, Kopciuszka. Następnie rozejrzała się dookoła. Jej wzrok natrafił na drewniane zniszczone schody. Podeszła do nich i niepewnie stanęła na jednym stopniu, sprawdzając czy utrzymają jej wagę. Cicho zaskrzypiały. Nicole wzięła głęboki oddech i zaczęła wchodzić na górę. 
       Dotarła do drzwi, które okazały się być zamknięte. Naparła na nie, ale nie dała rady ich otworzyć. Bojąc się, że spadnie ze stromych schodów, przycisnęła się bliżej nich. Wyciągnęła rękę w stronę klamki i delikatnie nią poruszyła. Drzwi puściły i otworzyły się na oścież. 
       Nicole weszła do środka. Poczuła suchość w ustach, kiedy znalazła się w domu. Jej gołe stopy zostawiały ślady na zakurzonej podłodze. Wszędzie widniały grube, białe pajęczyny. Niektóre meble stały, inne były poprzewracane. W środku panowała cisza. Wsłuchiwała się w nią licząc na to, że usłyszy jakikolwiek dźwięk. 
        Powoli przemieszczała się przez hol, starając się nie przeoczyć niczego. Skręciła w prawo i znalazła się w dużym salonie. Kanapy poprzykrywane były brudnymi prześcieradłami. Nicole domyślała się, że żadna z rzeczy w tym domu nie zmieniła miejsca, od tragicznej śmierci właścicieli. 
       Zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu, szukając jakieś wskazówki. Teraz po tym wszystkim była pewna, że nie dokończyli tej sprawy. Inaczej by się tu nie znalazła. Ani ona, ani ten mężczyzna, który ją zaatakował. Zaczęła krążyć po pokoju, a jej mózg włączył szybsze obroty. Skoro znalazła się tu Alyson, to może John i Susan Hansen, też gdzieś tu są. Wiedziała, że musi przeszukać cały dom. Nie zaginęli przecież tak dawno. Może… Może jeszcze żyją? 
        Nagle jej wzrok przykuła kanapa, a raczej coś, co znalazło się pod nią. Niewiele myśląc podeszła do niej i uklęknęła. Dotknęła obolałym łokciem brudnej podłogi i wyciągnęła przed siebie rękę. Jej palce wymacały przedmiot. Przysunęła go bliżej siebie, a następnie wstała oglądając znalezisko. Była to książka. Dziwna książka. Nicole w swoim życiu widziała już wiele, ale czegoś takiego jeszcze nie. Zaczęła ją delikatnie przeglądać. Kartki był grube, dziwne w dotyku, jej boki niedbale związane były sznurkiem. Jej wzrok zatrzymał się dłużej na niewyraźnym piśmie. Ktoś ręcznie ją zapisał. Niektóre słowa były rozmazane, inne wyblakły. Przerzuciła następną stronę i spojrzała na zeschniętą krew na stronie obok zdania idę odwiedzić chorą babcię
- Bajki dla dzieci – szepnęła do siebie. 
       Nagle poczuła, że coś ją obserwuje. Raptownie odwróciła się, ale przed nią nikogo nie było. Znów przeniosła wzrok na dziwną książkę. Skrzywiła się i raptownie odskoczyła. Wypuściła ją z rąk, kiedy zdała sobie sprawę, z czego jest zrobiona. Wzdrygnęła się. Niechętnie nachyliła się i wzięła ją do ręki. W jej głowie wszystko zaczęło się układać. Wszystkie elementy układanki zaczęły do siebie pasować. Książka zrobiona ze skóry dziesięcioletniego dziecka, zawierająca bajki dla dzieci, zaginięcia i morderstwa na podobieństwo historii w niej opisanych. To nie Frank zabijał, tylko duch Thomasa. 
        Podeszła szybko do okna. Położyła książkę przed siebie i zaczęła się zastanawiać nad tym, co powinna zrobić dalej. Jest szansa, że John i Susan żyją. Muszą być gdzieś w tym domu. Mogłaby wykorzystać swoje umiejętności i najnormalniej w świecie wrócić do hotelu. O ile jej się to uda, bo ostatnia próba przeniesienia się, skończyła się niepowodzeniem. Nie miała też pewności czy będzie umiała tu trafić, a młode małżeństwo ma, co raz mniej czasu. 
        W końcu postanowiła, że się stąd nie ruszy, tylko ściągnie do siebie chłopaków. Musi podać im, jak najwięcej wskazówek. 
– Dobra Dean – powiedziała cicho. – Mam nadzieję, że jesteś na tyle inteligentny, że załapiesz – dodała sarkastycznie. 
        Wzięła głęboki oddech i zamknęła oczy. Znieruchomiała i powoli otworzyła oczy, koncentrując się na wybranych obrazach. Jej wzrok był nieobecny, a zarazem skupiony na czymś, co tylko ona widzi. W duchu modliła się, aby i tym razem wszystko się udało.  

       - Gdzie ona jest?- zapytał Sam, krążąc po pokoju. Dean wzruszył ramionami i wyciągnął z kieszeni swój telefon. 
- Zadzwonimy i się dowiemy. – Pewny siebie wykręcił numer i przyłożył komórkę do ucha. Usłyszał pierwszy sygnał, a następnie dźwięk dzwoniącego telefonu. 
– Kurwa! 
- Po prostu bomba – rzucił Sam. – Może kontaktowała się z Bobby’im?
- Nie zadzwonię do niego. Zabije mnie, jeśli się dowie, że zgubiliśmy Nicole. 
- Nie zgubiliśmy. Poszła gdzieś i…
- I nie wróciła? To brzmi jeszcze gorzej – powiedział rozdrażniony Dean. – Co ona sobie myśli wychodząc tak bez uprzedzenia? 
- W końcu to Nicole – odparł z uśmiechem Sam. – Pewnie nic jej nie jest. 
- Coś musi być na rzeczy, skoro nie wzięła nawet telefonu. 
       Dean spojrzał na brata, który przekrzywił głowę. Wpatrywał się w coś przy torbie dziewczyny. Podszedł do znaleziska. Odsunął bagaż. 
- I nie założyła butów – stwierdził Sam, wskazując palcem na obuwie Nicole. 
- Sammy mamy przesrane – skwitował Dean i podszedł do swojego łóżka. 
       Wyciągnął spod poduszki swój pistolet i włożył go za pasek spodni. Denerwował się. I to bardzo. Bobby za plecami dziewczyny kazał ją pilnować. Uważał ją za członka rodziny. Jeśli jej nie znajdą, nie wie, jak spojrzy mu w twarz. Nie chciał dopuszczać do siebie myśli, że i on może jej już nie zobaczyć. 
- Co ty robisz? – Sam wyrwał go z rozmyślań na temat Nicole. 
-Idę jej szukać.
-Gdzie?
-Choćbym miał przeszukać całe to pieprzone miasto, muszę ją znaleźć, rozumiesz? Muszę.
- Czekaj idę z tobą. 
       Zaczął pospiesznie zbierać najpotrzebniejsze rzeczy. Dean podszedł do stołu. Już miał złapać za puszkę z napojem, kiedy poczuł ostry ból głowy. Kolana ugięły się pod nim. Zacisnął dłonie mocniej na kancie stołu, starając się złapać równowagę. 
– Dean! Dean! Co się dzieje?! – Słyszał wyraźnie głos brata, jednak to co widział, zaczynało się rozmazywać. Nagle jego wzrok wyłapał całkiem inne obrazy, które z pewnością nie należały do niego. Były to urywki, jakby wspomnienia. Niektóre przemieniały się szybciej, inne ukazywały się nieco dłużej. 
       W końcu wszystko ustało, a on ciężko dysząc czuł, że ledwo stoi na nogach. Sam złapał go pod ramiona i doprowadził do łóżka. Drżącą ręką wytarł spływający po czole pot. 
– Co to było?
- Nie wiem – powiedział szybko. – Coś jakby wizja, czy coś takiego.
- Wizja? – zapytał Sam, a następnie uśmiechnął się szeroko. 
- Czego się szczerzysz? 
- Nicole- odpowiedział, a Dean zrobił zaskoczoną minę. -  Co ci pokazała?
- Co ona ma do tego?
- Myślę, że może mieć takie zdolności – odpowiedział jednym tchem. – Pewnie nie ma jak się z nami skontaktować, a znalazła coś ważnego…
- Albo ma kłopoty – przerwał mu Dean. 
- Skup się i powiedz, co widziałeś. – Starszy Winchester zamknął oczy i starał się odtworzyć wszystko, co zobaczył. 
- Więc najpierw był las, potem facet, potem…
- Może tak więcej szczegółów, co? 
- Dobra – jęknął Dean. – Więc las… Potem facet we flanelowej koszuli, który leży na ziemi. Leżący w trawie nóż. Stary, dość duży dom w lesie. Jakaś dziura, przez którą wdzierało się światło. Zwłoki kobiety bez buta. 
- Bez buta? 
- Nie przerywaj, bo nie mogę się skupić – skarcił go Dean i ponownie zamknął oczy. – Kobieta bez buta przykuta do czegoś. Nie widziałam do czego, ale widziałem łańcuch. Potem zakurzony salon z widokiem na las. I książka… Jakaś książka… Chyba z bajkami i plamami krwi. I skóra. Ludzka skóra. – Otworzył oczy i spojrzał na Sama. – To ma jakiś sens? 
- Ma… Nicole jest genialna –odparł młodszy i zerwał się z miejsca. Podszedł do stołu i otworzył leżącą teczkę. – Pamiętasz, jak mówiłem, że Frank obdarł swojego syna ze skóry?
- No? 
- Zrobił z niego książkę i zapisał ją bajkami dla dzieci. Dlatego Nicole pokazała ci ją zaplamioną krwią i ludzką skórę. 
- I jaki z tego wniosek? 
- Domyśl się – rzucił Sam przez ramię, nie patrząc na brata. 
- To ten dzieciak zabija? – Młodszy pokiwał głową i odwrócił się w jego stronę. 
- Wygląda na to, że dorwał też Nicole – powiedział Sam poważnym tonem. – Czeka nas wycieczka do lasu. 
- Jak znajdziemy ten pieprzony dom? Facet w sklepie powiedział, że ten las jest olbrzymi. 
- Trzeba szukać jakiś śladów. Odcisków butów, stóp… Czegokolwiek. Odwiedzimy też urząd.
        Dean pokiwał głową i zerwał się z miejsca. Bez słowa zabrali najpotrzebniejsze rzeczy i wyszli na zewnątrz. Następnie wsiedli w samochód i z piskiem opon odjechali z parkingu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz