Weszli do
domu Bobby’ego. Każde z nich zastanawiało się nad tym, co dalej. Choć mieli
wszystkie cztery pierścienie Jeźdźców oraz klejnot, nie mieli pojęcia, jak
wsadzić Lucyfera do klatki. Domyślając się, jaką potężną mocą musi dysponować,
nie da się od tak, zaciągnąć do swojego dawnego więzienia.
W milczeniu rozeszli
się po budynku. Singer poszedł do piwnicy, w znanym tylko sobie celu. Sam
natomiast rozsiadł się na kanapie i wyciągnął swój komputer. Nicole i Dean
ruszyli na górę, aby odłożyć swoje rzeczy. Przeszli przez hol i znaleźli się
przy ostatnich drzwiach. Dziewczyna otworzyła je i jako pierwsza weszła do
środka. Postawiła torbę na ziemi, tuż obok łóżka. Odwróciła się czując na
plecach, wzrok Deana. Uniosła brwi do góry. Winchester bez słowa wpatrywał się
w nią.
- No, co?- zapytała, kiedy poczuła irytację.
- Powinienem
o czymś wiedzieć? – odezwał się, bacznie ją obserwując. Nicole zrobiła wielkie
oczy i pokręciła ze śmiechem głową. W środku jednak poczuła strach. Wiedział o
dziecku? Jeśli tak, to skąd? Delikatny dreszcz przebiegł po jej plecach.
- Niby, co?
– odparła starając się, aby jej głos zabrzmiał, jak najbardziej naturalnie.
Dean wzruszył ramionami.
– Powiedz? Co niby miałabym przed tobą ukrywać?
- Może… Tego
blond lalusia? – Nicole poczuła natychmiastową ulgę. Uśmiechnęła się do
Winchestera, a następnie parsknęła śmiechem.
- Justina?
- Mniejsza o
jego imię – rzucił Dean, machając w jej kierunku ręką. Dziewczyna podeszła do
niego i objęła jego kark rękami.
- Mój
zazdrosny misiu – za świergotała przesłodzonym głosem.
- Weź, bo
mnie zemdli – powiedział Dean, wyswobadzając się z jej uścisku. Nicole po raz
kolejny wybuchła śmiechem. – Więc, kto to?
- Mój były –
odpowiedziała zgodnie z prawdą. – Stare czasy.
- I kawa?
- To było
raczej służbowe spotkanie – rzuciła Nicole, siadając na łóżku. – Wyciągałam od
niego potrzebne nam informacje.
- Nie mów,
że ten cały Justin jest łowcą…
- Nie jest.
Ale jest dobrym obserwatorem. To on powiedział mi o sali sportowej.
- Jestem pod
wrażeniem – odparł z sarkazmem. Dziewczyna przewróciła oczami. – Nie żebym
wiesz… Był zazdrosny, czy coś…
- Nie jasne,
że nie Dean – powiedziała i machnęła na niego ręką, a na jej ustach ponownie
zagościł szeroki uśmiech. Starała się nie roześmiać. Nie chciała znów się z nim
kłócić. Musiała jednak przyznać, że był całkiem słodki, kiedy próbował ukryć
to, co działo się w jego środku.
- Super –
rzucił, kiwając głową. – Myślisz, że Bobby i Sam wrócili do pracy?
- Myślę, że
tak. Teraz mamy najgorszą cześć do zrobienia. – Spojrzeli na siebie. Oboje
pomyśleli o Lucyferze.
Nicole, jako ostatnia usiadła przy stole w
kuchni. Spojrzała na cztery pierścienie, które leżały na jego środku. Zacisnęła
palce na klejnocie. Każdy z nich czuł narastające napięcie. Chcieli wiedzieć,
co się stanie, kiedy wszystko zostanie ze sobą połączone. Sam nerwowo poruszył
się na krześle. Dziewczyna podniosła głowę i spojrzała na mężczyzn.
- Gotowi? – zapytała, wyciągając przed siebie rękę.
- Zrób to –
odparł Dean.
- Oby nie spłonęła
mi chata – jęknął Bobby. Nicole uśmiechnęła się delikatnie. – No, co? Mało tu
było pożarów?
- Ja nic nie
mówię – powiedziała szybko. – Uwaga…
Położyła kamień między pierścienie.
Wszyscy wstrzymali oddechy. Przez chwilę nic się nie działo. Jednak, kiedy Dean
miał zamiar się odezwać, pierścienie zadrżały. Następnie powoli przybliżyły się
do klejnotu. Przy ostatnich milimetrach przyspieszyły i połączyły się z
kamieniem.
- I tyle?- zapytał Dean, podnosząc głowę i spoglądając na pozostałych.
- Chciałeś
jakieś fajerwerki?- odparł Sam, kręcąc głową.
- Może
kolejny pożar? – rzucił Bobby.
- Dobra
zejdźcie ze mnie – powiedział starszy Winchester i wyprostował się. – Co teraz?
- Musimy
pomyśleć, co zrobić z Lucyferem. W jaki sposób i gdzie go ściągnąć –
odpowiedział Singer i poprawił czapkę z daszkiem, którą miał na głowie. Sam i
Nicole zerknęli na siebie.
– Co to było? – zwrócił się do nich Bobby, machając
przed ich oczami palcem.
- Co? –
Udała niewiniątko Nicole. Właśnie teraz brakowało jej tego, aby Bobby i Dean
dowiedzieli się, o jej spotkaniu z Lucyferem.
- Te wasze
porozumiewawcze spojrzenie – ciągnął swoje Singer.
- Jakie
porozumiewawcze? – odezwał się Sam.
- Ja wiem
swoje…
- Nie, Bobby
– jęknęła Nicole. – To nie czas na jakieś dochodzenia…
- Nie będę
do niczego dochodzić, bo liczę, że mi powiecie.
- Ale nie ma,
o czym mówić – rzuciła Watson i wstała od stołu. Bobby zmrużył na nią oczy. –
To tylko spojrzenie. Tylko.
- Nie chce
wam przeszkadzać, ale chyba ktoś jest w salonie – przerwał im Dean.
Nicole
poczuła ulgę. Przynajmniej teraz Singer nie będzie ich przesłuchiwał. Starszy z
braci ruszył w kierunku salonu. Zatrzymał się, uśmiechnął i odwrócił się do
pozostałych.
- To Cass. -
Wszedł w głąb pomieszczenia i nagle zatrzymał się. Spojrzał zaskoczony na
młodego chłopka, który siedział na kanapie. Nieznajomy był szczupłym nastolatkiem,
z przyklapniętymi brązowymi włosami. Na jego podłużnej twarzy widać było
zniecierpliwienie. Szare oczy utkwione były w Deana. Choć Winchester nigdy
chłopaka nie widział, te oczy wydały mu się dziwnie znajome.
- Witaj Dean
– odezwał się anioł, swoim spokojnym głosem.
- Ta… Cześć.
Kto to?
Po chwili reszta mieszkańców domu znalazła się w salonie. Nicole
przecisnęła się na przód, aby zobaczyć nieznajomego. Anioł bez słowa skinął
reszcie głową.
- Co się
dzieje Cass? – zapytał Sam.
- Musicie
wiedzieć, że plany nieco się pokrzyżowały – zaczął Castiel. Zerknął szybko na
chłopaka, a następnie ponownie spojrzał na łowców. – Dowiedziałem się, że Zachariasz
znalazł kogoś innego na miejsce Deana.
- Jak to na
jego miejsce? – dopytywał się Sam.
- Dean nie
jest już naczyniem Michała – odpowiedział Cass. – Nie chciałeś powiedzieć mu
„tak”, więc Zachariasz znalazł na twoje miejsce właśnie jego. – Wskazał palcem
na chłopaka. – Jednak zanim zdążył do niego dotrzeć, zabrałem go do was.
- Czekaj…
Czegoś tu nie rozumiem. Zachariasz mówił, że Dean jest potomkiem Kaina i Abla,
więc dlatego jest wybranym naczyniem dla archanioła – odparł Bobby.
- Może być
zastąpiony. W krwi Adama Milligana też płynie ta krew – powiedział anioł i
ponownie spojrzał na chłopaka.
- Adam
Milligan? – zapytała Nicole, robiąc wielkie oczy. Cass kiwnął głową. – O Boże…
- Możesz
mnie w końcu zostawić? –odezwał się chłopak. – Zachariasz chce się ze mną
widzieć.
- Pilnujcie
go – ciągnął swoje anioł, ignorując słowa Adama. – Uważajcie na siebie. – Kiedy
to powiedział, zniknął.
- Świetnie
–rzucił z przekąsem Bobby.
- Mam być
więźniem? – odezwał się ponownie Adam i już chciał wstać, kiedy Sam położył mu
rękę na ramieniu i pchnął na kanapę, aby z powrotem usiadł.
- Nie
więźniem. To dla twojego dobra – powiedziała Nicole, podchodząc do niego.
Poczuła na sobie wzrok Deana. Odwróciła się i spojrzała w jego zielone
tęczówki.
- Mam dziwne
wrażenie, że już słyszałaś o naszym podopiecznym? – zapytał, krzyżując dłonie
na klatce piersiowej. Dziewczyna ściągnęła brwi i zacisnęła usta.
– Kim on
jest? – Wzięła głęboki oddech i wypuściła cicho powietrze.
- To wasz
brat – odpowiedziała cicho.
- Że co?! – warknął Dean i zaraz znalazł się obok niej. – Skąd to wiesz?
- Od Johna…
- John
Winchester? – zapytał ożywiony Adam.
- Ty –
wskazał na Adama. – Siedź cicho. A ty – utkwił wzrok w Nicole – dlaczego do
cholery nic nam nie powiedziałaś?!
- Mam na
głowie Apokalipsę i… - Ugryzła się w język. W końcu obiecała sobie, ze będzie
milczeć na temat stanu, w jakim jest. – I nie mam do tego głowy, aby na bieżąco
analizować wasze drzewo genealogiczne!
- Zamknijcie
się oboje! – krzyknął Bobby. Spojrzeli na niego. – Nie możecie tego załatwić w
normalny i cywilizowany sposób? Wydzieracie się na siebie, jak jakieś małpy w
cyrku.
- Mówiłaś o
Johnie Winchesterze? – zapytał się Adam, przerywając ciszę, jaka nastała.
Dziewczyna kiwnęła głową. – Znałaś mojego ojca?
- Tak.
- Jak to
możliwe… - Zaczął Sam, z niedowierzaniem kręcąc głową. – Czemu nic nie
wiedzieliśmy?
- Sądzę, że
John nie chciał wciągać Adama w świat, który my znamy –powiedziała powoli
Nicole. – John długo nie mógł pozbierać się po śmierci Mary. Nigdy nie był do
końca szczęśliwy, ale miał was. Byliście jego podporą, choć pewnie w życiu by
się do tego nie przyznał. Zawsze zgrywał twardziela. W końcu, któregoś dnia
poznał w szpitalu Kate. Dla Johna była to tylko przelotna znajomość. Dopiero po
kilku latach dowiedział się, że ma kolejnego syna. I wtedy poczuł, że odżył na
nowo. Miał cząstkę normalnego życia, którego pragnął i dla was. Nie udało mu
się to, a wy weszliście w ten świat, więc postanowił bronić Adama przed tym wszystkim,
czym się zajmował.
- Skąd to
wiesz?- zapytał Sam.
- Wasz
ojciec nie należał do osób wylewnych, ale miałam swoje sposoby na wyciągnięcie
z niego informacji – powiedziała z uśmiechem.
Zerknęła na zamyślonego Deana. Winchester
przygryzł wargę, odwrócił się i poszedł do kuchni.
- Co mu
jest? – odezwał się Adam.
- Nic –
odpowiedział szybko Sam. – Chyba warto się poznać skoro jesteśmy braćmi –
zaczął młodszy Winchester i usiadł obok niego na łóżku.
- Zachariasz
na mnie czeka – powiedział chłopak i wstał z miejsca. – Mam przed sobą ważną
misję.
- Nie wiesz,
w co się pakujesz młody – rzucił Singer.
- Jestem
naczyniem Michała – odparł stanowczo Adam. – Powinienem iść, bo będzie mnie
szukać.
Łowcy spojrzeli na siebie. Sam zerwał się na równe nogi i podszedł do
dziewczyny. Nicole podała mu niewielki scyzoryk, który leżał na szafce.
– Co wy
robicie?
-
Zabezpieczamy cię – odpowiedziała Nicole z uśmiechem. Sam podszedł do
niewielkiego lustra, które wisiało przy regale. Rozciął dłoń i zaczął malować
swoją krwią symbol. Kiedy skończył, spojrzał na odsyłacz i kiwnął głową.
- Nic nie
rozumiecie – jęknął Adam i usiadł z powrotem na kanapę. – Moja matka nie żyje.
Nie mam nikogo, więc nie zależy mi na tym, co się potem ze mną stanie. Chcę
pomóc w zakończeniu Apokalipsy.
-Posłuchaj…
My też chcemy zakończenia tego wszystkiego, ale nie takim kosztem – powiedziała
Nicole, a chłopak zakrył twarz rękami. Łowcy po raz kolejny wymienili
spojrzenia.
Nicole
weszła do kuchni. Zatrzymała się przy stole i wlepiła oczy w starszego Winchestera.
Podniósł głowę, a następnie nalał do szklanki kolejną porcję whisky. Przez
chwilę przyglądał się złotemu trunkowi, aż w końcu opróżnił szklankę.
Dziewczyna usiadła obok.
- Teraz masz
zamiar się uwalić? – zapytała, nie spuszczając z niego swoich czekoladowych
oczu. Wzruszył ramionami. – Pięknie- syknęła pod nosem. – Weź się w garść Dean.
- Mam się
wziąć w garść? Nie muszę. Nic mi nie jest.
Wyciągnął rękę po butelkę, ale
Nicole była szybsza. Złapała ją i odsunęła od niego.
- Coś mi się
zdaje, że twoim nowym problemem stał się Adam – powiedziała szeptem.
- Nie jest
moim problemem – odparł, wpatrując się w pustą szklankę. Watson zmierzyła go
wzrokiem.
- Chodzi o
Johna? – Wzruszył po raz kolejny ramionami. – Nie bądź rozkapryszonym dzieckiem
Dean i pogadaj ze mną, jak dorosły człowiek. – Zerknął na nią i wziął głęboki
oddech.
- Może i mam
do niego żal.
- Może?
- Tak, mam
do niego żal. Żal o to, że ja i Sam musieliśmy przeżyć to wszystko. Że byliśmy
dla niego bardziej, jak żołnierze niż synowie. I nagle, kiedy urodził się Adam
przypomniał sobie, jak to fajnie mieć normalne życie? I niby chciał tego dla
nas? To, czemu wiecznie byliśmy w podróży. Czemu wściekał się o to, że Sam
chciał iść na studia? Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że tak naprawdę nie
znałem swojego ojca. – Westchnął. Pokręcił głową i przejechał dłonią po twarzy.
– Mam to gdzieś. – Nicole zacisnęła usta i dotknęła delikatnie jego ramienia. –
Czuje, że on w ogóle nie liczył się z tym, czego my pragnęliśmy.
- A czego ty
pragniesz Dean?- zapytała cicho, wplatając swoje palce w jego.
-
Normalnego, nudnego życia.
- Myślę, że
– zaczęła Nicole, a zielone oczy Deana wpatrywały się w nią. – Kiedy uda nam
się zakończyć Apokalipsę, będziesz miał szansę na całkiem inne życie. Wszystkim
nam przyda się dłuższy odpoczynek od roboty.
- Tak, masz
rację… Przydadzą się wakacje. – Dziewczyna uśmiechnęła się lekko, a on
odwzajemnił uśmiech.
Obracała raz
po raz, pierścienie i klejnot w dłoni. Teraz, kiedy się ze sobą połączyły,
wyglądały jakby od dawna stanowiły ze sobą jedność. Przypominały równy kwiat, z
czterema płatkami. Przejechała palcem po gładkich krawędziach pierścieni,
licząc na to, że wpadnie na jakiś pomysł odnośnie Lucyfera. Jednak nic nie
przychodziło jej do głowy. Westchnęła ciężko i oparła głowę o rękę. Zacisnęła
palce mocniej na przedmiocie w dłoni. Zamknęła oczy i przywołała z pamięci
obraz Władcy Piekła. Zacisnęła usta. Próbowała znaleźć jakiś jego słaby punkt. Coś,
co im pomoże.
-
Zachariasz! – Usłyszała głos Sama, który dochodził z salonu.
Poderwała się na
równe nogi, wsadzając złączone pierścienie i klejnot do kieszeni spodni.
Ruszyła szybko do pomieszczenia obok. Zatrzymała się obok Deana. Utkwiła wzrok
w mężczyźnie, który stał na środku salonu.
- Czego
chcesz?! - warknął Singer.
- Macie coś,
co należy do mnie – odpowiedział anioł.
- Świetnie,
że traktujesz ludzi tak przedmiotowo – stwierdziła Nicole, podchodząc do
kanapy, na której siedział Adam. Chłopak chciał już wstać, kiedy ona gestem
kazała mu wrócić do wcześniejszej pozycji.
- Wasze
wtykanie nosa w nie swoje sprawy zaczyna być naprawdę irytujące – powiedział
Zachariasz.
- Akurat to
jest nasza sprawa – odezwał się Sam. – W końcu Adam jest naszym bratem.
- Czyli już
wiecie – odparł Zachariasz. – No, cóż… Tak to jest. Ktoś musi się poświęcić, a
ty – spojrzał na Deana. – Byłeś zbyt uparty i dumny, aby się zgodzić.
- Raczej nie
jest na tyle głupi, by zgodzić się na twoje chore układy – wycedziła przez zęby
Nicole.
- I kto to
mówi – odpowiedział złośliwie, wlepiając w nią swoje szare zimne oczy.
Dziewczyna zacisnęła usta.
- Wypad stąd
i będzie po sprawie – rzucił Dean, robiąc krok w jego stronę.
- Wiecie, co
– zaczął Zachariasz. – Mam dość tej paplaniny. Adam zgodnie z umową, chodź ze
mną. Za długo zwlekaliśmy. – Wskazał na chłopaka i spojrzał na niego surowo.
Adam wstał, a Nicole zagrodziła mu drogę ręką.
– Darujmy to sobie – powiedział
anioł, przewracając oczami. – Mam wam zburzyć tę chałupkę, aby siłą wyciągnąć
chłopaka?
- Puść mnie
– odezwał się Adam.
- Siadaj i
zamknij się – warknęła z zaciśniętymi zębami, odwracając głowę w jego stronę.
- Musisz
wiedzieć – zaczął Dean, wskazując na anioła palcem. – Że byliśmy przygotowani
na to, że złożysz nam wizytę.
- Czyżby?
- Sam –
powiedział starszy z uśmiechem, zerkając porozumiewawczo na brata.
Anioł przez
chwilę stał zdezorientowany, a następnie odwrócił się w stronę młodszego
Winchestera. W tym momencie Sam przyłożył dłoń do namalowanego wcześniej
odsyłacza aniołów. Zachariasz krzyknął. Dean doskoczył do Nicole, zasłaniając
ją przed działaniem odsyłacza. Rozbłysło jasne światło. Po chwili po
Zachariaszu nie było śladu. Dziewczyna wyprostowała się i spojrzała w zielone
tęczówki Winchestera.
- Dzięki –
rzuciła z uśmiechem.
- Widzisz,
jak to dobrze, gdy jestem obok – powiedział, wypinając dumnie pierś.
- Weź, bo
wpadniesz w samo zachwyt – odparł Sam.
- Za późno.
Jego ego go przerasta – odezwał się Bobby.
- Co teraz?
– zapytał Dean, ignorując słowa Singera.
- Mogę
wiedzieć, co się stało? – zwrócił się do nich Adam. Nicole wzięła głęboki
oddech i odwróciła się do niego. Nachyliła się w jego stronę i spojrzała w jego
szare oczy.
- Później
Milligan – odpowiedziała i przyłożyła mu dwa palce do czoła. Chłopak zamknął
oczy i powoli osunął się na oparcie kanapy.
- Co ty mu
zrobiłaś? – zapytał Dean, spoglądając na pogrążonego w śnie brata.
-
Oszczędziłam nam zbędnej gadaniny, bo mamy ważniejsze rzeczy na głowie. Bez
obaw, obudzi się za jakieś kilka godzin – powiedziała Nicole, prostując się. –
Więc, co robimy?
- Zachariasz
i tak wróci – stwierdził Bobby, pukając palcem w policzek. – Nie wiemy
dokładnie ile mamy czasu, ale na pewno będzie chciał odzyskać chłopaka. Musimy
koniecznie wyprzedzić jego zamiary. Tylko tak wygramy, to starcie.
- Czyli
musimy, jak najszybciej wepchnąć Lucyfera do klatki – skwitowała Nicole. –
Bosko. Szczególnie, że nie wiemy, jak to zrobić.
- Chyba mam
pewien pomysł – powiedział Sam, a wszystkie oczy zwróciły się w jego stronę.
Usiedli przy
stole w kuchni. Na twarzach łowców widniało zniecierpliwienie. Chcieli, jak
najszybciej poznać plan Sama. Jednak ten się nie spieszył. Obszedł kilka razy
pomieszczenie, głęboko coś analizując. Co jakiś czas pomrukiwał coś pod nosem.
W końcu usiadł naprzeciwko nich.
- Naszym
głównym celem jest Lucyfer – zaczął, a ci pokiwali głowami. – Jak wiadomo nie
jesteśmy w stanie zmusić go, aby sam z łaski swojej wrócił do klatki. Dlatego
pomyślałem, że ja to mogę zrobić.
- Poczekaj,
bo nie nadążam – przerwał mu Dean. – Jak ty chcesz to zrobić?
- Powiem mu
„tak”, a potem przejmę kontrolę nad swoim ciałem i wejdę do klatki razem z nim.
-
Popieprzyło cię?! – warknął Dean, zrywając się z miejsca. – Chcesz się idioto
poświęcić?
- To jedyne
wyjście Dean – odpowiedział Sam. – Wiem, że mogę to zrobić. Wystarczy, że…
-Że co?!
Wypijesz trochę krwi demona, aby być silniejszym?! – ciągnął swoje Dean.
- Właśnie
tak. Jeśli będzie jej dostatecznie dużo, czuję, że dam radę. Skończylibyśmy tę
pieprzoną Apokalipsę!
- Czy ty się
do cholery słyszysz?! – krzyknął starszy Winchester. – Po moim trupie!
- Uspokój
się Dean – odezwała się Nicole, spoglądając na braci. – To na razie tylko
pomysł.
- Gówniany
pomysł! Nie zgadzam się!
- Nie pytam
cię o zgodę!
- Uspokójcie
się obaj! –ryknął Singer, wymachując w ich kierunku palcem.
- A co ty
sądzisz o świetnym planie Sama? – zwrócił się z kpiną do Bobby’ego, Dean.
- Na razie
nie wiem. Jest to ryzykowne, ale…
-
Ryzykowne?! Kurwa!
Singer przewrócił oczami. Starszy Winchester utkwił
błagalny wzrok w Nicole, licząc na to, że ona również będzie przeciwna.
Dziewczyna jednak wpatrywała się w Sama. Milczała. Na jej twarzy wymalowała się
powaga. Dean uniósł brwi do góry. Chciałby coś powiedziała. By stanęła po jego
stronie. Zapanowała cisza.
- Co o tym
myślisz? – zapytał ją Sam.
- Dałbyś
radę? – odpowiedziała pytaniem.
- No, nie ty
też – jęknął Dean. Nadzieja, która w nim zagościła, uleciała. Spojrzał na nią z
niedowierzaniem.
– Macie wszyscy narąbane w głowach! – warknął, odwrócił się na
pięcie i wściekły ruszył w stronę drzwi. Otworzył je i wyszedł z domu. Drzwi
zamknęły się z głośnym trzaskiem.
- Przejdzie
mu – powiedział Bobby. Nicole wzięła głęboki oddech i wlepiła wzrok w młodszego
Winchestera.
-
Potrzebowałbym dużo demonicznej krwi. Jestem pewny, że dałbym radę przejąć
kontrolę, otworzyć klatkę i do niej wejść – stwierdził Sam.
- Gdyby to
się udało, oznaczałoby to…- zaczęła Nicole.
- Że
utknąłbym tam z Lucyferem – dokończył za nią Winchester.
- Na pewno
znaleźlibyśmy sposób, aby cię z tamtąd wyciągnąć – powiedział Bobby. – Nie zostawilibyśmy cię
tam.
- Jesteś
pewny, że chcesz się tak poświęcić? –zapytała Nicole, spoglądajac na niego z
nieukrywanym smutkiem. Tak samo, jak Deanowi, tak i jej nie podobało się to.
Jednak ona zdawała sobie sprawę z tego, że nie mają aż tyle czasu by wymyśleć inny plan, który mógłby się udać.
- Tak –
odpowiedział pewnym głosem Sam.
- Jak
przekonamy Deana? – zwróciła się do Bobby’ego.
- Myślę, że w końcu sam to zrozumie, że nie mamy
innego wyjścia – odpowiedział łowca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz