środa, 19 września 2012

06 Współpraca

        Bobby, Sam i Dean siedzieli od dłuższego czasu w kuchni. Pochylali się nad starymi książkami i różnymi papierami. Starszy z braci spojrzał w stronę okna. Na dworze panowała ciemność. Tylko od czasu do czasu niebo rozświetlały jasne błyskawice. Słychać było grzmoty, zaraz obok regularnych bębniących o okna kropel deszczu. Zerknął na swój zegarek. Zrobiło się późno. Gdzie jest Nicole i Castiel? 
- Wrócą – powiedział Sam, spoglądając na brata. 
- Wiem. Ale to tak długo trwa – odparł i chwycił butelkę z piwem. 
- Nikki jest duża. Da sobie radę – rzucił szybko Bobby. Dean utkwił w nim wzrok. Nie rozumiał, jak on może tak spokojnie o tym mówić. Przecież musiał widzieć przerażenie Nicole, kiedy zjawił się Cass. W jej oczach dominował strach. 
– Nie martw się – pociągnął dalej Bobby. 
- Łatwo ci mówić – powiedział Dean. Nie wiedział czemu, ale chciał się nią zaopiekować. Sprawić by była bezpieczna. Nie darowałby sobie, gdyby coś jej się stało. Ponownie spojrzał na Bobby’ego, który uśmiechnął się. 
- Tak… Łatwo mi mówić, bo widziałem ją w akcji. Bez problemu skopałaby ci tyłek – rzucił rozbawiony. – Ustawiłaby cię do pionu. 
       Sam cicho zachichotał. Dean uniósł brwi, a następnie przewrócił oczami. Nie potrafił sobie wyobrazić walczącej dziewczyny z jakąś kreaturą rodem z horroru. 
- Tyle, że ona nic nie pamięta – odezwał się ponownie starszy Winchester. – Więc skąd masz pewność, że wie jak się obronić? 
- Castiel chciał jej coś oddać – powiedział Sam. - Może…
- Jej pamięć? – zapytał z nadzieją Bobby. 
- Całkiem możliwe – odpowiedział Sam i przerzucił pożółkłą kartkę papieru. 
       Nagle rozległ się głośny grzmot. W tym samym momencie drzwi wejściowe otworzyły się z hukiem. Cała trójka podskoczyła i spojrzała w kierunku przybysza. Stał nieco przygarbiony, wpierając się o framugę drzwi. Zauważyli, że jego ubranie jest całe przemoczone. Kolejny jaśniejszy błysk rozjaśnił jego twarz. Rozpoznali Nicole. Dean i Sam zerwali się z miejsca i pobiegli w jej stronę. 
- Co się stało? – zapytał Dean. Nicole uniosła głowę do góry. Przez moment ich oczy się spotkały. 
- Niezapowiedziana wizyta – odpowiedziała dziewczyna. 
       Sam przetrzymał ją, a następnie doprowadził do stołu. Usiadła na krześle, trzęsąc się z zimna. Poczuła kolejny dreszcz, który przeszedł po jej plecach. Teraz będąc w domu wiedziała, że może odetchnąć z ulgą. Dean zmierzył ją od góry do dołu. Na jej ubraniu widniały ślady krwi i błota. 
- Kto cię tak urządził? – zwrócił się do niej Bobby, narzucając jednocześnie na jej plecy gruby czerwony koc. 
- Gdzie jest Castiel? – zapytał Sam.
- Możecie po kolei? – jęknęła, kręcąc głową. – Zaraz mózg roztrzaska mi czaszkę. Bobby masz jakieś prochy na ból głowy? – Mężczyzna uniósł brwi do góry i odwrócił się w stronę szafki. 
- Nie powinniśmy jej sprawdzić? – odezwał się Sam po chwili ciszy, jaka nastała. Nicole spojrzała na niego. 
- Myślisz, że mogę być opętana?
- Ostrożności nigdy za wiele – odpowiedział. 
- Te sukinsyny nie wytrzymały by w jej ciele – powiedział Bobby. 
       Podszedł do dziewczyny i podał jej szklankę z wodą oraz dwie białe, podłużne tabletki. Nicole łyknęła środki przeciwbólowe, modląc się w duchu, aby pomogły. W międzyczasie bracia i Bobby usiedli obok niej. Kiedy odstawiła szklankę, spojrzała na nich. Na ich twarzach mieszała się ciekawość i przerażenie. 
- Więc, co się stało? – zapytał Dean. Dziewczyna wzięła głęboki oddech i zaczęła mówić. Opowiedziała o  odzyskaniu pamięci, a następnie o Zachariaszu, odsyłaczu aniołów, jego prośbie. Widząc coraz to większe zdenerwowanie na ich twarzach, wzięła ponownie głęboki oddech. 
– I? – dopytywał się starszy z braci. 
- Już chciałam wyjść, kiedy pojawiły się demony. Ledwo udało mi się uciec – powiedziała szybko. Nie chciała zdradzać szczegółów, nie w tym wypadku. Nadal przed oczami widziała zadowoloną, złośliwą twarz Alastaira. 
- Więc Castiel dał ci sztylet na anioły? – zapytał Sam. 
       Nicole kiwnęła głową. Sięgnęła do tyłu i wysunęła zza paska błyszczące narzędzie. Położyła go na stole. Bobby chwycił go i zaczął go oglądać. 
- Powiedziałaś, że zadziałał na ciebie odsyłacz aniołów – przypomniał Dean. 
- Tak. Miałam wrażenie, że ktoś wypruwa mi flaki… I to od środka – rzuciła i skrzywiła się. Bobby odłożył na stół sztylet. Podszedł do niej i położył jej dłoń na ramieniu.
- Dobrze, że wróciłaś – powiedział z uśmiechem. 
- Dzięki Bobby – odpowiedziała i odwzajemniła uśmiech, a następnie spojrzała na braci. – Musicie zdać mi relację z tego nad czym teraz pracujecie. Z tego co przekazał mi Cass, chcecie powstrzymać Apokalipsę. Chcę wam pomóc. 
- Ty? Nie powinnaś się w to mieszać – odezwał się Dean. Nicole uniosła brwi do góry. – To nie robota dla ciebie. 
- Z tego co pamiętam twój ojciec szkolił mnie od małego. Zaczęłam  jeździć na polowania, kiedy ty zbijałeś bąki w szkole i nudziłeś się przed telewizorem. Więc nie wciskaj mi kitu, że to robota nie dla mnie – warknęła. 
       Dean spojrzał na nią zmieszany. Było widać jak na dłoni, że to nie ta sama Nikki, która jeszcze niedawno nie wiedziała o demonach, aniołach i innych rzeczach. 
– Oprócz tego chyba przyda wam się dodatkowa głowa do myślenia. Musicie w końcu pozamiatać po tym bałaganie, do którego odrobinę się przyczyniliście. 
- My? – wydusił starszy Winchester.
- Nie udawaj głupiego Dean. Castiel przekazał mi tą wiedzę z dokładnością. – Wychyliła się nieco w jego stronę. – Ty to zacząłeś, kiedy w piekle zgodziłeś się torturować inne dusze.  A Sam – spojrzała na młodszego – złamał ostatnią pieczęć, kiedy pod wpływem demonicy Ruby i za pomocą jej krwi, którą pił, zabił Lilith.– Sam zacisnął usta. Nicole przeniosła wzrok na Deana. Przez chwilę spoglądali na siebie. Widziała w jego wzorku ból. 
       Mężczyzna bez słowa zerwał się z krzesła i wyszedł z kuchni. Dziewczyna oparła się o krzesło. 
- Nie musiałaś mu tego wygarniać – odparł  Bobby kręcąc głową. Nicole zasłoniła twarz rękami. Coś z nią było  nie tak. Nie mogła powstrzymać tych wszystkich słów, które wypływały z jej ust. Które raniły. Kiedyś z pewnością by się tym nie przejęła. Teraz jednak poczuła olbrzymie wyrzuty sumienia, że tak ich potraktowała. 
- Przepraszam – powiedziała, spoglądając na Sama. – Nie wiem, co mi się stało. Powinnam była się zamknąć. 
- Spokojnie – odpowiedział Sam. – Zobaczysz, nic mu nie będzie. – Kątem oka dostrzegła, zaskoczoną minę Bobby’ego. – Musisz wiedzieć, że jeśli chodzi o jego pobyt w piekle, to jest to dla niego drażliwy temat. 
- A znalazł się tam, bo? 
- To długa historia – zaczął Sam, ale widząc proszący wzrok dziewczyny, uśmiechnął się. 
- To może skrócona wersja?- Młodszy westchnął. 
- Moja matka ratując ojca zawarła pewien pakt. Po dziesięciu latach, demon wrócił po zapłatę. Pewnie już wiesz, że mam w sobie jego krew. – Nicole przytaknęła. – Tej nocy, kiedy pojawił się przy moim łóżeczku, zginęła moja matka. Spłonęła na suficie. Ojciec przez lata szukał demona. W końcu kiedy go znalazł, o mało co nie zabił Deana. John oddał za niego swoje życie. Po tym dowiedziałem się, czego tak naprawdę ode mnie chce. Ja i jeszcze kilka innych osób znaleźliśmy się w opuszczonym miasteczku. Tam naszym zadaniem była walka między sobą. Ten, który zwycięży poprowadzi armię Żółtookiego Demona. Doszło do walki między mną, a takim jednym chłopakiem. Wykorzystał moment nieuwagi i wsadził mi nóż w plecy. Umarłem na rękach Deana. – Dziewczyna zrobiła wielkie oczy. – Ten zamiast mnie pochować, poszedł na rozdroże i zawarł pakt z demonem. Ja wróciłem do życia, a mu został tylko rok. Po owym roku rozszarpały go ogary piekielne, a jego duszę zaciągnięto do piekła. 
- Wy Winchesterowie macie jakieś dziwne uzależnienia jeśli chodzi o pakty z tymi dupkami – odezwał się Bobby. 
       Sam lekko się uśmiechnął. Nicole spojrzała na nich, a następnie podniosła się z miejsca. Wychodząc z kuchni, czuła ich wzrok na plecach. Przeszła przez salon. Tuż obok łazienki zobaczyła uchylone drzwi, które prowadziły do piwnicy. Otworzyła je szerzej, a następnie zeszła na dół. 
       W środku było jeszcze ciemniej niż na zewnątrz. Z daleka dostrzegła zapaloną żarówkę. Minęła żelazny bunkier – wielkie dzieło Bobby’ego, które potrafiło ochronić przed demonami, dzięki licznym symbolom i soli w ścianach. Podeszła bliżej do niewielkiego pomieszczenia. To właśnie w nim Bobby przygotowywał broń na polowania. 
       Dean siedział na jednym z dwóch krzeseł. Jego wzrok utkwiony był w ciemnym przedmiocie, który czyścił. Kiedy Nicole podeszła bliżej zobaczyła, że jest to pistolet. 
- Możesz sprzedać mi kulkę od razu – powiedziała ze śmiechem. Zielonooki wyprostował się i odwrócił. 
- Nie wiem czemu, ale to pomaga mi się oderwać od tego, co się dzieje – odpowiedział cicho. Dziewczyna usiadła na wolnym krześle, tuż obok niego. 
- Chcę cię przeprosić. Nie powinnam była wygadywać takich rzeczy. Ja wcale tak nie myślę. 
- Nie musisz mnie przepraszać. Masz rację. Ja i Sam musimy posprzątać ten bałagan – powiedział, spuszczając głowę. 
- Zagalopowałam się. To, że trwa Apokalipsa to nie jest wasza wina. 
- Po części nasza.- Nicole przewróciła oczami. – Nie usprawiedliwiaj nas. 
- Wy złamaliście tylko dwie. A ich było…
- 66 – odpowiedział, spoglądając na nią. Wziął głęboki oddech i odłożył pistolet na brudny blat stołu. – A ja zgodziłem się torturować inne dusze, bo nie dałem rady tego znieść.  
- Nie każdy jest wstanie to wytrzymać.
- Najgorsze jednak w tym wszystkim było to, że torturowanie  w piekle sprawiało mi przyjemność. Stawałem się taki, jak oni – powiedział ze smutkiem, kręcąc głową. 
       Poczuła, że robi jej się go żal. A najgorsze było to, że nie potrafiła mu pomóc. Nie potrafiła go pocieszyć. Wyciągnęła rękę i delikatnie dotknęła jego dłoni. Nagle przed oczami zaczęły przesuwać się obrazy. Ukazywane wspomnienia nie należały do niej. Najpierw widziała rozrywanego na strzępy Deana, potem jak sam torturuje innych. I ta twarz… Ta znajoma twarz, której nienawidziła. Odchyliła się i spadła z krzesła. Dean trzymał się kurczowo stołu, oddychając ciężko. 
– Co to było?
- Przepraszam- rzuciła, wstając. 
- To ty? 
- Tak. Przez Castiela nie panuję jeszcze tak dobrze nad sobą, jak kiedyś. Przez przypadek ujrzałam twoje wspomnienia. 
- Jak?
- Dotknęłam cię. – Postawiła krzesło z powrotem i usiadła na nim. 
- Wcześniej… 
- Wcześniej moje umiejętności były uśpione – powiedziała, przerywając mu. – Widziałam kto cię torturował. To był Alastair. 
- Znasz go?
- Aż za dobrze. 
- Skąd?
- Pewnie Bobby ci o tym napomknął. Sukinsyn mnie zabił, a potem długo torturował. Całe sześćdziesiąt lat. 
- Czekaj, czekaj… Ty byłaś…
- Nie jesteś jedyny, który wyrwał się z piekła. A dzisiaj nasz znajomy złożył mi wizytę.
- Widziałaś się z nim? 
- Pojawił się zaraz po spotkaniu z Zachariaszem. Jego ludzie mieli mnie wykończyć, ale jak widać, nie udało się. 
-  Czego chciał?
- Powiedział, że mam zaklepane miejsce w piekle. 
- Skurwiel – syknął Dean. Nicole poklepała go po ramieniu. 
- Może niedługo sami go dorwiemy. Była by to piękna zemsta – powiedziała z uśmiechem. Spojrzał na nią i odwzajemnił uśmiech. 
– Mam nadzieję, że nie będziesz robić problemów z tym, abym do was dołączyła. Jak wspomniałam wcześniej, przyda wam się pomoc. – Przez chwilę spoglądali na siebie w milczeniu. W końcu Dean zaśmiał się i pokręcił głową. 
- Jesteś uparta, ale nie mamy innego wyjścia, nie?
- Raczej nie – odpowiedziała. Wpatrywała się w jego szeroki, szczery uśmiech. – Więc oświecisz mnie trochę? Co zrobimy z Lucyferem?
- Próbowaliśmy zastrzelić go z Colta. – Nicole zrobiła wielkie oczy. – Słyszałaś o nim?
- Czy słyszałam o jednej z najpotężniejszych broni? Jasne. To cudo jest w stanie zabić każdą kreaturę… 
- Prawie każdą. Nie działa na anioły. Lucyfer, jakby nie patrzeć nadal jest aniołem- upadłym aniołem – więc Colt na nic się nie zdał. 
- Macie jakąś drugą opcję?
- Kojarzysz archanioła Gabriela? – Nicole kiwnęła głową. – Od niego dostaliśmy informację o pierścieniach, które są w stanie otworzyć klatkę Lucyfera na nowo. Pierścienie te należą do czterech jeźdźców. 
- Jeźdźców Apokalipsy?
- Dokładnie. Jak na razie mamy pierścienie Wojny i Głodu. Nadal szukamy Zarazy i Śmierci. 
- Wiecie, jak za ich pomocą otworzyć tą klatkę?
- Niestety nie. Najpierw skupiamy się na poszukiwaniach. 
- I jak wam idzie? – Dean spojrzał na nią z zaciśniętymi ustami. – Rozumiem. 

       Wyszła z łazienki i już chciała wejść do pokoju, kiedy dostrzegła palące się światło. Podeszła bliżej. Drzwi od sypialni Bobby’ego były uchylone. Zapukała. 
- Wejdź – usłyszała jego głos po drugiej stronie. Weszła do środka. Bobby siedział w fotelu. Wyglądał, jakby na nią czekał. 
– Odzyskałaś całą pamięć?
- Tak – powiedziała, kiwając głową. 
- I tak masz w sobie coś z tej nowej Nikki, tej którą byłaś jeszcze dziś rano. – Dziewczyna uniosła brwi do góry. – Zauważyłem tą małą zmianę, kiedy przeprosiłaś za swoje słowa. 
- To coś dziwnego? – Bobby zaśmiał się. 
- Bez urazy Nikki, ale wcześniej byłaś zimną, bezuczuciową suką. 
       Spojrzała na niego zaskoczona. Jednak po szybszej analizie swojego wcześniejszego życia, musiała przyznać mu rację. 
– Byłaś maszyną do zabijania. 
- Byłam żołnierzem – powiedziała nieco smutna. 
- John wpoił ci zasadę, aby porzucać uczucia. Po jakimś czasie przestałaś zwracać na nie uwagę. Mam nadzieję, że tym razem o nich nie zapomnisz. 
- Czuję się inna – odpowiedziała. – Docierają do mnie uczucia, nie tylko moje także i innych. Emocje wdzierają się do środka. 
- Nie zgub ich. Wbrew temu co mówił John nie możesz być cyborgiem, bo przede wszystkim jesteś człowiekiem – no, może w pięć dziesięciu procentach – odparł ze śmiechem. Nicole uśmiechnęła się lekko. -  Jesteś ważną dla mnie osobą Nikki. Nie zatrać się znowu. 
- Będę o tym pamiętać Bobby. 
- Pamiętaj, że rodzina nie kończy się na więzach krwi. – Kiedy to powiedział, uśmiechnęli się do siebie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz