środa, 19 września 2012

30 Utracona nadzieja

       Starał się dojechać na stary cmentarz, jak najszybciej. Miał wielką nadzieję, że może się uda. Że może mają jeszcze trochę czasu do ostatecznego spotkania Michała i Lucyfera. Na usta cisnęły mu się przekleństwa, że naraził brata na coś takiego. Czuł, że nigdy sobie nie wybaczy tego błędu. Oprócz tego zaczął się martwić o Nicole. Gdzie ona tak długo się podziewa?
- Dean. – Podskoczył w miejscu, a jego ręka znalazła się na klatce piersiowej. – Nie chciałam cię wystraszyć – odpowiedziała, spoglądając na niego.
- Witaj Dean – usłyszał głos anioła, który dobiegł z tylnego siedzenia.
- Jak twój genialny plan? – zapytał, zerkając na dziewczynę.
- Cass uważa, że może się udać – odpowiedziała, a jej dłonie zacisnęły się bardziej na starej księdze. – Dzięki temu. – Wskazała palcem przedmiot w swoich rękach.
- Co to do cholery? – zapytał Dean.
- Święta Księga – odpowiedział Castiel. – Inaczej zwana Biblią czy Pismem Świętym.
- I o to tyle krzyku? – prychnął pod nosem i pokręcił głową. Nicole przewróciła oczami.
- To pierwsza Biblia, jaka powstała. A raczej została spisana przez anioła, na rozkaz Boga – poinformowała go Nikki.
- Przez anioła?- dopytywał się Dean.
- Nie wierz w bajki, jakie rozsiewają ludzie. Anioł spisał tę Księgę, a inne Pisma Święte, to jej kopie- ciągnęła dziewczyna.
- I w czym nam ma to pomóc? Mamy przeczytać Michałowi bajkę?
- Ale z ciebie głąb – jęknęła pod nosem i podała Księgę Castielowi.
- Więc co z nią?
- Nie uda nam się uśmiercić archanioła – odezwał się Cass. – Jest zbyt potężny. Wątpię czy podziałałby na niego odsyłacz aniołów namalowany na ścianie. Ale jeśli wymalujemy go na tej Księdze, spotęgujemy moc odsyłacza. Wtedy może się udać.
- Nie trzeba było tak od razu? – prychnął Dean i zerknął na Nicole, która zacisnęła dłonie w pięści.

       Rozwalona brama cmentarza, była otwarta. Trzymała się tylko na dwóch zawiasach, a jej dolne krawędzie wbiły się w ziemię. Ogrodzenie też ledwo się trzymało. Kamień w kilku miejscach poodpadał, robiąc w płocie niewielkie dziury. Jechali powoli piaskową drogą. Wiele płyt nagrobkowych było poprzewracanych lub uszkodzonych. Po innych nie było nawet śladu. Gdzieniegdzie widać było lekką zieleń trawy. Pozostała jej część pousychała. 
        Jechali powoli, rozglądając się dookoła. Po kilku minutach tej wolnej jazdy, minęli sędziwe drzewa. Z daleka zamajaczyły im dwie sylwetki. Kiedy podjechali bliżej, rozpoznali ich. Lucyfer i Michał zawzięcie o czymś dyskutowali. Przemieszczali się po okręgu, jakby zamierzali stoczyć bitwę na gołe pięści. Jednak, kiedy usłyszeli silnik samochodu, odwrócili się. Dean i Nicole wysiedli.
- Przeszkadzamy w kinder party? – zapytał Dean, z wymuszonym śmiechem.
- Jesteście, jak zaraza, której ciężko się pozbyć – stwierdził Lucyfer i skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
- Lubimy być w centrum wydarzeń – odezwała się Nicole.
- Czego tu szukacie? – zapytał ze wściekłością Michał i zrobił kilka kroków w ich stronę.
- Mamy dla ciebie niespodziankę – zaczął Dean, a Nicole wyszła naprzeciw Michała.
- Ciebie? – prychnął pod nosem archanioł. Dziewczyna wzruszyła ramionami, a jej usta wykrzywiły się w złośliwym uśmiechu.
- Watson nie wiedziałem, że chcesz zginąć w tak głupi sposób – odezwał się Lucyfer, kręcąc głową. – A miało być tak pięknie.
- I będzie – ciągnęła dalej Nicole.
- Na co czekasz? – zwrócił się do niej Michał.
- TERAZ! – Usłyszeli krzyk Cassa.
- Na to- powiedziała Nicole. 
        Skupiła całą swój siłę i szybko machnęła ręką w stronę archanioła. Ten zaskoczony nagłym atakiem, nie zdążył zareagować. Jego stopy oderwały się od ziemi, a jego ciało przeleciało kilka metrów w tył. Upadł na ziemię, a tuż obok niego pojawił się Castiel z Księgą. Przyłożył zakrwawioną dłoń do odsyłacza. Michał krzyknął, kiedy błysnęło jasne światło. Po chwili zniknął.
- Ty! – zawył Lucyfer, mierząc w anioła palcem. - Ty nędzny żołnierzyku, jak mogłeś podnieś rękę na mojego brata! – Zamachnął się, ale Dean zdążył do niego doskoczyć i powalić Władcę Piekła na ziemię.
- Cass uciekaj! – krzyknęła Nicole, a anioł zniknął. 
       Przez chwilę obaj mężczyźni szarpali się na ziemi. Po chwili jednak Dean został wyrzucony w powietrze, a następnie ciężko upadł na trawę. Nicole znalazła się tuż obok niego. Pomogła mu wstać i pociągnęła go w stronę samochodu.
- Myślałem, ze jesteście bardziej rozważni – zaczął Lucyfer, dźwigając się na nogi. - Jednak ludzie nie są rozsądni. Nie wiem, jak Ojciec mógł pokładać nadzieję w takim robactwie. Ty – wskazał na Deana. – Mam dość ciebie i tego, że ciągle wchodzisz mi w drogę. Dziś nadszedł dzień sądu. – Kiedy to powiedział, rozpłynął się w powietrzu.
- I co, to wszystko? – zapytał Dean, spoglądając na Nicole. 
        Ta jednak bacznie obserwowała każdy skrawek cmentarza. Nagle podskoczyła i została odepchnięta przez Lucyfera. Upadła na ziemię.
- Twój czas nadszedł Winchester – wycedził przez zaciśnięte zęby Władca Piekła i złapał Deana za koszulkę. Z dziecinną łatwością rzucił go na maskę samochodu. Szyba popękała pod ciężarem mężczyzny. Nicole pospiesznie wstała z ziemi i rzuciła się w ich kierunku.
- Odwal się od niego! – warknęła i szarpnęła za kurtkę Lucyfera. Ten uśmiechnął się pod nosem i machnął ręką w jej stronę. Dziewczyna przeleciała przez cmentarz, wlatując w stare nagrobki. Zamknęła oczy, czując przeszywający ból w plecach. 
        Lucyfer ponownie odwrócił się w stronę Deana. Jego dłoń mocniej zacisnęła się na ubraniu Winchestera. Drugą ręką zaczął okładać go po twarzy. Dłonie Deana zacisnęły się na jego nadgarstku. Starał się wyswobodzić, ale z każdym ciosem jego siła spadała. Krew spływała po jego twarzy, barwiąc ubranie na czerwono. Co i rusz zerkał na Lucyfera, który teraz był w ciele jego brata. Zacięta i wściekła twarz Sama, sprawiała mu psychiczny ból. I znów poczuł, że to wszystko jego wina. Bał się też o Nicole. Co ten dupek jej zrobił? Ile jeszcze mają czasu zanim pojawi się Michał? 
       Kiedy Lucyfer złamał mu nos, Dean poczuł, że dłużej tego nie wytrzyma. Wyciągnął drżącą rękę przed siebie. Złapał za koszulkę mężczyzny i zacisnął na niej palce.
- Zakończ to. Dobij mnie Sam- wyszeptał. W tym momencie pięść Lucyfera zatrzymała się w powietrzu, a on spojrzał na niego tak, jakby zobaczył go po raz pierwszy.

        Ciężko oddychając, podniosła się. W głowie jej szumiało, a obraz przed oczami był niewyraźny. Po chwili jednak wyostrzył się. Spojrzała w kierunku samochodu. Dean był masakrowany przez Lucyfera. Lecz nagle Władca Piekieł zamarł. Wyczuła, że to ten moment. Ze może Dean do niego dotarł. Teraz Sam potrzebował kolejnego impulsu, aby znaleźć w sobie siłę, by zapanować nad upadłym aniołem. 
        Mimo bólu, który rozchodził się po jej ciele, pospiesznie wstała i biegiem ruszyła w kierunku walczących. Zatrzymała się obok i złapała Lucyfera za ręce.
- Zostaw go – powiedziała dysząc. – Przestań się nad nim znęcać. 
        Jego oczy przeniosły się na nią. Na jego twarzy wymalowane było zaskoczenie, a zarazem przerażenie. 
– Dość. Jeśli mamy podjąć współpracę, to chcę byś zostawił go w spokoju – odparła powoli.
- Nie rozumiem – odpowiedział, kręcąc głową.
- Jak to nie pamiętasz? To spotkanie w lesie… Ty i ja mamy stworzyć sobie Niebo na Ziemi. Chcę ci w tym pomóc.
- Nie! – warknął, robiąc krok do tyłu.
- A niby dlaczego poparłam ten chory pomysł Sama? Wystawiłam ci go, abyś zniszczył Michała. Żebyśmy mieli wolne pole do tworzenia własnego świata. Z góry można było przewidzieć, że wygrasz. A ja chcę być z tobą. Będę ci wierna. Będziesz mógł mi zaufać.
- Nie! – krzyknął, spoglądając na nią z niedowierzaniem. – Nie ty Nicole…
- Sam? – zapytała cicho.
- Nie możesz się do niego przyłączyć. Nie ty…
- Sam! – Podeszła do niego i ujęła jego twarz w dłoniach. – Udało ci się- powiedziała z uśmiechem. – Przejąłeś kontrolę!
- Czy ty naprawdę…
- Przestań! Myślisz, że mogłabym spiskować z Lucyferem? Pomyślałam, że może jak zacznę wciskać ci ten kit, to może się wkurzysz i znajdziesz siłę by zapanować nad tym dupkiem. I naprawdę ci się udało!
- Dzięki… Dzięki…
- Deanowi- dokończyła za niego. - To on pierwszy do ciebie dotarł.
- Michał… On wróci- zaczął Sam.
- Gdzie są pierścienie i klejnot? 
       Winchester stał nieco otępiały. Nicole pokręciła szybko głową i zaczęła przeszukiwać jego kieszenie. W końcu znalazła połączone przedmioty. Rozejrzała się, a następnie rzuciła je na ziemię. Klatka ponownie zaczęła się otwierać. Sam wziął głęboki oddech i pokręcił głową.
- Nawaliłem…
- Wcale nie – odparła dziewczyna. Sam podszedł do krawędzi szczeliny. Nicole znalazła się obok niego. – Nie nawaliłeś – powtórzyła. – Wszystko się udało.
- Opiekuj się Deanem, ok?
- Jasne. 
       Sam objął ją, a następnie wyprostował się. Już miał zamiar się odwrócić, kiedy nagle obok nich pojawił się archanioł.
- Nie będzie tak łatwo – rzucił przez zaciśnięte zęby.
- Spadaj, wszystko skończone – odparła dziewczyna, odwracając się w jego stronę.
- Nie możesz tam wejść – zaczął Michał, przybliżając się do Sama. – Moim przeznaczeniem jest zgładzenie Lucyfera, co zamierzam uczynić.
- Jeśli ktoś jeszcze raz wspomni słowo przeznaczenie, to przysięgam, że puszczę pawia – skwitowała Nicole, spoglądając na archanioła i Winchestera, którzy świdrowali się wzrokiem.
- Nikki odsuń się – powiedział Sam, nie odrywając oczu od twarzy Michała. Dziewczyna wzięła głęboki oddech, ale posłusznie wykonała polecenie młodszego z braci.
– Skoro tak bardzo zależy ci na walce z Lucyferem, to zapraszam do klatki. 
        Nim Michał zdążył się zorientować, Sam złapał go za ramiona i zrobił krok do tyłu. Jego stopy nie natrafiły na żadne podłoże. Zacisnął mocniej dłonie, aby anioł mu nie uciekł. Ich ciała wygięły się, kiedy lecieli w dół.

        Obolały Dean powoli odwrócił się do pozostałych. Słyszał ich głosy, ale nie był w stanie się odezwać. Widział Nicole i Sama, którzy stają przy krawędzi. Zacisnął zęby i zsunął się z samochodu. Oparł się o koło swojej ukochanej Impali. Wtedy pojawił się Michał. Docierało do niego każde ich słowo. Spływająca po twarzy krew, przez chwilę zasłoniła mu widok. Otarł ją wierzchem dłoni i ponownie utkwił wzrok w pozostałej trójce. 
        Zrobił wielkie oczy.  Wszystko, co się działo widział, jakby na zwolnionym filmie. Sam łapie Michała. Obaj powoli lecą w stronę szczeliny. Nicole odwraca się i jakby szuka go wzorkiem. Kiedy jej czekoladowe oczy natrafiają na niego, robi krok do przodu. Wtedy dłoń Michała zaciska się na jej cienkiej kurtce. Dean wyciąga ku niej rękę, pragnąc ją złapać. Dziewczyna otwiera usta, ale nie wydobywa się z nich żaden dźwięk. Ciało wygina się do tyłu. Jej nogi odrywają się od podłoża. Instynktownie wyciąga ręce do przodu, jakby miała nadzieję, że ktoś je chwyci. I po chwili znika w klatce razem z Samem, Lucyferem i Michałem. Ziemia zatrzęsła się zamykając klatkę.
       Dean jeszcze przez chwilę siedział z wyciągniętą ręką. W końcu opuścił ją. Przekrzywił się na bok i zaczął czołgać się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą byli oni. Dotarł do leżących pierścieni. Dźwignął się na dłoniach i uklęknął. Pochylił się do przodu, a jego palce zacisnęły się wokół uschniętej trawy. Po jego twarzy ciekły słone łzy, które mieszały się z jego krwią. Czuł ból, mieszany z pustką po stracie brata i ukochanej. Dlaczego go zostawili? Jak mógł na to pozwolić? Miał wielką ochotę krzyczeć, ale nie miał na tyle siły. Odeszły dwie najbliższe mu osoby… Osoby, które kochał i potrzebował, by żyć. 
       W tym jednym momencie całe jego życie straciło sens. Utracił wiarę, że kiedyś ich odzyska. Utracił też wiarę w siebie i swoje życie. To nie miało się tak skończyć… Jej nic nie miało się stać, a potem oboje odzyskaliby Sama. A teraz został sam… Psychiczny ból był o wiele mocniejszy od fizycznego. Wypełniał każdą komórkę jego ciała. Czuł, że serce zaraz pęknie mu na drobne kawałki, a on bez nich, nigdy nie poskłada go do kupy. Krople łez kapały na ziemię, a on zacisnął dłonie jeszcze mocniej.
- Boże, dlaczego mi to zrobiłeś- powiedział szeptem.

       Nie wiedział ile tak klęczał. Choć ból w kolanach dawał o sobie znać, on nie mógł się podnieść. Jego świat zawalił się. Nie zwrócił nawet na to uwagi, że zza chmur leniwie zaczęło wyglądać słońce. Nie obchodziło go nic, co dzieje się wokół niego. Nic więc dziwnego, że nie zorientował się, że ktoś za nim stoi. Dopiero, kiedy poczuł dłoń na swoim ramieniu, wyprostował się i odwrócił głowę. Spojrzał na mężczyznę w jasnym prochowcu. Błękitne oczy byłe pełne bólu. Anioł bez słowa oderwał dłoń od jego ramienia i położył ją na jego czole. Momentalnie Dean przestał odczuwać, jakikolwiek fizyczny ból. Zrozumiał, że Cass go uzdrowił. Zapragnął też by to samo stało się z jego duszą.
- To koniec Dean – powiedział spokojnym głosem Castiel. – Wracaj do domu.
- Do domu? – odparł łamiącym się głosem. 
       Odwrócił się od niego i spojrzał na pierścienie i klejnot. Nadal były ze sobą połączone. Sięgnął po nie i schował je do kieszeni. Bez słowa dźwignął się na nogi.
- Muszę wracać do Nieba. Teraz, kiedy zabrakło Michała i Zachariasza zapanował tam chaos.
- Będziesz starał się to naprawić- stwierdził Dean, nie patrząc na niego.
- Tak. Odzyskałem swoje moce.
- Jak?
- Nie wiem.
- Czy możesz… - Zaczął Dean, ale Castiel szybko pokręcił głową.
- Przykro mi. Nie mogę ich wyciągnąć. – Dean zacisnął usta, a po jego policzku spłynęła osamotniona łza. – Wracaj do domu Dean – powiedział anioł i ponownie położył dłoń na jego ramieniu. Winchester prychnął pod nosem i pokręcił z niedowierzaniem głową.
– Obiecałeś coś swojemu bratu.
- Co?
- Że zaczniesz normalne życie. Nicole też by tego chciała- ciągnął swoje anioł. Dean chciał mu już odpowiedzieć, ale słowa ugrzęzły mu w gardle.  – Spełnij ich prośbę Dean. Zasługujesz na odpoczynek.
- Ja? – wydusił z siebie. – Nic nie zrobiłem by im pomóc.
- Zrobiłeś wiele. Przeanalizuj sobie wszystko, a dojdziesz do tego, co ja. Żegnaj Dean. 
       Kiedy to powiedział, zniknął. Dean stał jeszcze przez chwilę, a następnie podszedł do swojego samochodu. Dłonią zgarnął rozkruszone szkło, które znajdowało się na masce. Podszedł do drzwi, otworzył je i wsiadł do środka. Wziął głęboki oddech i włożył klucz do stacyjki. Odpalił silnik i odjechał.

        Wyjeżdżając z cmentarza Dean był pewny, że w tym dniu stracił dwie bliskie mu osoby. Nie wiedział jednak, że razem z Samem i Nicole stracił kogoś jeszcze. Kogoś, o kim istnieniu nie miał nawet pojęcia. O kimś, kogo by pokochał od samego początku. Kogoś, kogo nosiła Nicole tuż pod swoim sercem. Dean Winchester stracił także tego dnia swoje nienarodzone dziecko.

1 komentarz: