Bobby, Sam i Dean siedzieli od dłuższego czasu w kuchni. Pochylali
się nad starymi książkami i różnymi papierami. Starszy z braci spojrzał w
stronę okna. Na dworze panowała ciemność. Tylko od czasu do czasu niebo
rozświetlały jasne błyskawice. Słychać było grzmoty, zaraz obok
regularnych bębniących o okna kropel deszczu. Zerknął na swój zegarek.
Zrobiło się późno. Gdzie jest Nicole i Castiel?
- Wrócą – powiedział Sam, spoglądając na brata.
- Wiem. Ale to tak długo trwa – odparł i chwycił butelkę z piwem.
-
Nikki jest duża. Da sobie radę – rzucił szybko Bobby. Dean utkwił w nim
wzrok. Nie rozumiał, jak on może tak spokojnie o tym mówić. Przecież
musiał widzieć przerażenie Nicole, kiedy zjawił się Cass. W jej oczach
dominował strach.
– Nie martw się – pociągnął dalej Bobby.
-
Łatwo ci mówić – powiedział Dean. Nie wiedział czemu, ale chciał się nią
zaopiekować. Sprawić by była bezpieczna. Nie darowałby sobie, gdyby coś
jej się stało. Ponownie spojrzał na Bobby’ego, który uśmiechnął się.
-
Tak… Łatwo mi mówić, bo widziałem ją w akcji. Bez problemu skopałaby ci
tyłek – rzucił rozbawiony. – Ustawiłaby cię do pionu.
Sam cicho
zachichotał. Dean uniósł brwi, a następnie przewrócił oczami. Nie
potrafił sobie wyobrazić walczącej dziewczyny z jakąś kreaturą rodem z
horroru.
- Tyle, że ona nic nie pamięta – odezwał się ponownie starszy Winchester. – Więc skąd masz pewność, że wie jak się obronić?
- Castiel chciał jej coś oddać – powiedział Sam. - Może…
- Jej pamięć? – zapytał z nadzieją Bobby.
-
Całkiem możliwe – odpowiedział Sam i przerzucił pożółkłą kartkę
papieru.
Nagle rozległ się głośny grzmot. W tym samym momencie drzwi
wejściowe otworzyły się z hukiem. Cała trójka podskoczyła i spojrzała w
kierunku przybysza. Stał nieco przygarbiony, wpierając się o framugę
drzwi. Zauważyli, że jego ubranie jest całe przemoczone. Kolejny
jaśniejszy błysk rozjaśnił jego twarz. Rozpoznali Nicole. Dean i Sam
zerwali się z miejsca i pobiegli w jej stronę.
- Co się stało? – zapytał Dean. Nicole uniosła głowę do góry. Przez moment ich oczy się spotkały.
-
Niezapowiedziana wizyta – odpowiedziała dziewczyna.
Sam przetrzymał ją,
a następnie doprowadził do stołu. Usiadła na krześle, trzęsąc się z
zimna. Poczuła kolejny dreszcz, który przeszedł po jej plecach. Teraz
będąc w domu wiedziała, że może odetchnąć z ulgą. Dean zmierzył ją od
góry do dołu. Na jej ubraniu widniały ślady krwi i błota.
- Kto cię tak urządził? – zwrócił się do niej Bobby, narzucając jednocześnie na jej plecy gruby czerwony koc.
- Gdzie jest Castiel? – zapytał Sam.
-
Możecie po kolei? – jęknęła, kręcąc głową. – Zaraz mózg roztrzaska mi
czaszkę. Bobby masz jakieś prochy na ból głowy? – Mężczyzna uniósł brwi
do góry i odwrócił się w stronę szafki.
- Nie powinniśmy jej sprawdzić? – odezwał się Sam po chwili ciszy, jaka nastała. Nicole spojrzała na niego.
- Myślisz, że mogę być opętana?
- Ostrożności nigdy za wiele – odpowiedział.
-
Te sukinsyny nie wytrzymały by w jej ciele – powiedział Bobby.
Podszedł
do dziewczyny i podał jej szklankę z wodą oraz dwie białe, podłużne
tabletki. Nicole łyknęła środki przeciwbólowe, modląc się w duchu, aby
pomogły. W międzyczasie bracia i Bobby usiedli obok niej. Kiedy
odstawiła szklankę, spojrzała na nich. Na ich twarzach mieszała się
ciekawość i przerażenie.
- Więc, co się stało? – zapytał
Dean. Dziewczyna wzięła głęboki oddech i zaczęła mówić. Opowiedziała o
odzyskaniu pamięci, a następnie o Zachariaszu, odsyłaczu aniołów, jego
prośbie. Widząc coraz to większe zdenerwowanie na ich twarzach, wzięła
ponownie głęboki oddech.
– I? – dopytywał się starszy z braci.
-
Już chciałam wyjść, kiedy pojawiły się demony. Ledwo udało mi się uciec
– powiedziała szybko. Nie chciała zdradzać szczegółów, nie w tym
wypadku. Nadal przed oczami widziała zadowoloną, złośliwą twarz
Alastaira.
- Więc Castiel dał ci sztylet na anioły? – zapytał
Sam.
Nicole kiwnęła głową. Sięgnęła do tyłu i wysunęła zza paska
błyszczące narzędzie. Położyła go na stole. Bobby chwycił go i zaczął go
oglądać.
- Powiedziałaś, że zadziałał na ciebie odsyłacz aniołów – przypomniał Dean.
-
Tak. Miałam wrażenie, że ktoś wypruwa mi flaki… I to od środka –
rzuciła i skrzywiła się. Bobby odłożył na stół sztylet. Podszedł do niej
i położył jej dłoń na ramieniu.
- Dobrze, że wróciłaś – powiedział z uśmiechem.
-
Dzięki Bobby – odpowiedziała i odwzajemniła uśmiech, a następnie
spojrzała na braci. – Musicie zdać mi relację z tego nad czym teraz
pracujecie. Z tego co przekazał mi Cass, chcecie powstrzymać Apokalipsę.
Chcę wam pomóc.
- Ty? Nie powinnaś się w to mieszać – odezwał się Dean. Nicole uniosła brwi do góry. – To nie robota dla ciebie.
-
Z tego co pamiętam twój ojciec szkolił mnie od małego. Zaczęłam
jeździć na polowania, kiedy ty zbijałeś bąki w szkole i nudziłeś się
przed telewizorem. Więc nie wciskaj mi kitu, że to robota nie dla mnie –
warknęła.
Dean spojrzał na nią zmieszany. Było widać jak na dłoni, że
to nie ta sama Nikki, która jeszcze niedawno nie wiedziała o demonach,
aniołach i innych rzeczach.
– Oprócz tego chyba przyda wam się dodatkowa
głowa do myślenia. Musicie w końcu pozamiatać po tym bałaganie, do
którego odrobinę się przyczyniliście.
- My? – wydusił starszy Winchester.
-
Nie udawaj głupiego Dean. Castiel przekazał mi tą wiedzę z
dokładnością. – Wychyliła się nieco w jego stronę. – Ty to zacząłeś,
kiedy w piekle zgodziłeś się torturować inne dusze. A Sam – spojrzała
na młodszego – złamał ostatnią pieczęć, kiedy pod wpływem demonicy Ruby i
za pomocą jej krwi, którą pił, zabił Lilith.– Sam zacisnął usta. Nicole
przeniosła wzrok na Deana. Przez chwilę spoglądali na siebie. Widziała w
jego wzorku ból.
Mężczyzna bez słowa zerwał się z krzesła i wyszedł z
kuchni. Dziewczyna oparła się o krzesło.
- Nie musiałaś mu
tego wygarniać – odparł Bobby kręcąc głową. Nicole zasłoniła twarz
rękami. Coś z nią było nie tak. Nie mogła powstrzymać tych wszystkich
słów, które wypływały z jej ust. Które raniły. Kiedyś z pewnością by się
tym nie przejęła. Teraz jednak poczuła olbrzymie wyrzuty sumienia, że
tak ich potraktowała.
- Przepraszam – powiedziała, spoglądając na Sama. – Nie wiem, co mi się stało. Powinnam była się zamknąć.
-
Spokojnie – odpowiedział Sam. – Zobaczysz, nic mu nie będzie. – Kątem
oka dostrzegła, zaskoczoną minę Bobby’ego. – Musisz wiedzieć, że jeśli
chodzi o jego pobyt w piekle, to jest to dla niego drażliwy temat.
- A znalazł się tam, bo?
- To długa historia – zaczął Sam, ale widząc proszący wzrok dziewczyny, uśmiechnął się.
- To może skrócona wersja?- Młodszy westchnął.
-
Moja matka ratując ojca zawarła pewien pakt. Po dziesięciu latach,
demon wrócił po zapłatę. Pewnie już wiesz, że mam w sobie jego krew. –
Nicole przytaknęła. – Tej nocy, kiedy pojawił się przy moim łóżeczku,
zginęła moja matka. Spłonęła na suficie. Ojciec przez lata szukał
demona. W końcu kiedy go znalazł, o mało co nie zabił Deana. John oddał
za niego swoje życie. Po tym dowiedziałem się, czego tak naprawdę ode
mnie chce. Ja i jeszcze kilka innych osób znaleźliśmy się w opuszczonym
miasteczku. Tam naszym zadaniem była walka między sobą. Ten, który
zwycięży poprowadzi armię Żółtookiego Demona. Doszło do walki między
mną, a takim jednym chłopakiem. Wykorzystał moment nieuwagi i wsadził mi
nóż w plecy. Umarłem na rękach Deana. – Dziewczyna zrobiła wielkie
oczy. – Ten zamiast mnie pochować, poszedł na rozdroże i zawarł pakt z
demonem. Ja wróciłem do życia, a mu został tylko rok. Po owym roku
rozszarpały go ogary piekielne, a jego duszę zaciągnięto do piekła.
-
Wy Winchesterowie macie jakieś dziwne uzależnienia jeśli chodzi o pakty
z tymi dupkami – odezwał się Bobby.
Sam lekko się uśmiechnął. Nicole
spojrzała na nich, a następnie podniosła się z miejsca. Wychodząc z
kuchni, czuła ich wzrok na plecach. Przeszła przez salon. Tuż obok
łazienki zobaczyła uchylone drzwi, które prowadziły do piwnicy.
Otworzyła je szerzej, a następnie zeszła na dół.
W środku było jeszcze
ciemniej niż na zewnątrz. Z daleka dostrzegła zapaloną żarówkę. Minęła
żelazny bunkier – wielkie dzieło Bobby’ego, które potrafiło ochronić
przed demonami, dzięki licznym symbolom i soli w ścianach. Podeszła
bliżej do niewielkiego pomieszczenia. To właśnie w nim Bobby
przygotowywał broń na polowania.
Dean siedział na jednym z dwóch
krzeseł. Jego wzrok utkwiony był w ciemnym przedmiocie, który czyścił.
Kiedy Nicole podeszła bliżej zobaczyła, że jest to pistolet.
- Możesz sprzedać mi kulkę od razu – powiedziała ze śmiechem. Zielonooki wyprostował się i odwrócił.
-
Nie wiem czemu, ale to pomaga mi się oderwać od tego, co się dzieje –
odpowiedział cicho. Dziewczyna usiadła na wolnym krześle, tuż obok
niego.
- Chcę cię przeprosić. Nie powinnam była wygadywać takich rzeczy. Ja wcale tak nie myślę.
- Nie musisz mnie przepraszać. Masz rację. Ja i Sam musimy posprzątać ten bałagan – powiedział, spuszczając głowę.
- Zagalopowałam się. To, że trwa Apokalipsa to nie jest wasza wina.
- Po części nasza.- Nicole przewróciła oczami. – Nie usprawiedliwiaj nas.
- Wy złamaliście tylko dwie. A ich było…
-
66 – odpowiedział, spoglądając na nią. Wziął głęboki oddech i odłożył
pistolet na brudny blat stołu. – A ja zgodziłem się torturować inne
dusze, bo nie dałem rady tego znieść.
- Nie każdy jest wstanie to wytrzymać.
-
Najgorsze jednak w tym wszystkim było to, że torturowanie w piekle
sprawiało mi przyjemność. Stawałem się taki, jak oni – powiedział ze
smutkiem, kręcąc głową.
Poczuła, że robi jej się go żal. A najgorsze było
to, że nie potrafiła mu pomóc. Nie potrafiła go pocieszyć. Wyciągnęła
rękę i delikatnie dotknęła jego dłoni. Nagle przed oczami zaczęły
przesuwać się obrazy. Ukazywane wspomnienia nie należały do niej.
Najpierw widziała rozrywanego na strzępy Deana, potem jak sam torturuje
innych. I ta twarz… Ta znajoma twarz, której nienawidziła. Odchyliła się
i spadła z krzesła. Dean trzymał się kurczowo stołu, oddychając ciężko.
– Co to było?
- Przepraszam- rzuciła, wstając.
- To ty?
- Tak. Przez Castiela nie panuję jeszcze tak dobrze nad sobą, jak kiedyś. Przez przypadek ujrzałam twoje wspomnienia.
- Jak?
- Dotknęłam cię. – Postawiła krzesło z powrotem i usiadła na nim.
- Wcześniej…
- Wcześniej moje umiejętności były uśpione – powiedziała, przerywając mu. – Widziałam kto cię torturował. To był Alastair.
- Znasz go?
- Aż za dobrze.
- Skąd?
- Pewnie Bobby ci o tym napomknął. Sukinsyn mnie zabił, a potem długo torturował. Całe sześćdziesiąt lat.
- Czekaj, czekaj… Ty byłaś…
- Nie jesteś jedyny, który wyrwał się z piekła. A dzisiaj nasz znajomy złożył mi wizytę.
- Widziałaś się z nim?
- Pojawił się zaraz po spotkaniu z Zachariaszem. Jego ludzie mieli mnie wykończyć, ale jak widać, nie udało się.
- Czego chciał?
- Powiedział, że mam zaklepane miejsce w piekle.
- Skurwiel – syknął Dean. Nicole poklepała go po ramieniu.
-
Może niedługo sami go dorwiemy. Była by to piękna zemsta – powiedziała z
uśmiechem. Spojrzał na nią i odwzajemnił uśmiech.
– Mam nadzieję, że
nie będziesz robić problemów z tym, abym do was dołączyła. Jak
wspomniałam wcześniej, przyda wam się pomoc. – Przez chwilę spoglądali
na siebie w milczeniu. W końcu Dean zaśmiał się i pokręcił głową.
- Jesteś uparta, ale nie mamy innego wyjścia, nie?
-
Raczej nie – odpowiedziała. Wpatrywała się w jego szeroki, szczery
uśmiech. – Więc oświecisz mnie trochę? Co zrobimy z Lucyferem?
- Próbowaliśmy zastrzelić go z Colta. – Nicole zrobiła wielkie oczy. – Słyszałaś o nim?
- Czy słyszałam o jednej z najpotężniejszych broni? Jasne. To cudo jest w stanie zabić każdą kreaturę…
-
Prawie każdą. Nie działa na anioły. Lucyfer, jakby nie patrzeć nadal
jest aniołem- upadłym aniołem – więc Colt na nic się nie zdał.
- Macie jakąś drugą opcję?
-
Kojarzysz archanioła Gabriela? – Nicole kiwnęła głową. – Od niego
dostaliśmy informację o pierścieniach, które są w stanie otworzyć klatkę
Lucyfera na nowo. Pierścienie te należą do czterech jeźdźców.
- Jeźdźców Apokalipsy?
- Dokładnie. Jak na razie mamy pierścienie Wojny i Głodu. Nadal szukamy Zarazy i Śmierci.
- Wiecie, jak za ich pomocą otworzyć tą klatkę?
- Niestety nie. Najpierw skupiamy się na poszukiwaniach.
- I jak wam idzie? – Dean spojrzał na nią z zaciśniętymi ustami. – Rozumiem.
Wyszła
z łazienki i już chciała wejść do pokoju, kiedy dostrzegła palące się
światło. Podeszła bliżej. Drzwi od sypialni Bobby’ego były uchylone.
Zapukała.
- Wejdź – usłyszała jego głos po drugiej stronie.
Weszła do środka. Bobby siedział w fotelu. Wyglądał, jakby na nią
czekał.
– Odzyskałaś całą pamięć?
- Tak – powiedziała, kiwając głową.
-
I tak masz w sobie coś z tej nowej Nikki, tej którą byłaś jeszcze dziś
rano. – Dziewczyna uniosła brwi do góry. – Zauważyłem tą małą zmianę,
kiedy przeprosiłaś za swoje słowa.
- To coś dziwnego? – Bobby zaśmiał się.
-
Bez urazy Nikki, ale wcześniej byłaś zimną, bezuczuciową suką.
Spojrzała na niego zaskoczona. Jednak po szybszej analizie swojego
wcześniejszego życia, musiała przyznać mu rację.
– Byłaś maszyną do
zabijania.
- Byłam żołnierzem – powiedziała nieco smutna.
-
John wpoił ci zasadę, aby porzucać uczucia. Po jakimś czasie przestałaś
zwracać na nie uwagę. Mam nadzieję, że tym razem o nich nie zapomnisz.
- Czuję się inna – odpowiedziała. – Docierają do mnie uczucia, nie tylko moje także i innych. Emocje wdzierają się do środka.
-
Nie zgub ich. Wbrew temu co mówił John nie możesz być cyborgiem, bo
przede wszystkim jesteś człowiekiem – no, może w pięć dziesięciu
procentach – odparł ze śmiechem. Nicole uśmiechnęła się lekko. - Jesteś
ważną dla mnie osobą Nikki. Nie zatrać się znowu.
- Będę o tym pamiętać Bobby.
- Pamiętaj, że rodzina nie kończy się na więzach krwi. – Kiedy to powiedział, uśmiechnęli się do siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz