Starał się
dojechać na stary cmentarz, jak najszybciej. Miał wielką nadzieję, że może się
uda. Że może mają jeszcze trochę czasu do ostatecznego spotkania Michała i
Lucyfera. Na usta cisnęły mu się przekleństwa, że naraził brata na coś takiego.
Czuł, że nigdy sobie nie wybaczy tego błędu. Oprócz tego zaczął się martwić o
Nicole. Gdzie ona tak długo się podziewa?
- Dean. –
Podskoczył w miejscu, a jego ręka znalazła się na klatce piersiowej. – Nie
chciałam cię wystraszyć – odpowiedziała, spoglądając na niego.
- Witaj Dean
– usłyszał głos anioła, który dobiegł z tylnego siedzenia.
- Jak twój
genialny plan? – zapytał, zerkając na dziewczynę.
- Cass
uważa, że może się udać – odpowiedziała, a jej dłonie zacisnęły się bardziej na
starej księdze. – Dzięki temu. – Wskazała palcem przedmiot w swoich rękach.
- Co to do
cholery? – zapytał Dean.
- Święta
Księga – odpowiedział Castiel. – Inaczej zwana Biblią czy Pismem Świętym.
- I o to
tyle krzyku? – prychnął pod nosem i pokręcił głową. Nicole przewróciła oczami.
- To
pierwsza Biblia, jaka powstała. A raczej została spisana przez anioła, na
rozkaz Boga – poinformowała go Nikki.
- Przez
anioła?- dopytywał się Dean.
- Nie wierz
w bajki, jakie rozsiewają ludzie. Anioł spisał tę Księgę, a inne Pisma Święte,
to jej kopie- ciągnęła dziewczyna.
- I w czym
nam ma to pomóc? Mamy przeczytać Michałowi bajkę?
- Ale z
ciebie głąb – jęknęła pod nosem i podała Księgę Castielowi.
- Więc co z
nią?
- Nie uda
nam się uśmiercić archanioła – odezwał się Cass. – Jest zbyt potężny. Wątpię
czy podziałałby na niego odsyłacz aniołów namalowany na ścianie. Ale jeśli
wymalujemy go na tej Księdze, spotęgujemy moc odsyłacza. Wtedy może się udać.
- Nie trzeba
było tak od razu? – prychnął Dean i zerknął na Nicole, która zacisnęła dłonie w
pięści.
Rozwalona
brama cmentarza, była otwarta. Trzymała się tylko na dwóch zawiasach, a jej
dolne krawędzie wbiły się w ziemię. Ogrodzenie też ledwo się trzymało. Kamień w
kilku miejscach poodpadał, robiąc w płocie niewielkie dziury. Jechali powoli
piaskową drogą. Wiele płyt nagrobkowych było poprzewracanych lub uszkodzonych.
Po innych nie było nawet śladu. Gdzieniegdzie widać było lekką zieleń trawy.
Pozostała jej część pousychała.
Jechali powoli, rozglądając się dookoła. Po
kilku minutach tej wolnej jazdy, minęli sędziwe drzewa. Z daleka zamajaczyły im
dwie sylwetki. Kiedy podjechali bliżej, rozpoznali ich. Lucyfer i Michał zawzięcie
o czymś dyskutowali. Przemieszczali się po okręgu, jakby zamierzali stoczyć
bitwę na gołe pięści. Jednak, kiedy usłyszeli silnik samochodu, odwrócili się.
Dean i Nicole wysiedli.
-
Przeszkadzamy w kinder party? – zapytał Dean, z wymuszonym śmiechem.
- Jesteście,
jak zaraza, której ciężko się pozbyć – stwierdził Lucyfer i skrzyżował ręce na
klatce piersiowej.
- Lubimy być
w centrum wydarzeń – odezwała się Nicole.
- Czego tu
szukacie? – zapytał ze wściekłością Michał i zrobił kilka kroków w ich stronę.
- Mamy dla
ciebie niespodziankę – zaczął Dean, a Nicole wyszła naprzeciw Michała.
- Ciebie? – prychnął pod nosem archanioł. Dziewczyna wzruszyła ramionami, a jej usta
wykrzywiły się w złośliwym uśmiechu.
- Watson nie
wiedziałem, że chcesz zginąć w tak głupi sposób – odezwał się Lucyfer, kręcąc
głową. – A miało być tak pięknie.
- I będzie –
ciągnęła dalej Nicole.
- Na co
czekasz? – zwrócił się do niej Michał.
- TERAZ! –
Usłyszeli krzyk Cassa.
- Na to-
powiedziała Nicole.
Skupiła całą swój siłę i szybko machnęła ręką w stronę
archanioła. Ten zaskoczony nagłym atakiem, nie zdążył zareagować. Jego stopy
oderwały się od ziemi, a jego ciało przeleciało kilka metrów w tył. Upadł na
ziemię, a tuż obok niego pojawił się Castiel z Księgą. Przyłożył zakrwawioną
dłoń do odsyłacza. Michał krzyknął, kiedy błysnęło jasne światło. Po chwili
zniknął.
- Ty! – zawył Lucyfer, mierząc w anioła palcem. - Ty nędzny żołnierzyku, jak mogłeś
podnieś rękę na mojego brata! – Zamachnął się, ale Dean zdążył do niego
doskoczyć i powalić Władcę Piekła na ziemię.
- Cass
uciekaj! – krzyknęła Nicole, a anioł zniknął.
Przez chwilę obaj mężczyźni
szarpali się na ziemi. Po chwili jednak Dean został wyrzucony w powietrze, a
następnie ciężko upadł na trawę. Nicole znalazła się tuż obok niego. Pomogła mu
wstać i pociągnęła go w stronę samochodu.
- Myślałem,
ze jesteście bardziej rozważni – zaczął Lucyfer, dźwigając się na nogi. -
Jednak ludzie nie są rozsądni. Nie wiem, jak Ojciec mógł pokładać nadzieję w
takim robactwie. Ty – wskazał na Deana. – Mam dość ciebie i tego, że ciągle
wchodzisz mi w drogę. Dziś nadszedł dzień sądu. – Kiedy to powiedział,
rozpłynął się w powietrzu.
- I co, to
wszystko? – zapytał Dean, spoglądając na Nicole.
Ta jednak bacznie obserwowała
każdy skrawek cmentarza. Nagle podskoczyła i została odepchnięta przez
Lucyfera. Upadła na ziemię.
- Twój czas
nadszedł Winchester – wycedził przez zaciśnięte zęby Władca Piekła i złapał
Deana za koszulkę. Z dziecinną łatwością rzucił go na maskę samochodu. Szyba
popękała pod ciężarem mężczyzny. Nicole pospiesznie wstała z ziemi i rzuciła
się w ich kierunku.
- Odwal się
od niego! – warknęła i szarpnęła za kurtkę Lucyfera. Ten uśmiechnął się pod
nosem i machnął ręką w jej stronę. Dziewczyna przeleciała przez cmentarz,
wlatując w stare nagrobki. Zamknęła oczy, czując przeszywający ból w plecach.
Lucyfer ponownie odwrócił się w stronę Deana. Jego dłoń mocniej zacisnęła się
na ubraniu Winchestera. Drugą ręką zaczął okładać go po twarzy. Dłonie Deana
zacisnęły się na jego nadgarstku. Starał się wyswobodzić, ale z każdym ciosem
jego siła spadała. Krew spływała po jego twarzy, barwiąc ubranie na czerwono.
Co i rusz zerkał na Lucyfera, który teraz był w ciele jego brata. Zacięta i
wściekła twarz Sama, sprawiała mu psychiczny ból. I znów poczuł, że to wszystko
jego wina. Bał się też o Nicole. Co ten dupek jej zrobił? Ile jeszcze mają
czasu zanim pojawi się Michał?
Kiedy Lucyfer złamał mu nos, Dean poczuł, że
dłużej tego nie wytrzyma. Wyciągnął drżącą rękę przed siebie. Złapał za
koszulkę mężczyzny i zacisnął na niej palce.
- Zakończ
to. Dobij mnie Sam- wyszeptał. W tym momencie pięść Lucyfera zatrzymała się w
powietrzu, a on spojrzał na niego tak, jakby zobaczył go po raz pierwszy.
Ciężko
oddychając, podniosła się. W głowie jej szumiało, a obraz przed oczami był
niewyraźny. Po chwili jednak wyostrzył się. Spojrzała w kierunku samochodu.
Dean był masakrowany przez Lucyfera. Lecz nagle Władca Piekieł zamarł. Wyczuła,
że to ten moment. Ze może Dean do niego dotarł. Teraz Sam potrzebował kolejnego
impulsu, aby znaleźć w sobie siłę, by zapanować nad upadłym aniołem.
Mimo bólu,
który rozchodził się po jej ciele, pospiesznie wstała i biegiem ruszyła w
kierunku walczących. Zatrzymała się obok i złapała Lucyfera za ręce.
- Zostaw go
– powiedziała dysząc. – Przestań się nad nim znęcać.
Jego oczy przeniosły się
na nią. Na jego twarzy wymalowane było zaskoczenie, a zarazem przerażenie.
–
Dość. Jeśli mamy podjąć współpracę, to chcę byś zostawił go w spokoju – odparła
powoli.
- Nie
rozumiem – odpowiedział, kręcąc głową.
- Jak to nie
pamiętasz? To spotkanie w lesie… Ty i ja mamy stworzyć sobie Niebo na Ziemi.
Chcę ci w tym pomóc.
- Nie! – warknął, robiąc krok do tyłu.
- A niby
dlaczego poparłam ten chory pomysł Sama? Wystawiłam ci go, abyś zniszczył Michała.
Żebyśmy mieli wolne pole do tworzenia własnego świata. Z góry można było
przewidzieć, że wygrasz. A ja chcę być z tobą. Będę ci wierna. Będziesz mógł mi
zaufać.
- Nie! – krzyknął, spoglądając na nią z niedowierzaniem. – Nie ty Nicole…
- Sam? – zapytała
cicho.
- Nie możesz
się do niego przyłączyć. Nie ty…
- Sam! –
Podeszła do niego i ujęła jego twarz w dłoniach. – Udało ci się- powiedziała z
uśmiechem. – Przejąłeś kontrolę!
- Czy ty
naprawdę…
- Przestań!
Myślisz, że mogłabym spiskować z Lucyferem? Pomyślałam, że może jak zacznę
wciskać ci ten kit, to może się wkurzysz i znajdziesz siłę by zapanować nad tym
dupkiem. I naprawdę ci się udało!
- Dzięki…
Dzięki…
- Deanowi-
dokończyła za niego. - To on pierwszy do ciebie dotarł.
- Michał… On
wróci- zaczął Sam.
- Gdzie są
pierścienie i klejnot?
Winchester stał nieco otępiały. Nicole pokręciła
szybko głową i zaczęła przeszukiwać jego kieszenie. W końcu znalazła połączone
przedmioty. Rozejrzała się, a następnie rzuciła je na ziemię. Klatka ponownie
zaczęła się otwierać. Sam wziął głęboki oddech i pokręcił głową.
- Nawaliłem…
- Wcale nie
– odparła dziewczyna. Sam podszedł do krawędzi szczeliny. Nicole znalazła się
obok niego. – Nie nawaliłeś – powtórzyła. – Wszystko się udało.
- Opiekuj
się Deanem, ok?
- Jasne.
Sam objął ją, a następnie wyprostował się. Już
miał zamiar się odwrócić, kiedy nagle obok nich pojawił się archanioł.
- Nie będzie
tak łatwo – rzucił przez zaciśnięte zęby.
- Spadaj,
wszystko skończone – odparła dziewczyna, odwracając się w jego stronę.
- Nie możesz
tam wejść – zaczął Michał, przybliżając się do Sama. – Moim przeznaczeniem jest
zgładzenie Lucyfera, co zamierzam uczynić.
- Jeśli ktoś
jeszcze raz wspomni słowo przeznaczenie, to przysięgam, że puszczę pawia –
skwitowała Nicole, spoglądając na archanioła i Winchestera, którzy świdrowali
się wzrokiem.
- Nikki
odsuń się – powiedział Sam, nie odrywając oczu od twarzy Michała. Dziewczyna
wzięła głęboki oddech, ale posłusznie wykonała polecenie młodszego z braci.
–
Skoro tak bardzo zależy ci na walce z Lucyferem, to zapraszam do klatki.
Nim
Michał zdążył się zorientować, Sam złapał go za ramiona i zrobił krok do tyłu.
Jego stopy nie natrafiły na żadne podłoże. Zacisnął mocniej dłonie, aby anioł
mu nie uciekł. Ich ciała wygięły się, kiedy lecieli w dół.
Obolały Dean
powoli odwrócił się do pozostałych. Słyszał ich głosy, ale nie był w stanie się
odezwać. Widział Nicole i Sama, którzy stają przy krawędzi. Zacisnął zęby i
zsunął się z samochodu. Oparł się o koło swojej ukochanej Impali. Wtedy pojawił
się Michał. Docierało do niego każde ich słowo. Spływająca po twarzy krew,
przez chwilę zasłoniła mu widok. Otarł ją wierzchem dłoni i ponownie utkwił wzrok
w pozostałej trójce.
Zrobił wielkie oczy.
Wszystko, co się działo widział, jakby na zwolnionym filmie. Sam łapie
Michała. Obaj powoli lecą w stronę szczeliny. Nicole odwraca się i jakby szuka
go wzorkiem. Kiedy jej czekoladowe oczy natrafiają na niego, robi krok do
przodu. Wtedy dłoń Michała zaciska się na jej cienkiej kurtce. Dean wyciąga ku
niej rękę, pragnąc ją złapać. Dziewczyna otwiera usta, ale nie wydobywa się z
nich żaden dźwięk. Ciało wygina się do tyłu. Jej nogi odrywają się od podłoża.
Instynktownie wyciąga ręce do przodu, jakby miała nadzieję, że ktoś je chwyci.
I po chwili znika w klatce razem z Samem, Lucyferem i Michałem. Ziemia
zatrzęsła się zamykając klatkę.
Dean jeszcze przez chwilę siedział z
wyciągniętą ręką. W końcu opuścił ją. Przekrzywił się na bok i zaczął czołgać
się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą byli oni. Dotarł do leżących
pierścieni. Dźwignął się na dłoniach i uklęknął. Pochylił się do przodu, a jego
palce zacisnęły się wokół uschniętej trawy. Po jego twarzy ciekły słone łzy,
które mieszały się z jego krwią. Czuł ból, mieszany z pustką po stracie brata i
ukochanej. Dlaczego go zostawili? Jak mógł na to pozwolić? Miał wielką ochotę
krzyczeć, ale nie miał na tyle siły. Odeszły dwie najbliższe mu osoby… Osoby,
które kochał i potrzebował, by żyć.
W tym jednym momencie całe jego życie
straciło sens. Utracił wiarę, że kiedyś ich odzyska. Utracił też wiarę w siebie
i swoje życie. To nie miało się tak skończyć… Jej nic nie miało się stać, a
potem oboje odzyskaliby Sama. A teraz został sam… Psychiczny ból był o wiele
mocniejszy od fizycznego. Wypełniał każdą komórkę jego ciała. Czuł, że serce
zaraz pęknie mu na drobne kawałki, a on bez nich, nigdy nie poskłada go do
kupy. Krople łez kapały na ziemię, a on zacisnął dłonie jeszcze mocniej.
- Boże,
dlaczego mi to zrobiłeś- powiedział szeptem.
Nie wiedział
ile tak klęczał. Choć ból w kolanach dawał o sobie znać, on nie mógł się
podnieść. Jego świat zawalił się. Nie zwrócił nawet na to uwagi, że zza chmur
leniwie zaczęło wyglądać słońce. Nie obchodziło go nic, co dzieje się wokół
niego. Nic więc dziwnego, że nie zorientował się, że ktoś za nim stoi. Dopiero,
kiedy poczuł dłoń na swoim ramieniu, wyprostował się i odwrócił głowę. Spojrzał
na mężczyznę w jasnym prochowcu. Błękitne oczy byłe pełne bólu. Anioł bez słowa
oderwał dłoń od jego ramienia i położył ją na jego czole. Momentalnie Dean
przestał odczuwać, jakikolwiek fizyczny ból. Zrozumiał, że Cass go uzdrowił.
Zapragnął też by to samo stało się z jego duszą.
- To koniec
Dean – powiedział spokojnym głosem Castiel. – Wracaj do domu.
- Do domu? – odparł łamiącym się głosem.
Odwrócił się od niego i spojrzał na pierścienie i
klejnot. Nadal były ze sobą połączone. Sięgnął po nie i schował je do kieszeni.
Bez słowa dźwignął się na nogi.
- Muszę
wracać do Nieba. Teraz, kiedy zabrakło Michała i Zachariasza zapanował tam
chaos.
- Będziesz
starał się to naprawić- stwierdził Dean, nie patrząc na niego.
- Tak.
Odzyskałem swoje moce.
- Jak?
- Nie wiem.
- Czy
możesz… - Zaczął Dean, ale Castiel szybko pokręcił głową.
- Przykro
mi. Nie mogę ich wyciągnąć. – Dean zacisnął usta, a po jego policzku spłynęła
osamotniona łza. – Wracaj do domu Dean – powiedział anioł i ponownie położył
dłoń na jego ramieniu. Winchester prychnął pod nosem i pokręcił z niedowierzaniem
głową.
– Obiecałeś coś swojemu bratu.
- Co?
- Że
zaczniesz normalne życie. Nicole też by tego chciała- ciągnął swoje anioł. Dean
chciał mu już odpowiedzieć, ale słowa ugrzęzły mu w gardle. – Spełnij ich prośbę Dean. Zasługujesz na
odpoczynek.
- Ja? – wydusił z siebie. – Nic nie zrobiłem by im pomóc.
- Zrobiłeś
wiele. Przeanalizuj sobie wszystko, a dojdziesz do tego, co ja. Żegnaj Dean.
Kiedy to powiedział, zniknął. Dean stał jeszcze przez chwilę, a następnie
podszedł do swojego samochodu. Dłonią zgarnął rozkruszone szkło, które
znajdowało się na masce. Podszedł do drzwi, otworzył je i wsiadł do środka.
Wziął głęboki oddech i włożył klucz do stacyjki. Odpalił silnik i odjechał.
genialne a ostatni akapit jest piękny
OdpowiedzUsuń