Ocknęła się. Pomrugała szybko oczami. Kiedy jej zmysły nieco się
wyostrzyły, spostrzegła, że leży na wilgotnej trawie. Oparła się dłońmi i
lekko uniosła do góry. Była w lesie. Musiało dopiero świtać. Promienie
słońca leniwie przeciskały się przez korony drzew. Jednak nie docierały
do ziemi. Wilgotna od rosy trawa zostawiła, kilka plam na jej
niebieskiej koszulce i krótkich czarnych spodenkach, które służyły jej
za piżamę.
Podniosła się i rozejrzała. Dookoła niej były tylko sędziwe
drzewa. Poczuła delikatny wietrzyk, który sprawił, że dreszcz przebiegł
po jej plecach. Zrobiło jej się zimno. Objęła się ciaśniej rękami i
zrobiła kilka kroków do przodu. Małe gałązki wbijały się w gołe stopy
dziewczyny.
- Kurwa – syknęła pod nosem, kiedy nadepnęła na
większą z nich. Na jej ciele pojawiła się gęsia skórka. Niepewnie
ruszyła przed siebie, uważając na to, gdzie stawia stopy.
Nagle
niedaleko niej coś cicho trzasnęło. Nicole odwróciła się raptownie w
stronę dźwięku, który do niej dotarł. Przekrzywiła głowę, kiedy z daleka
zamajaczył jej jakiś kształt. Po chwili zza drzew wyłonił się mężczyzna
w średnim wieku. Ciężko dysząc zbliżał się w jej stronę. Rozpięta
flanelowa koszula falowała w rytm jego kroków. Dziewczyna cofnęła się.
Jego zielone, jakby zamglone oczy wpatrywały się w nią. Nicole
wiedziała, kto jest jego celem. Nie wiedziała tylko dlaczego. Nieznajomy
wyciągnął z kieszeni podłużny nóż. Zacisnął dłoń mocniej na jego
rączce. Podniosła głowę i ponownie spojrzała na jego oczy. Widniał w
nich obłęd.
Niewiele myśląc, odwróciła się i puściła się biegiem przed
siebie. Nie zwracała uwagi na ból w stopach. Liczyło się tylko to, aby
znaleźć się, jak najdalej od mężczyzny. Usłyszała, że i on przyspieszył.
Do tej pory nie słyszała, aby człowiek oddychał tak szybko. Co jakiś
czas zaczepiała o gałęzie, które znalazły się na jej drodze.
Wybiegła na
niewielką polanę. Jej oczom ukazał się stary, zapuszczony dom.
Zatrzymała się raptownie.
– Dom Cleave’ów – powiedziała cicho sama do
siebie.
Nagle została powalona na ziemię. Nóż przeciął skórę na
ramieniu. Krzyknęła. Mężczyzna brutalnie odwrócił ją na plecy. Podczas
szarpaniny, Nicole ponownie spojrzała na jego twarz. Coś z nim było nie
tak. Nie był sobą.
Jego dłoń znalazła się przy jej szyi. Ostrze noża
błysnęło. Dziewczyna wcisnęła swoją stopę pomiędzy swoje ciało, a jego
brzuch i z całej siły odepchnęła go. Nieznajomy przewrócił się na plecy.
Nicole pospiesznie wstała. Już chciała ruszyć, kiedy złapał ją za
kostkę. Runęła na ziemie. Poczuła piekący ból w łokciu. Mężczyzna złapał
za jej koszulkę i przyciągnął do siebie. Nicole odchyliła się,
przełknęła ślinę i wyciągnęła przed siebie dłoń. Następnie wykonała ruch
w powietrzu, jakby chciała go odepchnąć. Stopy napastnika oderwały się
od ziemi, a on przeleciał kilka metrów dalej. Z impetem uderzył o duże
drzewo, tracąc przytomność.
Podniosła się z ziemi. Jej oddech nadal był
szybki. Czuła spływającą krew po jej ramieniu. Zacisnęła zęby i powoli
ruszyła przed siebie. Zatrzymała się, aby raz jeszcze spojrzeć na
mężczyznę. Zmrużyła oczy, starając się jakoś to wszystko ze sobą
powiązać.
– Bajki… To Śnieżkę ganiano po lesie, ale Śnieżka już była –
analizowała w myślach. – To nie trzyma się kupy – powiedziała cicho i
zrobiła tyłem kilka kroków.
W pewnym momencie jej stopa nie natrafiła na
żadne podłoże. Dziewczyna przechyliła się do tyłu, tracąc równowagę.
Runęła na dół, jednocześnie uderzając łokciami o mokrą ziemię. Kiedy jej
ciało zetknęło się z gruntem, znów pogrążyła się w ciemności.
Dean
otworzył oczy i spojrzał zaspany na Sama, który właśnie szedł do
łazienki. Kiedy młodszy Winchester zniknął za drzwiami, przekręcił się
na plecy i usiadł na łóżku. Rozejrzał się po pokoju, co chwilę
przecierając twarz. Czuł, że potrzebuje kawy i porządnego śniadania, aby
znów móc normalnie funkcjonować.
Niechętnie podniósł się. Złapał za
pilota i włączył telewizor. Właśnie leciała prognoza pogody, która nie
za bardzo go interesowała.
- Sammy! – krzyknął w stronę drzwi.
- Co?!
- Mamy coś do jedzenia?!
- Nie!
- Szlak by to – syknął pod nosem Dean. – Na pewno?!
- Na pewno!
Po raz kolejny rozejrzał się. Dopiero po chwili dotarł do niego fakt, że nigdzie nie ma dziewczyny.
- Gdzie Nicole?! – Drzwi od łazienki otworzyły się. Sam wszedł do pokoju ze szczoteczką do zębów w dłoni.
- Nie wiem. Jak się obudziłem, to już jej nie było.
- Może poszła po jedzenie?
- Ty tylko o jednym Dean.
- Po prostu jestem głodny. – Sam zaśmiał się i wrócił do łazienki.
Z
jej ust wydobyła się wiązanka przekleństw. Złapała się za głowę i
usiadła na zimnej ziemi. W środku było ciemno. Jedyne źródło światła
wdzierało się przez otwór nad jej głową. Czuła się fatalnie, jakby ktoś
przeciągnął ją przez maszynkę do mięsa. Bolał ją każdy skrawek ciała.
Wzięła głęboki oddech i skrzywiła się, kiedy nieprzyjemny odór dotarł do
jej nozdrzy. Zrobiło jej się niedobrze, więc szybko zasłoniła usta i
nos. Po chwili zlokalizowała nieprzyjemny zapach rozkładającego się
ciała.
Zbliżyła się do ściany i spojrzała na zwłoki. Zmarła kobieta
siedziała pod ścianą. Jej głowa przekrzywiona była w prawą stronę.
Spojrzała na jej nogi. Brakowało jednego buta. Gołą stopą przyczepiona
była do ciężkiego betonowego klocka. Nie miała jak uciec. Jeszcze przez
chwilę Nicole wpatrywała się w Alyson Willard, Kopciuszka. Następnie
rozejrzała się dookoła. Jej wzrok natrafił na drewniane zniszczone
schody. Podeszła do nich i niepewnie stanęła na jednym stopniu,
sprawdzając czy utrzymają jej wagę. Cicho zaskrzypiały. Nicole wzięła
głęboki oddech i zaczęła wchodzić na górę.
Dotarła do drzwi, które
okazały się być zamknięte. Naparła na nie, ale nie dała rady ich
otworzyć. Bojąc się, że spadnie ze stromych schodów, przycisnęła się
bliżej nich. Wyciągnęła rękę w stronę klamki i delikatnie nią poruszyła.
Drzwi puściły i otworzyły się na oścież.
Nicole weszła do środka.
Poczuła suchość w ustach, kiedy znalazła się w domu. Jej gołe stopy
zostawiały ślady na zakurzonej podłodze. Wszędzie widniały grube, białe
pajęczyny. Niektóre meble stały, inne były poprzewracane. W środku
panowała cisza. Wsłuchiwała się w nią licząc na to, że usłyszy
jakikolwiek dźwięk.
Powoli przemieszczała się przez hol, starając się
nie przeoczyć niczego. Skręciła w prawo i znalazła się w dużym salonie.
Kanapy poprzykrywane były brudnymi prześcieradłami. Nicole domyślała
się, że żadna z rzeczy w tym domu nie zmieniła miejsca, od tragicznej
śmierci właścicieli.
Zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu, szukając
jakieś wskazówki. Teraz po tym wszystkim była pewna, że nie dokończyli
tej sprawy. Inaczej by się tu nie znalazła. Ani ona, ani ten mężczyzna,
który ją zaatakował. Zaczęła krążyć po pokoju, a jej mózg włączył
szybsze obroty. Skoro znalazła się tu Alyson, to może John i Susan
Hansen, też gdzieś tu są. Wiedziała, że musi przeszukać cały dom. Nie
zaginęli przecież tak dawno. Może… Może jeszcze żyją?
Nagle jej wzrok
przykuła kanapa, a raczej coś, co znalazło się pod nią. Niewiele myśląc
podeszła do niej i uklęknęła. Dotknęła obolałym łokciem brudnej podłogi i
wyciągnęła przed siebie rękę. Jej palce wymacały przedmiot. Przysunęła
go bliżej siebie, a następnie wstała oglądając znalezisko. Była to
książka. Dziwna książka. Nicole w swoim życiu widziała już wiele, ale
czegoś takiego jeszcze nie. Zaczęła ją delikatnie przeglądać. Kartki był
grube, dziwne w dotyku, jej boki niedbale związane były sznurkiem. Jej
wzrok zatrzymał się dłużej na niewyraźnym piśmie. Ktoś ręcznie ją
zapisał. Niektóre słowa były rozmazane, inne wyblakły. Przerzuciła
następną stronę i spojrzała na zeschniętą krew na stronie obok zdania idę odwiedzić chorą babcię.
- Bajki dla dzieci – szepnęła
do siebie.
Nagle poczuła, że coś ją obserwuje. Raptownie odwróciła się,
ale przed nią nikogo nie było. Znów przeniosła wzrok na dziwną książkę.
Skrzywiła się i raptownie odskoczyła. Wypuściła ją z rąk, kiedy zdała
sobie sprawę, z czego jest zrobiona. Wzdrygnęła się. Niechętnie
nachyliła się i wzięła ją do ręki. W jej głowie wszystko zaczęło się
układać. Wszystkie elementy układanki zaczęły do siebie pasować. Książka
zrobiona ze skóry dziesięcioletniego dziecka, zawierająca bajki dla
dzieci, zaginięcia i morderstwa na podobieństwo historii w niej
opisanych. To nie Frank zabijał, tylko duch Thomasa.
Podeszła szybko do
okna. Położyła książkę przed siebie i zaczęła się zastanawiać nad tym,
co powinna zrobić dalej. Jest szansa, że John i Susan żyją. Muszą być
gdzieś w tym domu. Mogłaby wykorzystać swoje umiejętności i
najnormalniej w świecie wrócić do hotelu. O ile jej się to uda, bo
ostatnia próba przeniesienia się, skończyła się niepowodzeniem. Nie
miała też pewności czy będzie umiała tu trafić, a młode małżeństwo ma,
co raz mniej czasu.
W końcu postanowiła, że się stąd nie ruszy, tylko
ściągnie do siebie chłopaków. Musi podać im, jak najwięcej wskazówek.
–
Dobra Dean – powiedziała cicho. – Mam nadzieję, że jesteś na tyle
inteligentny, że załapiesz – dodała sarkastycznie.
Wzięła głęboki oddech
i zamknęła oczy. Znieruchomiała i powoli otworzyła oczy, koncentrując
się na wybranych obrazach. Jej wzrok był nieobecny, a zarazem skupiony
na czymś, co tylko ona widzi. W duchu modliła się, aby i tym razem
wszystko się udało.
- Gdzie ona jest?- zapytał Sam, krążąc po pokoju. Dean wzruszył ramionami i wyciągnął z kieszeni swój telefon.
-
Zadzwonimy i się dowiemy. – Pewny siebie wykręcił numer i przyłożył
komórkę do ucha. Usłyszał pierwszy sygnał, a następnie dźwięk
dzwoniącego telefonu.
– Kurwa!
- Po prostu bomba – rzucił Sam. – Może kontaktowała się z Bobby’im?
- Nie zadzwonię do niego. Zabije mnie, jeśli się dowie, że zgubiliśmy Nicole.
- Nie zgubiliśmy. Poszła gdzieś i…
- I nie wróciła? To brzmi jeszcze gorzej – powiedział rozdrażniony Dean. – Co ona sobie myśli wychodząc tak bez uprzedzenia?
- W końcu to Nicole – odparł z uśmiechem Sam. – Pewnie nic jej nie jest.
-
Coś musi być na rzeczy, skoro nie wzięła nawet telefonu.
Dean
spojrzał na brata, który przekrzywił głowę. Wpatrywał się w coś przy
torbie dziewczyny. Podszedł do znaleziska. Odsunął bagaż.
- I nie założyła butów – stwierdził Sam, wskazując palcem na obuwie Nicole.
-
Sammy mamy przesrane – skwitował Dean i podszedł do swojego łóżka.
Wyciągnął spod poduszki swój pistolet i włożył go za pasek spodni.
Denerwował się. I to bardzo. Bobby za plecami dziewczyny kazał ją
pilnować. Uważał ją za członka rodziny. Jeśli jej nie znajdą, nie wie,
jak spojrzy mu w twarz. Nie chciał dopuszczać do siebie myśli, że i on
może jej już nie zobaczyć.
- Co ty robisz? – Sam wyrwał go z rozmyślań na temat Nicole.
-Idę jej szukać.
-Gdzie?
-Choćbym miał przeszukać całe to pieprzone miasto, muszę ją znaleźć, rozumiesz? Muszę.
-
Czekaj idę z tobą.
Zaczął pospiesznie zbierać najpotrzebniejsze
rzeczy. Dean podszedł do stołu. Już miał złapać za puszkę z napojem,
kiedy poczuł ostry ból głowy. Kolana ugięły się pod nim. Zacisnął dłonie
mocniej na kancie stołu, starając się złapać równowagę.
– Dean! Dean!
Co się dzieje?! – Słyszał wyraźnie głos brata, jednak to co widział,
zaczynało się rozmazywać. Nagle jego wzrok wyłapał całkiem inne obrazy,
które z pewnością nie należały do niego. Były to urywki, jakby
wspomnienia. Niektóre przemieniały się szybciej, inne ukazywały się
nieco dłużej.
W końcu wszystko ustało, a on ciężko dysząc czuł, że ledwo
stoi na nogach. Sam złapał go pod ramiona i doprowadził do łóżka.
Drżącą ręką wytarł spływający po czole pot.
– Co to było?
- Nie wiem – powiedział szybko. – Coś jakby wizja, czy coś takiego.
- Wizja? – zapytał Sam, a następnie uśmiechnął się szeroko.
- Czego się szczerzysz?
- Nicole- odpowiedział, a Dean zrobił zaskoczoną minę. - Co ci pokazała?
- Co ona ma do tego?
-
Myślę, że może mieć takie zdolności – odpowiedział jednym tchem. –
Pewnie nie ma jak się z nami skontaktować, a znalazła coś ważnego…
- Albo ma kłopoty – przerwał mu Dean.
- Skup się i powiedz, co widziałeś. – Starszy Winchester zamknął oczy i starał się odtworzyć wszystko, co zobaczył.
- Więc najpierw był las, potem facet, potem…
- Może tak więcej szczegółów, co?
-
Dobra – jęknął Dean. – Więc las… Potem facet we flanelowej koszuli,
który leży na ziemi. Leżący w trawie nóż. Stary, dość duży dom w lesie.
Jakaś dziura, przez którą wdzierało się światło. Zwłoki kobiety bez
buta.
- Bez buta?
- Nie przerywaj, bo nie mogę się
skupić – skarcił go Dean i ponownie zamknął oczy. – Kobieta bez buta
przykuta do czegoś. Nie widziałam do czego, ale widziałem łańcuch. Potem
zakurzony salon z widokiem na las. I książka… Jakaś książka… Chyba z
bajkami i plamami krwi. I skóra. Ludzka skóra. – Otworzył oczy i
spojrzał na Sama. – To ma jakiś sens?
- Ma… Nicole jest
genialna –odparł młodszy i zerwał się z miejsca. Podszedł do stołu i
otworzył leżącą teczkę. – Pamiętasz, jak mówiłem, że Frank obdarł
swojego syna ze skóry?
- No?
- Zrobił z niego książkę i zapisał ją bajkami dla dzieci. Dlatego Nicole pokazała ci ją zaplamioną krwią i ludzką skórę.
- I jaki z tego wniosek?
- Domyśl się – rzucił Sam przez ramię, nie patrząc na brata.
- To ten dzieciak zabija? – Młodszy pokiwał głową i odwrócił się w jego stronę.
- Wygląda na to, że dorwał też Nicole – powiedział Sam poważnym tonem. – Czeka nas wycieczka do lasu.
- Jak znajdziemy ten pieprzony dom? Facet w sklepie powiedział, że ten las jest olbrzymi.
-
Trzeba szukać jakiś śladów. Odcisków butów, stóp… Czegokolwiek.
Odwiedzimy też urząd.
Dean pokiwał głową i zerwał się z miejsca. Bez
słowa zabrali najpotrzebniejsze rzeczy i wyszli na zewnątrz. Następnie
wsiedli w samochód i z piskiem opon odjechali z parkingu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz