Minęło pięć dni od ich powrotu z Indiany. Nicole nadal ukrywała
swój sekret. Spoglądając na Winchesterów i Singera, nie mogła dopuścić,
aby dowiedzieli się czegokolwiek o jej stanie. Na całe szczęście dziwna
"choroba" dziewczyny minęła, a co za tym idzie, przestano ją wypytywać o
stan jej zdrowia. Miała wrażenie, że wszystko wróciło do dawnego rytmu.
Znów zostali pochłonięci pracą. Wciąż mieli nadzieję, że szybko znajdą
Śmierć.
Nicole starała się skupiać na swoim zadaniu. Jednak coraz częściej przyłapywała się na tym, że rozmyśla o tym maleństwie, które w niej rośnie. Chciała, aby żyło bezpiecznie, bez żadnych trosk i kłopotów. Wierzyła w to, że zanim przyjdzie na świat, Apokalipsa dobiegnie końca. Prze te kilka dni zdołała je pokochać, choć obawiała się tego, co będzie później. Nie wiedziała, czy sprosta wyzwaniu macierzyństwa. Czy będzie dobrą matką?
Postanowiła zadbać o siebie. Nie brała do ust alkoholu, nie piła kawy. Starała się jeść w miarę zdrowo, choć czasami było to niemożliwe. Z drugiej jednak strony nie chciała wzbudzać podejrzeń. Liczyła na to, że uda jej się przetrwać i to bez żadnych komplikacji, ten okres ukrywania ciąży.
Otworzyła powoli oczy, czując na policzku ciepłe promienie słońca. Zerknęła w stronę okna. Niebo było bajecznie czyste, bez żadnej chmurki. Odwróciła się w stronę mężczyzny z cichym westchnięciem.
Dean leżał na boku, z jedną ręką pod poduszką. Przyjrzała się mu uważne, mając wrażenie, że uśmiecha się przez sen. Delikatnie dotknęła jego policzka i przejechała palcem wzdłuż linii jego ust. Niewiele myśląc nachyliła się i pocałowała go.
- Co za miła pobudka - usłyszała jego szept, kiedy obsypywała jego twarz pocałunkami. Zaśmiała się i ponownie namierzyła jego usta. Odwzajemnił pocałunek, dotykając jej ramion i tali. Położył dłoń na jej plecach, aby przyciągnąć ją do siebie bliżej. Kolejne westchnienie wydobyło się z jej ust. Dean uśmiechnął się do niej, kiedy dotknęli się nosami. Obrócił ją na plecy i znalazł się na niej, pieszcząc ustami jej szyję.
Wtedy Nicole znieruchomiała.
- Co jest? - zapytał zdezorientowany.
- Czujesz to? - odparła, odpychając go od siebie i siadając na łóżku. Szybko odgarnęła z twarzy jasno brązowe włosy. - Coś się pali.
Winchester przez chwilę nasłuchiwał, starając się jednocześnie poczuć to, co ona.
- Cholera! - syknął pod nosem. - Rzeczywiście.
Oboje wyskoczyli z łóżka, jak oparzeni i wylecieli z pokoju. Przeszli przez korytarz, gdzie zapach spalenizny był jeszcze mocniejszy. Zbiegli po schodach, przebiegli przez salon i zatrzymali się w zadymionej kuchni.
Zobaczyli Sama otwierającego okna. Bobby stał nad zlewem, starając się ugasić źródło niewielkiego pożaru.
- Co się stało?! - krzyknęła Nicole. Kuchnia nadal była zadymiona. Czuła, jak dym drażni jej nozdrza.
- Niech Bobby wam wytłumaczy- odpowiedział Sam. Kątem oka dostrzegła, że młodszy Winchester stara się nie wybuchnąć śmiechem.
- Bobby? - zapytał Dean. Uniósł brwi do góry i utkwił wzrok w mężczyźnie. Singer wyprostował się i spojrzał na nich.
- To wina tego gówna z torebki, które kupiłaś - rzucił Bobby, celując palcem w Nicole. Dziewczyna przekręciła oczami. - Przywarło do garnka i zaczęło się palić. Kiedy próbowałem ściągnąć garnek z ognia, podpaliła mi się ścierka.
Nicole i Dean wymienili spojrzenia. Starszy z braci zacisnął usta.
- Ani słowa - powiedział ostrzegawczo Bobby. Dziewczyna podeszła do zlewu i spojrzała na pozostałości po potrawce z kurczaka. Zerknęła na mężczyznę.
- Trzeba najpierw zdjąć tą folię ochronną - wskazała palcem.
- Powiedziałem, ani słowa - warknął Bobby. Nicole uniosła ręce do góry i wycofała się. Na jej ustach zagościł uśmiech.
Siedzieli przy stole. Każde z nich pochłonięte było pracą. Lokalizacja Śmierci, tak jak i znalezienie pozostałych Jeźdźców, nie była łatwa. Sprawdzali prognozy pogody, przeglądali artykuły, zerkali na mapy i wczytywali się w zawartość różnych książek Bobby'ego. Nicole westchnęła głęboko i spojrzała na pozostałych.
- Bobby - odezwała się z nadzieją w głosie. - Może jednak...
- Zapomnij - przerwał jej szybko. - Zapomniałaś, jak to się skończyło, kiedy chciałaś znaleźć Śmierć ostatnim razem? - Dziewczyna przygryzła wargę.
- Ale tym razem byłby to kosiarz. Myślę, że ich łatwiej namierzyć.
- Zapomnij - powtórzył ostro Singer.
- Bobby ma rację- odezwał się Dean, a ona obrzuciła go wściekłym spojrzeniem. Przekręcił oczami i oparł głowę o rękę.
- Zresztą - ciągnął dalej Singer. - Jak byś go zobaczyła? Nie jesteś umierająca.
- Widziałam już kosiarzy - powiedziała pewnym głosem. Cała trójka wlepiła w nią swoje oczy. - No, co wy nie doszliście do tego sami?
- Oświeć nas - rzucił Dean, zamykając książkę i krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- Założę się, że Castiel też ich widzi - powiedziała Nicole, a następnie pokręciła ze śmiechem głową. - Zapominacie, że nie jestem w stu procentach człowiekiem.
- Widzisz kosiarzy? - zwrócił się do niej Sam. - To ułatwia sprawę...
- Zapomnij! - warknęli jednocześnie Dean i Bobby.
- A ty jej nie podpuszczaj - odparł Dean, machając palcem w stronę brata.
- Nie podpuszczam. Miałem namyśli fakt, że jeśli już znajdziemy miejsce, to Nicole będzie mogła je potwierdzić.
- Co potwierdzi? - drążył dalej Dean.
Nicole starała się skupiać na swoim zadaniu. Jednak coraz częściej przyłapywała się na tym, że rozmyśla o tym maleństwie, które w niej rośnie. Chciała, aby żyło bezpiecznie, bez żadnych trosk i kłopotów. Wierzyła w to, że zanim przyjdzie na świat, Apokalipsa dobiegnie końca. Prze te kilka dni zdołała je pokochać, choć obawiała się tego, co będzie później. Nie wiedziała, czy sprosta wyzwaniu macierzyństwa. Czy będzie dobrą matką?
Postanowiła zadbać o siebie. Nie brała do ust alkoholu, nie piła kawy. Starała się jeść w miarę zdrowo, choć czasami było to niemożliwe. Z drugiej jednak strony nie chciała wzbudzać podejrzeń. Liczyła na to, że uda jej się przetrwać i to bez żadnych komplikacji, ten okres ukrywania ciąży.
Otworzyła powoli oczy, czując na policzku ciepłe promienie słońca. Zerknęła w stronę okna. Niebo było bajecznie czyste, bez żadnej chmurki. Odwróciła się w stronę mężczyzny z cichym westchnięciem.
Dean leżał na boku, z jedną ręką pod poduszką. Przyjrzała się mu uważne, mając wrażenie, że uśmiecha się przez sen. Delikatnie dotknęła jego policzka i przejechała palcem wzdłuż linii jego ust. Niewiele myśląc nachyliła się i pocałowała go.
- Co za miła pobudka - usłyszała jego szept, kiedy obsypywała jego twarz pocałunkami. Zaśmiała się i ponownie namierzyła jego usta. Odwzajemnił pocałunek, dotykając jej ramion i tali. Położył dłoń na jej plecach, aby przyciągnąć ją do siebie bliżej. Kolejne westchnienie wydobyło się z jej ust. Dean uśmiechnął się do niej, kiedy dotknęli się nosami. Obrócił ją na plecy i znalazł się na niej, pieszcząc ustami jej szyję.
Wtedy Nicole znieruchomiała.
- Co jest? - zapytał zdezorientowany.
- Czujesz to? - odparła, odpychając go od siebie i siadając na łóżku. Szybko odgarnęła z twarzy jasno brązowe włosy. - Coś się pali.
Winchester przez chwilę nasłuchiwał, starając się jednocześnie poczuć to, co ona.
- Cholera! - syknął pod nosem. - Rzeczywiście.
Oboje wyskoczyli z łóżka, jak oparzeni i wylecieli z pokoju. Przeszli przez korytarz, gdzie zapach spalenizny był jeszcze mocniejszy. Zbiegli po schodach, przebiegli przez salon i zatrzymali się w zadymionej kuchni.
Zobaczyli Sama otwierającego okna. Bobby stał nad zlewem, starając się ugasić źródło niewielkiego pożaru.
- Co się stało?! - krzyknęła Nicole. Kuchnia nadal była zadymiona. Czuła, jak dym drażni jej nozdrza.
- Niech Bobby wam wytłumaczy- odpowiedział Sam. Kątem oka dostrzegła, że młodszy Winchester stara się nie wybuchnąć śmiechem.
- Bobby? - zapytał Dean. Uniósł brwi do góry i utkwił wzrok w mężczyźnie. Singer wyprostował się i spojrzał na nich.
- To wina tego gówna z torebki, które kupiłaś - rzucił Bobby, celując palcem w Nicole. Dziewczyna przekręciła oczami. - Przywarło do garnka i zaczęło się palić. Kiedy próbowałem ściągnąć garnek z ognia, podpaliła mi się ścierka.
Nicole i Dean wymienili spojrzenia. Starszy z braci zacisnął usta.
- Ani słowa - powiedział ostrzegawczo Bobby. Dziewczyna podeszła do zlewu i spojrzała na pozostałości po potrawce z kurczaka. Zerknęła na mężczyznę.
- Trzeba najpierw zdjąć tą folię ochronną - wskazała palcem.
- Powiedziałem, ani słowa - warknął Bobby. Nicole uniosła ręce do góry i wycofała się. Na jej ustach zagościł uśmiech.
Siedzieli przy stole. Każde z nich pochłonięte było pracą. Lokalizacja Śmierci, tak jak i znalezienie pozostałych Jeźdźców, nie była łatwa. Sprawdzali prognozy pogody, przeglądali artykuły, zerkali na mapy i wczytywali się w zawartość różnych książek Bobby'ego. Nicole westchnęła głęboko i spojrzała na pozostałych.
- Bobby - odezwała się z nadzieją w głosie. - Może jednak...
- Zapomnij - przerwał jej szybko. - Zapomniałaś, jak to się skończyło, kiedy chciałaś znaleźć Śmierć ostatnim razem? - Dziewczyna przygryzła wargę.
- Ale tym razem byłby to kosiarz. Myślę, że ich łatwiej namierzyć.
- Zapomnij - powtórzył ostro Singer.
- Bobby ma rację- odezwał się Dean, a ona obrzuciła go wściekłym spojrzeniem. Przekręcił oczami i oparł głowę o rękę.
- Zresztą - ciągnął dalej Singer. - Jak byś go zobaczyła? Nie jesteś umierająca.
- Widziałam już kosiarzy - powiedziała pewnym głosem. Cała trójka wlepiła w nią swoje oczy. - No, co wy nie doszliście do tego sami?
- Oświeć nas - rzucił Dean, zamykając książkę i krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- Założę się, że Castiel też ich widzi - powiedziała Nicole, a następnie pokręciła ze śmiechem głową. - Zapominacie, że nie jestem w stu procentach człowiekiem.
- Widzisz kosiarzy? - zwrócił się do niej Sam. - To ułatwia sprawę...
- Zapomnij! - warknęli jednocześnie Dean i Bobby.
- A ty jej nie podpuszczaj - odparł Dean, machając palcem w stronę brata.
- Nie podpuszczam. Miałem namyśli fakt, że jeśli już znajdziemy miejsce, to Nicole będzie mogła je potwierdzić.
- Co potwierdzi? - drążył dalej Dean.
Sam westchnął, a na jego twarzy
pojawiła się irytacja. Czasami naprawdę wkurzał go wolniejszy tok
myślenia Deana.
- Potwierdzi, że Śmierć tam jest - odpowiedział, akcentując każde wypowiedziane słowo. - Rany... Ale ty jesteś ciężki - prychnął pod nosem.
- Mamy użyć jej, jako radar czy coś?- ciągnął dalej Dean. Sam wyprostował się i ponownie spojrzał na brata.
- Coś w tym stylu. Jeśli zobaczy więcej kosiarzy w danym miejscu, to będziemy mieć pewność, że dotarliśmy do celu.
- Ej, ja tu jednak dalej siedzę - wtrąciła się ze śmiechem Nicole. Obaj spojrzeli na nią. - Nie mam nic przeciwko. Mogę być waszym radarem.
Sam zerknął na brata i uśmiechnął się z satysfakcją. Nicole pokręciła głową. Zobaczyła, jak Bobby wpatruje się w Winchesterów z niedowierzaniem.
- Co za głupki - syknął pod nosem mężczyzna i przewrócił stronę pożółkłej książki. Dean i Sam wymienili spojrzenia i bez słowa wrócili do pracy.
Nicole przez chwilę siedziała bez ruchu, a następnie wstała z miejsca. Przeciągnęła się. Taka ilość papierkowej roboty była po jakimś czasie nie do zniesienia. Odpychał ją sam widok map i gazet. Wolała działać, a bezczynne siedzenie tylko ją irytowało.
Ruszyła wolnym krokiem w stronę salonu, aby wziąć kolejną porcję prasy. Nagle zatrzymała się w połowie drogi. Na środku salonu stał mężczyzna w średnim wieku. Ubrany na czarno, spoglądał na nią dużymi brązowymi oczami. Jego okrągła twarz nie wyrażała żadnych emocji. Brązowe włosy były starannie przyczesane.
- Kim ty do cholery jesteś? - wypaliła Nicole.
Kiedy to powiedziała, usłyszała szuranie krzeseł. Zaraz obok niej pojawiła się reszta. Mężczyzna uśmiechnął się i zamknął oczy. Kiedy je otworzył, były czarne, jak węgiel. Po chwili znów wróciły do dawnego koloru.
- Crowley - powiedział Dean i wszedł do salonu. - Czego chcesz?
- Bądź grzeczny Dean, a może podzielę się z tobą ważną informacją - odparł demon.- Szczerze, to myślałem, że jakoś szybciej pójdzie wam to zakańczanie Apokalipsy.
- Do rzeczy Crowley - rzucił Bobby. Mężczyzna zacmokał i uśmiechnął się.
- Słyszałem plotki, że załatwiliście Zarazę.
- Zgadza się - odpowiedział Sam.
- Została wam tylko Śmierć? - Pokiwali głowami. - W taki razie myślę, że mogę się wam do czegoś przydać.
- Wiesz gdzie jest? - zapytał Dean.
- Wiem gdzie się zatrzymał. Mam nadzieję, że zanim tam dotrzecie, on jeszcze tam będzie.
- Gdzie dokładnie? - dopytywał się Sam.
- Greybull w Wyoming.
- To sprawdzone informacje? - zwrócił się do niego Bobby.
- Tak. Ale jeśli zaraz nie ruszycie tyłków, to może się to zmienić. - Winchesterowie i Singer wymienili spojrzenia.
- Poczekajcie, bo czegoś tu nie rozumiem - odezwała się Nicole, a następnie spojrzała na Crowley'a. - To nie może być takie proste. Wy zawsze chcecie czegoś w zamian. Skąd mamy mieć pewność, że nie wciskasz nam jakiegoś kitu?
- Posłuchaj aniołku- powiedział, podchodząc do niej. Jego twarz znalazła się kilka centymetrów od niej. - Jestem tego pewny, że Lucyfer w końcu weźmie się za demony. Więc mam w tym swój interes. Ja daje wam informacje, a wy odwalacie brudną robotę.
- Czyżbyś był na czarnej liście? - prychnęła, uśmiechając się złośliwie.
- Akurat to nie twój interes. Wiedz, że nie uśmiecha mi się współpraca z ludźmi - powiedział demon. - A tym bardziej z kimś takim, jak ty. Ale nie mam wyjścia i wy też go nie macie. - Wyprostował się. - Greybull w Wyoming - powtórzył. - Nie schrzańcie tego. Zobaczymy się niedługo. - I zniknął.
Nicole odwróciła się i spojrzała na Winchesterów i Singera.
- Czy ja dobrze rozumiem, że teraz współpracujemy z tą demoniczną kupą gówna? - Zerknęli na nią w milczeniu. - Żartujecie? Mamy mu zaufać?
- Crowley oddał nam Colta. Tyle, że Lucyfer był na niego odporny- odezwał się Dean.
- O! I tym zyskał wasze zaufanie?
- On też chce zakończyć Apokalipsę. Z resztą nie mamy wyboru. Sami nie daliśmy rady znaleźć Śmierci- powiedział Sam.
- On chce przede wszystkim chronić swój tyłek - odparła Nicole, kręcąc z niedowierzaniem głową. - Współpracować z demonem - prychnęła pod nosem i ruszyła w stronę schodów.
- Zbierajcie się. Musimy jechać - rzucił Bobby.
- Potwierdzi, że Śmierć tam jest - odpowiedział, akcentując każde wypowiedziane słowo. - Rany... Ale ty jesteś ciężki - prychnął pod nosem.
- Mamy użyć jej, jako radar czy coś?- ciągnął dalej Dean. Sam wyprostował się i ponownie spojrzał na brata.
- Coś w tym stylu. Jeśli zobaczy więcej kosiarzy w danym miejscu, to będziemy mieć pewność, że dotarliśmy do celu.
- Ej, ja tu jednak dalej siedzę - wtrąciła się ze śmiechem Nicole. Obaj spojrzeli na nią. - Nie mam nic przeciwko. Mogę być waszym radarem.
Sam zerknął na brata i uśmiechnął się z satysfakcją. Nicole pokręciła głową. Zobaczyła, jak Bobby wpatruje się w Winchesterów z niedowierzaniem.
- Co za głupki - syknął pod nosem mężczyzna i przewrócił stronę pożółkłej książki. Dean i Sam wymienili spojrzenia i bez słowa wrócili do pracy.
Nicole przez chwilę siedziała bez ruchu, a następnie wstała z miejsca. Przeciągnęła się. Taka ilość papierkowej roboty była po jakimś czasie nie do zniesienia. Odpychał ją sam widok map i gazet. Wolała działać, a bezczynne siedzenie tylko ją irytowało.
Ruszyła wolnym krokiem w stronę salonu, aby wziąć kolejną porcję prasy. Nagle zatrzymała się w połowie drogi. Na środku salonu stał mężczyzna w średnim wieku. Ubrany na czarno, spoglądał na nią dużymi brązowymi oczami. Jego okrągła twarz nie wyrażała żadnych emocji. Brązowe włosy były starannie przyczesane.
- Kim ty do cholery jesteś? - wypaliła Nicole.
Kiedy to powiedziała, usłyszała szuranie krzeseł. Zaraz obok niej pojawiła się reszta. Mężczyzna uśmiechnął się i zamknął oczy. Kiedy je otworzył, były czarne, jak węgiel. Po chwili znów wróciły do dawnego koloru.
- Crowley - powiedział Dean i wszedł do salonu. - Czego chcesz?
- Bądź grzeczny Dean, a może podzielę się z tobą ważną informacją - odparł demon.- Szczerze, to myślałem, że jakoś szybciej pójdzie wam to zakańczanie Apokalipsy.
- Do rzeczy Crowley - rzucił Bobby. Mężczyzna zacmokał i uśmiechnął się.
- Słyszałem plotki, że załatwiliście Zarazę.
- Zgadza się - odpowiedział Sam.
- Została wam tylko Śmierć? - Pokiwali głowami. - W taki razie myślę, że mogę się wam do czegoś przydać.
- Wiesz gdzie jest? - zapytał Dean.
- Wiem gdzie się zatrzymał. Mam nadzieję, że zanim tam dotrzecie, on jeszcze tam będzie.
- Gdzie dokładnie? - dopytywał się Sam.
- Greybull w Wyoming.
- To sprawdzone informacje? - zwrócił się do niego Bobby.
- Tak. Ale jeśli zaraz nie ruszycie tyłków, to może się to zmienić. - Winchesterowie i Singer wymienili spojrzenia.
- Poczekajcie, bo czegoś tu nie rozumiem - odezwała się Nicole, a następnie spojrzała na Crowley'a. - To nie może być takie proste. Wy zawsze chcecie czegoś w zamian. Skąd mamy mieć pewność, że nie wciskasz nam jakiegoś kitu?
- Posłuchaj aniołku- powiedział, podchodząc do niej. Jego twarz znalazła się kilka centymetrów od niej. - Jestem tego pewny, że Lucyfer w końcu weźmie się za demony. Więc mam w tym swój interes. Ja daje wam informacje, a wy odwalacie brudną robotę.
- Czyżbyś był na czarnej liście? - prychnęła, uśmiechając się złośliwie.
- Akurat to nie twój interes. Wiedz, że nie uśmiecha mi się współpraca z ludźmi - powiedział demon. - A tym bardziej z kimś takim, jak ty. Ale nie mam wyjścia i wy też go nie macie. - Wyprostował się. - Greybull w Wyoming - powtórzył. - Nie schrzańcie tego. Zobaczymy się niedługo. - I zniknął.
Nicole odwróciła się i spojrzała na Winchesterów i Singera.
- Czy ja dobrze rozumiem, że teraz współpracujemy z tą demoniczną kupą gówna? - Zerknęli na nią w milczeniu. - Żartujecie? Mamy mu zaufać?
- Crowley oddał nam Colta. Tyle, że Lucyfer był na niego odporny- odezwał się Dean.
- O! I tym zyskał wasze zaufanie?
- On też chce zakończyć Apokalipsę. Z resztą nie mamy wyboru. Sami nie daliśmy rady znaleźć Śmierci- powiedział Sam.
- On chce przede wszystkim chronić swój tyłek - odparła Nicole, kręcąc z niedowierzaniem głową. - Współpracować z demonem - prychnęła pod nosem i ruszyła w stronę schodów.
- Zbierajcie się. Musimy jechać - rzucił Bobby.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz