środa, 19 września 2012

27 Ten trzeci

       Weszli do domu Bobby’ego. Każde z nich zastanawiało się nad tym, co dalej. Choć mieli wszystkie cztery pierścienie Jeźdźców oraz klejnot, nie mieli pojęcia, jak wsadzić Lucyfera do klatki. Domyślając się, jaką potężną mocą musi dysponować, nie da się od tak, zaciągnąć do swojego dawnego więzienia. 
       W milczeniu rozeszli się po budynku. Singer poszedł do piwnicy, w znanym tylko sobie celu. Sam natomiast rozsiadł się na kanapie i wyciągnął swój komputer. Nicole i Dean ruszyli na górę, aby odłożyć swoje rzeczy. Przeszli przez hol i znaleźli się przy ostatnich drzwiach. Dziewczyna otworzyła je i jako pierwsza weszła do środka. Postawiła torbę na ziemi, tuż obok łóżka. Odwróciła się czując na plecach, wzrok Deana. Uniosła brwi do góry. Winchester bez słowa wpatrywał się w nią.
- No, co?- zapytała, kiedy poczuła irytację.
- Powinienem o czymś wiedzieć? – odezwał się, bacznie ją obserwując. Nicole zrobiła wielkie oczy i pokręciła ze śmiechem głową. W środku jednak poczuła strach. Wiedział o dziecku? Jeśli tak, to skąd? Delikatny dreszcz przebiegł po jej plecach.
- Niby, co? – odparła starając się, aby jej głos zabrzmiał, jak najbardziej naturalnie. Dean wzruszył ramionami. 
– Powiedz? Co niby miałabym przed tobą ukrywać?
- Może… Tego blond lalusia? – Nicole poczuła natychmiastową ulgę. Uśmiechnęła się do Winchestera, a następnie parsknęła śmiechem.
- Justina?
- Mniejsza o jego imię – rzucił Dean, machając w jej kierunku ręką. Dziewczyna podeszła do niego i objęła jego kark rękami.
- Mój zazdrosny misiu – za świergotała przesłodzonym głosem.
- Weź, bo mnie zemdli – powiedział Dean, wyswobadzając się z jej uścisku. Nicole po raz kolejny wybuchła śmiechem. – Więc, kto to?
- Mój były – odpowiedziała zgodnie z prawdą. – Stare czasy.
- I kawa?
- To było raczej służbowe spotkanie – rzuciła Nicole, siadając na łóżku. – Wyciągałam od niego potrzebne nam informacje.
- Nie mów, że ten cały Justin jest łowcą…
- Nie jest. Ale jest dobrym obserwatorem. To on powiedział mi o sali sportowej.
- Jestem pod wrażeniem – odparł z sarkazmem. Dziewczyna przewróciła oczami. – Nie żebym wiesz… Był zazdrosny, czy coś…
- Nie jasne, że nie Dean – powiedziała i machnęła na niego ręką, a na jej ustach ponownie zagościł szeroki uśmiech. Starała się nie roześmiać. Nie chciała znów się z nim kłócić. Musiała jednak przyznać, że był całkiem słodki, kiedy próbował ukryć to, co działo się w jego środku.
- Super – rzucił, kiwając głową. – Myślisz, że Bobby i Sam wrócili do pracy?
- Myślę, że tak. Teraz mamy najgorszą cześć do zrobienia. – Spojrzeli na siebie. Oboje pomyśleli o Lucyferze.

       Nicole, jako ostatnia usiadła przy stole w kuchni. Spojrzała na cztery pierścienie, które leżały na jego środku. Zacisnęła palce na klejnocie. Każdy z nich czuł narastające napięcie. Chcieli wiedzieć, co się stanie, kiedy wszystko zostanie ze sobą połączone. Sam nerwowo poruszył się na krześle. Dziewczyna podniosła głowę i spojrzała na mężczyzn.
- Gotowi? – zapytała, wyciągając przed siebie rękę.
- Zrób to – odparł Dean.
- Oby nie spłonęła mi chata – jęknął Bobby. Nicole uśmiechnęła się delikatnie. – No, co? Mało tu było pożarów?
- Ja nic nie mówię – powiedziała szybko. – Uwaga… 
       Położyła kamień między pierścienie. Wszyscy wstrzymali oddechy. Przez chwilę nic się nie działo. Jednak, kiedy Dean miał zamiar się odezwać, pierścienie zadrżały. Następnie powoli przybliżyły się do klejnotu. Przy ostatnich milimetrach przyspieszyły i połączyły się z kamieniem.
- I tyle?- zapytał Dean, podnosząc głowę i spoglądając na pozostałych.
- Chciałeś jakieś fajerwerki?- odparł Sam, kręcąc głową.
- Może kolejny pożar? – rzucił Bobby.
- Dobra zejdźcie ze mnie – powiedział starszy Winchester i wyprostował się. – Co teraz?
- Musimy pomyśleć, co zrobić z Lucyferem. W jaki sposób i gdzie go ściągnąć – odpowiedział Singer i poprawił czapkę z daszkiem, którą miał na głowie. Sam i Nicole zerknęli na siebie. 
– Co to było? – zwrócił się do nich Bobby, machając przed ich oczami palcem.
- Co? – Udała niewiniątko Nicole. Właśnie teraz brakowało jej tego, aby Bobby i Dean dowiedzieli się, o jej spotkaniu z Lucyferem.
- Te wasze porozumiewawcze spojrzenie – ciągnął swoje Singer.
- Jakie porozumiewawcze? – odezwał się Sam.
- Ja wiem swoje…
- Nie, Bobby – jęknęła Nicole. – To nie czas na jakieś dochodzenia…
- Nie będę do niczego dochodzić, bo liczę, że mi powiecie.
- Ale nie ma, o czym mówić – rzuciła Watson i wstała od stołu. Bobby zmrużył na nią oczy. – To tylko spojrzenie. Tylko.
- Nie chce wam przeszkadzać, ale chyba ktoś jest w salonie – przerwał im Dean. 
       Nicole poczuła ulgę. Przynajmniej teraz Singer nie będzie ich przesłuchiwał. Starszy z braci ruszył w kierunku salonu. Zatrzymał się, uśmiechnął i odwrócił się do pozostałych. 
- To Cass. - Wszedł w głąb pomieszczenia i nagle zatrzymał się. Spojrzał zaskoczony na młodego chłopka, który siedział na kanapie. Nieznajomy był szczupłym nastolatkiem, z przyklapniętymi brązowymi włosami. Na jego podłużnej twarzy widać było zniecierpliwienie. Szare oczy utkwione były w Deana. Choć Winchester nigdy chłopaka nie widział, te oczy wydały mu się dziwnie znajome.  
- Witaj Dean – odezwał się anioł, swoim spokojnym głosem.  
- Ta… Cześć. Kto to? 
        Po chwili reszta mieszkańców domu znalazła się w salonie. Nicole przecisnęła się na przód, aby zobaczyć nieznajomego. Anioł bez słowa skinął reszcie głową.
- Co się dzieje Cass? – zapytał Sam.
- Musicie wiedzieć, że plany nieco się pokrzyżowały – zaczął Castiel. Zerknął szybko na chłopaka, a następnie ponownie spojrzał na łowców. – Dowiedziałem się, że Zachariasz znalazł kogoś innego na miejsce Deana.
- Jak to na jego miejsce? – dopytywał się Sam.
- Dean nie jest już naczyniem Michała – odpowiedział Cass. – Nie chciałeś powiedzieć mu „tak”, więc Zachariasz znalazł na twoje miejsce właśnie jego. – Wskazał palcem na chłopaka. – Jednak zanim zdążył do niego dotrzeć, zabrałem go do was.
- Czekaj… Czegoś tu nie rozumiem. Zachariasz mówił, że Dean jest potomkiem Kaina i Abla, więc dlatego jest wybranym naczyniem dla archanioła – odparł Bobby.
- Może być zastąpiony. W krwi Adama Milligana też płynie ta krew – powiedział anioł i ponownie spojrzał na chłopaka.
- Adam Milligan? – zapytała Nicole, robiąc wielkie oczy. Cass kiwnął głową. – O Boże…
- Możesz mnie w końcu zostawić? –odezwał się chłopak. – Zachariasz chce się ze mną widzieć.
- Pilnujcie go – ciągnął swoje anioł, ignorując słowa Adama. – Uważajcie na siebie. – Kiedy to powiedział, zniknął.
- Świetnie –rzucił z przekąsem Bobby.
- Mam być więźniem? – odezwał się ponownie Adam i już chciał wstać, kiedy Sam położył mu rękę na ramieniu i pchnął na kanapę, aby z powrotem usiadł.
- Nie więźniem. To dla twojego dobra – powiedziała Nicole, podchodząc do niego. 
       Poczuła na sobie wzrok Deana. Odwróciła się i spojrzała w jego zielone tęczówki.
- Mam dziwne wrażenie, że już słyszałaś o naszym podopiecznym? – zapytał, krzyżując dłonie na klatce piersiowej. Dziewczyna ściągnęła brwi i zacisnęła usta. 
– Kim on jest? – Wzięła głęboki oddech i wypuściła cicho powietrze.
- To wasz brat – odpowiedziała cicho.
- Że co?! – warknął Dean i zaraz znalazł się obok niej. – Skąd to wiesz?
- Od Johna…
- John Winchester? – zapytał ożywiony Adam.
- Ty – wskazał na Adama. – Siedź cicho. A ty – utkwił wzrok w Nicole – dlaczego do cholery nic nam nie powiedziałaś?!
- Mam na głowie Apokalipsę i… - Ugryzła się w język. W końcu obiecała sobie, ze będzie milczeć na temat stanu, w jakim jest. – I nie mam do tego głowy, aby na bieżąco analizować wasze drzewo genealogiczne!
- Zamknijcie się oboje! – krzyknął Bobby. Spojrzeli na niego. – Nie możecie tego załatwić w normalny i cywilizowany sposób? Wydzieracie się na siebie, jak jakieś małpy w cyrku.
- Mówiłaś o Johnie Winchesterze? – zapytał się Adam, przerywając ciszę, jaka nastała. Dziewczyna kiwnęła głową. – Znałaś mojego ojca?
- Tak.
- Jak to możliwe… - Zaczął Sam, z niedowierzaniem kręcąc głową. – Czemu nic nie wiedzieliśmy?
- Sądzę, że John nie chciał wciągać Adama w świat, który my znamy –powiedziała powoli Nicole. – John długo nie mógł pozbierać się po śmierci Mary. Nigdy nie był do końca szczęśliwy, ale miał was. Byliście jego podporą, choć pewnie w życiu by się do tego nie przyznał. Zawsze zgrywał twardziela. W końcu, któregoś dnia poznał w szpitalu Kate. Dla Johna była to tylko przelotna znajomość. Dopiero po kilku latach dowiedział się, że ma kolejnego syna. I wtedy poczuł, że odżył na nowo. Miał cząstkę normalnego życia, którego pragnął i dla was. Nie udało mu się to, a wy weszliście w ten świat, więc postanowił bronić Adama przed tym wszystkim, czym się zajmował.
- Skąd to wiesz?- zapytał Sam.
- Wasz ojciec nie należał do osób wylewnych, ale miałam swoje sposoby na wyciągnięcie z niego informacji – powiedziała z uśmiechem. 
       Zerknęła na zamyślonego Deana. Winchester przygryzł wargę, odwrócił się i poszedł do kuchni.
- Co mu jest? – odezwał się Adam.
- Nic – odpowiedział szybko Sam. – Chyba warto się poznać skoro jesteśmy braćmi – zaczął młodszy Winchester i usiadł obok niego na łóżku.
- Zachariasz na mnie czeka – powiedział chłopak i wstał z miejsca. – Mam przed sobą ważną misję.
- Nie wiesz, w co się pakujesz młody – rzucił Singer.
- Jestem naczyniem Michała – odparł stanowczo Adam. – Powinienem iść, bo będzie mnie szukać. 
       Łowcy spojrzeli na siebie. Sam zerwał się na równe nogi i podszedł do dziewczyny. Nicole podała mu niewielki scyzoryk, który leżał na szafce. 
– Co wy robicie?
- Zabezpieczamy cię – odpowiedziała Nicole z uśmiechem. Sam podszedł do niewielkiego lustra, które wisiało przy regale. Rozciął dłoń i zaczął malować swoją krwią symbol. Kiedy skończył, spojrzał na odsyłacz i kiwnął głową.
- Nic nie rozumiecie – jęknął Adam i usiadł z powrotem na kanapę. – Moja matka nie żyje. Nie mam nikogo, więc nie zależy mi na tym, co się potem ze mną stanie. Chcę pomóc w zakończeniu Apokalipsy.
-Posłuchaj… My też chcemy zakończenia tego wszystkiego, ale nie takim kosztem – powiedziała Nicole, a chłopak zakrył twarz rękami. Łowcy po raz kolejny wymienili spojrzenia.  

       Nicole weszła do kuchni. Zatrzymała się przy stole i wlepiła oczy w starszego Winchestera. Podniósł głowę, a następnie nalał do szklanki kolejną porcję whisky. Przez chwilę przyglądał się złotemu trunkowi, aż w końcu opróżnił szklankę. Dziewczyna usiadła obok.
- Teraz masz zamiar się uwalić? – zapytała, nie spuszczając z niego swoich czekoladowych oczu. Wzruszył ramionami. – Pięknie- syknęła pod nosem. – Weź się w garść Dean.
- Mam się wziąć w garść? Nie muszę. Nic mi nie jest. 
       Wyciągnął rękę po butelkę, ale Nicole była szybsza. Złapała ją i odsunęła od niego.
- Coś mi się zdaje, że twoim nowym problemem stał się Adam – powiedziała szeptem.
- Nie jest moim problemem – odparł, wpatrując się w pustą szklankę. Watson zmierzyła go wzrokiem.
- Chodzi o Johna? – Wzruszył po raz kolejny ramionami. – Nie bądź rozkapryszonym dzieckiem Dean i pogadaj ze mną, jak dorosły człowiek. – Zerknął na nią i wziął głęboki oddech.
- Może i mam do niego żal.
- Może?
- Tak, mam do niego żal. Żal o to, że ja i Sam musieliśmy przeżyć to wszystko. Że byliśmy dla niego bardziej, jak żołnierze niż synowie. I nagle, kiedy urodził się Adam przypomniał sobie, jak to fajnie mieć normalne życie? I niby chciał tego dla nas? To, czemu wiecznie byliśmy w podróży. Czemu wściekał się o to, że Sam chciał iść na studia? Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że tak naprawdę nie znałem swojego ojca. – Westchnął. Pokręcił głową i przejechał dłonią po twarzy. – Mam to gdzieś. – Nicole zacisnęła usta i dotknęła delikatnie jego ramienia. – Czuje, że on w ogóle nie liczył się z tym, czego my pragnęliśmy.
- A czego ty pragniesz Dean?- zapytała cicho, wplatając swoje palce w jego.
- Normalnego, nudnego życia.
- Myślę, że – zaczęła Nicole, a zielone oczy Deana wpatrywały się w nią. – Kiedy uda nam się zakończyć Apokalipsę, będziesz miał szansę na całkiem inne życie. Wszystkim nam przyda się dłuższy odpoczynek od roboty.
- Tak, masz rację… Przydadzą się wakacje. – Dziewczyna uśmiechnęła się lekko, a on odwzajemnił uśmiech.

       Obracała raz po raz, pierścienie i klejnot w dłoni. Teraz, kiedy się ze sobą połączyły, wyglądały jakby od dawna stanowiły ze sobą jedność. Przypominały równy kwiat, z czterema płatkami. Przejechała palcem po gładkich krawędziach pierścieni, licząc na to, że wpadnie na jakiś pomysł odnośnie Lucyfera. Jednak nic nie przychodziło jej do głowy. Westchnęła ciężko i oparła głowę o rękę. Zacisnęła palce mocniej na przedmiocie w dłoni. Zamknęła oczy i przywołała z pamięci obraz Władcy Piekła. Zacisnęła usta. Próbowała znaleźć jakiś jego słaby punkt. Coś, co im pomoże.
- Zachariasz! – Usłyszała głos Sama, który dochodził z salonu. 
       Poderwała się na równe nogi, wsadzając złączone pierścienie i klejnot do kieszeni spodni. Ruszyła szybko do pomieszczenia obok. Zatrzymała się obok Deana. Utkwiła wzrok w mężczyźnie, który stał na środku salonu.
- Czego chcesz?! - warknął Singer.
- Macie coś, co należy do mnie – odpowiedział anioł.
- Świetnie, że traktujesz ludzi tak przedmiotowo – stwierdziła Nicole, podchodząc do kanapy, na której siedział Adam. Chłopak chciał już wstać, kiedy ona gestem kazała mu wrócić do wcześniejszej pozycji.
- Wasze wtykanie nosa w nie swoje sprawy zaczyna być naprawdę irytujące – powiedział Zachariasz.
- Akurat to jest nasza sprawa – odezwał się Sam. – W końcu Adam jest naszym bratem.
- Czyli już wiecie – odparł Zachariasz. – No, cóż… Tak to jest. Ktoś musi się poświęcić, a ty – spojrzał na Deana. – Byłeś zbyt uparty i dumny, aby się zgodzić.
- Raczej nie jest na tyle głupi, by zgodzić się na twoje chore układy – wycedziła przez zęby Nicole.
- I kto to mówi – odpowiedział złośliwie, wlepiając w nią swoje szare zimne oczy. Dziewczyna zacisnęła usta.
- Wypad stąd i będzie po sprawie – rzucił Dean, robiąc krok w jego stronę.
- Wiecie, co – zaczął Zachariasz. – Mam dość tej paplaniny. Adam zgodnie z umową, chodź ze mną. Za długo zwlekaliśmy. – Wskazał na chłopaka i spojrzał na niego surowo. Adam wstał, a Nicole zagrodziła mu drogę ręką. 
– Darujmy to sobie – powiedział anioł, przewracając oczami. – Mam wam zburzyć tę chałupkę, aby siłą wyciągnąć chłopaka?
- Puść mnie – odezwał się Adam.
- Siadaj i zamknij się – warknęła z zaciśniętymi zębami, odwracając głowę w jego stronę.
- Musisz wiedzieć – zaczął Dean, wskazując na anioła palcem. – Że byliśmy przygotowani na to, że złożysz nam wizytę.
- Czyżby?
- Sam – powiedział starszy z uśmiechem, zerkając porozumiewawczo na brata. 
       Anioł przez chwilę stał zdezorientowany, a następnie odwrócił się w stronę młodszego Winchestera. W tym momencie Sam przyłożył dłoń do namalowanego wcześniej odsyłacza aniołów. Zachariasz krzyknął. Dean doskoczył do Nicole, zasłaniając ją przed działaniem odsyłacza. Rozbłysło jasne światło. Po chwili po Zachariaszu nie było śladu. Dziewczyna wyprostowała się i spojrzała w zielone tęczówki Winchestera.
- Dzięki – rzuciła z uśmiechem.
- Widzisz, jak to dobrze, gdy jestem obok – powiedział, wypinając dumnie pierś.
- Weź, bo wpadniesz w samo zachwyt – odparł Sam.
- Za późno. Jego ego go przerasta – odezwał się Bobby.
- Co teraz? – zapytał Dean, ignorując słowa Singera.
- Mogę wiedzieć, co się stało? – zwrócił się do nich Adam. Nicole wzięła głęboki oddech i odwróciła się do niego. Nachyliła się w jego stronę i spojrzała w jego szare oczy.
- Później Milligan – odpowiedziała i przyłożyła mu dwa palce do czoła. Chłopak zamknął oczy i powoli osunął się na oparcie kanapy.
- Co ty mu zrobiłaś? – zapytał Dean, spoglądając na pogrążonego w śnie brata.
- Oszczędziłam nam zbędnej gadaniny, bo mamy ważniejsze rzeczy na głowie. Bez obaw, obudzi się za jakieś kilka godzin – powiedziała Nicole, prostując się. – Więc, co robimy?
- Zachariasz i tak wróci – stwierdził Bobby, pukając palcem w policzek. – Nie wiemy dokładnie ile mamy czasu, ale na pewno będzie chciał odzyskać chłopaka. Musimy koniecznie wyprzedzić jego zamiary. Tylko tak wygramy, to starcie.
- Czyli musimy, jak najszybciej wepchnąć Lucyfera do klatki – skwitowała Nicole. – Bosko. Szczególnie, że nie wiemy, jak to zrobić.
- Chyba mam pewien pomysł – powiedział Sam, a wszystkie oczy zwróciły się w jego stronę.

       Usiedli przy stole w kuchni. Na twarzach łowców widniało zniecierpliwienie. Chcieli, jak najszybciej poznać plan Sama. Jednak ten się nie spieszył. Obszedł kilka razy pomieszczenie, głęboko coś analizując. Co jakiś czas pomrukiwał coś pod nosem. W końcu usiadł naprzeciwko nich.
- Naszym głównym celem jest Lucyfer – zaczął, a ci pokiwali głowami. – Jak wiadomo nie jesteśmy w stanie zmusić go, aby sam z łaski swojej wrócił do klatki. Dlatego pomyślałem, że ja to mogę zrobić.
- Poczekaj, bo nie nadążam – przerwał mu Dean. – Jak ty chcesz to zrobić?
- Powiem mu „tak”, a potem przejmę kontrolę nad swoim ciałem i wejdę do klatki razem z nim.
- Popieprzyło cię?! – warknął Dean, zrywając się z miejsca. – Chcesz się idioto poświęcić?
- To jedyne wyjście Dean – odpowiedział Sam. – Wiem, że mogę to zrobić. Wystarczy, że…
-Że co?! Wypijesz trochę krwi demona, aby być silniejszym?! – ciągnął swoje Dean.
- Właśnie tak. Jeśli będzie jej dostatecznie dużo, czuję, że dam radę. Skończylibyśmy tę pieprzoną Apokalipsę! 
- Czy ty się do cholery słyszysz?! – krzyknął starszy Winchester. – Po moim trupie!
- Uspokój się Dean – odezwała się Nicole, spoglądając na braci. – To na razie tylko pomysł.
- Gówniany pomysł! Nie zgadzam się!
- Nie pytam cię o zgodę!
- Uspokójcie się obaj! –ryknął Singer, wymachując w ich kierunku palcem.  
- A co ty sądzisz o świetnym planie Sama? – zwrócił się z kpiną do Bobby’ego, Dean.
- Na razie nie wiem. Jest to ryzykowne, ale…
- Ryzykowne?! Kurwa! 
       Singer przewrócił oczami. Starszy Winchester utkwił błagalny wzrok w Nicole, licząc na to, że ona również będzie przeciwna. Dziewczyna jednak wpatrywała się w Sama. Milczała. Na jej twarzy wymalowała się powaga. Dean uniósł brwi do góry. Chciałby coś powiedziała. By stanęła po jego stronie. Zapanowała cisza.
- Co o tym myślisz? – zapytał ją Sam.
- Dałbyś radę? – odpowiedziała pytaniem.
- No, nie ty też – jęknął Dean. Nadzieja, która w nim zagościła, uleciała. Spojrzał na nią z niedowierzaniem. 
– Macie wszyscy narąbane w głowach! – warknął, odwrócił się na pięcie i wściekły ruszył w stronę drzwi. Otworzył je i wyszedł z domu. Drzwi zamknęły się z głośnym trzaskiem.
- Przejdzie mu – powiedział Bobby. Nicole wzięła głęboki oddech i wlepiła wzrok w młodszego Winchestera.
- Potrzebowałbym dużo demonicznej krwi. Jestem pewny, że dałbym radę przejąć kontrolę, otworzyć klatkę i do niej wejść – stwierdził Sam.
- Gdyby to się udało, oznaczałoby to…- zaczęła Nicole.
- Że utknąłbym tam z Lucyferem – dokończył za nią Winchester.
- Na pewno znaleźlibyśmy sposób, aby cię z tamtąd wyciągnąć –  powiedział Bobby. – Nie zostawilibyśmy cię tam.
- Jesteś pewny, że chcesz się tak poświęcić? –zapytała Nicole, spoglądajac na niego z nieukrywanym smutkiem. Tak samo, jak Deanowi, tak i jej nie podobało się to. Jednak ona zdawała sobie sprawę z tego, że nie mają aż tyle czasu  by wymyśleć inny plan, który mógłby się udać.
- Tak – odpowiedział pewnym głosem Sam.
- Jak przekonamy Deana? – zwróciła się do Bobby’ego.
- Myślę, że w końcu sam to zrozumie, że nie mamy innego wyjścia – odpowiedział łowca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz