środa, 19 września 2012

15 Umowa

       Po omacku błądziła po labiryncie. Gdzie nie gdzie, paliły się pojedyncze niewielkie pochodnie, które odrobinę rozdzierały mrok. Kiedy się zatrzymywała, ogarniała ją cisza od której bolały uszy. Towarzyszyło jej tylko echo kroków i jej oddech, który co chwila przyspieszał i zwalniał. Kilka razy trafiła na ślepy zaułek. Potem cofając się zobaczyła, że labirynt znów zmienił położenie. Frustracja przybierała na sile. Trzykrotnie starała się przenieść, do któregoś z Winchesterów, jednak tę umiejętność blokowało piekielne pomieszczenie. Jedynym plusem tego był fakt, że również demony musiały działać bardziej „po ludzku” i szukać wyjścia na własną rękę. Zacisnęła dłoń mocniej na nożu, starając się nie poddawać. Chwila słabości sprawiła to, że straciła orientacje w terenie, a jej zmysły na moment się wyłączyły. Miała ochotę usiąść pod jedną ze ścian i przez chwilę przestać myśleć.
       Uderzenie adrenaliny spowodowało, że na nowo wróciła jej energia. Wszystko to za sprawą kroków, które wyłapała. Dochodziły z lewej strony. Przycisnęła się do ściany. Wiedziała, że zdradzi ją biały strój, który miała ubrany. Starała się dostrzec coś w ciemności.
       Kroki z każdą chwilą były coraz bliżej. Była pewna, że nie należą do żadnych z braci. Ponownie zacisnęła mocniej palce na nożu. Wstrzymała oddech, kiedy właściciel kroków miał wyjść zza zakrętu.
       W końcu zobaczyła jego sylwetkę. Dostrzegła, że demon zatrzymał się. 
- Czuje twoje anielskie ciałko – powiedział grubym głosem. – Nawet cię widzę. Twoje białe wdzianko cię zdradza.
- W takim razie koleś masz pecha – odpowiedziała. Demon roześmiał się i ruszył pewnie w jej stronę. Nicole zacisnęła zęby i zamachnęła się nożem. Wbiła go w jego ramię.
- Za szczypało suko! – warknął na nią i odepchnął z całej siły. Przewróciła się na podłogę, zdzierając skórę z łokci. 
– Mówiłem, że tym gównem nic mi nie zrobisz.
       Zerwała się z podłogi. Jej wzrok przyzwyczaił się do ciemności na tyle, że dokładnie widziała gdzie stał. Rzuciła się na niego, uderzając go w twarz. Słyszała chrupnięcie, a następnie poczuła ciepłą ciecz na swojej dłoni. On nie pozostał jej dłużny. Chwycił ją za włosy. Przez chwilę szarpali się ze sobą.
       W końcu zamachnęła się i trafiła go w oko. Nóż nie zatopił się głęboko, jednak jego krzyk rozniósł się echem po labiryncie.
- A nie mówiłam, że tym gównem wydłubię ci oko – powiedziała ze śmiechem, kiedy po raz kolejny powalił ją na ziemię.
- Zabiję cię kurwo!
       Podbiegł do niej, a ona wymierzyła mu soczystego kopniaka w brzuch. Uderzył o ścianę. Wyciągnął rękę w jej stronę.
– Idź do diabła – wycedził przez zaciśnięte zęby.
- Nie dzięki, już tam byłam – odpowiedziała i również wyciągnęła przed siebie dłoń. Ich energie spotkały się ze sobą. Nicole szybko zdała sobie sprawę, że jest silniejsza od niego. 
– Jak widać, jesteś nędznym popychadłem Alastaira – stwierdziła ze śmiechem. Zacisnęła rękę, a on zaczął się dusić.
- Co ty… - Zaczął, ale nie dane mu było skończyć, gdyż Nicole zaczęła wypowiadać egzorcyzm. Słyszała, jak demon powoli opuszcza ciało mężczyzny. Potem zniknął w czerwonym świetle w podłodze. Mężczyzna zjechał plecami po ścianie, a jego głowa opadła na prawe ramię. Dziewczyna podniosła się z miejsca, wsadziła nóż za rzemienie w bucie i podeszła do niego. Przyłożyła dwa palce do jego szyi. Był martwy.


       Nie zważał na krzyki innych, które słyszał za plecami. Nie interesowało go to, że podłoga niebezpiecznie drży. Jego celem było dorwanie Alastaira i pozbycie się go raz na zawsze. Demon najwyraźniej nie przeczuwał, że Dean ruszy za nim. Że uda mu się ominąć, to co się działo w poprzednim pomieszczeniu.
       Wpadł do kolejnego. Alastair zatrzymał się i ze złośliwym uśmiechem na ustach spojrzał na Winchestera.
- Może nie bawmy się w kotka i myszkę, skoro tamci już to robią – powiedział, wskazując brodą na wejście. – Zabawmy się, jak prawdziwi mężczyźni, co Dean? Jak dawniej? Tak, jak kiedyś bawiliśmy się w piekle.
- Jesteś już trupem Alastair – powiedział Dean, robiąc kilka kroków w jego stronę.
- Masz tupet – odparł demon i zaśmiał się. - Ale skończmy się wygłupiać. Czas przejść do czynów.
       Zanim Dean zdążył zareagować został rzucony na ścianę.
– Myślałeś, że dasz mi radę? – Upadł na podłogę, ciężko dysząc. – Słaby człowiek przeciwko demonowi. I to jeszcze bez broni. Naprawdę lubię wyzwania, ale ty akurat nim nie jesteś.
        Dean zdążył się podnieść, kiedy po raz kolejny został rzucony na ścianę. Czuł każdy skrawek swojego ciała. Ból powoli rozchodził się od głowy, po czubki palców u nóg.
– Dean, Dean, Dean – zacmokał Alastair i podszedł do niego. – Dam ci fory. – Pomógł mu wstać, a następnie wyprostował się. – No, dalej bądź mężczyzną!
       Dean zacisnął usta i uderzył go z pięści w twarz. Jego głowa odskoczyła, a z jego ust dobył się śmiech. Wściekłość rozsadzała każdą komórkę jego ciała. Uderzał demona na oślep byleby ten przestał się śmiać.
        W końcu Alastair złapał go za rękę. Drugą dłonią wykonał ruch w powietrzu, tak że Dean przeleciał przez całe pomieszczenie uderzając ponownie o ścianę. Na jego włosy posypało się trochę piachu. Demon wyszczerzył zęby.
– Nie jesteś dla mnie przeciwnikiem. Jesteś słaby – powiedział z wyższością w głosie. Nachylił się nad nim i złapał ze przednią część materiału. Następnie uderzył go w twarz. Z rozciętej skroni wypłynęła krew. Dean przewrócił się na brzuch. Alastair przekrzywił głowę i ponownie złapał go za ubranie. Z zaciętą miną uderzył go po raz kolejny, a potem jeszcze raz.
        Kiedy Dean ponownie upadł, ten z całej siły zamachnął się i kopnął go w brzuch. Winchester poczuł smak krwi. Jego oddech stał się płytki i przyspieszył jeszcze bardziej. 
- Pie… - Zaczął Dean, ale Alastair po raz kolejny kopnął go, łamiąc mu dwa żebra. Z całej siły zacisnął usta, aby nie krzyknąć.
- Jesteś najsłabszym ogniwem w tej grze. Nie jesteś tak wyjątkowy, jak pozostali – zaczął Alastair i odszedł kawałek. Przechadzał się to w jedną, to w drugą stronę, bacznie obserwując leżącego na ziemi Deana. 
– Jesteś jakby pusty w środku. Łatwo się łamiesz, szybko się poddajesz. W piekle nie tylko torturowałem ciebie, ale także i twojego ojca. On się nie złamał. Ty tak. Torturowałem też Nicole. Była tam na dole o wiele dłużej niż ty. Nie złamała się. Ma ona charakterek. Za każdym razem, kiedy przychodziłem do niej z tą samą propozycją, co do ciebie, tak kazała mi się pieprzyć. Oj, tak… Z Nicole był ubaw. A ty… Zgodziłeś się torturować innych, w tak szybkim czasie. Przy okazji złamałeś pierwszą pieczęć, za co jestem ci bardzo wdzięczny. Właśnie prawie bym o tym zapomniał. Niby taki prawy człowiek, za którego się miałeś Dean, wziął w obroty inne dusze. Torturowałeś je, a ja czułem i widziałem, że ci się to podoba. Miałeś z tego satysfakcję. Stawałeś się taki, jak inni. Taki, jak my.  Zimny i  bezlitosny. Teraz grasz świętoszka, ale jest tak samo zepsuty, jak demon. Tak naprawdę jesteś nic nie wart.
       Dean uniósł się na rękach. Ból nie pozwolił mu zrobić tego w szybszym tempie, dlatego Alastair od razu to zauważył. Podszedł do niego i znów kopnął go. Ponownie upadł na ziemię. Demon złapał go za ubranie i przewrócił na plecy.
– To już koniec Deanie Winchesterze. – Wyciągnął rękę i rzucił go na ścianę. Nie mógł się ruszyć. Wisiał, jakby przyklejony do niej, a Alastair powoli zbliżał się do niego. 
– Zawiodłeś ojca, zawiodłeś brata, zawiodłeś Nicole… Jesteś nikim. Nie wiem, jakim cudem te skrzydlate dupki pokładały w tobie jakąkolwiek nadzieję. Nie jesteś pieprzonym bohaterem, więc przestań go udawać i zejdź nam z drogi. – Ostatnie słowa prawie wysyczał.
- Wal się – odparł Dean, łapiąc nerwowo powietrze. Alastair uniósł brwi do góry i zacisnął nieco dłoń. Z ust Deana wydobył się głośny krzyk, który rozniósł się echem po pomieszczeniu. Po chwili zachłysnął się własną krwią. Duże ilości czerwonej cieczy znalazło się na podłodze. Demon zaśmiał się.


       Usłyszała krzyk. Poczuła ciarki na całym ciele, a stróżka potu spłynęła po plecach. Jej serce przyspieszyło. Wiedziała do kogo należał głos. Bez namysłu puściła się pędem przez labirynt, aby dotrzeć do niego, jak najszybciej. Obawa przed najgorszym sprawiała, że biegła coraz szybciej. Wiedziała, że musi być blisko. Wcześniej nie słyszała niczego.
       Kilka razy potknęła się o nierówności na drodze. Dwa raz przewróciła się, zdzierając skórę z rąk. W końcu jednak dostrzegła światło. Ruszyła w jego stronę. Wybiegła z labiryntu do kolejnego pomieszczenia. Ciężko dysząc rozejrzała się dookoła. Była w niewielkiej sześciokątnej komnacie. Na przeciwko niej znajdowały się ciężkie drzwi.
       Zignorowała je, kiedy zobaczyła leżącego w kałuży krwi Deana. Momentalnie jej oczy zaszkliły się. Podeszła do niego i uklęknęła przy nim. Przez chwilę wstrzymała oddech. Kiedy jednak zobaczyła, ze jego klatka piersiowa wykonuje powolne ruchy, wypuściła powietrze.
- Dean – szepnęła, nachylając się w jego stronę. Objęła go, prosząc w duchu, aby się obudził. – Nie możesz mnie teraz zostawić – poprosiła. Kilka słonych łez wypłynęło z jej oczu.
– Nie możesz mnie zostawić samej. Kocham cię. Dean… Dean! – Delikatnie potrząsnęła nim. –Nie pozwolę ci odejść. Nie teraz i nie tutaj – szepnęła, a następnie wytarła wierzchem ręki, która nie była w jego krwi, spływające po policzkach łzy. Nie puszczając jego dłoni, zamknęła oczy.
- Castiel! Błagam cię! Musisz się pojawić! Jesteś mi potrzebny! – krzyczała w myślach tą imitację modlitwy.- Musisz mnie słyszeć! Cass!
       Rozejrzała się po pomieszczeniu, ale nikogo oprócz niej i Deana nie było. Zagryzła wargę. Wiedziała, że Dean ma coraz mniej czasu. Bała się, że go straci. Musiała coś zrobić. Wiedziała, że druga opcja, jaką wybrała, nie będzie należała do najprostszych. Przełknęła ślinę i ponownie zamknęła oczy.
– Zachariasz, błagam musisz mi pomóc. Zgodzę się na wszystko, tylko proszę… pomóż mi!
       Przez chwilę klęczała z zamkniętymi oczami. Kiedy jednak usłyszała znajome cmokanie, otworzyła je i raptownie odwróciła się. Spojrzała na anioła. Jego usta wykrzywione były w nieszczerym uśmiechu.
- Jak się tu znalazłeś? – zapytała, bo tylko to przychodziło jej do głowy. Wiedziała, że z nim trzeba postępować ostrożnie.
- Ach… No, tak. Mogę tu wpadać i wypadać, ponieważ to ja stworzyłem symbol i to, co znajduje się za nim. – Kiedy to powiedział, dziewczyna wstała.
- Myślałam, że chcesz zakończyć Apokalipsę?
- Oczywiście, że chcę. Jednak nie taką metodą, którą wybrałaś ty i twoi chłoptasie. To wam się nie uda. Tylko Michał może zgładzić Lucyfera. Takie jest przeznaczenie. – Nicole zacisnęła zęby. Słowo przeznaczenie działało na nią, jak płachta na byka. – Tak szczerze nie pojawiłbym się, gdyby wzywał mnie ktoś inny. Jednak intrygujesz mnie.
- Wiem, że możesz go uleczyć – powiedziała, wskazując na Deana. – Błagam, pomóż mu. – Zachariasz zaśmiał się. 
- Mogę, ale nie chcę – odpowiedział anioł, a Nicole spojrzała na niego z niedowierzaniem.
- Przecież sam mówiłeś, że jest ci potrzebny!
- I tak jest nadal. – Spokojny ton jego głosu zaczął ją irytować. – Nie uleczę go. Winchester powinien przemyśleć sobie kilka rzeczy, a potem stanąć po właściwej stronie.
- Czy ty nie widzisz, że on się wykrwawia na śmierć?! – krzyknęła, robiąc kilka kroków w jego stronę.
- Nie dramatyzuj – warknął w jej stronę.- Nie powiedziałem, że w ogóle mu nie pomogę. – Nicole ściągnęła brwi. – Ale nie ma nic za darmo. Chcę coś w zamian – dodał i uśmiechnął się złośliwie.
- Najpierw muszę mieć pewność, że Dean przeżyje.
- Nic mu nie będzie. Przeniosę go do jego czasów.
- I co to niby da?
- Szpital – odpowiedział, wlepiając w nią swoje szare oczy. - Ale, jak już wspomniałem chcę coś w zamian.
- Mam namówić Deana i Sama, aby powiedzieli Lucyferowi i Michałowi tak?
- Nie. Mam dla ciebie inne zadanie. Przysługa za przysługę. Co ty na to?
- Zgoda- powiedziała pewnie Nicole.
- Zgadzasz się w ciemno? – Kiwnęła głową. – Uwielbiam robić z tobą interesy. O spłaceniu swojego długu dowiesz się niedługo.
- Jak mnie znajdziesz?
- Założę się, że wszędzie tam gdzie są Winchesterowie, tam jesteś i ty – odpowiedział z pewnością w głosie. – Mam rację? – Po raz kolejny kiwnęła głową. – To prawie wszystko załatwione.
- Prawie?
- Muszę mieć pewność, że dotrzymasz słowa, a ty musisz mieć pewność, że i ja to zrobię. – Nicole ściągnęła brwi. Zachariasz wyciągnął niewielki nóż i rozciął swoją dłoń. – To coś w rodzaju umowy… spisanej krwią. Konsekwencje mogą być poważne, dla tego kto ją zerwie. 
       Dziewczyna zacisnęła usta. Wyciągnęła swój nóż i rozcięła rękę, która zdążyła się zagoić. Zachariasz wyciągnął dłoń w jej stronę. Ona zrobiła to samo. Uścisnął ją, a ona poczuła pewną siłę, która zawiązuje się na nich, niczym delikatna niewidzialna wstążka. Kiedy to dziwne uczucie minęło, Zachariasz puścił jej dłoń i podszedł do Deana.
– Do zobaczenia Watson- rzucił przez ramię i dotknął palcem czoła Deana. Obaj rozpłynęli się w powietrzu.
       Nicole wzięła głęboki oddech starając się uspokoić. Miała nadzieję, że Deanowi nic nie będzie. Tylko tyle mogła dla niego zrobić, skoro Castiel nie mógł się tu pojawić. Przez chwilę jej myśli krążyły wokół tego, co przed chwilą zrobiła. Jednak ona wiedziała, że nie było innego wyjścia.
       Zacisnęła zęby i spojrzała na drzwi. Przez to wszystko zapomniała o demonie, który zmasakrował Deana. Złość i wściekłość wypłynęły z każdej komórki jej ciała. Alastair był teraz jej celem. Chciała się zemścić. Za wszystko co zrobił i do czego się przyczynił.
       Już zamierzała ruszyć w stronę drzwi, kiedy usłyszała za plecami czyjeś szybkie kroki. Raptownie odwróciła się. Sam znieruchomiał widząc zakrwawioną Nicole.
- Nic ci nie jest? – zapytał, podchodząc do niej.
- To nie moja krew – odpowiedziała i spojrzała w jego zielone oczy. Wolała nie mówić o umowie, jaką zawarła z Zachariaszem.
- Widziałaś Deana? – odezwał się ponownie,  zdenerwowany. Dziewczyna przełknęła ślinę.
- Nic mu nie będzie. Trochę oberwał, ale wrócił do naszych czasów.
- Jak? Co z Alastairem?
- Jest mój – powiedziała przez zaciśnięte zęby.
- Nie bądź głupia – rzucił Sam, łapiąc ją za ramiona. Potrząsnął nią lekko, jakby chciał by oprzytomniała.
- Tylko ja mogę go załatwić. Jest silny, ale ja też mam nie jednego asa w rękawie – ciągnęła swoje.
- Czy ty siebie słyszysz?
- Nie pozwolę mu skrzywdzić nikogo więcej – powiedziała przez zaciśnięte zęby. – Bez urazy Sam, ale on z łatwością może rozerwać cię na strzępy.
- A ciebie nie?
- Ja poskładam się szybciej niż ty – odparła i lekko uśmiechnęła się. Nagle usłyszeli czyjeś szybkie kroki. Nicole wzięła głęboki oddech.
– Idą tu. Musisz ich zatrzymać. Nie pozwól im tam wejść – powiedziała, wskazując na drzwi. Sam wyglądał, jakby przez chwilę coś analizował. W końcu spojrzał w jej czekoladowe oczy i kiwnął głową.
- Uważaj na siebie – rzucił.
- Ty też.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz