środa, 19 września 2012

07 Ćwiczenia

       Nicole spojrzała zrezygnowana w stronę okna. Przed jej oczami przewijały się puste pola. Gdzieniegdzie dało się wyłapać sędziwe drzewa z gęstą koroną i niewielkie gospodarstwa. Przewróciła oczami i spojrzała na braci siedzących z przodu. 
       Jechali właśnie do Minnesoty, a dokładniej ich celem było miasto Owatonna. Bobby zaproponował tą robotę Nikki, aby ta po tak długim „wyłączeniu”, nieco się rozruszała. Myślała, że pojedzie tam sama. Jednak Winchesterowie oznajmili, że nie puszczą jej samej. 
       Teraz siedziała razem z nimi w czarnej Impali, ukochanym samochodzie Deana, starając się powstrzymać od kąśliwych uwag. Nie była z tego faktu zadowolona. Była przekonana, że bracia zamiast pozwolić jej pracować, otoczą ją tak ciasną opieką, że prawdopodobnie się udusi.  
- Bije od ciebie entuzjazm – odezwał się Dean, spoglądając w lusterko. Dziewczyna przeniosła na niego swoje czekoladowe oczy i posłała wymuszony uśmiech. 
- Czy zamiast jechać tam ze mną, nie powinniście tropić pozostałych Jeźdźców? – zapytała.
- Bobby się tym zajmuje – powiedział Sam, choć ona doskonale o tym wiedziała. – A tobie przyda się pomoc. 
       Nicole uniosła brwi do góry. Następnie oparła brodę na ręce i wlepiła oczy w młodszego z braci. Odwrócił się nieco, aby móc ją lepiej widzieć. 
- Nie jestem dzieckiem – rzuciła przez zaciśnięte zęby. 
- Chyba swoją obecnością komuś wjechaliśmy na ambicję – zaśmiał się Dean. Nicole prychnęła, wyprostowała się i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej. 
- Sama chciałaś nam pomóc, to czemu my nie możemy pomóc tobie? – Nikki już zamierzała otworzyć usta, jednak żaden dobry argument nie przychodził jej do głowy. 
- Dokładnie. Zresztą chcę mieć cię na oku – dodał Dean. Dziewczyna jęknęła. Poczuła się jak przedszkolak, który funkcjonuje pod nad opiekuńczym okiem matki. 
– Widać, że jesteś z tego faktu bardzo zadowolona. 
- Bobby też nas poparł – ciągnął dalej Sam. 
- Dobra już dobra. Zejdźcie ze mnie – powiedziała i machnęła w ich stronę ręką. – Daleko jeszcze?
- Kawałek – odpowiedział Dean.
- To samo powiedziałeś godzinę temu – skwitowała z irytacją. – Samochody się niemiłosiernie wleką.
- Ciekawe, jak szybko jeździł twój? – prychnął Dean z urazą. 
- Nie używałam samochodu – poinformowała go triumfalnie. 
- To jak się przemieszczałaś? – zapytał z ciekawością Sam. 
- Mam swoje sposoby – odpowiedziała tajemniczo i uśmiechnęła się. – Co nie zmienia faktu panie kierowco, że w takim tempie dotrzemy tam w przyszłym roku. 
- Masz. Przejrzyj to raz jeszcze – powiedział rozdrażniony Dean, wyrywając z rąk Sama żółtą teczkę. Nienawidził jak ktoś krytykował jego styl jazdy. Rzucił ją na tylne siedzenie. Nicole zmrużyła na niego oczy. 
– Bo jeszcze chwila, a przysięgam, że ją wysadzę – zwrócił się do Sama, który zaczął się śmiać. Następnie ponownie utkwił wzrok w drodze. Dziewczyna kątem oka dostrzegła, że kąciki jego ust wykrzywiły się sprawiając, że lekko się uśmiechnął. 
       Pokręciła głową i złapała za teczkę. Otworzyła ją i już chciała zabrać się za robotę, kiedy obok niej ktoś się pojawił. 
-Witajcie – powiedział spokojnym głosem Cass. 
- Rany Boskie! – warknął Dean, zaciskając mocniej dłonie na kierownicy. – Możesz tak nie robić? 
- Przepraszam – odpowiedział anioł i spojrzał na Nikki. – Nic ci nie jest? 
- Nie. To pytanie powinnam zadać tobie. Nie dawałeś znaku życia przez trzy dni. Myślałam, że coś się stało.
- Mam coś do zrobienia – powiedział Castiel. – Musiałem sprawdzić, czy wszystko w porządku. 
- Jak widać w jak najlepszym – rzucił Dean. 
- Zjawie się niedługo. – Zanim ktokolwiek zdążył zareagować, Cass zniknął. 
- Myślicie, że coś się stało? – zapytał Sam, po chwili ciszy, jaka nastała. 
- Bardzo prawdopodobne – odpowiedziała dziewczyna i utkwiła wzrok w zebranych przez Bobby’ego materiałach dotyczących miasta, do którego jechali. 
- Jak zwykle nie mógł nam tego powiedzieć od razu – powiedział przez zaciśnięte zęby Dean. 

       Otworzyła drzwi i jako pierwsza weszła do ciemnego pokoju. Wolną ręką włączyła światło. Rozejrzała się. W kwadratowym pomieszczeniu znajdowały się trzy pojedyncze łóżka, nakryte brązowym kocem w dziwne wzorki. Przy każdym z nich znajdowała się obdrapana drewniana szafeczka. Na przeciwko, przy samej ścianie, stał prostokątny stół. Nad nim wisiał czarny telewizor. Ściany pokryto farbą w kolorze zgniłej zieleni, z delikatnymi żółtymi paskami, co kilkanaście centymetrów. Naprzeciwko niej znajdowały się drzwi do łazienki. 
      Podeszła do ostatniego łóżka i już zamierzała położyć na nim torbę, kiedy wyprzedził ją jeden z Winchesterów. 
- Zajmuję ostatnie! – krzyknął z uśmiechem i rzucił na nie swoją torbę. Nicole uniosła brwi do góry i spojrzała na niego z niedowierzaniem. 
– Wybacz mała. – Prychnęła pod nosem i odwróciła się. 
       Sam właśnie usiadł na pierwszym łóżku. Podeszła do środkowego, położyła torbę i wyprostowała się. Następnie podeszła do siatki, którą młodszy zostawił na stole. Wyciągnęła z niej trzy butelki z piwem. Bez słowa podeszła z nimi do pozostałej dwójki. 
– Czytasz mi w myślach – powiedział z uśmiechem Dean i wziął od niej butelkę. 
- Nie wiem jak wy, ale ja proponuję drzemkę – odezwał się Sam, kiedy wręczyła mu drugą butelkę. – Potem zabierzemy się za robotę. 
- Zgoda – odparła czując, że jest zmęczona. 
       Usiadła na swoim łóżku. Dean włączył telewizor. Leciały właśnie wiadomości sportowe, które w ogóle jej nie interesowały. Od spotkania z Alastairem wiedziała, że musi jak najszybciej znów zacząć kontrolować swoje moce. Ostatnie trzy dni poświęciła na szukanie Jeźdźców, a także jakichkolwiek informacji na temat ich pierścieni. Niestety nic z tego nie wyszło. Dalej nie wiedzieli gdzie szukać Śmierci i Zarazy, a także, co zrobić z pierścieniami. Skrzywiła się. Mogła poświęcić trochę więcej czasu na ćwiczenia. A tak… Nadal czuła się rozstrojona. 
- Nicole. – Z zamyślenia wyrwał ją głos Sama. Odwróciła głowę w jego stronę. – W porządku? 
- Tak. Jestem trochę zmęczona – powiedziała i lekko uśmiechnęła się. 
- Utulić cię do snu? – zapytał Dean. 
- A podrasować ci buźkę? – odpowiedziała złośliwie. 
       Sam zachichotał. Starszy przekręcił oczami i ponownie utkwił wzrok w ekranie telewizora. Spojrzała z powrotem na kapsel od butelki. 
– Ćwiczenia czas zacząć- pomyślała. Skupiła wzrok na kapslu, a następnie szybkim, krótkim ruchem poderwała złączone dwa palce kilka centymetrów do góry. Butelka wybuchła w jej dłoni, jednocześnie kalecząc ją. Poczuła rozdzieraną skórę i syknęła z bólu. Łóżko, podłoga, a także ona sama była w lepkim piwie. 
       Sam zerwał się z miejsca i zaraz znalazł się obok niej. Dean rozglądał się dookoła, celując ze swojej broni w drzwi. 
- Co to było? – zapytał ciężko oddychają. Zerknął w stronę dziewczyny. 
- Przepraszam, przepraszam, przepraszam – zajęczała Nicole. 
- Nic ci nie jest? – zwrócił się do niej z troską Sam. 
- W porządku – odpowiedziała i spojrzała na swoją poharataną rękę. – Pięknie. 
       Kątem oka zobaczyła, jak Dean odkłada z powrotem pistolet pod poduszkę. Następnie podszedł do niej. 
- W samochodzie jest apteczka – powiedział Sam i ruszył w stronę drzwi. 
- Daj spokój nic mi nie jest – odparła Nicole, jednak ten zdążył już wyjść. 
- Choć trzeba przemyć ranę – rzucił Winchester i pociągnął ją za zdrową rękę w stronę łazienki.  Zaparła się, jednak on był silniejszy. Po chwili weszli do szarej łazienki. Odkręcił kran i podstawił jej rękę pod wodę. 
– Jak tak dalej pójdzie, to wykituję – powiedział, spoglądając na nią swoimi zielonymi oczami. – Naprawdę. 
- Ja tylko chciałam…
- Nie słyszałaś o czymś takim jak otwieracz? – Widząc, jak mruży oczy, zaśmiał się. – Anioły i ich popieprzone zdolności – skwitował, a ona prychnęła. 
- Nie raz te popieprzone zdolności ratowały ci skórę- odpowiedziała. 
       Ból w dłoni powoli malał. Krew przestała intensywnie płynąć. Dean zakręcił kurek, a następnie złapał za biały ręcznik i przycisnął do ręki dziewczyny. 
– Zaraz cię opatrzymy. 
- To nie będzie konieczne. 
- Przestań zgrywać niezniszczalną laskę – powiedział i wyszedł. – Masz apteczkę? – zapytał się Sama. 
       Nicole zacisnęła zęby i powoli poszła w jego ślady. Weszła do pokoju. Spojrzała na pozostałości po butelce. W powietrzu unosił się zapach alkoholu. Skrzywiła się. Podeszła do braci, którzy przeglądali zawartość apteczki. 
- To nie będzie konieczne – powtórzyła z pewnością w głosie. 
- Ale ty jesteś uparta – westchnął Dean, kręcąc głową. Odwrócił się do niej. 
– Daj rękę. – Przekręciła oczami, ale grzecznie podała mu lewą rękę. Oderwał od niej zabrudzony krwią ręcznik i zrobił wielkie oczy. 
- A nie mówiłam – odparła zadowolona. – Nic mi nie jest. – Sam podszedł bliżej i uśmiechnął się. 
- Dobre – powiedział młodszy. Dziewczyna odwzajemniła uśmiech. Dean przez chwilę wpatrywał się w dłoń dziewczyny. Zamiast otwartych ran, widniały tylko cienkie, czerwone blizny. Przejechał po nich palcem. Jej skóra była gładka, ciepła i przyjemna w dotyku. W miejscach gdzie przecięło je szkło, była nieco wypukła. Miał wrażenie, że mimo wszystko Nicole jest istotą bardzo kruchą. A jednak potrafiła poskładać się do kupy. 
- Następnym razem uważaj na siebie – rzucił i pochował bandaże i gazy z powrotem do apteczki. 
- Zawsze na siebie uważam – odparła i uśmiechnęła się do niego. Dean prychnął pod nosem i pokręcił głową. 
       Nicole rzuciła brudny ręcznik w stronę kosza, a następnie podeszła do Sama i pomogła mu sprzątać. Starszy z Winchesterów nadal stał odwrócony do nich plecami. Wpatrywał się w apteczkę, ale myślami był przy niej. Nie wiedział, co ona ma takiego w sobie, że tak na niego działa. Choć czasami go irytowała, chciał z nią przebywać i widzieć, jak się uśmiecha, zagryza wargę. Jednego był pewny, że Nicole jest wyjątkowa i to pod każdym względem. 

       - Więc nasz ojciec cię szkolił? – zwrócił się do niej Sam. Cała trójka siedziała na swoich łóżkach i kończyła dopijać piwa, które mieli w dłoniach. 
- On mnie wręcz tresował – odparła ze śmiechem. Wyciągnęła lewą rękę i przyjrzała się jej. Po bliznach nie było śladu. 
- Wiem coś o tym – odezwał się Dean. 
       Dziewczyna spojrzała na niego. Od dłuższego czasu się nie odzywał. Była przekonana, że myślami jest gdzieś indziej. 
- Twój ojciec też był łowcą? – zapytał Sam. 
- Nie. Pracował w policji. Poznał Johna, jak był na szkoleniu w New Jersey. 
- Na szkoleniu? – dopytywał się Sam. 
-W któryś tam dzień poszedł ze swoimi kolegami do baru. Tam poznał Johna. Trochę wypili i ojciec zaczął opowiadać mu o mnie. Pomijał moją drugą naturę, ale John wiedział, że coś ukrywa. Ni z tego, ni z owego powiedział mu, czym się zajmuje. Zdziwił się, czemu mój ojciec nie jest zaskoczony. Wtedy opowiedział mu o mnie. John koniecznie chciał mnie poznać, więc przyjechał po szkoleniu razem z ojcem do domu. I od tamtej pory zaczęłam wtapiać się w świat polowań. 
- W wieku dziesięciu lat?! – zapytał z niedowierzaniem Dean. 
- Zaczął mnie szkolić. Na polowania zaczęłam jeździć w wieku siedemnastu –powiedziała szybko. – Trochę było ciężko, bo z jednej strony była szkoła, a z drugiej moje drugie życie. 
- Co na to twoi rodzice? – odezwał się ponownie Sam. 
- Matka oczywiście nie była zachwycona, ale wiedziała, że w ten sposób mogę pomagać ludziom, a bardzo tego chciałam. Ojciec był bardziej przychylny do mojego nowego stylu życia. Sam też narażał się dla innych. Według niego ja robiłam to samo. Tyle, że nie wiedział, co tak naprawdę mi grozi. 
- Kontaktowałaś się z nimi teraz? – zapytał Sam. Nicole pokręciła głową. – Nie chcesz?
- Oboje nie żyją – odpowiedziała po chwili ciszy, jaka nastała. 
- Przykro mi – powiedział młodszy i wypił kilka łyków piwa. 
        Dean nadal siedział obok i tylko się przysłuchiwał. Starał się zapamiętać wszystko, co mówi. Chciał poznać ją jak najlepiej. Chciał wiedzieć wszystko. 
- Czy oni zostali…
- Nie – przerwała mu. – Żadne monstrum ich nie zaatakowało. Ojciec zmarł kilka miesięcy po tym, jak zaczęłam jeździć na polowania. Został postrzelony na akcji. Nie udało się go uratować. Matka zmarła dwa lata później. Ciężko zachorowała. 
       W pokoju zapanowała cisza. Po kilku długich minutach odezwał się Dean. 
- Myślicie, że leci coś fajnego w telewizji? – I nie wiele myśląc zaczął skakać po kanałach. Nicole uśmiechnęła się. Zmęczyło ją opowiadanie o sobie. Poprawiła pozycję, w której siedziała i wlepiła czekoladowe oczy w ekran. 

        Krążyła po pokoju, starając się robić, jak najmniej hałasu. Co i rusz zerkała w stronę drzwi od łazienki. Dean siedział w niej niemiłosiernie długo, a ona chciała się w końcu położyć spać. Jednak musiała koniecznie wziąć prysznic. Sam leżał na swoim łóżku pogrążony we śnie. 
       W końcu zatrzymała się na końcu pokoju. Skoro i tak czeka, to może trochę poćwiczyć. Wybrała jedno ze swoich zdolności, które na pewno nie obudzi śpiącego. Rozluźniła się i zamknęła oczy. Skupiła się na drugim końcu pokoju. Wzięła głęboki oddech i poczuła mrowienie w ciele. 
       Po chwili minęło. Otworzyła niepewnie oczy z nadzieją, że jednak się udało. Zobaczyła, że znajduje się w łazience. 
- Cholera – powiedziała wkurzona. To, że nie potrafi tego co kiedyś, że nie może polegać na swoich zdolnościach zaczęło ją naprawdę irytować. 
- Ej! – krzyknął Dean i wyłonił się zza zasłonki od prysznica. – Co ty tu robisz? 
- Uwielbiam podglądać ludzi – powiedziała, wzruszając ramionami. 
- Chcesz się przyłączyć? – zapytał, a w jego oczach pojawiły się łobuzerskie ogniki. Dziewczyna prychnęła. – Nie słyszałem, jak weszłaś. 
- Bo nie weszłam. 
- Super, kolejne twoje hokus-pokus, tak?  Możesz pojawiać się i znikać, jak Cass?– Kiwnęła głową. – Dobra w takim razie daj mi dokończyć, bo zaraz chcę wyjść. 
- Spoko wiem, jak wygląda nagi facet – odpowiedziała i zaśmiała się. Spojrzała na jego mokre włosy, a także ciepłą wodę spływającą po jego umięśnionym ciele. 
- Ale nie taki jak ja. 
- W sumie – powiedziała i zmierzyła go od pasa w górę, bo dół był za zasłonką. – Żadna rewelacja. – Dean nabrał powietrza i zmarszczył czoło. -  I co panie boski?
- Za dużo wypiłaś – skwitował z zadowoleniem. – Nie wiesz, co mówisz. - Nicole przekręciła oczami. I podeszła do drzwi. Położyła rękę na klamce. 
- Pospiesz się – rzuciła przez ramię i wyszła z łazienki. 
- I tak ci się podobam!  
       Dziewczyna spojrzała z niedowierzaniem na zamknięte drzwi. Nie wiedziała skąd to się u niego bierze, że jest taki pewny siebie. Z  tego, co zdążyła zauważyć, Dean jest podrywaczem. A co najgorsze panny poddają się jego urokowi. Zacisnęła usta. Nie wiedziała, co w nim widzą oprócz, co musiała przyznać świetnie wyrzeźbionej sylwetki i ładnej buźki. Umiał też niesamowicie czarować głosem, uśmiechem i wzrokiem, który zwalał z nóg. Jednak to były tylko fizyczne cechy. Tylko. Pokręciła głową i usiadła na łóżku, czekając na swoją kolej do łazienki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz