środa, 19 września 2012

14 Duch Zemsty

       - Co się dzieje?! – zapytała, siadając na łóżku. 
- Nie mam pojęcia – odpowiedział, oddychając szybko. Nicole wstała z łóżka i podeszła do niego. 
- Zostań. Sprawdzę to – powiedział i już zamierzał wyjść, kiedy złapała go za rękę.
- Bez ze mnie się nie ruszysz. – Dean przekręcił oczami i oboje wyszli z pokoju.
       Krzyki dochodziły z parteru. Szybko doszli do schodów, kiedy za swoimi plecami usłyszeli głos Sama.
- Czekajcie! –Zrobił kilka dużych kroków i zrównał się z nimi. - Słyszeliście to?
- Jakby kogoś obdzierali ze skóry – odpowiedziała Nicole.
       Zeszli na dół. Tam na środku korytarza leżało dwóch zakrwawionych wojowników. Jeden z nich ledwo oddychał.
- Zły duch zemsty! – krzyczała starsza kobieta, która plecami przywarła do ściany. Po jej twarzy spływały słone łzy. Przyciskała dłonie do klatki piersiowej. – Z czarnymi ślepiami! – Nicole i bracia wymienili spojrzenia.
- To nam się przyda – powiedział Sam, wciskając im w rękę po niewielkim nożu. Dziewczyna wsadziła go za rzemień w bucie.
- To też – odparł Dean, niosąc dwie pochodnie.
- Szybko nie mamy czasu! – krzyknęła Nicole i pobiegła wzdłuż korytarza.
       Kiedy głosy innych przestały dochodzić, słyszeli tylko echo swoich kroków, które odbijało się od ścian. Dobiegli do ostatniego pomieszczenia. Dywan z wizerunkiem Aleksandra Wielkiego leżał na ziemi. Nicole pstryknęła palcami, a pochodnie zapaliły się. Dean ruszył w stronę schodów, jako pierwszy. Schodzili w dół najszybciej, jak potrafili. Kilka razy musieli się asekurować.
       W końcu znaleźli się na płaskim podłożu. Dotarli do ściany, na której widniała krew.
- Ofiara – powiedział Sam z niedowierzaniem. Pokręcił głową. – Nikt z nas na to nie wpadł.
- Na co?- zapytał Dean, a Nicole zrobiła wielkie oczy.
- Ofiarą ma być ten, który chce otworzyć wrota!
- Ma się zabić czy co? – dopytywał się Dean.
- Ma się osłabić lub po twojemu uszkodzić – odpowiedział Sam.
- Nie ma sprawy – rzucił starszy Winchester. 
       Wyciągnął nóż i niewiele myśląc, przeciął swoją dłoń. Przyłożył ją w miejscu symbolu. Cała trójka wstrzymała oddech. Jednak nic się nie wydarzyło. 
– To chyba jakiś bubel.
- Trzeba być aniołem lub demonem – powiedziała stanowczo Nicole. Wyciągnęła swój nóż i przecięła rękę. – Oby zadziałało. 
       Przyłożyła ją do miejsca, w którym przed chwilą znajdowała się dłoń Deana. Odskoczyła, kiedy usłyszeli ciche chrupnięcie. Ściana delikatnie zatrzęsła się, a symbol słońca i księżyca rozdzielił. W ścianie powstała niewielka szczelina.
- Chodźcie – odparł Sam, machając na nich ręką.
       Cała trójka przeszła przez wrota, które zamknęły się za nimi. Stanęli w wąskim, chłodnym korytarzu. Na ścianach pozawieszane były małe pochodnie, które rozświetlały drogę swoim żółtym blaskiem. Zgasili swoje i położyli je w kącie. W środku panowała cisza. Słychać było tylko ich nierówne oddechy.
       Ruszyli wężykiem przed siebie. Korytarz ciągnął się w nieskończoność. Nikt się nie odzywał. Każdy starał się wyłapać, jakikolwiek dźwięk, który mógłby świadczyć o tym, że nie są sami. Wiedzieli, że demony gdzieś tu są. W końcu na nich trafią, o ile nie ma innego wyjścia.
       W pewnym momencie, z daleka zamajaczył im gruby łuk nad przejściem. Było tam o wiele jaśniej. Przyspieszyli. Nicole wstrzymała oddech, kiedy znalazła się w olbrzymim kwadratowym pomieszczeniu.
       Usłyszała znajomy śmiech. Wyprostowała się i spojrzała w zimne oczy demona. Demona, który był jej koszmarem. Alastair wyciągnął ręce, jak gospodarz, który wita oczekiwanych gości.
- Nicole, Dean, jak miło znów was widzieć – powiedział i ponownie zaśmiał się. Dziewczyna zmrużyła oczy. 
- A to pewnie Sam. Miło cię w końcu poznać. Szkoda, że wcześniej nie miałem okazji.
       Nicole dopiero teraz dostrzegła, że niedaleko Alastaira znajdują się także cztery inne demony. Wszystkie z czarnymi, jak węgiel oczami.
- Alastair – wysyczał przez zaciśnięte zęby Dean. Wszystko się w nim gotowało. Miał ochotę rzucić się na niego i rozerwać na strzępy gołymi rękami.
- Dean, Dean… Kupę lat, nieprawdaż? Jak ten czas szybko leci… A nie! To w piekle czas szybko leci – powiedział ze złośliwym uśmiechem. - Bez was jest tam strasznie nudno!
- Strasznie nam z tego powodu przykro – wypaliła Nicole, wyciągając z buta nóż. Alastair i inne demony zaśmiały się.
- Tym nie zrobisz nam krzywdy – odezwał się grubym głosem, jeden z nich.
- Nie, ale mogę wydłubać ci oko – skwitowała, poprawiając nóż w ręku.
- Jesteście tu pewnie z tego samego powodu, co my – zaczął Alastair i zrobił kilka kroków do przodu. – Zabawmy się. Kto pierwszy ten lepszy. Zapewne nie wiecie istotnej rzeczy o tym pomieszczeniu. – Winchesterowie i Nicole wymienili spojrzenia. – To pomieszczenie żyje… Własnym życiem.
- Pieprzenie! – warknął Dean.
- Przekonamy się. Już niedługo. Ale czas na zawody. Wy szukacie klejnotu i my go szukamy. Walka na śmierć i życie… Niech wygra lepsza drużyna!
       Kiedy to powiedział, pozostałe demony rzuciły się w ich stronę. Nicole i bracia zrobili to samo. W pewnym momencie pomieszczenie zatrzęsło się, a ziemia w coraz szybszym tempie pękała.
       Dean niewiele myśląc wyminął wszystkich i rzucił się w stronę Alastaira.
- Dean! – krzyknęła za nim Nicole, jednak było za późno. Z podłogi wychodziły ściany, rozdzielając wszystkich, którzy znaleźli się w pomieszczeniu.
- ZOSTAW GO DEAN! – Usłyszała jeszcze krzyk Sama, a następnie wokół niej zapanowała cisza. Zrobiło się ciemno.
- SAM! DEAN! – zawoła Nicole, ale nie dostała żadnej odpowiedzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz