środa, 19 września 2012

08 Bajki na dobrenoc

       - Pięć osób nie żyje. Jedna została porwana. Pierwszą ofiarą była Carmen Chambers, która spłonęła w swoim domu. Policja myśli, że to podpalenie. Kolejna - Heather Curran, która otruła się. Tydzień temu zmarła w szpitalu. Lekarze do tej pory nie wiedzą, co zażyła. Alyson Willard zaginęła. Ostatni to Linda Collins i jej wnuczka Kelly oraz Tony Baker. Nie znali się. Znaleziono ich na skraju lasu. Kobiety były pogryzione, a w jego żołądku znaleziono fragmenty ich ciał – wyrecytowała Nicole i podniosła oczy, by spojrzeć na swoich towarzyszy. – Rozjaśniło się trochę w mózgu? – zapytała, wlepiając w Deana czekoladowe oczy.  
- Dobra, dobra – odpowiedział i ponownie spojrzał na drogę. – Tylko cię sprawdzałem.
- Jasne – prychnęła pod nosem i zamknęła teczkę. 
       Włożyła ją pod pachę i wygładziła białą bluzkę. Nienawidziła tego typu ubrań. Były takie oficjalne i po prostu sztywne. Aby wypaść wiarygodnie oprócz niewygodnej bluzki założyła ciemne rajstopy, czarną spódnicę do kolan, garsonkę i szpilki. Jej jasno brązowe włosy spięte były w ciasny kok. Spojrzała na Sama, który co i rusz poprawiał krawat. Uniosła brwi do góry. Nie tylko ona się męczyła. Oni najwidoczniej nie przepadali za garniturami. 
- Dobra. Jesteśmy – rzucił Dean i zaparkował przed dużym budynkiem. 
        Nicole wysiadła z samochodu i zerknęła na szereg równych okien. We wszystkich widniały na pół odsłonięte żaluzje. Spojrzała w stronę szklanych drzwi i ruszyła powoli w ich stronę. Słyszała, jak pozostała dwójka podąża za nią. 
       Otworzyła je. Weszli do środka. Znaleźli się w niebieskim holu. Wzdłuż ściany poustawiane były czarne plastikowe krzesła. Dean podszedł do młodego mężczyzny, który siedział za biurkiem. Nicole i Sam stanęli po obu jego stronach. Starszy z braci odchrząknął. Mężczyzna podniósł głowę i spojrzał na nich z zaciekawieniem. 
- W czym mogę państwu pomóc? – zapytał, mierząc ich od góry do dołu.
- Agent Ford, a to agent Hamill i agentka Davis – powiedział Dean. Cała trójka zgranym ruchem przedstawiła dokumenty, które w szybkim tempie zostały schowane z powrotem do ich kieszeni. 
– Jesteśmy tu w sprawie Tony’ego Bakera. Chcemy zobaczyć jego ciało. 
- FBI? – Zaciekawił się mężczyzna. – Tak słyszałem, że macie się zjawić. Zaraz was zaprowadzę – odparł i zerwał się z miejsca. 
       Podekscytowany ruszył wzdłuż korytarza. Poszli za nim. 
– Nigdy nie mieliśmy tu takich dziwnych przypadków. Jestem tu dopiero od roku, ale z tego co słyszałem, to nigdy nic podobnego się nie zdarzyło – ciągnął dalej. Nicole przewróciła oczami. Sam sprzedał jej sójkę w bok. Spojrzała na niego i pokręciła głową. Wzięła głęboki oddech i skupiła wzrok na plecach Deana. 
        Zeszli schodami na sam dół, aż w końcu znaleźli się przed szerokimi drzwiami. Wisiała na nich tabliczka z napisem prosektorium. Mężczyzna otworzył drzwi i pierwszy wszedł do środka. – Cześć Bill. Przyprowadziłem agentów z FBI. 
- Jasne – odpowiedział Bill i uśmiechnął się. Jego kolega skinął głową i wyszedł. – Dziwię się, że te ostatnie sprawy was zainteresowały. 
- Z tego, co nam wiadomo nigdy wcześniej nic podobnego się nie zdarzyło – powiedział Sam, rozglądając się po pomieszczeniu. 
- Prawda – odparł Bill. – Zapoznaliście się już z dokumentacją?
- Tak. Dostaliśmy ją – powiedział szybko Dean. 
- Przygotowałem już ciało. Możecie iść. 
       Pulchną dłonią wskazał na drzwi za swoimi plecami. Dean kiwnął głową i jako pierwszy wszedł do kolejnego pomieszczenia. W środku było chłodno. W powietrzu unosił się zapach rozkładających się ciał. Podeszli do metalowego blatu, który znajdował się na środku. Nicole złapała za parę czystych białych rękawiczek. Nałożyła je. Zgrabnym ruchem odsłoniła prześcieradło. Ich oczom ukazał się siny, prawie szary dwudziestosiedmiolatek. Na jego wargach widniały ślady zakrzepłej krwi. Nicole nachyliła się nad nim i delikatnie otworzyła zmarłemu usta. 
- Jeśli go pocałujesz, to przysięgam, że się porzygam – usłyszała za plecami głos Deana. 
- Czy ty choć raz możesz się skupić na pracy?- warknęła, nie odwracając się. W dalszym ciągu oglądała zęby i dziąsła Tony’ego, a następnie sprawdziła jego twarz.  
- Nie mogę, bo ty jesteś w pobliżu – odpowiedział maślanym głosem.
- Stary, weź – jęknął Sam i pokręcił głową. – Bo przez ciebie, to ja puszczę pawia. – Dean przekręcił oczami. 
- I? 
- Wszystko tak, jak być powinno. To człowiek – odpowiedziała Nicole. – Nie wiem tylko, po co próbował zjeść tą staruszkę i jej wnuczkę. 
- Rany – rzucił Sam. Dean i Nicole odwrócili się w jego kierunku. Stał przy kolejnym blacie i spoglądał na słoik. 
– Zobaczcie, co miał w żołądku. – Przystawił swojemu bratu słoik prawie pod sam nos. W środku wśród krwi widać było niewielkie fragmenty ciał obu kobiet. 
-Ohyda – powiedział Dean i uderzył go w rękę. Sam o mały włos upuściłby słoik. Nicole spojrzała na niego karcąco. 
– No, co – jęknął starszy. – Miałem to przy twarzy. – Dziewczyna przekręciła oczami. 

       Nicole wleciała do pokoju, jak burza. Dean i Sam poderwali się ze swoich miejsc. Dziewczyna postawiła puszki z napojami na stole. Następnie zerknęła na nich. 
- Co?- wydusił z siebie Sam. 
- Dzwonił Luis Bell – powiedziała, wybijając palcem na stole znany tylko sobie rytm. 
- Luis kto? – zapytał Dean. 
- Luis Bell, ten młody koleś od prosektorium – poinformowała go, akcentując ostatni wyraz. 
- I co?
- Zaginęły kolejne dwie osoby. Młode małżeństwo John i Susan Hansen. Wybrali się do lasu i nie wrócili. 
       Nachyliła się nad kartkami. Wyszukała pustą i zapisała na niej ich imiona i nazwisko. Przez chwilę wpatrywała się w zapisane słowa, ale nic nie przychodziło jej do głowy. Nie miała pojęcia, co te wszystkie ofiary miały ze sobą wspólnego. 
       Zerknęła na Winchesterów. Znowu siedzieli pochyleni nad papierami. Oboje intensywnie nad czymś myśleli. Była przekonana, że i oni starają się znaleźć, jakiś punkt zaczepienia. Starała się skupić, kiedy jej ucho wyłapało spoty reklamowe, które leciały w telewizji. Warknęła i oderwała się od stołu. Podeszła do łóżka Sama, na którym leżał pilot. Chwyciła go i już zamierzała go wyłączyć, kiedy jedna z reklam dotyczyła bajek dla dzieci. Zrobiła wielkie oczy. Jej mózg włączył szybkie obroty. 
       Rzuciła pilot z powrotem na łóżko i podeszłą do stołu. Spojrzała na braci. Oboje oderwali wzrok od notatek. 
- Co? – zapytał Dean.
- Bajki dla dzieci – powiedziała i lekko uśmiechnęła się. 
- Bajki dla dzieci? – powtórzył Sam. 
- Wszystkie ofiary przypominają postacie z bajek dla dzieci – wyjaśniła. Zaczęła szperać wśród papierów. Wyciągnęła fotografie i obejrzała je szybko. 
– Zobaczcie… Carmen Chambers, to Dziewczynka z zapałkami. Wcześniej tego nie zauważyłam, ale obok jej spalonego ciała widać opakowanie po zapałkach. – Położyła zdjęcie na stole. – Alyson Willard, to Kopciuszek
- Ona zaginęła – wtrącił się Dean. Nicole uciszyła go machnięciem ręki. 
- Policja robiąc zdjęcia w jej mieszkaniu ujęła to – powiedziała, kładąc fotografię obok pierwszej. Palcem wskazała na rząd butów. – Jak widać jednego brakuje. 
- Mów dalej – zachęcił ją Sam. 
- Heather Curran, to Królewna Śnieżka, bo…
- Otruła się –dokończył za nią Dean. – Albo ktoś jej w tym pomógł. 
- Linda i Kelly Collins, a także Tony Baker, to Czerwony Kapturek. Jest babcia, jest wnuczka, a chłopak jest wilkiem. – Położyła zdjęcie obok pozostałych. – John i Susan Hansen, to Jaś i Małgosia
- Ciekawe, ale i tak nie mamy wspólnego czynnika – odparł Dean. – Jedynie możemy wnioskować, że jakiś kretyn uwielbiał bajki i teraz wykonuje wyroki, tak by były do nich podobne. 
- Czekaj, czekaj… - Dean i Nikki spojrzeli na Sama. – Mówiłaś, że John i Susan poszli do lasu i nie wrócili. – Dziewczyna kiwnęła głową. – Babcię, wnuczkę i Tony’ego też znaleźli przy lesie. Chyba wiem… 
- Powiesz w końcu, czy mamy cię prosić na kolanach? – zwrócił się do niego Dean. 
- To by ciekawie wyglądało – rzucił młodszy, grzebiąc w papierach. Po chwili uśmiechnął się i podał im zapisaną kartkę papieru. Nicole chwyciła ją.  
– Rodziny ofiar zeznały, że wszystkie te osoby przed śmiercią lub zaginięciem odwiedziły las – wyjaśnił Sam. 
- Coś tam musi być– powiedział Dean. 
- Już to sprawdzam – odparł Sam i odwrócił się twarzą do swojego komputera. 
       Nicole westchnęła i usiadła na wolnym krześle. Po chwili Dean zrobił to samo. 
– Mam. – Oboje podnieśli oczy na młodszego z braci. – W 1916 roku w pobliskim lesie mieszkało małżeństwo Dianne i Frank Cleave. Mieli dziesięcioletniego syna Thomasa. 
- I? – zapytał Dean. 
- Na razie tyle. Ale coś jest. Dajcie mi więcej czasu, to znajdę coś jeszcze. 
- Szukaj. My popytamy się miejscowych – rzuciła Nicole i zerwała się z miejsca. – Daj znać, jak coś znajdziesz. 
- Wy też. 

       Nikki otworzyła drzwi i jako pierwsza weszła do białego sklepu ze sprzętem rowerowym. Za nią podążał Dean. Przez chwilę oboje rozglądali się po wnętrzu, udając parę turystów. Po chwili obok nich pojawił się łysiejący pracownik sklepu.
- Witam w naszym sklepie. W czym mogę państwu pomóc? – zapytał z uśmiechem. 
       Dean objął Nicole w pasie i przysunął do siebie. Dziewczyna zacisnęła usta starając się nie skrzywić. 
- Ja i moja żona planujemy wycieczkę do pobliskiego lasu. Co mógłby pan nam polecić? 
- Leśne szlaki, tak? – Dean kiwnął głową. Nicole wymusiła uśmiech. – W takim razie proponuje państwu te dwa. – Wskazał palcem na identyczne srebrne rowery, które stały obok nich. – Świetnie nadają się na takie trasy, ponieważ… 
       Wzrok Nikki przykuły dwa zdjęcia wiszące na ścianie. Były to dwie fotografie przedstawiające zaginione małżeństwo. Oboje mogli mieć około trzydziestki. On przystojny blondyn, uśmiechał się szeroko, a w jego policzkach pojawiły się głębokie dołeczki. Ona bardziej poważna z lekko falującymi miedzianymi włosami. 
- Ktoś zaginął? – zapytała, wskazując na zdjęcia. Mężczyzna nieco się zmieszał. 
- Tak. Wywiesili to u nas dzisiaj. 
- Słyszałem o tym – odezwał się Dean. – Ponoć wybrali się do lasu i nie wrócili. 
- Może się zgubili? – zapytała Nikki. 
- Całkiem możliwe. Ten las jest dość duży. 
- Ktoś tam mieszka?- ciągnął dalej temat Dean. 
- Teraz już nie. Ale z tego, co mówiono, dawniej mieszkała tam jakaś rodzina z autystycznym dzieckiem. 
- Co się z nimi stało?- zwróciła się do niego Nicole i posłała mu jeden ze swoich uśmiechów. Mężczyzna przełknął ślinę, ale w dalszym ciągu nie spuszczał z niej swoich brązowych oczu. 
- Ponoć ojciec wszystkich zamordował. Tyle wiem. 
- To straszne – odpowiedziała udając przejętą. – Skarbie, jakoś straciłam ochotę na wycieczkę. 
- Ale kochanie – zaczął Dean. Dziewczyna posłała mu błagające spojrzenie. – Dobrze. Ale jutro kupimy te rowery. Są super. 
       Nicole uśmiechnęła się. Oboje podziękowali mężczyźnie za pomoc i czym prędzej wyszli ze sklepu. Zatrzymali się przy czarnej Impali. Nicole oparła się o maskę i spojrzała na Deana, który wyciągnął telefon. Wybrał numer do Sama. 
- Macie coś?
- W lesie mieszkała rodzina z autystycznym dzieckiem. Ponoć ojciec ich wymordował – powiedział szybko Dean, zerkając na Nicole. 
- Tak też to mam. Znalazłem coś jeszcze. 
- Mów.
- Lepiej przyjedźcie. 
- Jasne niedługo będziemy. – Dean odłączył się i przeniósł swoje zielone oczy na dziewczynę. – Sam ma więcej informacji. 
- Musimy jechać? – zapytała, robiąc maślane oczy. 
- Dobra… O co chodzi? – Podszedł do niej bliżej. Dziewczyna zacisnęła usta, a następnie spojrzała na niego i uśmiechnęła się szeroko. 
– Ja za tobą normalnie nie nadążam. 
- Wiesz… Pomyślałam, że skoro już tu jesteśmy, to moglibyśmy tam zajrzeć. – Wskazała brodą na ścianę lasu naprzeciwko nich. Dean odwrócił się i spojrzał w stronę zielonych drzew. 
– Nie będziemy zapuszczać się daleko. Tylko kawałek. 
- Dobra, ale szybko. Sam znalazł ważne informacje. 
- Jasne, jasne – rzuciła. Wyprostowała się i nie czekając na niego ruszyła w stronę lasu. 
- Ej! 
- Pospiesz się – powiedziała przez ramię. 
       Winchester przekręcił oczami i pobiegł w jej stronę. Po chwili zrównał się z nią. Przeszli przez gęstą trawę. Omijając drzewa, starali się znaleźć jakąś ścieżkę. Od czasu do czasu zaczepiali spodniami o spróchniałe, leżące na ziemi gałęzie. Pod ich stopami słychać było ciche trzaski i szelest suchych liści. Rozglądali się na boki, co chwilę zwiększając dystans między sobą. 
– Ten las naprawdę musi być olbrzymi- odezwała się Nicole. Dean z daleka pokiwał jej głową.
       Nagle spostrzegła na ziemi coś złotego. Kucnęła. Tu gdzie byli las nie był aż tak gęsty. Przez zielone korony drzew przeciskały się promienie słońca, które odbijały się od znaleziska. Delikatnie odgarnęła liście. Na ziemi leżał cienki naszyjnik z drobnym wisiorkiem w kształcie serca. Podniosła go i obejrzała dokładniej. Zauważyła wygrawerowane inicjały. 
– S.H. – Przeczytała cicho pod nosem, a następnie podniosła się. 
       W pewnym momencie poczuła, że ktoś ją dotyka. Instynktownie odskoczyła. Jej dłoń mocniej zacisnęła się na łańcuszku. Zaczęła rozglądać się dookoła szukając kogoś lub czegoś. Jednak jej wzrok na nikogo nie natrafił. Potrząsnęła głową. Mimo wszystko nadal wyczuwała czyjąś obecność. 
– Dean!
- Tu jestem! – Usłyszała jego głos kawałek dalej. 
       Wzięła głęboki oddech i puściła się pędem w jego stronę. Obejrzała się przez ramię, aby spojrzeć na miejsce, w którym przed chwilą stała. Upewniła się, że naprawdę nikogo tam nie było. Odwróciła głowę, zrobiła duże oczy i wiedząc, że nie uda jej się zahamować na czas, uderzyła w Deana. Zielonooki zakołysał się, a następnie pewnie stanął na nogach. 
- Przepraszam – powiedziała szybko, prostując się. – Zobacz, co znalazłam. – Podała mu złoty łańcuszek. Dean przez chwilę oglądał go z każdej strony. 
- S.H.? Myślisz, że to o nią chodzi? 
- Jak by nie patrzeć. Pasuje – odpowiedziała z pewnością. – Wynośmy się stąd. 
- Obleciał cię strach?
- Raczej nie chcę bardziej wkurzać twojego brata – rzuciła. Dean uśmiechnął się, ale grzecznie poszedł za nią. 

      - Niezłe „niedługo” – prychnął pod nosem Sam, kiedy do pokoju wszedł Dean, a za raz po nim Nicole. – Jakoś wam się nie spieszyło.
- Wiesz stary, jak to jest – rzucił Dean i wyprostował się dumnie. Zerknął na dziewczynę i uśmiechnął się szeroko. – Trochę się z Nicole pobawiłem. 
- Tak i wtedy się obudziłeś – powiedziała mijając go. Podeszła do Sama, który siedział przy stole. – Znaleźliśmy coś. 
- Co takiego? – zwrócił się do niej Sam. Dziewczyna wcisnęła mu w rękę złoty łańcuszek. 
- S.H. Myślicie, że chodzi o tą zaginioną Susan Hansen? 
- Tak – odpowiedział Dean i usiadł obok swojego brata. Nicole zajęła miejsce obok niego. 
- Nie mówcie tylko, że weszliście do tego lasu – jęknął Sam. Oboje pokiwali głowami. Młodszy z braci westchnął i przekręcił oczami. 
- Dobra, wróćmy do naszej rodzinki. 
- Więc, czego się dowiedziałeś? – zapytała Nicole i złapała za puszkę z napojem. Otworzyła ją i przystawiła do ust. 
       Sam wziął głęboki oddech i zaczął czytać przygotowane informacje. 
- Tak jak wcześniej wspomniałem w 1916 roku w lesie mieszkała rodzina Cleave’ów. Dziesięcioletni Thomas był dzieckiem autystycznym. Z tego co pisano, ojciec nie za bardzo cieszył się z tego powodu. Oprócz tego lubił być panem świata i wszystko kontrolować. Czasami zdarzało się mu uderzyć własną żonę, a także syna. Jeśli chodzi o Dianne. Nie widziała świata poza Thomasem. Codziennie czytała mu bajki. – Nicole kiwnęła głową i uśmiechnęła się. – Pewnej nocy rozzłoszczony Frank zabił ją i dziecko. Potem, kiedy oprzytomniał, nie mógł pogodzić się z tym, co się stało i powiesił się. Pochowali go na cmentarzu, obok kościoła Świętej Marii Panny. 
- Ale czemu dopiero teraz zaczęły się te wszystkie zaginięcia i morderstwa? – zapytał Dean.
- Myślę, że pierwsza osoba, czyli Carmen Chambers znalazła ten dom i przez to obudziła ducha Franka, który zabija na podobieństwo bajek, które jego syn tak uwielbiał – stwierdził Sam. 
- To by miało sens – powiedziała ciszej Nicole, dalej analizując wszystko to, co usłyszała.
- Najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że przed samobójstwem ojciec obdarł Thomasa ze skóry. – Dean i Nikki zrobili wielkie oczy. 
- Po co? – wydusiła z siebie dziewczyna. 
- Nie wiadomo – odpowiedział Sam.
- Wiemy jedno. Aby wszystko zakończyć musimy odnaleźć grób Franka, odkopać kości, posypać solą i spalić. Wtedy jego bajka dobiegnie końca- powiedział starszy Winchester, wstając z miejsca. – Ruszajcie się. 

       Po wizycie na cmentarzu cała trójka była nieco wykończona. Po kolei każde z nich zaliczało łazienkę. Nicole, jako pierwsza znalazła się już w łóżku. Kiedy ostatni z Winchesterów położył się na sąsiednim, dziewczyna zamknęła oczy. 
       Mimo spalenia zwłok starego Franka, miała wrażenie, że coś przeoczyli. Niewątpliwie to coś musiało być połączone z tym dziwnym uczuciem w lesie. Odwróciła się na bok. Z obu stron dochodziły ciche i równe oddechy śpiących braci. Zacisnęła powieki bardziej. Starała się skupić na czymś innym. 
       Po kilku minutach poczuła, że zaraz odpłynie. W pewnym momencie coś złapało ją za kostki u nóg i z całej siły pociągnęło. Momentalnie w jej głowie zapanowała ciemność. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz